środa, 24 września 2014

Rozdział 26



Sekretarka siedząca przy półokrągłym biurku spojrzała na wiszący na przeciwległej ścianie zegar. Nie cierpiała go. Był to podarek dla dyrektora od jakiejś firmy farmaceutycznej, ale osoba, która go wybrała nie miała pojęcia o dobrym smaku. Dyrektor znany z zamiłowanie do pięknych i drogich przedmiotów, nawet nie zamierzał go oglądać. Od razu oddał go pani Janinie do sekretariatu. Wisiał więc na ścianie jak niemy wyrzut sumienia, jak go nazywała i wskazywał jej czas. Upewniła się, że jest dwunasta trzydzieści, wyjrzała przez okno, a potem szybko podeszła do ciemnobrązowych ciężkich drzwi z napisem: Dyrektor dr n. med. Mirosław Kieć. - Panie dyrektorze, pańska żona już przyjechała – powiedziała, uchylając je nieco.         
Po chwili drzwi do sekretariatu otworzyły się i stanęła w nich drobna kobieta bez uśmiechu. Mimo swoich sześćdziesięciu lat, nadal była atrakcyjna. Tlenione blond loki upięła w gustowny kok.  Miała na sobie szykowny, świetnie dopasowany kostiumik i niewysokie pantofelki na obcasie, na przedramieniu kołysała się jej torebka Hermesa, marzenie wszystkich kobiet. Pani Janina aż westchnęła na jej widok. Tego dnia wyglądała wyjątkowo dobrze.  
Pani Anna Kieć kiwnęła od niechcenia głową i bez słowa weszła do gabinetu męża, zamykając za sobą drzwi. Usiadła w jednym z foteli i spojrzała na stojącego za biurkiem postawnego szpakowatego mężczyznę.
- Potrzebuję kawy – powiedziała i udała, że ziewa – Mogę wiedzieć, dlaczego ściągnąłeś mnie tak wcześnie? Zdaje się, że impreza zaczyna się dopiero za godzinę? – spytała.
- Postaraj się zmienić trochę ton. Musimy się spotkać z Zawadzkim i jego narzeczoną, i chciałbym żebyś była dla niej bardziej uprzejma, niż ostatnio – mówił spokojnie, ale widać było, że to tylko pozory. Ręka mu drżała, kiedy przekładał jakieś papiery na biurku.
- Dla tej dziennikarki? A cóż ona może? – wydęła z pogardą usta i poprawiła loki wystudiowanym gestem – Nie wiem, co ten Zawadzki w niej widzi.
- Gówno mnie to obchodzi. Ważne, żeby był w dobrym humorze – odparł chłodno – Mamy problem z żoną tego lekarza, który próbował nam się dobrać do skóry rok temu… - zaczął.
- Nie chcę o niczym wiedzieć – przerwała mu gwałtownie – To Twoje zmartwienie! I nie używaj przy mnie takich słów – dodała.
- Nie, moja droga – wysyczał, podchodząc i pochylając się nad fotelem – oboje w tym siedzimy po uszy. On się skontaktował z Tobą, a nie ze mną i to Ty przekazałaś maila Zawadzkiemu, pamiętasz? Poza tym, jak ten przekręt z przetargami wyjdzie na jaw, to dobiorą się do przetargów na budowę przychodni, a potem do tej działki w centrum… - zawiesił głos i przyglądał się, jak twarz jego żony tężeje – Ciekawe, skąd masz na to wszystko? – wskazał na jej torebkę i ubranie - Z pensji? Na SPA i wycieczki też? Korzystasz z tych pieniędzy tak samo jak ja, więc się postaraj!
                Gniew odmalował się na jej starannie umalowanej twarzy, ale po chwili ustąpił miejsca uprzejmemu uśmiechowi. Może była próżna i wygodnicka, ale nie głupia. Doskonale wiedziała, jak jej mąż „zarabia” pieniądze. Zresztą czasami w tym uczestniczyła, zawsze jednak dyskretnie, „z drugiej linii”. - Przy mojej pozycji i stanowisku, kontakty z jakimiś podejrzanymi typami są niewskazane! – zaczęła – P o chwili poprawiła się w fotelu i wyciągnęła do męża wypielęgnowaną dłoń. – Jak sobie życzysz – zamrugałą zalotnie rzęsami – tylko nie chcę o niczym wiedzieć, w nic być zamieszana, rozumiesz?
- Nie musisz się spotykać z żadnymi typami. Chcę tylko żebyś się zajęła tą dziennikarką. Ja sobie w tym czasie pogadam z naszym wspólnikiem. On jej chyba wszystkiego nie mówi od czasów tamtej afery z jej gazetą, więc trzymaj ją z dala od nas – spojrzał na drzwi, za którymi dał się słyszeć jakiś hałas – O wilku mowa! – zawołał wesoło na widok sekretarki, która pojawiła się w drzwiach, a za nią drobna czarnowłosa kobieta w towarzystwie postawnego blondyna – Pan Zawadzki we własnej osobie i w towarzystwie naszej najpiękniejszej pani redaktor!
                Po serdecznym powitaniu, Anna Kieć ujęła pod rękę Łucję Żurowską i poprowadziła ją do okna. – Czy mogłabym zaprosić panią na małą przechadzkę? – spytała słodkim głosem – Mąż prosił mnie o zajęcie się sprawą zebrania funduszy na doposażenie nowopowstałej części przychodni. Myślałam o jakiejś aukcji, albo może o balu charytatywnym… Ale wie pani, jak to jest – westchnęła ciężko – niełatwo zachęcić zamożnych ludzi do przekazania jakiejś sumy dla potrzebujących. Pani jako dziennikarka ma o wiele większe możliwości. Mogłaby pani napisać parę słów o tej inicjatywie…
                Łucja spojrzała na kołyszącą się na ręce jej rozmówczyni torebkę i pokiwała głową – O tak, świetnie panią rozumiem – stwierdziła z lekkim sarkazmem, ale pani radna jakby w ogóle nie zwróciła uwagi na jej ton. Towarzyszący im mężczyźni przeglądali jakieś dokumenty, pochyleni nad ciężkim drewnianym biurkiem. Łucja miała ochotę sprawdzić, co też ciekawego dyrektor wymyślił tym razem, ale uznała, że jej zainteresowanie mogłoby się wydać dziwne, więc tylko poinformowała Radka, że idą obie do nowej części szpitala. Przytaknął jej z roztargnieniem i na powrót zagłębił się w papierach.
                Dyrektor Kieć z niepokojem patrzył jak Radosław Zawadzki uważnie czyta kolejne strony umowy zamiany działek. - W porządku – powiedział w końcu z szerokim uśmiechem – Oczywiście nie muszę dodawać, że przez pierwsze kilka miesięcy masz być zachwycony pomysłem poradni dziecięcej na tej działce. Dopiero po artykule Łucji na temat fatalnej komunikacji w centrum miasta, zwrócisz uwagę, że lepiej byłoby mieć poradnię koło szpitala. Dopiero wtedy podpiszemy tę umowę – wskazał na papiery – na razie to idzie do sejfu i lepiej żeby się stamtąd nie wydostało – dodał z groźbą w głosie.

1 komentarz:

  1. Dzięki Anulka. Jak już pisałam, to miód na moje serce, zwłaszcza, że z drugim opowiadaniem idzie mi znacznie gorzej. Jakiś kryzys jesienny, czy co?

    OdpowiedzUsuń