piątek, 29 maja 2015

Uratuj mnie 17

W ogromnych oczach Mili widać było zdumienie. Szok mijał powoli.
- Jak to? Zabrałeś mnie do domu swojej matki, żeby... O kurwa, Stefano! - Brakło jej słów.
- Uspokój się – Jej gwałtowna reakcja zbiła go nieco z tropu, ale już po chwili odzyskał pewność siebie – Jesteśmy tu sami. Zresztą, to już nie jest jej dom.
- Co? - Miejsce zaskoczenia zajął niepokój – Chyba go nie sprzedaliście?
Myśl, że potrzebował pieniędzy na wykup udziałów spółki uderzyła ją, jak niespodziewana fala.
- Nie – uspokoił ją – Nadal należy do rodziny. - Celowo dawkował informacje.
Mila wpatrywała się w niego bez słowa. Prawie widział jak obracają się trybiki jej myśli.
- Ten dom jest ogromny i ma pełno schodów. Mama wolała coś mniejszego. - powiedział powoli – Teraz należy do mnie i muszę podjąć decyzję, co z nim zrobić. Miałem nadzieję, że mi pomożesz – Przelotny uśmiech rozjaśnił jego twarz.
- Co masz na myśli? - Nagle zrobiło jej się duszno. Czuła, jak powietrze gęstnieje, jak ją oblepia.
- Moglibyśmy się tu przeprowadzić... - zawiesił głos, czekając na jej reakcję.
- Tutaj? - Rozejrzała się po sypialni. Mimo braku osobistych rzeczy Benedetty, nadal czuło się jej obecność.
- Możemy go przemeblować, przebudować – Przyglądał jej się badawczo, jakby wyczuwając wahanie – Możemy sprzedać część mebli, albo nawet wszystkie...
Mila zakryła usta dłońmi. Miała wrażenie, że serce wyrwie jej się z piersi. Jeśli to nie była próba powiedzenia jej, że chciałby spędzić z nią życie, to co to, do diabła było? - Żartujesz? - Zarzuciła ręce na silne męskie ramiona i przyciągnęła je do siebie – Ja miałabym pozwolić, żebyś się tego wszystkiego pozbył? Ja?
- Więc... chciałabyś tu zamieszkać?
- Chciałabym? - Przewróciła oczami. Nawet jej się nie śniło coś takiego! - Och, Stefano! - Wtuliła się w jego szyję. Ten dom był jak coś wspaniałego, nieosiągalnego... Uwielbiała go!
Radość Mili była zaraźliwa. Stefano poczuł się wreszcie w pełni odprężony. Chwycił tulącą się do niego dziewczynę i rozstawiając szeroko nogi posadził ją przodem do siebie. Wewnętrzne strony jej ud dotykały jego torsu, podczas gdy jego twarde umięśnione nogi obejmowały jej biodra. Bliskość i ciepło ponętnego kobiecego ciała w połączeniu z unoszącym się w powietrzy zapachem niedawnego seksu, podziałały na jego libido.
- Znowu? - spytała z niedowierzaniem, spojrzawszy w dół, między ich ciała. Gładka, lśniąca główka jego nabrzmiałego członka odcinała się od ich ciał intensywnym kolorem.
- Mówiłem, że jesteś uzależniająca – Wodził opuszkami palców po jej plecach, przyglądając się, jak pełne piersi robią się jeszcze pełniejsze, a brodawki twardnieją, choć nawet ich nie dotknął – Ciekawe – powiedział, jakby do siebie – Przygotowałem się na bitwę, a tymczasem poddałaś się prawie natychmiast. - Miał na myśli dom.
- Nie chcę walczyć - odparła miękko - Taka niewola mi odpowiada...
Nie dokończyła jeszcze zdania, kiedy silne dłonie chwyciły jej tyłek i uniosły w górę.
- No, to siadaj na mojego rumaka. Zobaczymy, czy jesteś gotowa na taką niewolę – Nakierował jej ciało na siebie i ściągnął w dół.
- Ufff! Potrafisz zrobić na dziewczynie wrażenie - wysapała.
Miał teraz przed sobą jej piersi i zamierzał to wykorzystać. Powolnym ruchem ogarnął jedną z nich i ważąc ją w dłoni zaczął pieścić ustami. Biodra Mili zadrgały i zaczęły się poruszać minimalnie w przód i w tył. Jej gotowość i uległość były takie podniecające!
- Ooooo!? - krzyknęła przeciągle, czując zęby zaciskające się na jej wrażliwej brodawce. Nowa fala wilgoci wypełniła jej wnętrze i spłynęła w dół. Przyjemne ciepło zaczęło się rozlewać po jej ciele, odganiając wszelkie myśli. Możliwość oddania kontroli Stefano, wzmagała jej pożądanie, a jednocześnie sprawiała, że czuła się bezpieczna.
Po niedawnym zmęczeniu nie było śladu. Poruszali się wolno, ze stałym dręczącym rytmem, jakby wpadli w trans. Stefano wciąż pieścił delikatną aksamitną skórę i twarde wisienki brodawek, od czasu do czasu wydobywając z gardła Mili ciche pomruki aprobaty lub głośne okrzyki, w reakcji na ostrzejsze doznania. Jej szczupłe palce zaciskały się raz po raz na jego ramionach, kłując go paznokciami. Jednak była to tylko niewinna pieszczota w porównaniu z tym, jak on obchodził się z jej cudownie wrażliwym ciałem. Kiedy dotarło do niego, że Mila właściwie jęczy nieprzerwanie, a jej skóra pokryła się mgiełką potu, postanowił narzucić szybsze tempo. Wypuścił z ust pierś, z zadowoleniem obserwując czerwone ślady pozostawione przez jego zęby i odchylił się do tyłu, opierając częściowo plecy o pokaźny zagłówek i wezgłowie łóżka. Przesunął dłonie na poruszające się teraz w górę i w dół biodra Mili.
- Dalej, branko! Daj rozkosz swojemu panu! - Wyszczerzył zęby do jej przymglonych oczu.
Mila oparła dłonie o jego pierś, a on nadał jej ruchom szybszy rytm, podbijając go jeszcze własnymi biodrami. Pokój wypełnił się jego gardłowymi pomrukami, na tle jej głośnych jęków i odgłosu uderzających o siebie ciał. Kochając się wcześniej, dochodziła do orgazmu stopniowo, z przerwami, na nowo budując napięcie, teraz pędziła do celu na złamanie karku. Nacierali na siebie bez opamiętania. Doszli równocześnie, krzycząc i drżąc jak w gorączce. Mila padła wykończona, bez tchu. - Za-mek – cichy szept wydobył się z jej obrzmiałych, spękanych ust.
- Teraz? - Stefano nie mógł powstrzymać rozbawienia – Prawie cię zabiłem, a ty dopiero teraz mnie powstrzymujesz?
- Ja umarłam, prawda? - spytała słabym głosem – Na ziemi takie rzeczy się nie zdarzają.
- Co za poezja. - Położył dłonie na jej plecach. - Żyjesz kochanie, i to jeszcze jak!
