Rano jednak nie
musiała dzwonić, bo kiedy tylko spojrzała na telefon, zorientowała się, że ma
nieodczytaną wiadomość. Były to dwa zdjęcia telefonu. Niestety na wyświetlaczu iPhona
ciężko się było zorientować, czy to jej komórka. Kiedy powiększała zdjęcia,
widziała tylko fragmenty. Potrzebowała komputera. Było wcześnie, więc spędziła
prawie godzinę na siłowni, obok basenu, potem przepłynęła cztery długości i
wzięła prysznic. Po dziewiątej była gotowa. Zbiegła do jadalni i zastała tam
już Vanessę i Fabrizia. Gawędzili przy maślanych bułeczkach i kakao. Mała
wyglądała na wypoczętą a Fabio na zrelaksowanego. Patrzył na córkę z taką
miłością i troską, że Katarzynie aż ścisnęło się serce. Odwrócili się do niej,
gdy wchodziła i oboje uśmiechnęli się w ten sam sposób. Odpowiedziała
uśmiechem, rozbawiona tym widokiem. Ten facet był niesamowity. Na co dzień
opanowany i w chłodny sposób uprzejmy, w kontaktach z Vanessą, sprawiał
wrażenie beztroskiego i szczęśliwego. Ale ona wiedziała, że nie jest beztroski.
Widziała to w jego oczach, kiedy zrozumiał, że może stracić córkę. Znów na nich
spojrzała.
- Wybieramy się na spacer po
parku – Fabrizio uniósł głowę i potarł gładko ogolony podbródek – może się z
nami wybierzesz?
- Będziemy jeździć meleksem.
Takim jak do golfa – kusiła Vanessa
- Jestem pewna, że to będzie
świetna zabawa – odparła z uśmiechem - ale myślę, że we dwójkę świetnie sobie
poradzicie. Zresztą – dodała – mam pewną sprawę do załatwienia. Potrzebowałabym
tylko komputera i chyba przydałaby się pomoc kogoś, kto umie obsługiwać
oprogramowanie do iPhona.
- Przyślę tu Stefano – przez
twarz Fabrizia przeleciał jakiś grymas, ale natychmiast zniknął. Wstał i podał
dłoń córce – Chodźmy, młoda damo, zanim będę Cię musiał oddać mamie.
Zanim
Katarzyna zdążyła skończyć poranną kawę, zjawił się Stefano. - Możesz się do
mnie przyłączyć? – spytała niepewnie, wskazując na kawę – nie znam tutejszych
zwyczajów.
- Oczywiście, że mogę, jeśli
sobie pani tego życzy, dottoressa – odpowiedział z uprzejmym uśmiechem i
poprosił o kawę chłopaka w białym uniformie, który pojawił się w drzwiach
jadalni.
- Chciałabym, abyś mówił mi po
imieniu – poprosiła – Wiem, ze Włosi nazywają wszystkich po studiach dottore,
ale dla mnie to krępujące.
- Jak sobie… życzysz – powiedział
z pewnym trudem, ale spojrzał na nią z sympatią – podobno masz problem z
telefonem.
- Niezupełnie. Chodzi mi o to, że
muszę mieć cały obraz zdjęć, żeby rozpoznać, czy to mój telefon, czy nie.
- Znalazł się twój telefon? –
spytał z niedowierzaniem
- Nie ten, który mi ukradli –
odparła szybko, widząc jego minę – ten należał wcześniej do mojego męża. Kiedy
zginął w wypadku, miał przy sobie moją komórkę. Pożyczyłam mu ją, bo jego iPhon
się rozładował. No i ona zaginęła. Albo zabrał ją ten, kto go potrącił, albo
ktoś inny. Teraz, w związku z jakąś inną sprawą, mają kilka kradzionych komórek.
Jedna z nich odpowiada opisowi, który im dałam, więc policjant wysłał mi
zdjęcia.
- OK. Trochę to zawiłe, ale
rozumiem – wziął kawę od chłopaka, który szeroko się do niego uśmiechnął i
popatrzył na Katarzynę – teraz rozumiem, czemu tak ci zależy na tym iPhonie.
- Nie jestem sentymentalna, ale
to jedyna pamiątka. Resztę wywaliłam po jego śmierci i po włamaniu…
- Było u ciebie włamanie? –
zmarszczył brwi – Zaraz po wypadku twojego męża?
- W dniu pogrzebu – kiwnęła głową
– Policja powiedziała, że to się często zdarza. Złodzieje sprawdzają nekrologi.
Zresztą nie bardzo było co kraść. Nie mieliśmy niczego naprawdę cennego.
