„ZAWA-BUD. Radosław
Zawadzki. Prezes” przeczytał z zadowoleniem napis na nowej tabliczce, gotowej
do powieszenia na drzwiach. Już miał wychodzić, kiedy pojawił się kurier. Długo
musiał pracować na taki napis, ale wreszcie został prezesem. Układ z dyrektorem
szpitala onkologicznego opłacił mu się bardziej, niż początkowo sądził. Nie
tylko zarobił dzięki niemu pieniądze, ale dzięki jego żonie wszedł na „salony”
głównymi drzwiami. Co prawda uważała go za chłopaka do załatwiania niewygodnych
spraw, ale szybko zorientował się, że wszystkich traktowała podobnie, męża nie
wyłączając. Swoją drogą, pomyślał, straszna baba. Dla swoich wyborców miała
przygotowany image eleganckiej
„światowej” kobiety, która brzydzi się wszelką nieprawością. Nikomu nawet przez
myśl by nie przeszło, że uczestniczy w ich przekrętach. Genialna! Wstrętna
baba, ale genialna w swoich posunięciach, musiał to przyznać. Trzeba się ich
trzymać, postanowił, razem daleko zajdą.
Spojrzał
po raz kolejny na tabliczkę. Mało brakowało, a do przejęcia konkurencji by nie
doszło. I kto mu zagroził? Jakiś lekarzyna! Na szczęście sprawa rozwiązała się
sama, z niewielką tylko pomocą. Co prawda Łucja nie odzywała się do niego chyba
z tydzień, ale w końcu przekonała się, że to był wypadek.
Podszedł
do okna i spojrzał na panoramę miasta. Nawet na prowincji można się urządzić,
pomyślał, zadowolony z widoku. Nowy biurowiec zapełniał się kolejnymi najemcami,
a jego kasa, pieniędzmi. Był szanowanym obywatelem, sponsorował klub sportowy,
udzielał się charytatywnie… Bez przesady, ale zawsze na tyle, żeby napisali o
tym w gazetach. Łucja dbała zresztą o dobry P.R. Podszedł do biurka i uniósł
pokrywę laptopa. Natychmiast pojawiła się strona przeglądarki. Wstukał ciąg
liczb i liter, uzyskując dostęp do poczty. Przejrzał nieliczne nowe wiadomości.
Rzadko z niej korzystał, wolał Facebooka i Tweetera, ale przekonał się, że w
pewnych sprawach poczta jest bezpieczniejsza. Popatrzył na stojące obok zdjęcie
Łucji. Wyglądała nieziemsko w zwiewnej sukience, na tle drewnianego pomostu i
turkusowej wody. Zrobił je na Bali, a co? W tym roku też miał zamiar zaszaleć,
może Miami albo Karaiby? A ty, dupku, ziemię gryziesz, pomyślał ze złością o
człowieku, który śmiał stanąć mu na drodze. Nikt nie mógł go już powstrzymać.
Wrócił
do przeglądania e-maili, ale coś nie dawało mu spokoju. Dlaczego przyszedł mu
na myśl właśnie on i dlaczego teraz? Sprawa z telefonem przycichła. Nikt z
policji nie chciał z nim rozmawiać, więc nie powiązali ich z tamtą śmiercią… A
może sprawdzić?
Otworzył
kilka kolejnych folderów i wybrał dokument, w którym widniały tylko dwie
krótkie linijki tekstu. Skopiował adres mailowy i otworzył nową stronę. Hasło
wpisał ręcznie, było dziecinnie proste. Skrzynka zawierała mnóstwo SPAMU.
Zajrzał do szablonów. NIC! Uspokoił się. Już miał zamknąć, kiedy jego wzrok
padł na datę ostatniego logowania. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.
Odruchowo spojrzał w kalendarz.
---
- Ziemek, odbierz wreszcie ten
telefon! – dobiegł go zirytowany głos żony.
Ziemowit
Nowak wstał z fotela i ze złością sięgnął po komórkę. Że też jej nie wyciszył.
Nawet wieczorem nie dadzą człowiekowi spokoju, pomyślał.
- Tak? – rzucił niechętnie.
- Witaj. Mamy chyba problem z
Twoją koleżanką z pracy – głos Zawadzkiego, którego rozpoznał natychmiast, był
zimny i niezwykle uprzejmy – czy możesz mi powiedzieć, gdzie ona się w tej
chwili znajduje? Mam ochotę uciąć sobie z nią pogawędkę.
- No, coś ty? - Nowak zamrugał, zaskoczony tym, co usłyszał
– chyba nie myślisz, że ona…
- Nie, nie myślę – przerwał mu –
ja wiem, że ona wie. Logowała się do skrzynki, którą kontaktował się ze mną jej
mąż. Kieciowa tego nie zrobiła – uprzedził jego pytanie – już z nią
rozmawiałem.
- Ona jest na wakacjach, wczoraj
z nią rozmawiałem i sprawiała wrażenie osoby, która świetnie się bawi. Chyba
nie sadzisz, że pojechała do Włoch po to, żeby przekopywać swojego laptopa? –
próbował bagatelizować sprawę. Nie lubił Zawadzkiego, a nawet trochę się go
obawiał.
- To ona ma ze sobą laptopa? –
głos zrobił się lodowaty – I ty to mówisz tak spokojnie? Wiesz, co się stanie,
jeśli teraz ujawni te dokumenty?
- Nic się nie stanie, bo ona o
niczym nie ma pojęcia - odparł z
przekonaniem – Poza tym, nie wiadomo, czy to TEN laptop? – umilkł na chwilę.
Nie chciał, żeby Katarzynie coś się stało, a po Zawadzkim wszystkiego można się
było spodziewać – Słuchaj, ja to załatwię. W poniedziałek ma dyżur. Pójdę do
niej wieczorem i spokojnie z nią pogadam. Ona mi ufa. Wyciągnę od niej wszystko
po dobroci, zgoda? – nie chciał, żeby to zabrzmiało jak prośba, ale nie miał
wyjścia.
- Masz czas do wtorku –
stwierdził krótko Zawadzki – potem ja się tym zajmę – dodał i rozłączył się bez
pożegnania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz