Fabio od
dobrych dwudziestu minut nie spał, ale nie miał ochoty jeszcze wstawać. Obok
niego spała głębokim i spokojnym snem Caterina. Jak dobrze byłoby z nią
zasypiać i budzić się w jej ramionach, pomyślał. Ale to nie było takie proste,
jak mogło się wydawać. Ona miała swój dom, pracę, przyjaciół, gdzieś daleko… Czy
zrezygnowałaby z tego wszystkiego dla niego? Spojrzał na leżącą obok niego kobietę.
Spała niczego nieświadoma, miała rozchylone usta, wciąż obrzmiałe od
pocałunków. Na nosie pojawiło jej się kilka maleńkich piegów, których wcześniej
nie zauważył, wyglądała tak świeżo i dziewczęco. Nie mógł uwierzyć, że dzieliły
ich tylko trzy lata. Czy naprawdę mógł ją poprosić o to, by zmieniła w swoim
życiu wszystko? A co, gdyby się zdecydowała? Co mógł jej zaproponować w zamian?
O ile prostsze wydawało mu się życie, zanim ją poznał…
Caterina poruszyła się przez sen. Fabio wsunął
jej ostrożnie rękę pod kark, a ona oparła mu głowę na piersi, przekręcając się
i zarzucając nogę na jego udo. Sięgnął drugą ręką w dół i przygarnął ją mocniej
do siebie. Zamruczała cicho i objęła go ramieniem. Tak dobrze do niego
pasowała, nawet teraz, kiedy leżeli przytuleni… Ogarnęła go dziwna tkliwość. Przecież
mógłby ją zabrać do domu… Już wcześniej kobiety pomieszkiwały u niego. Coś mu
jednak mówiło, że nie było tu miejsca na półśrodki. Nagle uświadomił sobie, że
Caterina oddycha płycej. Popatrzył w dół i napotkał jej na wpół przymknięte
oczy - Ja chyba umarłam i jestem w Raju – wyszeptała sennie.
- Myślisz, że moje życie to raj?
– spytał, zanim zdążył ugryźć się w język.
- Pewnie nie, podobnie, jak moje
do niedawna, ale te dni spędzone razem… - zatrzymała się wpół zdania.
Pocałował
ją w czubek głowy, a ona przeciągnęła się, ocierając się o niego i mrucząc jak
kot. Poczuł przyjemne mrowienie w jądrach i spływające w tamtą okolicę ciepło.
Caterina uniosła nieco kołdrę. – Jezu Chryste, Fabio, po takiej nocy, jeszcze
nie masz dość? – wykrzyknęła – Przynajmniej teraz rozumiem, dlaczego u nas się mówi,
że Włosi są najlepszymi kochankami.
- Nie wiem, jacy są inni Włosi,
ale wiem, że przy Tobie rzeczywiście nigdy nie mam dość – zaśmiał się. Mówił
prawdę. Już dawno nie doświadczył czegoś takiego. Nie, żeby narzekał na swoje
możliwości, ale przy Caterinie był jakby w ciągłej gotowości i czuł się z tym wyśmienicie.
Jej zaskoczenie dodatkowo połechtało męską dumę, tak, że po chwili uwidoczniła
się ona w postaci małego namiociku z kołdry nad jego biodrami.
- Nawet o tym nie myśl. Idę pod
prysznic i mam nadzieję, że do południa dasz mi spokój – oświadczyła – niektóre
części mojego ciała muszą odpocząć – dodała nieco zmieszana.
- Ale nie zrobiłem Ci krzywdy? –
spytał, unosząc się na łokciu i przyglądając jej się z niepokojem.
Przewróciła
oczami i przeturlała się na bok, rozciągając obolałe mięśnie. – Nie jest tak
źle – burknęła, czerwieniąc się odrobinę – choć nie spodziewałam się tak
aktywnych wakacji – dodała ze śmiechem.
- A czego się spodziewałaś? –
spytał, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Właściwie, to nie wiem –
przyznała – nie mam pojęcia, jak żyją bogacze.
- Tak, jak inni, tylko za większe
pieniądze – wzruszył ramionami.