- Więc nic nie zginęło? I to cię
nie dziwi? – znów spojrzał na nią z niedowierzaniem
- A dlaczego powinno? Zabrali
aparat fotograficzny, dysk zewnętrzny, trochę gotówki, którą miałam w
szufladzie biurka i zrobili okropny bałagan. Mojej biżuterii nie znaleźli.
Pewnie ich ktoś spłoszył.
- A komputer? Nie mieliście
komputera? – Stefano zaczynał się rozkręcać
- No tak, komputer. Podałam, że
ukradli laptopa, ale po dwóch tygodniach zadzwonił do mnie facet, który miał
tego laptopa w naprawie. Zepsuło się jakieś gniazdo, czy coś i Robert
postanowił to naprawić. Facet nic nie wiedział o śmierci Roberta. Zadzwonił na
jego komórkę, ale odebrałam ja. Wiem, co
myślisz - dodała, widząc jego minę - ale policja go sprawdziła.
- I nic im się nie nasunęło?
Uznali to za zbieg okoliczności? – nie mógł w to uwierzyć
- Słuchaj, ja też tak na początku
myślałam, ale prawie dostałam paranoi. Gliniarze rozmawiali ze mną ze sto razy
i naprawdę nie znaleźli niczego dziwnego. Powiedziałam im wszystko… - zamilkła,
zastanawiając się
- Wszystko… - powtórzył za nią,
jak echo Stefano
- Wiesz, teraz, jak o tym myślę,
to… - znów zamilkła
- To co?
- To, jakieś dwa miesiące po
śmierci Roberta, mój dyrektor zaczął mnie wypytywać o jakieś dokumenty. Podobno
Robert miał je zabrać z pracy. Nic o tym nie wiedziałam, ale przeszukałam cały
dom i niczego nie znalazłam. Albo ich wcale nie zabrał, albo zostały
skradzione, albo je wyrzuciłam sprzątając.
- Mówiłaś o tym policji?
- Nie, bo już mnie wtedy o nic
nie pytali. Poza tym, jak powiedziałam dyrektorowi, że nie znalazłam tych
dokumentów, ale może były, tylko ktoś je ukradł, to mnie prawie wyśmiał, więc
uznałam, że mam paranoję – zakończyła – Właściwie, gdyby nie ty, to w ogóle bym
o tym nie pomyślała.
- No dobrze, to chodźmy zobaczyć
te zdjęcia – powiedział, zastanawiając się nad czymś
Poszli do
jednego z pomieszczeń w części biurowej, jak ją nazwała Katarzyna. Był to ciąg
trzech pokoi z komputerami, drukarkami i półkami pełnymi segregatorów,
zakończony mahoniowymi drzwiami. To pewnie gabinet szefa, domyśliła się. W
pokoju bezpośrednio przed gabinetem siedziała krótko obcięta szatynka, ciągle
odbierająca telefony i sprawdzająca coś w srebrnym laptopie ustawionym na
biurku ze szklanym blatem. Obok przy podobnym biurku siedział młody chłopak w
obcisłym garniturze i robił coś na dwóch laptopach i iPadzie równocześnie.
Zajęli jedno z biurek w pierwszym pokoju, który chwilowo był pusty. W środkowym
pomieszczeniu chyba ktoś był, ale Katarzyna go nie widziała. Słyszała tylko dźwięk
klawiatury.
- Tutaj jest biuro? – zdziwiła
się – w domu?
- Nie, to tylko mała cząstka,
choć ważna – Stefano wskazał jej miejsce przy biurku a sam przyciągnął sobie
krzesło. – właściwe biuro jest w mieście. Filie są w Londynie, NY i Pekinie, z
tego co wiem.
Gwizdnęła
przez zęby i natychmiast zakryła usta dłonią, ale Stefano tylko się roześmiał.
Wyciągnął biały kabel z szuflady i wziął jej telefon. Po chwili oglądała na
ekranie powiększone zdjęcia. Telefon był zniszczony, miał wiele rys i otarć,
ale wszystko wskazywało na to, że to była jej stara komórka. - Szkoda, że nie
ma karty SIM – westchnęła – wtedy mielibyśmy pewność.
- A z pamięci telefonu nic się
nie da wyciągnąć? – Stefano przyglądał się zdjęciom przekrzywiając głowę.
- Rozmawiałam rano z policjantem,
który mi to przysłał – powiedziała – jest bardzo uszkodzony, ale może jeszcze
jakieś fragmenty da się uzyskać. Raczej nie liczył na powodzenie.
