Sekretarka
siedząca przy półokrągłym biurku spojrzała na wiszący na przeciwległej ścianie
zegar. Nie cierpiała go. Był to podarek dla dyrektora od jakiejś firmy farmaceutycznej,
ale osoba, która go wybrała nie miała pojęcia o dobrym smaku. Dyrektor znany z
zamiłowanie do pięknych i drogich przedmiotów, nawet nie zamierzał go oglądać.
Od razu oddał go pani Janinie do sekretariatu. Wisiał więc na ścianie jak niemy
wyrzut sumienia, jak go nazywała i wskazywał jej czas. Upewniła się, że jest
dwunasta trzydzieści, wyjrzała przez okno, a potem szybko podeszła do
ciemnobrązowych ciężkich drzwi z napisem: Dyrektor dr n. med. Mirosław Kieć. - Panie
dyrektorze, pańska żona już przyjechała – powiedziała, uchylając je nieco.
Po chwili
drzwi do sekretariatu otworzyły się i stanęła w nich drobna kobieta bez
uśmiechu. Mimo swoich sześćdziesięciu lat, nadal była atrakcyjna. Tlenione
blond loki upięła w gustowny kok. Miała na
sobie szykowny, świetnie dopasowany kostiumik i niewysokie pantofelki na
obcasie, na przedramieniu kołysała się jej torebka Hermesa, marzenie wszystkich
kobiet. Pani Janina aż westchnęła na jej widok. Tego dnia wyglądała wyjątkowo
dobrze.
Pani Anna Kieć
kiwnęła od niechcenia głową i bez słowa weszła do gabinetu męża, zamykając za
sobą drzwi. Usiadła w jednym z foteli i spojrzała na stojącego za biurkiem
postawnego szpakowatego mężczyznę.
- Potrzebuję kawy – powiedziała i
udała, że ziewa – Mogę wiedzieć, dlaczego ściągnąłeś mnie tak wcześnie? Zdaje
się, że impreza zaczyna się dopiero za godzinę? – spytała.
- Postaraj się zmienić trochę
ton. Musimy się spotkać z Zawadzkim i jego narzeczoną, i chciałbym żebyś była
dla niej bardziej uprzejma, niż ostatnio – mówił spokojnie, ale widać było, że
to tylko pozory. Ręka mu drżała, kiedy przekładał jakieś papiery na biurku.
- Dla tej dziennikarki? A cóż ona
może? – wydęła z pogardą usta i poprawiła loki wystudiowanym gestem – Nie wiem,
co ten Zawadzki w niej widzi.
- Gówno mnie to obchodzi. Ważne,
żeby był w dobrym humorze – odparł chłodno – Mamy problem z żoną tego lekarza,
który próbował nam się dobrać do skóry rok temu… - zaczął.
- Nie chcę o niczym wiedzieć –
przerwała mu gwałtownie – To Twoje zmartwienie! I nie używaj przy mnie takich
słów – dodała.
- Nie, moja droga – wysyczał,
podchodząc i pochylając się nad fotelem – oboje w tym siedzimy po uszy. On się
skontaktował z Tobą, a nie ze mną i to Ty przekazałaś maila Zawadzkiemu,
pamiętasz? Poza tym, jak ten przekręt z przetargami wyjdzie na jaw, to dobiorą
się do przetargów na budowę przychodni, a potem do tej działki w centrum… -
zawiesił głos i przyglądał się, jak twarz jego żony tężeje – Ciekawe, skąd masz
na to wszystko? – wskazał na jej torebkę i ubranie - Z pensji? Na SPA i
wycieczki też? Korzystasz z tych pieniędzy tak samo jak ja, więc się postaraj!
Gniew
odmalował się na jej starannie umalowanej twarzy, ale po chwili ustąpił miejsca
uprzejmemu uśmiechowi. Może była próżna i wygodnicka, ale nie głupia. Doskonale
wiedziała, jak jej mąż „zarabia” pieniądze. Zresztą czasami w tym
uczestniczyła, zawsze jednak dyskretnie, „z drugiej linii”. - Przy mojej
pozycji i stanowisku, kontakty z jakimiś podejrzanymi typami są niewskazane! –
zaczęła – P o chwili poprawiła się w fotelu i wyciągnęła do męża wypielęgnowaną
dłoń. – Jak sobie życzysz – zamrugałą zalotnie rzęsami – tylko nie chcę o
niczym wiedzieć, w nic być zamieszana, rozumiesz?
- Nie musisz się spotykać z
żadnymi typami. Chcę tylko żebyś się zajęła tą dziennikarką. Ja sobie w tym
czasie pogadam z naszym wspólnikiem. On jej chyba wszystkiego nie mówi od
czasów tamtej afery z jej gazetą, więc trzymaj ją z dala od nas – spojrzał na
drzwi, za którymi dał się słyszeć jakiś hałas – O wilku mowa! – zawołał wesoło
na widok sekretarki, która pojawiła się w drzwiach, a za nią drobna czarnowłosa
kobieta w towarzystwie postawnego blondyna – Pan Zawadzki we własnej osobie i w
towarzystwie naszej najpiękniejszej pani redaktor!
Po
serdecznym powitaniu, Anna Kieć ujęła pod rękę Łucję Żurowską i poprowadziła ją
do okna. – Czy mogłabym zaprosić panią na małą przechadzkę? – spytała słodkim
głosem – Mąż prosił mnie o zajęcie się sprawą zebrania funduszy na doposażenie
nowopowstałej części przychodni. Myślałam o jakiejś aukcji, albo może o balu
charytatywnym… Ale wie pani, jak to jest – westchnęła ciężko – niełatwo
zachęcić zamożnych ludzi do przekazania jakiejś sumy dla potrzebujących. Pani
jako dziennikarka ma o wiele większe możliwości. Mogłaby pani napisać parę słów
o tej inicjatywie…
Łucja
spojrzała na kołyszącą się na ręce jej rozmówczyni torebkę i pokiwała głową – O
tak, świetnie panią rozumiem – stwierdziła z lekkim sarkazmem, ale pani radna
jakby w ogóle nie zwróciła uwagi na jej ton. Towarzyszący im mężczyźni przeglądali
jakieś dokumenty, pochyleni nad ciężkim drewnianym biurkiem. Łucja miała ochotę
sprawdzić, co też ciekawego dyrektor wymyślił tym razem, ale uznała, że jej
zainteresowanie mogłoby się wydać dziwne, więc tylko poinformowała Radka, że
idą obie do nowej części szpitala. Przytaknął jej z roztargnieniem i na powrót
zagłębił się w papierach.
Dyrektor
Kieć z niepokojem patrzył jak Radosław Zawadzki uważnie czyta kolejne strony
umowy zamiany działek. - W porządku – powiedział w końcu z szerokim uśmiechem –
Oczywiście nie muszę dodawać, że przez pierwsze kilka miesięcy masz być
zachwycony pomysłem poradni dziecięcej na tej działce. Dopiero po artykule
Łucji na temat fatalnej komunikacji w centrum miasta, zwrócisz uwagę, że lepiej
byłoby mieć poradnię koło szpitala. Dopiero wtedy podpiszemy tę umowę – wskazał
na papiery – na razie to idzie do sejfu i lepiej żeby się stamtąd nie wydostało
– dodał z groźbą w głosie.
Dzięki Anulka. Jak już pisałam, to miód na moje serce, zwłaszcza, że z drugim opowiadaniem idzie mi znacznie gorzej. Jakiś kryzys jesienny, czy co?
OdpowiedzUsuń