- No tak, rzeczywiście świetnie
mi to wytłumaczyłeś – zakpiła – czyli w zasadzie nasze życie wcale się nie
różni? – prychnęła – zamienisz się?
-
A chciałabyś? – orzechowe oczy zalśniły dziwnym blaskiem, kiedy spytał.
- Nie wiem – rzuciła – może bym
chciała…
Katarzyna
poczuła się nagle jak po kiepskiej odpowiedzi na egzaminie, kiedy czeka się na
ocenę, nie mając już wpływu na jej wysokość. Mogła tylko obserwować twarz
egzaminatora, próbując z jej wyrazu wyczytać rezultat. Fabio przyglądał jej się
badawczo, jakby przetrawiając jej słowa… Nagle roześmiał się, złapał ją za
nadgarstek i przyciągnął do siebie.
---
Po śniadaniu, siedzieli
oboje rozparci na kanapie, ustawionej na środkowym pokładzie i dopijali
spokojnie kawę. Fabio ułożył sobie na kolanach nogi Katarzyny i gładził je
delikatnie, zastanawiając się głośno, jak to możliwe, że jej skóra jest taka
przyjemna w dotyku. Andrea sprzątała ze stołu, uśmiechając się do siebie i
nucąc coś pod nosem. Po chwili ruszyła do kuchni z pełną tacą, mijając się w
drzwiach ze Stefano. Przysiadł się do stołu bez słowa, kładąc przed sobą
laptopa.
- Co masz dla nas? – Fabio był w
doskonałym humorze.
- Sporo – odparł, otwierając komputer.
Katarzyna
zsunęła nogi z kolan Fabia i oboje przysunęli się bliżej stołu. Stefano
wystukał coś na klawiaturze i odwrócił laptopa w ich kierunku – po pierwsze,
wiem, do kogo napisał Twój mąż – zaczął – tu masz dane – wskazał Katarzynie
kilka linijek tekstu.
- Joanna Źrebińska–Kieć, adres… -
Katarzyna patrzyła z niedowierzaniem na ekran laptopa – Ha mandato un e-mail a la moglie di direttore? (wysłał maila do
żony dyrektora?)
- Sembra di si (Na to wygląda) – Stefano umieścił dane dyrektora
szpitala pod danymi jego żony. – Ma
perche? (Ale po co?)
Katarzyna
gorączkowo szukała jakiegoś logicznego wytłumaczenia: Uważał, że ona nie wie,
ale warto ją poinformować, czy za jej pośrednictwem chciał rozmawiać z
dyrektorem? Zaraz, przecież ona pracuje w Radzie Miasta. Tylko, czy to ma
znaczenie? Kim ona tam jest, radną? Może nie wiedziała, co jej mąż kombinuje?
Wiedziała, musiała wiedzieć! No, to po co do niej pisał?
– Non lo so (Nie wiem) – pokręciła głową z rezygnacją – A co z
szablonami? Pewnie stracone?
- Nie wiadomo. To bardziej
skomplikowane niż szukanie adresu mailowego. Może da się coś zrobić, ale to
potrwa. OK., – Stefano otworzył kolejny dokument – tutaj masz informacje na
temat tej dziennikarki. Od trzech lat jest związana z właścicielem firmy
deweloperskiej. Nie mają ślubu, nie mają dzieci, dobrze się bawią: drogie
wakacje, drogie prezenty… - uśmiechnął się pod nosem
- Skąd to wszystko wiesz? –
Katarzyna przebiegała wzrokiem kolejne linijki tekstu.
- To bardzo proste – Stefano
obdarzył ją dobrotliwym spojrzeniem – Facebook, Tweeter… Jej znajomi są
kopalnią wiedzy…
- To jest ciekawe – Katarzyna doszła
do miejsca, gdzie Stefano wytłuścił druk – napisała artykuł na temat
nieprawidłowości z branży budowlanej, jej partner miał kontrolę w firmie.
Zresztą, nie tylko on – spojrzała na
Stefano z uznaniem – Przez dwa tygodnie miała status: „singiel” na facebooku…
Pokłócili się? – patrzyła z niedowierzaniem w tekst – Święte nieba, to też
sprawdziłeś?
- Jak wywiad, to wywiad – Stefano
wzruszył ramionami – Czytaj dalej.