- OK. Możemy jeszcze powiększyć,
jeśli to ma znaczenie - majstrował coś przy klawiaturze - Gotowe! – Stefano
odchylił się razem z krzesłem – więcej nie uzyskamy.
Teraz miała
pewność. To była jej komórka. Wzięła swojego iPhona i odesłała sms-a z
informacją, że rozpoznała telefon.
- To dziwne, że mogę tak
spokojnie o tym rozmawiać. Jeszcze tydzień temu, taka rozmowa zakończyłaby się
płaczem – Katarzyna była tym szczerze zaskoczona
- Wszystko kiedyś mija, choć
wydaje nam się, że są rzeczy, z którymi nie da się pogodzić – Stefano zamyślił
się, patrząc na biały meleks wolno jadący w stronę domu
Wydawało jej
się, że wie, o czym myśli Stefano. Na jednym ze zdjęć z pogrzebu Tiziany, które
znalazła w Internecie, stał obok Fabia. Stefano był przy nim przez cały ten
czas. Wspomagał go w trudnych chwilach, a musiało ich być niemało. Fabio dostał
od życia w kość. Mimo wszystko, nie mogła po prostu nie myśleć, z iloma
kobietami spotkał się od tamtej pory. Z drugiej strony, może po prostu szukał
odpowiedniej? Postanowiła, że przy lepszej okazji, spróbuje wyciągnąć coś ze
Stefano. Na razie jej myśli krążyły wokół starej komórki, leżącej gdzieś w
policyjnym depozycie.
- Myślisz, że powinnam powiedzieć
policji o tych papierach? – spytała bez przekonania – właściwie, to nawet
dokładnie nie wiem, o jakie dokumenty chodziło.
- Nie przez telefon, ale jak
będziesz z nimi rozmawiała… - zawiesił głos – to może być bez znaczenia. Może
już je znaleźli i nawet nie pamiętają, że cię pytali.
- Masz rację – powiedziała
raźniej. Jakoś nie miała ochoty się w to zagłębiać. Na dole dało się słyszeć
hałas. Zeszli więc, by usłyszeć, jak udał się spacer. Vanessa była nieco
zmęczona, ale szczęście wprost biło z jej roześmianej twarzyczki. Fabrizio
dawał dyspozycje służącej, która miała spakować jeszcze jakies rzeczy Vanessy.
- Mam coś dla Ciebie –
powiedziała Katarzyna, kiedy Vanessa skończyła dziki taniec wokół niej.
- Naprawdę? – zawołała i pobiegła
za Katarzyną, która już wchodziła na schody.
Fabrizio
patrzył za nimi z dziwnym uczuciem. Wydało mu się, że Caterina tu pasowała.
Poprzedniego wieczoru miał taką ochotę poprosić, by została z nim na tarasie.
Chciał z nią rozmawiać, zadać jej tyle pytań, chciał mieć ją obok siebie,
chciał mieć ją blisko, bardzo blisko. Długo się zastanawiała, czy przyjąć moje
zaproszenie, pomyślał. Nie była gotowa, a on nie był pewien. Wystarczyłby jeden
błąd. Otrząsnął się. Postąpił słusznie. Poszli do swoich sypialni, jak grzeczne
dzieci, choć świadomość, że śpi w jego domu, nie pozwalała mu zasnąć. Co ona
takiego w sobie miała? Obejrzał jeszcze raz jej zdjęcia, które znalazł Stefano.
Kiedyś miała bardziej krągłą sylwetkę. Twarz, choć młodsza, nie była aż tak
subtelna, jak teraz. Właśnie tak, subtelna. Podobało mu się to słowo. Doskonale
do niej pasowało. Miała taki smutek w oczach… Nie była smutna, o nie, miała
raczej pogodne usposobienie, ale nawet, gdy się uśmiechała, w jej oczach czaił
się smutek. Kiwnął na Stefano i ruszył do gabinetu.
Katarzyna
posadziła Vanessę przy toaletce i wyjęła z pudełeczka srebrny naszyjnik, który
dla niej kupiła i trzymając za jeden koniec łańcuszka, pozwoliła mu swobodnie
zwisać. Wyjęła też delikatny środek odkażający w aerozolu i spryskała środkową
część pełną srebrnych i perłowych kuleczek zwisających z łańcuszka.
- Teraz możemy zapiąć go na szyi
– powiedziała – jak będzie można zdjąć opatrunek, też tak powinnaś robić, żeby
nie przenieść na szyję bakterii.
- Prawie nie widać tego plastra
spod naszyjnika – Vanessa odgarnęła włosy i przyglądała się w lustrze swojej
szyi – blizny to już w ogóle nie będzie widać – ucieszyła się.
