Katarzyna pocałowała Baśkę w policzek
i już miała wysiąść, kiedy ta przytrzymała ją za rękę.- Gdybyś nie chciała spać
sama, to ja po Ciebie przyjadę, nawet o pierwszej w nocy. – zapewniła – I wiesz
co? Odezwij się do tego Stefano. Coś mi mówi, że mu na Tobie zależy…
- Dobrze, Basiu – Katarzyna
zgodziłaby się na wszystko, byle już nie musiała o tym rozmawiać – odpiszę mu i
zadzwonię, gdybym chciała przenocować, OK.?
Idąc
do klatki schodowej, uświadomiła sobie, że wciąż się ogląda i zerka
podejrzliwie na mijających ją ludzi. Zastraszyli mnie, pomyślała zirytowana, ale
jednocześnie, nie była w stanie się opanować. Wszędzie widziała czających się
potencjalnych agresorów. Ale co mogą mi zrobić? Co im to da? Już rozpoznałam
telefon i basta, przekonywała się w myślach.
Jednak, kiedy usłyszała za sobą kroki, o mało nie zaczęła biec.
- Pani doktor Pars? – znajomy
głos zabrzmiał tuż za jej plecami.
- Tak, to ja – odparła, prostując
się – pan Adam Kita, prawda? – wydało jej się, że gdzieś już go widziała.
Weszli
razem na klatkę schodową i Katarzyna pomyślała, że mimo wszystko woli pokonać
drogę do drzwi w towarzystwie policjanta. Domofon nie był żadnym
zabezpieczeniem. Wystarczyło nacisnąć którykolwiek numer i powiedzieć, że chyba
coś się na dole zablokowało, zawsze znalazł się jakiś życzliwy…
- Chyba pani nie przestraszyłem?
– spytał, gdy otwierała drzwi do mieszkania.
- Nie – odparła nerwowo –
Chociaż, właściwie tak – przyznała niechętnie. Już sobie przypominała, skąd go
zna. Nowak go przyprowadził na badanie, podobno na polecenie dyrektora. Ciekawe,
jak dobrze się znali?
Otworzyła
drzwi i weszła do mieszkania zapalając po drodze światło. Wskazała gościowi
fotel, a sama ruszyła do aneksu kuchennego, oddzielonego od salonu wyspą z
granitu i szkła. – Napije się pan herbaty? – spytała.
- Chętnie – odparł, rozglądając
się ciekawie po mieszkaniu – Ma pani ładny widok – zauważył, spoglądając za
okno, gdzie widać było światła miasta, a w oddali ostatnie piętra niesamowicie
oświetlonego nowego biurowca, położonego po przeciwnej stronie miasta.
- Tak, na razie tak – zgodziła
się – niestety, niedługo zasłoni go ten apartamentowiec naprzeciwko. Mieliśmy
się wyprowadzić, zanim go skończą, ale sytuacja się zmieniła i chyba dojrzałam
do sprzedaży domu – umilkła i zajęła się herbatą.
- Przepraszam, że zawracam pani
głowę o tej porze – zaczął Kita, jakby chciał przerwać niezręczną ciszę – ale
od naszej ostatniej, a właściwie przedostatniej rozmowy, sporo się zmieniło.
Zanim jednak przejdziemy do tego, to chciałbym pani coś pokazać – wyciągnął z
wewnętrznej kieszeni cienkiej kurtki, kilka złożonych na cztery kartek –
uprzedzam, że choć jest pani lekarzem, to może być nieprzyjemne.
Spojrzała
na niego przeciągle i postawiła dwa kubki z herbatą na stoliku obok fotela. On
nie miał pojęcia, ile nieprzyjemnych rzeczy spotkało ją w ciągu ostatnich kilku
dni, nie wspominając o ostatnim roku. Co jeszcze mógł jej pokazać? Spojrzała na
kartki, które przed nią rozłożył.
- To ksero opisu sekcji pani męża
i dwie opinie ekspertów. Chciałbym, żeby pani je przeczytała w takiej kolejności,
jak wymieniłem – powiedział.
Jednak
udało mu się ją zaskoczyć. Patrzyła z wahaniem na kartki, ale w końcu wzięła
się w garść. Opis sekcji zawierał dokładny wykaz obrażeń, jakich doznał Robert.