Katarzyna
ze zdumieniem stwierdziła, że dostała kompletne dossier Łucji Żurowskiej,
poczynając od daty urodzenia i edukacji, poprzez jej karierę zawodową, aż do
prywatnych spraw, typu gdzie spędzała wakacje, czy, że narzeczony dał jej na
urodziny samochód. Stefano niewątpliwie znał się na tej robocie. Zastanawiała
się, jak dokładne dossier na jej samej temat, dostał Fabio? Chwilowo uznała, że
taka rozmowa może zaczekać, zwłaszcza, że jego mina nie zachęcała do dyskusji.
Ważniejsze było to, że romans Łucji i Roberta był raczej mało prawdopodobny,
biorąc pod uwagę osobę jej partnera. Przyjrzała się załączonym zdjęciom. Dobrze
zbudowany blondyn nie był w jej typie, ale mógł imponować. Na jednym ze zdjęć
wysiadał z Porsche Cayenne, na innym stał przy sportowym Audi razem z Łucją.
Miał pieniądze, a z opisu wynikało, że lubił je wydawać i nie oszczędzał na
prezentach dla ukochanej. Z drugiej strony, wszystko wskazywało na to, że ona z
kolei była niepokorną duszą i lubiła chadzać własnymi ścieżkami. Była
niezależna, nadal pracowała w redakcji i otwarcie krytykowała różne patologie
na portalach społecznościowych. Ze zdobytych informacji wynikało, że narzeczony
nie był zachwycony, ale tolerował jej styl bycia. – Na jego temat też coś masz?
– zwróciła się do Stefano. Bez słowa przewinął tekst i ukazał jej się nagłówek
pogrubioną czcionką: Radosław Zawadzki, a dalej podobne informacje, jak o
Łucji, tylko mniej szczegółowe.
- Nie miałem czasu na więcej –
Stefano najwyraźniej nie był zadowolony z tej części dokumentu – skupiłem się
na tym artykule, który napisała dziennikarka. Nie zrobił mu krzywdy. U niego
wszystko było OK., ale i tak rozstali się na dwa tygodnie.
- Jakoś się nie dziwię –
Katarzyna popatrzyła jednak na Łucję z sympatią – Może do niej zadzwonię?
- Chyba nie masz innego wyjścia?
– Fabio zawiesił głos.
- Pozostaje zawsze ten policjant
– zupełnie zapomniała, że prosiła Karolę o więcej informacji na jego temat.
Połączyła się ze swoją pocztą i przejrzała wiadomości. Po chwili znalazła
właściwą. Szybko przebiegła wzrokiem nadesłany przez Karolinę tekst. Różnice
między nim i dokumentami Stefano były oczywiste. Adam Kita, jak nazywał się
policjant, został prześwietlony pod względem zawodowym, natomiast brakowało
jakichkolwiek informacji na temat jego prywatnego życia. Próba uzyskania czegoś
za pośrednictwem portali społecznościowych zakończyła się niepowodzeniem.
Strona na Facebooku może nie była „martwa”, ale zawierała tylko absolutnie
niezbędne informacje i żadnych zdjęć. Również poszukiwanie przez wyszukiwarkę
dało jej tylko stare i niewyraźne fotki z czasów szkolnych. – Jak Ty zdobywasz
te wszystkie dane? – z frustracją w głosie zwróciła się do Stefano.
Zaśmiał się w
odpowiedzi i uniósł brwi, wzruszając nieznacznie ramionami - Abra Kadabra i
masz. Jeśli chcesz, to mogę go sprawdzić…
- Nie ma potrzeby – odparła
szybko – To mi wystarczy.
- Będziesz musiała zdecydować – stwierdził
Fabio, pocierając dłonią czoło – dziennikarka, czy policjant…
- Wiem – przerwała mu niechętnie
– ale mam jeszcze czas… - Ukryła twarz w dłoniach. Nagle poczuła się znużona,
mimo wczesnej pory. – Dokąd płyniemy? – zmieniła temat.
- Nie mamy ustalonego miejsca.
Myślałem, żeby trochę popływać w jakiejś zatoczce, a potem chciałem Ci pokazać
błękitną jaskinię – Fabio wpatrywał się w horyzont - jesteśmy w drodze
powrotnej, ale nie ma pośpiechu – dodał.