- Jak niania będzie Ci zmieniać
opatrunek, niech zrobi zdjęcie twoim telefonem, OK.? Potem mi je prześlesz
MMS-em. No co? – wzruszyła ramionami na widok zdziwionej miny Vanessy - Jestem
nowoczesną wróżką.
- Vanessa, mama przyjechała! –
Fabrizio zajrzał do pokoju, ale nie wszedł do środka – Przepraszam, –
wymamrotał – chciałem tylko znaleźć Vanessę.
- Nie ma sprawy – Katarzyna
pocałowała Małą w policzek – idziemy. Nie zapomnij tego – podała jej buteleczkę
ze środkiem odkażającym.
Uściskały się
i Vanessa pobiegła do swojego pokoju. Fabrizio wciąż czekał w progu, więc
Katarzynie nie pozostało nic innego, jak podejść do niego.
- Mamy niewiele czasu – zaczął
niepewnie, co wydało jej się dziwne. Ten ton zupełnie do niego nie pasował –
Pomyślałem, że zatrzymamy się w Wenecji na kolację, a jutro wsiądziemy na jacht,
więc przyda Ci się jakiś strój na dziś wieczór.
- Szybko robię zakupy ubraniowe –
stwierdziła, wzruszając ramionami. Tyle zachodu o jedną sukienkę? OK., nie
chciał jej urazić. To mogła zrozumieć. – Mogę jeszcze skoczyć do miasta? – spytała.
Ostatecznie nie bardzo wiedziała, kiedy właściwie mają wyjechać. Na wszelki wypadek
prawie się spakowała.
- Stefano Cię zawiezie –
rozluźnił się po jej słowach – macie dość czasu, żeby wszystko załatwić.
Katarzyna pożegnała
się z Vanessą i Valerią przed domem i podeszła do SUV-a, widząc, że Stefano
otwiera jej drzwi od strony pasażera. Podczas jazdy zastanawiała się, do
jakiego sklepu powinna pójść. Wszystko zależy, gdzie pójdą na kolację, ale
pamiętając restaurację, w której się spotkali, należało się spodziewać czegoś
eleganckiego. Skoro zwykły lunch jedli na Via Donati, co jak twierdził jeden z
plotkarskich portali, było jednym z lepszych miejsc w Turynie?
- Stefano, czy wiesz, gdzie mamy
jeść dzisiaj kolację? – spytała wreszcie. Że też od razu na to nie wpadła, on
na pewno to wie.
- Oczywiście – uśmiechnął się do
niej – Hotel Danieli.
Nazwa niewiele
jej mówiła. - To dobry hotel, prawda? – spytała od niechcenia, zastanawiając
się, kogo próbuje oszukać. Powinna zapytać wprost, czy ma nadwyrężyć kartę
kredytową.
- Pięciogwiazdkowy, z widokiem na
zatokę – odpowiedział, bez mrugnięcia okiem – Jeśli widziałaś „Turystę” …?
- Nie kończ – jęknęła. Tego się
należało spodziewać.
Zajechali
przed jakiś elegancki sklep z niewyobrażalnie lśniącą witryną, na której stała
jedna jedyna torebka „Berkin” Hermesa. Katarzyna spojrzała na Stefano pełna
złych przeczuć. Już miała powiedzieć, że nie ma zamiaru zrujnować się na jedną
wieczorową sukienkę, kiedy on wyciągnął kartę kredytową i pokazał jej
widniejące na niej nazwisko.
- Nie mogę tego przyjąć –
pokręciła energicznie głową – doskonale o tym wiesz.
- Możesz, a nawet powinnaś –
Stefano spojrzał na nią poważnie – On chce Ci sprawić przyjemność i zabrać Cię
na prawdziwą kolację, a nie na dinner w domu. Możesz teraz dać mi w twarz, za
moją bezczelność, ale nie oceniaj go źle.
- Stefano! – prawie krzyknęła,
ale on, chwyciwszy ją za rękę mówił dalej.
- De Luca nie zaprasza byle kogo
na kolację do najlepszego hotelu w Wenecji. Nie jest też typem podrywacza, jak
go przedstawia większość portali. Trzyma się z dala od prasy, więc informacje
pochodzą od jego byłych albo tych, które się nie załapały.
- Stefano, co ty mi próbujesz powiedzieć? –
spytała z lekką irytacją.
- Chodźmy – powiedział, zamiast
udzielić jej odpowiedzi – naprawdę nie mamy zbyt wiele czasu.