- Ale, jak tak dalej pójdzie, to możemy tego nie przeżyć – jęknęła, ostrożnie rozciągając mięśnie. - Jesteś boski! - dodała z uwielbieniem.
Odpoczywali długo, wypełniając czas delikatnymi czułymi pieszczotami. W końcu udało im się wstać. Stefano naciągnął bokserki i spodnie, a Mila okryła się tymczasowo jego koszulą, która w połączeniu z pończochami dała wyjątkowo seksowny „look”. Wyszli z sypialni i zajrzeli do wszystkich pokoi na piętrze, potem wspięli się wyżej, gdzie z obszernego pomieszczenia bez ścian można było wyjść na ogromny taras. Rozciągał się z niego widok zapierający dech w piersi.
- Dachy Turynu – westchnęła Mila, dotykając nosem szyby – Jak dachy Paryża.
- Nasza prywatna podniebna przestrzeń – Stefano obserwował ją uważnie – Moja matka prawie tu nie przychodziła. Jak zrobi się cieplej, postawimy tu parasol albo markizę.
Zeszli na sam dół po szerokich schodach wyłożonych kamieniem w odcieniu ciepłego brązu.
- Kiedy chcesz się przeprowadzić? - Mila rozejrzała się po pozbawionym zasłon salonie.
- Na pewno trzeba będzie zrobić jakiś remont..., malowanie... - Przesunął dłońmi po krótko przystrzyżonych włosach – Chodź. Obejrzymy kuchnię.
Weszli do dużego pomieszczenia z oknami wychodzącymi na ulicę. Całą przestrzeń podzielono kuchenną wyspą na dwie części. Jedna stanowiła właściwą kuchnię, a druga część jadalną, z niewielkim podwyższonym kominkiem, w którym zainstalowano ruszt. Wszystko utrzymane było w stylu toskańskiej prowincji: meble z rozbielonego drewna, rustykalne kafelki. Natychmiast się zorientowali, że tu renowacja będzie wręcz nieodzowna.
- Musisz zadecydować, jakie chcesz mieć tu meble i wyposażenie – Stefano wykonał zamaszysty ruch ręką.
- Te mi się podobają, trzeba je tylko odnowić. - Mila szła wzdłuż szafek, sunąc dłonią po kamiennym blacie – Poza tym, twoja mama bardzo tę kuchnię lubi... Myślę, że byłaby zadowolona...
- Chcę, żebyś ty była zadowolona – przerwał jej. - Ojciec przywiózł ją tu zaraz po ślubie. To było jedyne pomieszczenie, którego nie umeblował.
- Mówiła mi o tym – roześmiała się – Pytałam, dlaczego stylem tak się różni od reszty domu.
Stefano spochmurniał. Matka na pewno kochała ojca. On pewnie na swój sposób też ją kochał. Późniejsze zdrady wszystko zmieniły, zepsuły...
Mila przyglądała mu się uważnie. Zmiana jego nastroju była taka wyraźna! Zawsze tak reagował na wspomnienie rodziców. Wiedziała dlaczego. Z tego samego powodu długo nie myślał o małżeństwie. Ale zmienił zdanie, zakołatało jej gdzieś z tyłu głowy. Ostatnią rzeczą, którą chciała teraz oglądać, był jego smutek.
- Więc, to jest moje, tak? - Rozłożyła szeroko ręce. Postanowiła odwrócić jego uwagę od nieprzyjemnych myśli.
- Tak.
- W takim razie zostaje tak, jak jest. Mam fantastycznego renowatora. Jest drogi, ale zrobi z tego cudo! Tylko dokupię trochę sprzętów. Może taki ekspres do zabudowy? - Dotknęła z czułością jednej z szafek. - Zobaczymy, czy wystarczy mi pieniędzy. Najwyżej dokupię go później – zamruczała do siebie.
- Kochanie, zrób wszystko, na co masz ochotę. Mamy pieniądze.
- Ty masz – poprawiła go.
- Na jedno wychodzi – wzruszył ramionami – Zresztą, potraktuj to jak rodzinną tradycję. Pod tym względem, ja i tak jestem postępowy. Moja matka nigdy nie pracowała zawodowo. To, że ojciec pozwolił jej wybrać kuchnię, było z jego strony gestem. Płacił za wszystko...
- Ja pracuję, a poza tym, ty nie przywiozłeś tu żony – wypaliła, biorąc się pod boki.
Stefano uniósł gwałtownie głowę i otworzył szeroko oczy. Zaskoczyła go. - Nie. - Zmarszczył brwi. W oczach Mili igrały wesołe ogniki – Dla ciebie to temat do żartów? - spytał, mrużąc oczy.
Natychmiast spoważniała. Kurwa, nie o to chodziło, zaklęła w myślach. Miała nadzieję skierować rozmowę w zupełnie inną stronę. A może wcale nie...?
- Ej, nie bądź taki – poprosiła łagodnie. Podeszła do niego i położyła mu dłonie na klatce piersiowej, wpatrując się w jego ciemoorzechowe oczy – Nie chcę się kłócić. Po prostu nigdy nie miałam niczego tak... swojego. Meblowanie naszego mieszkanka było fajne, ale to co innego. Mam swoją kuchnię! - Nawet nie starała się ukryć radości – I jadalnię!
- Sikorko, masz cały dom. - Ujął w dłonie drobną twarz Mili. Jej dziecięca radość go rozbrajała – Daję ci to wszystko. Chcę, żebyś go urządziła po swojemu. Tak, jak ci się podoba.
- A tobie jak się podoba?
- Mnie? - zastanowił się – Funkcjonalnie. Urządź go dla nas. Znasz się na tym, jak nikt inny.
- Postaram się. To będzie świetna inwestycja – rozpogodziła się.
- Jestem tego pewien. - Otoczył ją ramieniem – Jutro pogadam z prawnikami. Chcę, żeby ten dom naprawdę należał do ciebie.
- Ja chyba znam sposób. - wyszeptała. Teraz, albo nigdy, postanowiła – Nawet dość prosty...
Stefano zatrzymał się i powoli uniósł w górę jej brodę, szukając oczu, ale Mila nakryła je rzęsami. Serce zabiło mu mocniej. Czyżby chciała mu odpowiedzieć na pytanie, które zadał dawno temu?
- Pomyślałam... że jeśli... że... - dukała nieskładnie – Jeśli nadal chcesz... - głos odmówił jej posłuszeństwa. Dlaczego on nic nie mówi? Posłała mu szybkie spojrzenie pełne desperacji.
- Wiesz, że chcę – Przyszedł jej z pomocą, gdy tylko dotarło do niego, co próbowała mu powiedzieć. - Cały czas czekam. Nic się nie zmieniło!
Broda zaczęła jej drżeć i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, rozpłakała się.
- Sikorko! - Objął ją mocno.
- To nic – szlochała i śmiała się przez łzy – Ja tak mam. Przecież wiesz... - Otarła twarz wierzchem dłoni.
- Czy teraz mi odpowiesz? - Zajrzał w jej pełne łez oczy. Po twarzy błąkał mu się wesoły chłopięcy uśmiech. - Wyjdziesz za mnie?