- Słyszałam o tym miejscu.
Podobno jest jedyne w swoim rodzaju –
Katarzyna podążyła za wzrokiem Fabia, ale na horyzoncie nie było widać nic,
poza bezkresem wody.
Fabio chciał coś
dodać, ale z jego telefonu dobiegł dźwięk sms-a, a po chwili odezwała się także
komórka Katarzyny. Oboje sprawdzili telefony. – To Vanessa – Fabio oglądał
nadesłane zdjęcie.
- Do mnie też wysłała – Katarzyna
oglądała zdjęcie szyi Vanessy – jak ładnie wygląda – dodała zadowolona. – Odpiszę
jej.
Wysłała
sms-a, a potem dłuższą chwilę wpatrywała się w telefon. Wreszcie odszukała w
kontaktach numer Łucji Żurowskiej. Zawahała się przez chwilę.
- Łucja Żurowska, słucham –
usłyszała wysoki, pewnie brzmiący głos.
- Dzień dobry, nazywam się
Katarzyna Pars – zaczęła – dostałam pani numer od mojej przyjaciółki, Karoliny
Lis. Podobno przydałaby się pani osoba, która orientuje się w sprawach
przetargów na sprzęt medyczny… - zawiesiła głos, czekając na reakcję tamtej.
- Bardzo się cieszę, że pani
zadzwoniła – tym razem głos zabrzmiał miło – rzeczywiście bardzo potrzebuję
takiej osoby. Czy pani zechce się ze mną spotkać? Bardzo zależy mi na czasie…
- Oczywiście, ale jestem na
wakacjach i w sobotę w południe wrócę dopiero do Warszawy, tak, że w domu
pojawię się pewnie w niedzielę… - Katarzyna wciąż się wahała.
- Jeśli nie będzie pani zbyt
zmęczona, to chętnie się spotkam w niedzielę – wpadła jej w słowo Łucja - Dziennikarze rzadko mają wolne weekendy.
Zresztą lekarze chyba podobnie – dodała.
- Skąd pani wie, że jestem
lekarzem? – nie powiedziałam tego, uświadomiła sobie Katarzyna.
- Wiem o pani dużo – zaryzykowała
Łucja – dlatego czekałam na ten telefon i dlatego chcę się z panią spotkać jak
najszybciej…
- W takim razie w niedzielę – wyksztusiła
Katarzyna przez ściśnięte gardło – zadzwonię do pani w sobotę wieczorem, żeby
potwierdzić spotkanie – dodała.
- Cieszę się, że wreszcie się
spotkamy… - głos Łucji zabrzmiał ciepło i przyjaźnie.
Katarzyna
musiała wstać, żeby opanować narastające w niej emocje. Więc miała rację, Łucja
znała Roberta i najwidoczniej znała również ją. Czekała na telefon. Co to miało
znaczyć? Gdyby miała jakieś informacje o Robercie, pewnie zadzwoniłaby sama…
Skoro czekała, to znaczy, że nie była pewna, co Katarzyna wie, a skoro się
doczekała, to mogła przypuszczać, że wie o dokumentach… Jej iPhon zawibrował.
Spojrzała na wyświetlacz. Czego chciał od niej ten gliniarz? I to akurat w tej
chwili?
- Tak, słucham – starała się
mówić spokojnie.
- Z tej strony Adam Kita – zaczął
przyjaznym tonem – czy mogę zająć pani chwilę?
- Oczywiście – odparła lekko
drżącym głosem – czyżby coś nowego?
- Wolałbym nie rozmawiać o tym
przez telefon. Proszę mi powiedzieć, kiedy pani wraca? Musimy się koniecznie
spotkać…
- Czy to ma jakiś związek z moim
mężem? – nie wytrzymała – proszę mi powiedzieć cokolwiek, proszę!
- Naprawdę nie powinienem – w
jego głosie zabrzmiało wahanie – ale dobrze, niech już pani będzie! Mamy pewne
informacje na temat pani męża i tylko pani może je zweryfikować. Bez tego nie
możemy pójść dalej… - zawiesił głos – czy pani nie ma dla nas żadnych nowych
wiadomości? Może coś się pani przypomniało w związku z tym telefonem?