- Bardzo Ci na tym zależy,
prawda? – spytała, nie ruszając się z miejsca.
- Bardzo – odpowiedział szczerze.
Wysiadła z
samochodu, wyciągając telefon. Wybrała szybko numer Fabia, nie zwracając uwagi
na Stefano, który delikatnie, ale stanowczo ujął ją pod rękę i prowadził do
sklepu. Usłyszała sygnał świadczący o tym, że Fabio właśnie rozmawia. Ha,
przynajmniej zobaczy, że dzwoniła i pewnie oddzwoni. Weszła do sklepu, już porządnie
zirytowana całą tą sytuacją. Oczywiście, wolałaby zrobić zakupy gdzie indziej,
ale stać ją było na przyzwoitą sukienkę z dobrą metką. Od czasu, gdy
zrezygnowała z dokończenia domu a nadal „pracowała jak wół”, na jej koncie
przybywało pieniędzy. Poza tym, nie pamiętała już, kiedy była na prawdziwych
ciuchowych zakupach.
- Witam! – przeraźliwie chuda
kobieta w nieokreślonym wieku przywitała ich, gdy tylko przekroczyli próg –
jestem Daniela. Jest pani gościem pana De Luca, dottoressa? – obdarzyła
Katarzynę życzliwym spojrzeniem – Witaj Stefano – rzuciła od niechcenia
- Dzień dobry. Owszem jestem jego
gościem – odpowiedziała uprzejmie, choć trochę sztywno Katarzyna. Chcąc nie
chcąc, schowała telefon do torebki.
Rozejrzała się
po sklepie. Byli jedynymi klientami, ale to raczej zrozumiałe, biorąc pod
uwagę, że zbliżało się południe. Eleganckie wnętrze pełne luster, żyrandoli i
stojaków z ubraniami wypełniała pogodna muzyka, nastrajająca do zakupów. W
powietrzu unosił się delikatny zapach wanilii. Więc tak robią zakupy
właściciele jachtów, pomyślała.
- Dottoressa potrzebuje… - zaczął
Stefano
- Och, wiem wszystko. Naprawdę,
De Luca miał szczęście, ze pani tam była. Biedna Vanessa. Doprawdy, to szczęście w nieszczęściu! Ale ten
bagaż? Ludzie nie mają przyzwoitości. – potrząsnęła głową z oburzeniem.
Katarzyna uniosła
brwi. Czy ta kobieta zwariowała? Spojrzała na Stefano, ale on tylko rozłożył
ręce z rozbrajającym uśmiechem. Miała ochotę go udusić i nawet zrobiła krok w
jego stronę, gdy usłyszała sygnał sms-a.
- Przepraszam – powiedziała i spojrzała
na ekran.
Fabrizio De
Luca: „Jestem na spotkaniu. Oddzwonię. Wybacz historię z bagażem J”
Zastanowiła
się chwilę i odpisała: „Nie zgadzam się. Nie mogę tego przyjąć L”
Tymczasem
Daniela zawołała asystentkę i nakazała jej przyniesienie kawy z pobliskiego
baru. Po czym zawołała kolejną. Obie miały migdałowe oczy i długie czarne
włosy. Były ładne, ale nie na tyle, żeby ich uroda onieśmielała klientki.
Uniformy tez miały eleganckie, ale nie przytłaczające. Wszystko tu było
przemyślane. Spojrzała znów na Stefano, a on odpowiedział jej spojrzeniem
pełnym niepokoju.
- Jak można ukraść czyjś bagaż? –
Daniela wydawała się wstrząśnięta – Ciebie oczywiście nie winię – spojrzała
wymownie na Stefano – wiem, że chodziło o Vanessę, ale reszta? W każdym razie
to elegancko, że De Luca pokrywa koszta, prawda? – po czym zwróciła się do
Katarzyny – europejskie 36 prawda? Czyli u nas 38/40. Zaczniemy od sukienki na
wieczór.
Katarzyna
miała właśnie zaprotestować, gdy znów dostała sms-a.
- Przepraszam – powiedziała i
znów spojrzała na ekran.
Fabrizio
De Luca: „Ochrona się nie popisała. Następnym razem będę lepiej dobierał
ochroniarzy. Proszę, pozwól mi naprawić szkody J”
Czy to napisał
ten Fabio, którego znała? Zaraz, zaraz, przecież wcale go nie znała. Miała
tylko mętne wyobrażenie o tym, jaki jest. Wyglądało na to, że jej wyobrażenie
przypominało kałużę po burzy. I dlaczego miała wrażenie, że wcale nie chodziło
mu o Stefano, kiedy pisał o ochronie?