- Tak, tak, tak! - rzuciła mu się na szyję – Wyjdę za ciebie i będę cię kochać, i słuchać, i będę się strasznie starać... - Łazy płynęły jej po policzkach, kapiąc na nagie ramiona i plecy Stefano.
Chwycił ją w ramiona i okręcił się wokół własnej osi. Rozpierała go radość. Miał ochotę ogłosić ją całemu światu. Dziwnie się z tym poczuł, bo przecież nigdy nie był ekstrawertykiem. - Dlaczego mam wrażenie, że wodzisz mnie za nos? - spytał wesoło, pozwalając, by jej stopy dotknęły posadzki.
- Ja? - W jej głosie słychać było szczere zdziwienie – Nie śmiałabym... - zachichotała, ocierając lśniące od łez oczy.
- Ty czarownico! Rzuciłaś na mnie urok... – westchnął.
Stali tak, tuląc się i dotykając, jakby chcieli mieć pewność, że to nie sen. Stefano pierwszy odzyskał głos. - Na końcu ulicy jest świetna restauracja. Co ty na to? Ja umieram z głodu!
- W porządku. Tylko musimy uzupełnić garderobę – zamachała mu przed nosem zbyt długimi rękawami koszuli.
- Jeśli o mnie chodzi, to może tak zostać. – Prześliznął się wzrokiem po jej widocznych przez cienki materiał, apetycznych krągłościach – Ale masz rację, nie będę się z nikim dzielił.

Mijając eleganckie wejścia do mieszkań i nieliczne wystawy eleganckich sklepików i lokali usługowych, zajmujących partery budynków, Mila starała się wyobrazić sobie ich dwoje w tej dzielnicy. Do tej pory każde z nich prowadziło jakby odrębne życie. Stefano podążał za Fabiem, jak cień, towarzysząc mu także w podróżach. Ostatnie dwa lata obfitowały również w inne wyjazdy. Nie wiedziała co robił, ani gdzie, ale wracał zmęczony i spragniony snu. Drżała o niego, choć nigdy głośno tego nie powiedziała. Musiał jednak zdawać sobie sprawę z tego, co przeżywała. Choćby dlatego, że witała go zawsze, jakby wracał z zaświatów.
- O czym tak myślisz? - spytał, przyciągając ją do siebie, by nie zderzyła się z grupką Azjatów z aparatami fotograficznymi.
- Dociera do mnie, że wszystko się zmienia – szepnęła – I jeszcze bardziej się zmieni, kiedy tu zamieszkamy.
- Mam nadzieję! – Mrugnął do niej wesoło, jakby planował jakąś psotę.
Weszli do eleganckiego, ale przytulnego wnętrza i zatrzymali się obok niewielkiego blatu z kryształowego szkła, wspartego na kamiennej kolumnie. Natychmiast podszedł do nich szef sali i wskazał im stolik w głębi. Mila usiadła przodem do okna, tak, by widzieć przechodniów. Był to chyba najbardziej lubiany przez Stefano lokal. Turyści stanowili niewielki odsetek gości, ze względu na dość wysokie ceny, natomiast z upodobaniem przychodzili tu okoliczni mieszkańcy. Było to jedno z tych miejsc, gdzie mogli powiedzieć kelnerowi „to, co zwykle” albo „ostatnio mieliście taką tartę z bakłażanem...”. Z przyjemnością pomyślała, że teraz będą tu stałymi bywalcami. Mogliby też czasem zamówić gorące cornetti con cioccolato na śniadanie z niewielkiej ciastkarni na końcu ulicy. Była pewna, że wielu mieszkańców tak robiło. Miała się podzielić ze Stefano swoimi rozmyślaniami, ale spojrzawszy na niego, zmieniła zdanie. Był całkowicie pochłonięty studiowaniem karty dań, a po twarzy błąkał mu się ledwie uchwytny uśmiech. Zdała sobie sprawę, że ostatni raz widziała go takiego chyba na wakacjach poprzedniego roku. Westchnęła cicho i odwróciła głowę do okna, gdzie po przeciwnej stronie ulicy zaparkował swój skuter kurier. Od razu się domyśliła, że nim jest, bo bagażnik pojazdu miał przymocowaną ogromną, jak na jednoślad, skrzynkę. Chłopak otworzył ją i ostrożnie wyciągnął z niej nieregularny jasnoszary pakunek. Zatrzasnął niedbale kufer i rozejrzał się na boki z zamiarem przejścia na drugą stronę ulicy.
- Sikorko, na co masz ochotę? - Głos Stefano odwrócił jej uwagę.
- Może karczoch po rzymsku? - spytała z roztargnieniem.
- Też o tym pomyślałem – Mrugnął do niej z uśmiechem i uniósł nieznacznie dłoń, dając znak kelnerowi. Następnie pochylił się nad stolikiem i ujął jej brodę ręką, zaglądając w oczy – Jestem szczęśliwy – powiedział i złożył na jej ustach długi gorący pocałunek.
Zachichotała nerwowo, zaskoczona zarówno jego zachowaniem, jak i szczerym stwierdzeniem.
- Przesyłka dla pana – Kelner zatrzymał się obok ich stolika. Zza jego pleców wyłonił się kurier z... bukietem róż!
- Właściwie, to przesyłka dla tej damy – Stefano podał dyskretnie złożony banknot chłopakowi i wziąwszy od niego kwiaty, wstał z miejsca i odwrócił się w stronę oniemiałej z wrażenia Mili.
Nagle w całym lokalu zapadła cisza.
Nie zważając na to, Stefano uklęknął na jedno kolano. - Wiem, że już mi odpowiedziałaś, więc to mi ułatwia sprawę, ale i tak to powiem. Chciałbym, żebyś to przyjęła – To mówiąc, sięgnął pomiędzy kwiaty i wyciągnął stamtąd mały satynowy woreczek, przywiązany do jednej z róż. Rozsupłał go sprawnie i wyciągnął z niego pierścionek.
Mila zacisnęła dłonie w piąstki i przycisnęła je do piersi. Dopiero po dłuższej chwili wyciągnęła w kierunku Stefano lewą dłoń. Palce drżały jej, jak gałązki mimozy.
- Ja... ja nie wiem, co powiedzieć – wyszeptała wzruszona. - Nie spodziewałam się...
Stefano wsunął jej na palec pierścionek i przyjrzawszy się swemu dziełu, przycisnął do ust drżącą dłoń Mili.
- Auguri! (Gratulacje!) - Ze wszystkich stron dobiegły ich głośne okrzyki i oklaski. Wśród gości wybuchła euforia. Kiedy wreszcie zapanował względny spokój, Stefano mógł wrócić na swoje miejsce. Siedzieli przez dłuższą chwilę wpatrując się w siebie. - Jak to zrobiłeś? Kiedy? - Mila nie mogła wyjść z podziwu – Przecież nie wiedziałeś...