Katarzyna
zawahała się. Czy mogła mu zaufać? Jest coś, co powinien wiedzieć, pomyślała.
Chyba, że sam jest źródłem informacji o mnie, bo skąd ten ktoś wiedział o
telefonie i skąd znał mój numer?
– Niestety niczego więcej sobie
nie przypominam. Kiedy chciałby się pan spotkać?
- Najszybciej, jak to możliwe –
odparł – w sobotę, w niedzielę? Kiedy pani wraca?
- Przylecę w sobotę do Warszawy…
- Jeśli nie będzie pani zbyt
zmęczona, to przyjadę do pani w sobotę wieczorem.
- Wolałabym w niedzielę –
zaczęła, ale natychmiast przypomniała sobie, dlaczego do niej zadzwonił.
Właściwie, nie musiała zostawać u mamy do niedzieli – dobrze, niech będzie w
sobotę wieczorem. Zakładam, że wie pan, gdzie mieszkam.
Siedziała
jeszcze dłuższą chwilę, zastanawiając się nad dziwacznym zbiegiem okoliczności.
No bo przecież nie umówili się z Łucją, pomyślała. Tak czy inaczej, śledztwo
trwało i mieli coś nowego! Boże, dzięki Ci, wzniosła oczy ku niebu. Nie była
szczególnie gorliwą katoliczką, ale w takiej chwili nie potrafiła inaczej wyrazić swojej radości.
Wciąż siedziała
na kanapie i obserwowała, jak zgrabnie manewrują przed pionową skałą, w której
ciemniało wejście do jaskini, kiedy wrócił Fabio – Nie odpowiedziałaś mi –
zaczął – miałaś się zastanowić nad przyjazdem do Turynu…
- To nie takie proste – już to
widzę, jak Nowak daje mi błogosławieństwo na kolejny wyjazd, pomyślała. Poza
tym muszę załatwić tyle nowych spraw. – Ja pracuję w szpitalu, zapomniałeś?
Oczywiście poproszę o zgodę, ale najpierw muszę poprosić profesora… - umilkła,
jakby przytłoczyła ją myśl, że naprawdę będzie to niezwykle trudne.
- Profesora biorę na siebie – Fabio
ujął dłoń Katarzyny i położył ją sobie na kolanie – zgodzi się natychmiast.
Westchnęła
ciężko na myśl, jak Fabio to załatwi, ale zdusiła w sobie chęć złożenia
protestu. Naprawdę chciała Turynu. Na jaki czas się zgodzą? Dwa tygodnie?
Miesiąc? A co potem?
- Fabio, to nie będzie długi staż
– powiedziała cicho. Musiała mu to uświadomić, skoro już zaczęli tę rozmowę.
Musiała to uświadomić także sobie…
- Co to znaczy?
- To znaczy, że będę mogła przyjechać
na dwa, może cztery tygodnie – powiedziała niepewnie – poza tym, będę musiała
poczekać z miesiąc albo dwa. Nie puszczą mnie teraz…
Fabio
nie był przygotowany na taką odpowiedź. A na jaką był? W swej naiwności
zakładał, że największym problemem będzie przekonanie Cateriny do przyjazdu, a
tymczasem Ona chciała przyjechać. Jasne, że chciała, pomyślał z zadowoleniem.
Przecież powiedziała mu, że go chce. Nie był głupi, wiedział kiedy kobieta jest
zainteresowana mężczyzną.
- Mówiłaś, że chciałabyś się
przeprowadzić… – zaczął ostrożnie.
- Zastanawiałam się tylko –
Katarzyna poczuła, że serce zaczyna jej przyspieszać. Saska Kępa, tak, brała to
pod uwagę, ale kiedyś, na przyszłość… Musiałaby poszukać pracy w Warszawie.
Chyba, że Fabio chciał zapytać o coś innego… Bała się, że usłyszy bicie jej
serca. Nie, to niemożliwe, takie rzeczy zdarzają się tylko w filmach,
pomyślała. – Co masz na myśli? – spytała, siląc się na spokój.