Odpisała
szybko: „ si vedra’ ” (zobaczy się)
Asystentka
Danieli poprowadziła Katarzynę do przymierzalni i wręczyła jej dwie czarne
sukienki. Żadna nie miała na metce ceny. Może to i lepiej, pomyślała Katarzyna.
Włożyła pierwszą i natychmiast pożałowała, że tu przyszła. Sukienka leżała
idealnie. Była to prosta „mała czarna” z satyny na jedno ramię, sięgająca do
połowy uda. Ramiączko było zawiązane na ramieniu w zwykłą kokardę, jednak
specjalne cięcia materiału sprawiały, że uwydatniała to, co miała uwydatnić i
podkreślała cudownie figurę. Wyszła z przebieralni, przed którą już stała
asystentka z parą sandałków na niewielkim obcasie. Daniela rozmawiała ze
Stefano, ale na dźwięk otwieranych drzwi przebieralni natychmiast podeszła i na
jej twarzy wymalowało się zadowolenie.
- Doskonale, doskonale –
powtarzała – przynieś wyższe buty – rzuciła do asystentki i spojrzała na
Katarzynę – ta jest idealna. Czy mówiłam już, że świetnie pani mówi po włosku,
dottoressa?
- Dziękuję – Katarzyna jakoś nie
była w stanie powiedzieć jej, że właśnie zakończyła zakupy – Uczę się od roku,
ale wcześniej miałam styczność z włoskim w czasie studiów.
- Proszę przymierzyć te - Daniela
podała jej wysokie szpilki składające się z podeszwy i cienkich rzemyczków
oplatających stopę w wymyślny sposób. Były po prostu nieziemskie i Katarzyna
pomyślała, że nigdy nie miała na sobie równie pięknych butów. Nawet w czasach,
gdy naprawdę troszczyła się o siebie. Przecież były takie czasy. Na studiach i
potem, przez kilka lat, nawet na co dzień zakładała buty na obcasie. Kiedy już byli
małżeństwem też starała się „odpicować” na większe wyjścia. Tylko do pracy
biegała w dżinsach. Nigdy za to nie polubiła T-shirtów. W ostatnim roku, kiedy
strój stał się jej w zasadzie obojętny, byle był czysty, używała dżinsów i
koszul o różnej długości rękawa, w zależności od temperatury na zewnątrz...
- Czy możemy zobaczyć, jak to
wygląda w ruchu? – Daniela sprowadziła Katarzynę na ziemię.
- Tak, oczywiście – odparła na
wpół przytomnie i przeszła się po sklepie.
To ja?
Patrzyła na swoje poruszające się z gracją odbicie w lustrach, przemyślnie
umieszczonych na wszystkich ścianach. Widok sprawił jej przyjemność. Kiedy
ostatni raz chciała się komuś podobać? Rok temu? Coś ją ścisnęło za gardło, ale
zdusiła to w sobie.
- Przymierzę tę druga sukienkę –
powiedziała szybko i wróciła do przymierzalni.
Druga sukienka
była równie ładna, ale nie robiła aż takiego wrażenia. Poza tym, jak
stwierdziła Daniela, nie była w stylu Katarzyny.
- Doskonale, doskonale –
powtarzała Daniela i Katarzyna doszła do wniosku, że w jej ustach oznacza to
zarówno aprobatę jak i niezadowolenie.
W
międzyczasie, druga asystentka wróciła z tacą pełną filiżanek, drobnych
ciasteczek, orzeszków i oliwek w małych miseczkach. I zaczęło się…
- Dottoressa, Stefano powiedział
mi, ze płyniecie jachtem, więc przygotowałam wszystko, co będzie potrzebne –
Daniela dopiero teraz czuła się w swoim żywiole – sugerowałabym rybaczki, bo
one zawsze się przydają, ale widząc pani nogi oczywiście jestem za szortami,
więc również mamy tu dwie pary. – rozłożyła krótkie lniane spodenki, białe i
granatowe – do tego bluzeczki, oczywiście w stylu sportowym…
- Zaraz, powoli - Katarzyna patrzyła, jak asystentki znoszą
kolejne ubrania i rozkładają je na szerokiej ladzie – ja wcale nie mówiłam, że
tego potrzebuję – próbowała protestować
- Och, rozumiem, ale De Luca
powiedział wyraźnie, że niezależnie od pani protestów, mam skompletować nowy
bagaż, więc sama pani rozumie, dottoressa… - obdarzyła ją kolejnym uśmiechem –
Natasza przygotowała też niezbędne drobiazgi - Jedna z asystentek, nazwana
Nataszą przyniosła kosmetyczkę wypełnioną kremami i kosmetykami do codziennej
pielęgnacji.