- Poczekałem, aż wejdziesz do łazienki – Twarz dorosłego poważnego mężczyzny rozświetlił chłopięcy uśmiech – Naprawdę nie wiedziałem. Nie zabrałem ze sobą pierścionka. No, ale w końcu słynę z umiejętności organizacyjnych.
- Jesteś niemożliwy, ale kocham cię za to! - Wpatrywała się w połyskujący na jej palcu kamień. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że musi być antykiem. Owalny rubin w kolorze wina otaczały maleńkie diamenciki osadzone w białym i żółtym złocie. - Jest piękny. Wygląda jak Tiffany...
- Bo to jest Tiffany. Matka kupiła go na aukcji. Podobno była pod wrażeniem filmu... Nalegała, żebym dał ci właśnie ten pierścionek.
Dalszą rozmowę przerwał im kelner, który poza przystawkami przyniósł też szampana i dodatkowy kubeł na lód wypełniony wodą. Umieścił w nim bukiet czerwonych róż, który Mila ułożyła tymczasowo na stoliku i co chwila dotykała delikatnych chłodnych płatków.
Ledwie zdążyli skosztować delikatnego serca karczocha, który w połączeniu z wytrawnym szampanem mógł swobodnie pretendować do królewskich stołów, kiedy leżący na stoliku telefon zadrgał leciutko, wydając cichy pojedynczy dźwięk. Stefano rzucił okiem na ekran, ale nie wykonał żadnego ruchu. Mila posłała mu pytające spojrzenie.
- Moja matka – Nadal nie odbierał, choć telefon wibrował.
- Och, nie wygłupiaj się! Odbierz. To może być coś ważnego – ofuknęła go. Doceniała, że chciał całą uwagę skupić na niej, ale to w końcu jego matka! I właśnie dostała pierścionek, który należał wcześniej do niej!
- Tak mamo. – Stefano z wyraźną ulgą podniósł do ucha komórkę. Słuchał przez chwilę, po czym spojrzał na Milę z wyrazem zaskoczenia na twarzy. - Dziękuję – bąknął. Rozejrzał się dyskretnie i po chwili skinął głową parze w wśrednim wieku, siedzącej kilka stolików dalej. Nachylił się tak, żeby Mila mogła słyszeć. Przełączenie na głośnomówiący nie wchodziło w grę.
- Mila, słyszysz mnie? - Głos Benedetty lekko drżał.
- Tak – odparła z przejęciem.
- Bardzo, bardzo się cieszę! Mam nadzieję, że nie macie planów na sobotę, bo chciałabym was zaprosić na małe przyjęcie do mojego nowego mieszkania... - zawiesiła głos, czekając na odpowiedź.
Stefano kiwnął głową, dając Mili znak, że jest wolny.
- Przyjdziemy na pewno. - odparła szybko – Ten pierścionek jest przepiękny!
- To cieszę się podwójnie! Bawcie się dobrze, dzieci. Miłego wieczoru.
Rozłączyła się, pozostawiając Milę z wyrazem osłupienia na twarzy. Nigdy tak do niej nie mówiła. „Dzieci”, to było też o niej, do niej... Poczuła drapanie w gardle. Matka jej ukochanego nie tylko ją zaakceptowała, ale najwyraźniej także polubiła.
- Co jest? - Stefano przyglądał jej się podejrzliwie – Jeśli nie chcesz iść, to nie musimy, ale Caterina i Fabio też tam będą.
- Och, Stefano, oczywiście, że chcę iść! Po prostu nie radzę sobie z taką ilością szczęścia na raz.

środa, 20 maja 2015

Uratuj mnie 16

Mila przyglądała się z zainteresowaniem, jak Carlo, jeden z architektów Fabia odręcznie nanosił zmiany na plany kamienic. Lubiła z nim pracować. Miał świetne pomysły i nie był „buldożerem” jak czasami określała w myślach tych, którzy nie liczyli się z historią przebudowywanych miejsc. Zlecenie też jej się podobało. Właściciele chcieli przekształcić dwie przyległe kamienice w niewielki hotel. Poprosili o konsultację przed podjęciem decyzji. Zależało im na udziale Mili, ale to jej raczej nie dziwiło. Wyrobiła sobie dobrą markę. Miała solidne wykształcenie, które dawało jej przewagę nad innymi, a przy tym z niezwykłą lekkością zestawiała stare wartościowe elementy z nowoczesnym wyposażeniem. No i potrafiła współpracować prawie z każdym: z inżynierami, architektami, a co najważniejsze, z architektami wnętrz i dekoratorami. Fabio wykorzystywał jej zdolność do prowadzenia mediacji, dając jednocześnie dużo swobody w podejmowaniu decyzji. Oboje na tym zyskiwali.
- Co o tym sądzisz? – zwrócił się do niej Carlo – Jeśli pozbędziemy się tej ściany, powstanie ładne i przestronne pomieszczenie. Mogą tu serwować nawet kontynentalne śniadania.
- Zgadzam się, ale zostawimy łuk. Inaczej konserwator zabytków nie da nam zgody – Szczupłym palcem zakreśliła na kartce półkolistą linię.
Carlo potarł brodę palcami i zmarszczył czoło. – Jesteś pewna? – Nie wyglądał na zachwyconego.
- Obawiam się, że tak – Pokiwała głową. – Pogadam z nim, ale na wszelki wypadek, weź pod uwagę łuk.
- Skoro ty tak mówisz, to tak musi być! – Podniósł dłonie w geście poddania.
Roześmiała się na ten widok. Od samego rana miała doskonały humor. Co prawda, w trakcie pierwszego spotkania w ogromnych magazynach meblowych, pełnych nowoczesnych mebli trudno jej się było skupić, ale jakoś się pozbierała. Miała w brzuchu motyle, raz po raz przypominające jej o porannym szalonym pocałunku i zapowiedzi równie niesamowitego wieczoru. Teraz też, na samo wspomnienie, poczuła przyjemny dreszczyk.
- Co jest? – Carlo przyglądał jej się podejrzliwie – Masz taką dziwną minę.
- Tak? – Znów się roześmiała.
- Moja żona miała taką, jak w zeszłym tygodniu powiedziała mi, że zostanę ojcem po raz drugi – zachichotał.
- Naprawdę? Gratuluję! – Podekscytowana, ucałowała go w oba policzki. – Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś?
- Jesteś dziś taka roztargniona… - Pokręcił głową.
- Ja nie jestem w ciąży – zachichotała - Zakochałam się – dodała konfidencjonalnie.
Carlo wybałuszył oczy. Znał Stefano od lat.
- W Stefano! – prychnęła, widząc jego zdumienie.
- Aha, to w porządku – odetchnął z wyraźną ulgą i mrugnął do niej przyjaźnie – Wiosna idzie! Może też pomyślicie o pisklętach?
Dalsze żarty przerwało im nadejście reprezentującego właścicieli, szpakowatego mężczyzny z brzuszkiem. Poznali go przed godziną i wydał im się rzeczowym i rozsądnym człowiekiem.
- Jak sądzicie? Opłaci się ta inwestycja? – spytał uprzejmie. – Miejsce jest doskonałe, ale jeśli przeróbki będą kosztowne, albo, co gorsza niemożliwe… - zawiesił głos.