Nie pominięto najmniejszego zadrapania, ze szczegółami opisano złamania żeber i
nadgarstka, stłuczenie barku i kolana oraz pęknięcie czaszki, które uznano za
przyczynę śmierci. Znała ten raport. Sięgnęła po pierwszą opinię i przeczytała
ją bez specjalnego zainteresowania. Wynikało z niej, że Roberta
najprawdopodobniej potrącił samochód, o czym zresztą wiedziała doskonale. Nie
rozumiała tylko, do czego to wszystko miało powadzić? Spojrzała na policjanta,
spokojnie popijającego herbatę i sięgnęła po drugą opinię. Nieznany jej
człowiek, analizował bardzo dokładnie każde uszkodzenie ciała Roberta. Jednak
jego wnioski były dla niej kompletnym zaskoczeniem. Z jego analizy wynikało, że
obrażenia nie mogły powstać w wyniku potrącenia, skłaniał się raczej ku
gwałtownemu upadkowi na twardą powierzchnie, np. z jadącego samochodu. Uniosła
głowę i napotkała badawcze spojrzenie Kity. – Co to ma właściwie znaczyć? –
spytała z rosnącym niepokojem.
- Właśnie się nad tym
zastanawiam… – odparł – Jeszcze do tego wrócimy, a teraz chciałbym, żeby mi
pani odpowiedziała na jedno pytanie, tylko proszę się dobrze zastanowić. Kto
wiedział, że będzie pani w sobotę na lotnisku?
Spojrzała
na niego zaskoczona. Wróciła w piątek… No tak, ale miała wrócić w sobotę… Do
Karoli i mamy wysłała sms-y. Kto jeszcze? - Pan, pewna dziennikarka… i jeszcze doktor
Nowak, mój ordynator. Dlaczego pan o to pyta?
- Bo ktoś na panią czekał na
lotnisku. Miał kartkę z pani imieniem i nazwiskiem – wciąż był niezwykle opanowany,
ale w jego oczach pojawiła się jakaś czujność. Katarzyna uświadomiła sobie, że
Stefano patrzył czasem podobnie – może kogoś pani rozpozna? – podsunął jej dość
niewyraźne zdjęcie ciemnowłosego mężczyzny w marynarce i dżinsach. W jego
wyglądzie nie było niczego znajomego ani charakterystycznego.
- Przykro mi, ale nie mam
pojęcia, kto to jest – odparła – ale dlaczego na mnie czekał? Zaraz, a skąd pan
wie, że tam był? Śledzi mnie pan? – nagle doznała lekkiego ataku paniki.
Spojrzała nerwowo w kierunku drzwi. Czyżby ten człowiek nie był tym, za kogo
się podaje? Głos się zmienia przez telefon, a to ona wymówiła jego nazwisko,
nie on… No, ale był już kiedyś u niej…
Jej
gość z lekkim uśmiechem sięgnął do kieszeni kurtki i wyciągnął coś, co
przypominało prawo jazdy, ale okazało się jego legitymacją służbową – Nie
pamięta mnie pani?
- Porucznik Adam Kita. CBŚ? –
spojrzała na niego zaskoczona. To jednak nie wyjaśniało, skąd wiedział o
facecie na lotnisku.
- Nie śledzimy pani, tylko bardzo
nam zależało, żeby pani bezpiecznie dotarła do domu – uśmiechnął się do niej,
ale jego oczy pozostały poważne – zdaje się jednak, że wszystkich nas pani
przechytrzyła. Zastanawiam się tylko, dlaczego pani to zrobiła? Czy jest coś, o
czym chciałaby mi pani powiedzieć…? – zawiesił głos.
- Na przykład? – ta rozmowa
zaczynała ją irytować.
- Nie wiem. Niech pani mi powie –
Kita schował legitymację i patrzył na Katarzynę wyczekująco.
- To moja prywatna sprawa –
przecież nie powie mu, że się rozstała z mężczyzną, z którym miała nadzieję
pozostać do soboty, którego pokochała… - to ma związek z pewnymi osobistymi
problemami – odparła szybko.
- No dobrze, ale wydaje mi się,
że pani nie mówi mi wszystkiego – powiedział powoli, rozsiadając się wygodniej i
wyciągnął policyjne zdjęcie szczupłego, bladego mężczyzny z jasnymi tłustymi
włosami, zaczesanymi do tyłu – A tego pani poznaje?