- Dołożyłam też cienie w
neutralnych kolorach i koralowy błyszczyk oraz szminkę z filtrem
przeciwsłonecznym – powiedziała z uroczym uśmiechem – tylko podkład będę
musiała zamienić na jaśniejszy.
- Stefano, musimy porozmawiać! –
Katarzyna wciąż ubrana w sukienkę i szpilki wyszła zza ściany oddzielającej
przymierzalnie od reszty sklepu.
Zerwał się z
kanapy i na jej widok stanął jak wryty. Jego reakcja trochę ją zaskoczyła, więc
stanęła niezdecydowana. Z jakiegoś powodu ten facet chciał, żeby przyjęła
prezent od Fabrizia. Mało tego, czuła, że zależało mu na tym, żeby mu się podobała.
Jednocześnie, jego wcześniejszy wybuch złości na prasę, żerującą na prywatnym
życiu De Luca, wydawał się szczery. Nie miała powodu sądzić, ze to ukartowali.
Wciąż jednak czuła się niezręcznie, przyjmując taki prezent. Z drugiej strony,
jeśli mężczyzna kupuje kobiecie ubranie, to albo jest nią zainteresowany w
sposób bardzo bezpośredni, co w tej chwili odczuła jako przyjemne łaskotanie
gdzieś poniżej pępka, albo jej własne ubranie jest beznadziejne, co natychmiast
ja otrzeźwiło.
- Taaak? – powiedział powoli,
unosząc wzrok z nóg, do jej twarzy
- Dlaczego powinnam się zgodzić?
– spytała opierając dłonie na biodrach – podaj mi jeden powód, który mnie nie
upokorzy.
- Bo wyglądasz w tym doskonale –
powiedział bez zastanowienia.
Za plecami
usłyszała ciche kaszlnięcie i zobaczyła w lustrze Danielę, wychylającą się z
przymierzalni. Spojrzała na Stefano.
- Weź to, co Ci się spodoba –
powiedział szybko – jeśli któraś z rzeczy nie będzie Ci odpowiadała, możemy ją
potem oddać. Prawda? – zwrócił się do Danieli
- Oczywiście – odparła tamta, bez
entuzjazmu.
- Musimy trochę przyspieszyć –
Stefano podszedł bliżej – Nie rób scen, potem to sobie wyjaśnimy w samochodzie
– szepnął.
Zdała sobie
sprawę, że on ma rację. Daniela z pewnością aż się paliła do odkrycia, co ją łączy
z Fabiem. Odetchnęła głęboko i odwróciła się do Danieli. Skoro mogę potem
wszystko zwrócić, pomyślała, to proszę bardzo.
- No to pospieszmy się z tymi
zakupami – rzuciła swobodnie i pomaszerowała do przebieralni.
Po
czterdziestu minutach wsiadali do samochodu, żegnani przez uśmiechniętą od ucha
do ucha Danielę i jej asystentki. Niewątpliwie rachunek za elegancką walizkę ze
znanym logo, wypełnioną ubraniami i butami oraz pokaźną kosmetyczkę, bardzo się
do tego przyczynił. Katarzyna poczekała, aż odjadą na tyle daleko, żeby zniknąć
im z oczu i sięgnęła po telefon. Nie miała zamiaru rozmawiać ze Stefano. To nie
on to wymyślił. On tylko chronił szefa. Tylko, że ona nie miała zamiaru dać się
potraktować, jak zwykła… no powiedz to, pomyślała, powiedz! Ale jakoś nie
mogła. Już miała wybrać numer Fabia, gdy Stefano oparł dłoń na ekranie jej iPhona.
- Nie przez telefon – powiedział
spokojnie – jeśli czujesz się obrażona i chcesz mu to powiedzieć, to zrób to w
cztery oczy – poprosił łagodnie – Nigdy nie ufaj komórkom. – dodał – nie widomo,
kto tego słucha i kto czyta Twoje wiadomości.
Już miała
zaprotestować, kiedy dotarło do niej, że jej własne dwa telefony są teraz w
rękach obcych ludzi. Schowała iPhona do torebki. Ostatecznie mogła poczekać te
10 minut, które dzieliły ją od spotkania z Fabiem.
- Jesteśmy spóźnieni – westchnął
Stefano – mam nadzieję, że będziemy mogli ruszyć zaraz po powrocie do domu –
spojrzał na Katarzynę – mamy przed sobą co najmniej trzy godziny jazdy
samochodem, jeśli szczęście nam dopisze.