- Proszę się nie martwić – Mila starała się oderwać myślami od Stefano i zawartości jego spodni – Dopatrzyłam się już kilku wcześniejszych przeróbek, na które konserwator się zgodził. Poza tym, te kamienice nie są aż tak stare, jak na Turyn.
- To wspaniale! – Zatarł ręce – Jeśli pani pozwoli, to właścicielka jest w domu obok i chciałaby z panią zamienić dwa słowa, a pan… – Zwrócił się do Carla – Gdyby mógł mi pan pokazać, co wymaga największych zmian.
Mila bez pośpiechu wyszła z kamienicy i ruszyła do wejścia budynku stojącego obok. Mieli je z Carlem scalić i stworzyć spójną przestrzeń... O rany, znów będzie ojcem! Przypomniała sobie przyjęcie z okazji narodzin ich syna, jakieś trzy lata temu. Jak on to powiedział? Pisklęta... Nagle zatrzymała się gwałtownie. Kurde, minął tydzień, a ona nie miała okresu! Wyciągnęła z torebki telefon i szybko przeliczyła dni w kalendarzu. Nie wzięła ostatnich dwóch tabletek, bo je straciła razem z torebką, ale Caterina twierdziła, że to nic takiego. Miała zrobić tygodniową przerwę i zacząć kolejne opakowanie po miesiączce... Cholera! Nie krwawiła. Spokojnie, spokojnie, powtarzała w myślach. Test, wizyta u ginekologa... To może być reakcja na stres. Schowała telefon i wzięła głęboki wdech. Nawet jeśli była w ciąży, to co? Stefano chciał mieć dziecko. Weszła do obszernego holu i rozejrzała się. Nie było nikogo. – Dzień dobry! – Jej głos odbił się echem od pustych ścian.
- Dzień dobry. Jestem tutaj – Głos dobiegał z pokoju w głębi.
Ruszyła w tamtym kierunku, nie mogąc jednak pozbyć się myśli o ciąży. Ciekawe, jak Stefano zareagowałby na taką wiadomość? Zatrzymała się w drzwiach do salonu i na moment ją zatkało. W niedbałej pozie, oparta o parapet, stała Chiara.
- Ciebie się tu nie spodziewałam – Mila z trudem odzyskała głos.
- Dlaczego? To domy wujostwa, a właściwie prawie moje... - zawiesiła głos.
Mila milczała.
- Nie jesteś ciekawa, o czym chcę z tobą rozmawiać? - Chiara odepchnęła się lekko od kamiennego parapetu i stanęła wyprostowana, krzyżując ręce na piersiach.
- Jestem pewna, że zaraz mi to powiesz – Mila siliła się na spokój. - Jeśli chodzi o kamienice, to potrzebuję dwóch, trzech dni... - zaczęła.
- Och, mniejsza o kamienice! – W głosie Chiary słychać było zniecierpliwienie – Wolę porozmawiać o tobie, a właściwie o tobie i Stefano.
- No, to akurat nie jest temat do rozmowy – Mila poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Miała zamiar po prostu odejść. Niech diabli wezmą zlecenie, pomyślała, odwracając się na pięcie.
- Nie tak szybko! Nie uciekniesz przede mną! - Chiara nie dawała za wygraną.
- Nie uciekam. Po prostu nie mamy o czym rozmawiać. - Wzruszyła ramionami. Kogo ja chcę oszukać? Nie potrafię z nią rozmawiać, desperowała.
- Zależy mi na nim – rzuciła Chiara – A ja zwykle dostaję to, czego chcę.
- Skoro tak jest, to po co ze mną rozmawiasz? - spytała, czując, że w środku cała dygocze. Jednak próbowała uciec. - Może warto zapytać, czego chce Stefano? - Samo wypowiedzenie jego imienia dodało jej sił.
- Nie bądź naiwna! Nie masz ze mną szans! - Chiara patrzyła na Milę z wyższością – Proponuję ci pieniądze w zamian za to, że oszczędzisz mi bezsensownego użerania się z tobą.
Mila odwróciła się bez słowa. Chciała jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy. Czy to miała być kara? Jeszcze tego ranka myślała, że najgorsze minęło. - Rozmawiaj ze mną! - usłyszała za plecami gniewny głos. - Mogę mu dać rzeczy, o których nawet nie marzył!
Zatrzymała się. Coś się w niej zagotowało. Ta wredna baba chciała jej odebrać sens życia! - Nie wiesz o czym on marzy – Głos Mili zabrzmiał zadziwiająco spokojnie, wręcz zimno. - Skąd wiesz, czy ja mu tego nie dałam? Może spełniłam jego marzenie... - zawiesiła głos i patrzyła z satysfakcją jak twarz jej rozmówczyni się zmienia.
- Chyba nie powiesz, że... - zachłysnęła się.
- Nic ci nie powiem. - roześmiała się trochę sztucznie.
Rozległo się skrzypnięcie drzwi wejściowych – Mila, jesteś tu?! - Rozpoznała pełen niepokoju głos Luki.
- Idę! - odkrzyknęła, dziękując w duchu, że się zjawił. Była bliska omdlenia.
- I tak go stracisz – usłyszała jadowity szept.
- Nie sądzę – wycedziła przez zęby. Przeżyłam takie rzeczy, że mi nie zaimponujesz, dorzuciła w myślach.
Nie miała pojęcia, skąd znalazła w sobie siłę, by dotrzeć do wyjścia. Niech diabli wezmą te kamienice i ich losy, powtórzyła sobie w duchu.
Przy drzwiach czekał na nią Luca - Gdzie Carlo? - spytała, siląc się na spokojny ton.
- Już pojechał do biura. Powiedział, że tam się spotkacie. - Luca zmarszczył brwi – Coś się stało?
- Nie. Głowa mnie boli – Machnęła ręką – Zatrzymaj się koło apteki.
- Nie ma sprawy. Stefano dzwonił i prosił, żebyś na niego poczekała w biurze, bo jest na spotkaniu.
- Dlaczego nie zadzwonił do mnie? - Przynajmniej wiem, że nie spotkał się z tą suką!
- Bo wiedział, że jesteś zajęta. Zawsze może przekazać wiadomość przeze mnie. - Luca wydawał się zaskoczony jej pytaniem.
Mila potarła czoło, próbując się skupić. To było logiczne. Stefano też często tak robił, kiedy był z Fabiem. Odbierał jego telefony i pilnował rozkładu dnia. Teraz Luca robił to dla niej, a przynajmniej się starał. Tak po prostu. Złapała się na tym, że szuka drugiego dna w każdej decyzji Stefano. To był jakiś obłęd! Test. Będzie czas, żeby go zrobić, zanim się spotkają. Wyciągnęła z torebki komórkę i odszukała numer swojego ginekologa. Przy odrobinie szczęścia powinno się udać, pomyślała.