Nie
odpowiedział od razu. Sam nie wiedział dobrze, o co mu chodziło. – Nic konkretnego…
– odparł zgodnie z prawdą. Krótkofalówka zaskrzeczała cicho i Patrik
poinformował ich, że mogą płynąć do jaskini.
Tym razem
Stefano czekał na nich w niewielkim pontonie z elektrycznym silnikiem. Na jego
dnie leżały maski z rurkami i płetwy. – Umiesz się z tym obchodzić? – spytał
Fabio w drodze do jaskini. Kiwnęła głową.
- Wolno tam nurkować? – zdziwiła
się – nie jest ciemno?
- Jest – roześmiał się Fabio -
ale widać światło wpadające z zewnątrz przez podwodne wejście.
Wpłynęli
do wnętrza tunelu oświetlanego przez dzienne światło wpadające przez otwór w
skale, ale tunel zakręcał i po chwili ogarnęły ich ciemności. Obok nich
przepłynął ponton z grupką młodzieży pracująca zapamiętale wiosłami.
- Wewnątrz nie wolno używać
silnika – wyjaśnił Stefano – chyba, że ma się elektryczny.
Wpłynęli
do jaskini i Katarzyna zrozumiała, skąd wzięła się jej nazwa. Wnętrze
połyskiwało błękitnym światłem wydobywającym się spod powierzchni ciemnej wody.
Oni także wydawali się nierealni, z niebieską skórą… spojrzała na Fabia i
Stefano. – Wyglądamy jak smerfy – zachichotała. Odpowiedzieli jej śmiechem,
który odbił się echem od sklepienia jaskini. Oboje z Fabio nałożyli maski i
płetwy, i zsunęli się do wody, pozostawiając Stefano w pontonie.
- Daj mi rękę i nurkujemy – powiedział
Fabio i… zanurkowali.
Katarzyna
poczuła się w pierwszej chwili nieswojo, otoczona zewsząd ciemnościami, ale gdy
spojrzała w jaśniejący pod nią otwór, zapragnęła tam dopłynąć. Czytała, że
można nim przedostać się na zewnątrz, bądź wpłynąć do wnętrza jaskini. Fabio
płynął spokojnie obok niej. Spojrzała na jego oświetlone blaskiem słońca ciało.
Wyglądał niesamowicie. Pewnie ja też tak wyglądam, pomyślała. Przyspieszyła i
poczuła w uszach dudnienie. Miała wrażenie, że ciśnienie za chwilę rozsadzi jej
czaszkę, ale wiedziała, ze to tylko takie uczucie. Nie mogło być aż tak
głęboko… Fabio pociągnął ją za rękę. Odwróciła do niego głowę i wskazała na
otwór, ale on pokręcił głową i pociągnął ją w górę. Nie! Buntowała się. Jestem
tak blisko, myślała, jeszcze dwa, trzy metry i wypłynę na zewnątrz. Szarpnęła
ręką, ale on trzymał ją mocno i ciągnął w górę. Spróbowała ostatni raz i
zabrakło jej tlenu. Uspokoiła się natychmiast i zaczęła powoli wypuszczać powietrze,
a Fabio ciągnął ją za sobą. Ostatkiem sił powstrzymała się przed nabraniem do
płuc wody. Wynurzyła się łapiąc z wysiłkiem powietrze.
- Che cavolo volevi fare? (Co do cholery chciałaś zrobić?) –
wyksztusił Fabio, gdy wreszcie udało mu się odetchnąć.
- Era cosi vicino (Było tak blisko) – wydyszała Katarzyna.
- Non era vicino. Ti mancherebbe il
ossigeno… (Nie było blisko. Zabrakłoby Ci tlenu…) – był naprawdę
wkurzony – E colpa mia.
Non Ti ho detto, fino a che punto è possibile immergersi (To moja wina. Nie
powiedziałem Ci, jak głęboko można zanurkować) – pokręcił głową i rozejrzał
się. Stefano powoli podpływał do nich pontonem.
- Fabio –
powiedziała cicho, przytrzymując się jego ramienia – nic się nie stało. Byłeś
przy mnie i mnie zawróciłeś. Wszystko w porządku – miała poczucie winy, że tak
go wystraszyła, a jednocześnie miała ochotę skakać z radości. Bał się o nią,
inaczej by się nie zdenerwował.