Zajechali
przed dom, gdzie już stała zaparkowana Lancia, którą jechali z lotniska.
Chłopak w białym uniformie i dziewczyna w podobnym stroju, pakowali do
bagażnika walizki i Katarzyna rozpoznała swoją torbę znikająca w jego
czeluściach. Chyba faktycznie byli spóźnieni. Fabrizia nigdzie nie było widać,
więc Katarzyna zatrzymała się obok samochodu.
- Zapraszam na lunch – rozległ
się głos z góry
Nie musiała
nawet unosić głowy, żeby wiedzieć, do kogo należał. Fabio patrzył, jak Stefano
przekłada właśnie kupioną walizkę do bagażnika Lancii, a następnie skupił wzrok
na Katarzynie. Zmarszczyła brwi i poszła do jadalni.
- Wiedziałem, że to zły pomysł –
przywitał ją – przepraszam, jeśli Cię uraziłem.
Przynajmniej
nie musiała zaczynać tej nieprzyjemnej rozmowy. Popatrzyła na jego minę i jej
gniew jakby zelżał. Miał na twarzy wymalowane poczucie winy i autentycznie był
zakłopotany.
- Aż tak źle się ubieram? –
spytała.
- Nie, nie to miałem na myśli –
zaprzeczył gorliwie.
- Więc co? – oparła dłonie na
biodrach – Wiesz, jak się poczułam? Powinnam zażądać natychmiastowego
odwiezienia mnie do miejsca zbiórki mojej grupy.
- Wiem – powiedział cicho.
Jego szczerość
i pokora ją zaskoczyły. Nie próbował bagatelizować tego, co się stało. Zdawał
sobie sprawę z błędu i przyznawał się do niego. Nie myślała, żeby faktycznie
zażądać odwiezienia, ale też nie chciała tak łatwo przejść nad tym do porządku
dziennego. Owszem, podobał jej się, ale jego zachowanie zupełnie ją zbiło z
tropu. Uważała go za gentelmana, a teraz poczuła się zawiedziona.
- Czy mogę to jakoś naprawić? –
zapytał, kiedy tak stała i wpatrywała się w niego zagniewana.
- Jeszcze nie wiem – odparła
powoli.
Zacisnął
szczęki i czekał. Chciał tylko kupić sukienkę na wieczór, żeby poczuła się jak
księżniczka. Pomysł ze skradzionym bagażem wydawał się idealny, żeby nie
wprawić jej w zakłopotanie w sklepie. Nie miał pojęcia jaki nosiła rozmiar i co
jej się podoba, więc zamówienie czegoś w ciemno, było niemożliwe. No i chciał,
żeby miała na sobie szpilki, a tego nie dało się załatwić, bez jej udziału.
Wszystko szło świetnie, dopóki Daniela się nie rozkręciła, a potem już nie było
odwrotu. Gdyby nie jego cholerne spotkanie, mógłby z nią pojechać albo zadzwonić
i próbować jakoś to wytłumaczyć. Miał tylko nadzieję, że Stefano postarał się
zminimalizować straty. Był na siebie wściekły. Jak dorosły, poważny facet, może
być takim kretynem?
- Jeśli naprawdę ich nie chcesz –
powiedział ostrożnie – to wyrzucisz je za burtę.
- Myślałam raczej o odesłaniu ich
do sklepu – odparła wciąż nachmurzona.
- To już lepiej je wyrzuć –
westchnął – Daniela nie wpuściłaby mnie do sklepu przez następne pół roku. Nie
wspominając o opinii, jaką by mi wyrobiła wśród przyjaciół.
O
tym nie pomyślała, ale to nie znaczyło, że mu odpuściła. Skoro więc nie mogła
oddać tych ubrań do sklepu, to co jej pozostało? Z kuchni dochodziły cudowne
zapachy zapiekanego makaronu i poczuła, że burczy jej w brzuchu. Jeśli mieli
jechać do Wenecji, to powinni się chyba pospieszyć? Fabio ani razu nie spojrzał
na zegarek, ani jej nie popędzał. Chyba naprawdę myślał, że zrezygnuje.
- Czy możemy coś zjeść, zanim
zdecyduję? – spytała i zobaczyła, że odetchnął z ulgą – Ale to nie znaczy, że
wszystko jest w porządku – zaznaczyła.
Czekam na Wasze komentarze. Jeśli Wam się podoba, to polecajcie to znajomym ;-)
Super! Jak prawdziwa książka. Mam nadzieję, że będzie romans :)))
OdpowiedzUsuńBędzie, będzie ;-))
OdpowiedzUsuń