Kiedy parkowali przed budynkiem, w którym mieściły się pracownie architektów, inżynierów i informatyków, Mila prawie odzyskała równowagę. Luca upewnił się, że nie opuści budynku i odjechał. Wreszcie mogła użyć testu, który zdawał się wypalać podszewkę w jej torebce.
Zamknięta w kabinie, czekała na wynik, zastanawiając się, czy dodatkowy paseczek w okienku plastikowej płytki skomplikuje jej życie, czy raczej uprości? Siedziała na klapie zamkniętej muszli klozetowej i kiwała się w przód i w tył, wpatrując się tępo w mały prostokącik. Przypomniała sobie słowa Alessandry. - Powinniście się pobrać. To ostudzi zapędy tej cwaniary. Dziecko, to chyba wystarczający powód do ponownego oświadczenia się, pomyślała. Z drugiej strony, jak to będzie wyglądało?! - Ożeń się ze mną, bo jestem w ciąży. - Okropność! Jeszcze wystarczy poprosić o pieniądze i i mamy „brazylijską telenowelę”. Wzdrygnęła się.
Ktoś wszedł do łazienki. Słyszała stukanie obcasów o posadzkę, ciche skrzypnięcie drzwi od kabiny obok. Ja tu przeżywam katusze, a życie obok toczy się jakby nigdy nic, przemknęło jej przez myśl. Dziewczyna za ścianą pogwizdywała coś cicho i niepostrzeżenie wpadająca w ucho melodia wśliznęła się do umysłu Mili. Znała to, znała...
Come vorrei vorrei amarti meno
e invece no, niente oltre te
e invece no, sei padrone di me...”
(Jak bardzo chciałabym, chciałabym kochać cię mniej
a tymczasem nie, nic oprócz ciebie
a tymczasem nie, jesteś władcą mojego życia...)
Poczuła drapanie w gardle. Co się ze mną dzieje? Stara piosenka z San Remo wytrąca mnie z równowagi? Kompletnie mi odbiło!
Odgłos spuszczanej wody i równoczesne trzaśnięcie drzwi sprawiły, że aż podskoczyła. Spojrzała na test. Jedna kreska. Jedna! Sprawdziła na zegarku. Osiem minut, a wystarczyło pięć... Z głośnym sykiem wypuściła powietrze z płuc. A więc los chciał, żeby wszystko było oparte na wolnej woli, bez przymusu... Przełknęła ślinę. Może to i lepiej? Upchnęła wszystko do torebki i ostrożnie uchyliła drzwi. Była w łazience sama.

Come vorrei vorrei amarti meno
e invece no, niente oltre te...”
Nuciła pod nosem, myjąc ręce.
-----------------
Stefano stał już przy drzwiach, kiedy Benedetta podeszła do niego i położyła mu na ramieniu dłoń. Odwrócił się i ucałował ją w oba policzki.
- Dziękuję – szepnęła z uśmiechem – Mogłam kogoś wynająć, ale nie lubię, jak obcy dotykają moich osobistych rzeczy.
- Mamo, przecież wiesz, że zawsze ci pomogę. Wystarczy telefon... - Jego spojrzenie pełne było ciepła i miłości.
- Mój mały chłopiec – westchnęła – Tak bym chciała, żebyś był szczęśliwy.
- Jestem – Rozciągnął usta w szczerym uśmiechu.
- Wiesz, co mam na myśli. - Pogłaskała jego gładko ogolony policzek - I chciałabym dożyć wnuka – dodała cicho.
- Pracuję nad tym – Poczuł się odrobinę zakłopotany. Matka potrafiła go przejrzeć, jak nikt inny. Na szczęście, nie była zachłanna, jak większość matek włoskich „mammone” - Chcę powiedzieć Mili o domu... - zawiesił głos.
Benedetta przyglądała mu się z uwagą. Miał dziwne uczucie. Z jednej strony chciał już wyjść, skryć się przed nią, ale z drugiej... Gdzieś w głębi duszy nosił niepokój.
- Obawiasz się jej reakcji? - Pytanie trafiło w sedno. Uniósł głowę zaskoczony. - Niepotrzebnie – powiedziała ze spokojem. - Stefano, nie jestem głupia. Widzę, że coś się dzieje między wami. Mila nie miała na palcu pierścionka, który ci dałam. - W jej głosie dało się wyczuć nutkę zawodu - Ale wiem, że się kochacie. Ja nigdy nie zaznałam czegoś tak wspaniałego... Może dawno temu, na samym początku – Otarła ukradkiem łzę.
- Właściwie mi nie odpowiedziała... - Nie bardzo wiedział, jak wytłumaczyć matce całą sytuację, bez wciągania jej w szczegóły.
Na twoim miejscu byłabym spokojna. Po prostu zapytaj ją znowu. - Wzruszyła ramionami – Kobiety takie są. Pokaż jej, że może na tobie polegać, że zapewnisz jej dom. Kocha cię.
- Mam nadzieję – wykrztusił przez ściśnięte gardło.
- Mnie nie oszukacie. Widzę, jak na siebie patrzycie. Jakby wcale nie było tych lat, jakbyście się poznali wczoraj. – dodała weselej – No, idź już – Popchnęła do lekko w stronę drzwi.
Wsiadając do samochodu spojrzał w lusterko. Po twarzy błąkał mu się uśmiech. Czuł przyjemny dreszczyk emocji, na myśl o niespodziance jaką przygotował dla Mili. Tak naprawdę, miała to być niespodzianka dla nich obojga. Przed pracą zdążył jeszcze kupić potrzebne rzeczy...
Przyjemne rozmyślania przerwał mu sygnał SMS-a.
„1. Propozycja przyjęta. 2.Przesyłka zlokalizowana, do podjęcia za trzy dni”.
Uśmiechnął się do siebie. Zdaje się, że wszystko zaczynało się wreszcie układać po jego myśli. Bardzo liczył na Nikołaja. Już od pewnego czasu chciał mu zaproponować stałą posadę w nowotworzonej części firmy. Fabio nie miał zastrzeżeń. Ostateczna decyzja zapadła po osobistym spotkaniu. Przypadli sobie do gustu. Dla przyzwoitości, odczekał dobę i złożył propozycję. Nikołaj postąpił tak samo, zanim się zgodził. No i drugi „ptaszek” się znalazł. - To dobra wróżba – powiedział do siebie i zapuścił silnik. Przyjemny niski dźwięk był muzyką dla jego uszu.

- Jaka jesteś rozśpiewana. „Come vorrei vorrei volerti meno. Come si fa? Bella come sei...” (Jak chciałbym, chciałbym pragnąć cię mniej. Jak to zrobić? Jesteś taka piękna...) – zanucił.
- Przyczepiła się do mnie dzisiaj ta melodia! Dokąd mnie zabierasz? - Mila domknęła za sobą drzwi samochodu i pocałowała Stefano w policzek.
- Jak ci powiem, to nie będzie niespodzianki – Uśmiechnął się chytrze i podał jej papierową torebkę z logo Chanel.
- Prezent? - Zdziwiła się.
- Tak. Zawiąż sobie oczy – polecił. - Najpierw musimy ustalić reguły.
- Reguły? - rzuciła podekscytowana.