Pokręciła
głową, wciąż nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Śledzili ją. Przypomniała sobie
chłopaka z kawiarni, którego widziała wcześniej przed jubilerem. Nie, to nie powieść
kryminalna, zganiła się w myślach. Nie ufali jej. I słusznie, poparła ich w
myślach, ale czy mówiąc „my” miał na myśli policję, czy kogoś innego?
- Powiem pani, co myślę – zaczął
Kita - Śmierć pani męża mogła nie być przypadkowa. Mógł wiedzieć, coś, czego
nie powinien, a teraz ktoś nagle bardzo się panią zainteresował w związku z
tamtym telefonem. Czy to nie jest zastanawiające? – zapytał - Myślałem, że jest
w nim coś, co tylko pani mogłaby zidentyfikować, ale rozłożyliśmy go na „czynniki
pierwsze” i nic. Założyłem więc, że chodzi o powiązanie pani i człowieka, u
którego znaleźliśmy telefon, ale nie ma to sensu, a poza tym, pani go nie
rozpoznała. Więc może jednak ma pani coś, na czym tym ludziom bardzo zależy?
Jakąś rzecz, dokument, informację… Nie wiem, co. Albo oni myślą, że pani to ma…
Może mąż coś pani zostawił albo przekazał? Pani to się może wydawać nieistotne…
Katarzyna
nagle poczuła, że robi jej się duszno. Jakby w pokoju zabrakło powietrza dla
nich dwojga. Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do okna. Facet ją sprawdzał.
Jeśli teraz mu powie o dokumentach, to jakiej reakcji może się spodziewać? Z
drugiej strony, te dokumenty mogły sprowadzić nieszczęście na Roberta - To niemożliwe! –
powiedziała na głos.
- Co jest niemożliwe? – spytał
Kita natychmiast.
- Myślałam, że to był wypadek – głos
jej drżał.
- Tego nie wykluczamy. To tylko
hipoteza i opinia jednego eksperta – przyglądał jej się uważnie – Trochę mnie
niepokoi, że ktoś najwyraźniej panią obserwuje, a my nie wiemy dlaczego. Chyba,
że nie jest pani ze mną szczera…
Potrzebowała
chwili spokoju, żeby się zastanowić. Powinna mu powiedzieć o dokumentach, czy
nie? Nie wierzyła mu, ale jednak miała poczucie, że źle robi, zatajając prawdę.
Wygląda na bystrego, pomyślała. Wciąż próbował uzyskać nowe informacje, a może
tylko chciał sprawdzić, co wie, aby potem przekazać je dalej? Tylko komu? Póki
się tego nie dowie, nie ma mowy o szczerości! – Okłamywanie pana nie leży w moim interesie –
powiedziała powoli.
Kita
zmarszczył brwi i zastanawiał się nad czymś przez dłuższą chwilę. – Nie mogę zapewnić
pani ochrony, bo nie ma do tego podstaw, ale wolałbym, żeby nie nocowała pani
tutaj sama…
Chyba
nie chciał zostać u niej na noc? Spojrzała na niego z niedowierzaniem, ale
zobaczyła tylko zasępioną minę. – Mogę przenocować u przyjaciół – zaproponowała
szybko.
- Odwiozę panią – zaofiarował się
natychmiast.
Katarzyna
spakowała trochę ubrań do podręcznej torby. Dołożyła jeszcze kosmetyczkę, którą
przygotowano dla niej w Turynie. Czerwona suknia pozostała na oparciu krzesła.
Westchnęła z żalem na jej widok. Nie miała siły, by ją powiesić w szafie. Jak
to się stało, że jest tu sama i w dodatku nawet nie może spać we własnym łóżku?
Może to i lepiej, pomyślała. Zapłakałabym się chyba na śmierć, rozpakowując
walizki. - Możemy jechać – oznajmiła, stając przed policjantem, który w
międzyczasie zdążył wykonać jakieś telefony. Miała tylko nadzieję, że nie
zadzwonił do osoby, od której dostała sms-y.
Proszę tylko nie Stefano!
OdpowiedzUsuńJaki Stefano? Ona powinna być z Fabiem
OdpowiedzUsuń