- Strasznie
tłoczno – burczał Stefano, kiedy udało im się wgramolić do pontonu – Co wam się
stało? – spytał, przyglądając im się podejrzliwie. Fabio spojrzał na Katarzynę
takim wzrokiem, że aż się skuliła, ale nic już nie powiedział. Przez całą drogę
milczał, podczas gdy Katarzyna głośno zachwycała się jaskinią.
- Przepraszam, że
nie posłuchałam od razu – wyszeptała i trąciła nosem policzek Fabia, kiedy
Stefano był zajęty dobijaniem do jachtu.
- Tunelem można
przepłynąć – powiedział Fabio, już udobruchany przeprosinami – ale trzeba mieć
butlę. Poza tym lepiej założyć piankę, bo skały są ostre, a na zewnątrz jest
fala.
Przepłynęli wolno wzdłuż skał,
zachwycając się ich poszarpanymi konturami. Potem ruszyli szybciej na północ,
by po jakichś dwudziestu minutach dotrzeć do malowniczej zatoczki.
Stella Marina
zakotwiczyła u wejścia, bo zanurzenie nie pozwalało jej na wejście głębiej. Ku
niezadowoleniu Stefano i radości Katarzyny, Fabio kazał spuścić na wodę tylko
dwa skutery. Zabrał też ze sobą torbę z maskami i płetwami.
Przez
prawie godzinę baraszkowali w kryształowo przejrzystej wodzie, nurkując albo
chlapiąc się przy brzegu. Skały ograniczające wejście do zatoczki stanowiły coś
w rodzaju falochronu, więc bezpiecznie „zaparkowali” skutery obok ogromnej
płyty skalnej, a sami ułożyli się na niej jak na plaży. Fabio wyciągnął z torby
pojemnik ze srebrzystej folii termicznej i wyjął z niego dwie puszki piwa.
- Grejpfrutowe czy cytrynowe? –
spytał.
- Grejpfrutowe – Katarzyna wzięła
od niego wilgotną od osiadającej rosy puszkę – jesteś genialny – westchnęła,
pociągając spory łyk zimnego płynu. Ułożyła się wygodnie na boku. Fabio poszedł
w jej ślady. Od czasu do czasu dotykał zimną puszką różnych części jej ciała,
na co reagowała pomrukiem zadowolenia lub sprzeciwem, w zależności od tego, co
wybrał. Po pewnym czasie udawało mu się prawie za każdym razem sprawić jej
przyjemność, tak, że w końcu ułożyła się na wznak z głębokim westchnieniem. –
Jaka szkoda, że to już prawie koniec… - wyszeptała.
- Cicho, skarbie – wodził palcem
po jej rozgrzanym słońcem ciele – nie przypominaj mi… Chcę się Tobą nacieszyć,
póki mogę – szeptał. Nigdy dotąd odległość nie stanowiła takiego problemu. Albo
nie była tak znaczna, albo po prostu zabierał kobietę do siebie. W najgorszym
wypadku, pomyślał, przyjedzie na miesiąc, a potem się zobaczy… Dlaczego to musi
być takie skomplikowane, pomyślał sfrustrowany?
- Mmmm – zamruczała Caterina – co
mówiłeś?
Spojrzał na jej półprzymknięte
powieki i rozchylone usta. Wyglądała tak apetycznie. Nachylił się i pocałował
ją w usta.
Wracali na
jacht głodni, ale promieniejący szczęściem. Stojąc pod prysznicem i rozplątując
jej włosy, Fabio uzmysłowił sobie, że kiedy są razem, zapomina o bożym świecie.
Ja ją chyba kocham, pomyślał, ale odrzucił tę myśl natychmiast.
Czterdziestolatek zakochany po tygodniu znajomości, nonsens!
Witam. Mam nadzieje ze koniec opowiadania bedzie szczesliwy? :)
OdpowiedzUsuńTo nie jest takie oczywiste...
OdpowiedzUsuńdawno, nie komentoewałam, więc czas nadrobic.....
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, jedno z najlepszych jakie czytałam!
masz ogromny talent, potencjał, pieknie piszesz, ukazujesz emocje, nastroje, wszystko jest naj, naj, naj.
Pozdrawiam
Ania