- Mhm. Chciałbym czegoś spróbować, ale żeby się udało, musisz mi całkowicie zaufać. Powiedzmy... na dwie godziny.
- Ufam ci. Zawsze ci ufałam...
- Chodzi mi o takie zaufanie... - Szukał słów – Całkowite. Bezwzględne. Masz robić dokładnie to, czego zażądam. – Obniżył głos. - Teraz zasłoń sobie oczy.
- Och! Reguły. - Już sama zapowiedź ją podnieciła. - Hasła bezpieczeństwa też?
Stefano nie odpowiedział od razu. Właściwie wcale o tym nie pomyślał. Nie potrzebowali żadnych haseł, ale skoro tak ją to kręciło? Spojrzał na jej zaciśnięte uda. - Taaak – powiedział powoli – Wybierz sobie słowo, którego użyjesz, gdybyś chciała mnie powstrzymać – Celowo nadał swojemu głosowi niskie głębokie brzmienie.
Mila zawiązała szal z tyłu głowy. Zastanawiała się przez chwilę, oddychając przez otwarte usta – Zamek – wyszeptała przejęta.
- Zamek? - powtórzył – No tak! Już raz tego użyłaś – uśmiechnął się do siebie.
O rany, wcale nie miała zamiaru użyć go wtedy jako hasła. Naprawdę widziała zamek. A on zapamiętał ich rozmowę sprzed kilku lat! - Święte nieba, pamiętasz wszystko, co ci mówię? - spytała z niedowierzaniem.
- Dlaczego cię to dziwi? Zapamiętuję ważne rzeczy, a ty jesteś dla mnie ważna. Najważniejsza – Poprawił się. Jechał niezbyt szybko, wybierając nieco okrężną drogę. - No dobrze, wróćmy do reguł. Masz spełniać moje polecenia bez sprzeciwu. Wolno ci się odzywać tylko, kiedy ci pozwolę, albo o coś zapytam. Zrozumiałaś? - W jego głosie zabrzmiała groźba, ale Mila odebrała ją, jak grzeszną obietnicę.
- Zrozumiałam! - pisnęła – Czy mam do ciebie mówić „tak panie”?
- Chyba jednak nie zrozumiałaś – Głos miał seksownie niski, nabrzmiały pożądaniem. O kurwa, ale to podniecające, przemknęło mu przez myśl. Właśnie sobie uświadomił, że mu stanął. - Potem się z tobą policzę.
- Przepraszam – szepnęła. Wierciła się niespokojnie, nasłuchując odgłosów ulicy. Kiedy samochód się zatrzymał, była tak podekscytowana, że całkiem zapomniała, gdzie jest i uderzyła głową o szybę.
- Spokojnie kochanie, poczekaj tu i nie podglądaj – Wysiadł z samochodu, przeskoczył kilka schodków i otworzył szeroko drzwi do domu, blokując je, by się nie zamknęły. Wrócił do samochodu i pomógł jej wysiąść. - Wezmę cię na ręce – powiedział, zamykając drzwi do auta.
Mijający ich ludzie przyglądali im się z uśmiechem. Wyglądali, jak para nowożeńców, przekraczająca po raz pierwszy próg nowego domu.
- Gdzie jesteśmy? - Mila łowiła docierające do niej hałasy.
- Wszystko w swoim czasie. Ty naprawdę mnie prowokujesz tym swoim nieposłuszeństwem – szepnął jej do ucha.
Umilkła natychmiast. Stefano niósł ją w górę, potem zamknęły się za nimi drzwi. Kawałek przeszedł po prostym, potem znów po schodach w górę. Wokół nich panowała całkowita cisza. Kroki odbijały się echem od ścian. Nie miała pojęcia, gdzie jest. W domu nie, w hotelu też nie, myślała gorączkowo.
- Postawię cię na podłodze. - powiedział nagle i po chwili dotknęła stopami podłoża – Stój grzecznie, chcę cię rozebrać.
Mila poruszyła się niespokojnie, ale tym razem powstrzymała się od słów. Stefano powoli rozpiął guziki jej bluzki i zsunął ją razem z płaszczykiem, który na sobie miała. Po chwili poczuła, że sięgnął do tyłu i rozpiął guzik. Spódnica gładko zjechała w dół. Usłyszała pomruk zadowolenia. Specjalnie zamieniła rajstopy na pończochy. Opłaciło się!
- Zrób krok do tyłu i usiądź – Usłyszała jego seksownie niski głos tuż przed sobą. Wykonała polecenie. Zdjął ostrożnie jej krótkie kozaczki na obcasie. - Ręce do przodu. To nam nie będzie potrzebne – Odpiął stanik. Popchnął ją lekko, tak że padła na materac. - Teraz ręce w górę – polecił.
Poczuła, jak materac obok niej ugina się pod jego ciężarem. Podciągnął ją w górę i założył pętlę z miękkiego sznura najpierw na jeden, a potem na drugi nadgarstek. Zadrżała.
- Nie jesteś związana – powiedział natychmiast – Możesz w każdej chwili wysunąć ręce,o tak – poruszył jej dłońmi - Ale nie chcę, żebyś to robiła. Zgoda?
- Zgoda – szepnęła bez tchu. - Jesteśmy tu sami – upewniła się.
- Kochanie, do trzech razy sztuka. Miarka się przebrała! – Położył ciężką dłoń na jej dekolcie i powoli przesunął po jej ciele w dół, między piersiami, po brzuchu, aż do spojenia.
Wyprężyła się pod tym dotykiem, zaciskając jednocześnie palce na sznurze.
- Chcę wiedzieć, czy cię to podnieca? – Władczy ton doskonale podkreślał jego słowa. - Odpowiedz.
- Nie wiem, co? – jęknęła, zaciskając odruchowo uda.
- To, że nie przestrzegasz reguł i będę musiał dać ci klapsa, albo nawet kilka... Odpowiedz mi!
- Tak.
- Co tak?
- Podnieca mnie to! - wydyszała.
- Tak myślałem – stwierdził z zadowoleniem. Zrzucił z siebie kurtkę i koszulę. Wcześniej pozbył się butów i skarpet. - Rozsuń nogi. Chcę wiedzieć, jak bardzo się podnieciłaś.
Niski tembr jego głosu i władczy ton sprawił, że zareagowała natychmiast. Z drugiej strony, pokusa odrobiny nieposłuszeństwa była taka silna, a wizja wymierzanej kary cielesnej, taka podniecająca... Dotyk sznura na rękach sparaliżował ją na ułamek sekundy, ale to minęło. Teraz czuła przyjemne rozpieranie między nogami i narastające pragnienie wypełnienia, ale Stefano się nie spieszył. Gładził palcem koronkę majtek, sunąc za każdym razem nieco niżej. Mila oddychała coraz szybciej i płycej. Wreszcie poczuła, jak jego palce zahaczają o gumkę i po chwili miała na sobie jedynie samonośne pończochy.
- Jaka jesteś mokra. - Dwa palce wsunęły się do jej wnętrza, sprawiając, że jęknęła głośno, próbując jednocześnie złączyć uda. Nie mówić bez pytania? Zgoda, ale jednak... - Szeroko skarbie! – Wydyszał. - Jedną ręką pieścił jej łechtaczkę i obrzmiałą, ociekającą wilgocią szparkę, podczas gdy drugą rozpiął spodnie i wyciągnął na zewnątrz twardy wzwód. Widok leżącej przed nim, całkowicie oddanej i potulnej Mili był tak podniecający, że zaczął się obawiać o swoje możliwości. Weź się w garść, zganił się w myślach. Palce miał mokre od jej soków. Chwycił miękkie uda i zmusił do podciągnięcia w górę kolan. - Powiesz mi, jak będziesz blisko – warknął.
- Tak, powiem... – wyjęczała.
Wszedł w nią powoli, jednym płynnym ruchem. Natychmiast odpowiedziała mu wypchnięciem bioder i przeciągłym jękiem. Oboje zamarli na chwilę w bezruchu, jakby się upajali tym zespoleniem. - Ale mi w tobie dobrze - Stefano odetchnął głęboko i wycofał się. Oparł się na rękach po obu stronach jej szyi i zaczął gwałtownie pracować biodrami. Pięć... dziesięć... dwadzieścia... liczył w myślach, starając się opanować narastające podniecenie. Mila wiła się i prężyła pod nim bliska ekstazy. Jej rozchylone usta łapały szybkie, płytkie oddechy...
- Oooooch! - Wygięła się, odchylając głowę.
Stefano znieruchomiał. Mila nadal się poruszała, próbując zmusić go do działania.
- Błagam! - skamlała. Było jej wszystko jedno. Pragnęła doświadczyć spełnienia, które wydawało się tak bliskie.
- Nie ruszaj się skarbie. – Dotarł do niej jego schrypnięty głos. - Nie ruszaj się!
Ale ona właśnie chciała się ruszać! - Och!
Stefano wysunął się gwałtownie, wciskając jednocześnie jej biodra w materac.
- Trzymaj się – wychrypiał, chwytając ją za nogi. Nagle obrócił ją na brzuch. - Nie słuchasz mnie! Tyłek w górę – warknął.
Wsunął jej pod biodra coś miękkiego, sprężystego... poduszkę? Leżała, dysząc z emocji. Była tak blisko... Co teraz? Klapsy? Miała w głowie zamęt. Najpierw usłyszała głośne plaśniecie, a dopiero potem poczuła piekący ból - Ałła!
- Bolało? - cichy, niski głos zabrzmiał tuż obok jej ucha. Poczuła ciepły oddech na karku i twardy kształt dociskający się do jej obolałego pośladka.
- Tak. - jęknęła.
- Przyjemne? - Wyprostował się.
- Tak. - wyszeptała. Co mogła poradzić na to, że właśnie tak to odczuła?
- Podoba mi się ślad mojej ręki na twojej pupie – Stefano pogładził zaczerwienione miejsce. - To za to, że byłaś nieposłuszna, a to... - Cofnął rękę i wymierzył klapsa w drugi pośladek – Za to, że mi nie powiedziałaś... - krzyknęła głośno - Chciałaś dojść, chociaż ci nie pozwoliłem.
Czekał na sprzeciw, albo chociaż na użalanie się nad sobą, ale się nie doczekał.
- Przepraszam, już nie będę – Cichy szept zabrzmiał tak słodko...
Pochylił się i zaczął delikatnie całować zaróżowione pośladki. Mila wciągnęła powietrze z głośnym sykiem. Obnażył zęby i przyszczypał skórę. Wypięła się mocniej. Czuł, że musi ją mieć. Teraz. Natychmiast! Pragnął jej, jak powietrza. Podciągnął w górę krągłe biodra. - Dalej skarbie, zróbmy to – wychrypiał, wchodząc w ją bez trudu. Była miękka i mokra. Zagłębienie jej pleców lśniło od potu. Czysta rozkosz. - Krzycz, jeśli chcesz. Nikt nie usłyszy...
Krzyknęła przeciągle, czując, że narasta w niej pulsująca fala rozkoszy. Stefano poruszał się mocnymi zdecydowanymi ruchami, wydając przy każdym pchnięciu gardłowe stękniecie. Zwykle kochał się cicho, ale tym razem go poniosło. Od czasu do czasu, wymierzał lekkiego klapsa to w jeden, to w drugi pośladek. Były słabsze niż dwa pierwsze, ale wywoływały dokładnie taki sam efekt. Mila odchodziła od zmysłów.
- Dalej sikorko, chcę zobaczyć, że ci dobrze. – wychrypiał. - Chcę usłyszeć.
Słowa dotarły do niej i zadziałały jak katalizator. Tego potrzebowała, przyzwolenia.
- Teraz – jęknęła – Teraz! Teeeraaaaaz! - Jej głośny krzyk odbił się od ścian.
Wbił się jeszcze raz, ostatni, i znieruchomiał, czując, jak potężna fala przetacza się przez jego wyprężone ciało. Uporczywe skurcze jąder zmusiły go do poruszenia biodrami. Więc to tego szukali: ona – uległości, on – dominacji. Zawsze dążyli do uzupełnienia się, choć sobie tego nie uświadamiali. Teraz, kiedy wreszcie odkryli swoje prawdziwe natury, tworzyli doskonałą całość. Odetchnął głęboko i ostrożnie przetoczył się na bok, pociągając ją za sobą. Dyszeli.
- Fantastycznie – westchnęła z rozmarzeniem. Tak cudownie było nie myśleć, tylko czuć. Bez skrępowania, bez hamulców, wiedząc, że on odczuwa taką samą rozkosz...
- Jesteś uzależniająca – szepnął jej do ucha, pokrywając pocałunkami spoconą szyję i kark.
- Ale nie idź na odwyk – zachichotała.
- Teraz, kiedy wiem, jak się z tobą bzykać? Nie zamierzam! - Sięgnął w górę i uwolnił jej nadgarstki.
- Mogę już patrzeć? - spytała nieśmiało.
- Jeszcze nie, ale reguły już nie obowiązują. Chcę cię o coś spytać. Nie musisz mi odpowiadać, ale pamiętaj, że było mi naprawdę dobrze i twoja odpowiedź tego nie zmieni. - Dał jej chwilę, żeby dobrze go zrozumiała – Chcę się tak kochać. - ciągnął - Nie zawsze muszę zadawać ci ból. Bardziej zależy mi na dominacji.
- W porządku. Pytaj – Chyba wiedziała, co nie dawało mu spokoju.
- Czy kiedy się kochaliśmy, mam na myśli „teraz”... Czy przypomniało ci się tamto? - zadał to pytanie spokojnie, ale wiedziała doskonale, że w głębi duszy nie był spokojny.
- Nie. Ani przez chwilę! – odparła z mocą – Nawet kiedy mnie wiązałeś. Zawahałam się, ale to był odruch. Nie myślałam.
Otoczył ją ramionami i przytulił do siebie, wdychając zapach jej włosów. Czuła go w sobie i na sobie. Czuła go tak blisko, jakby stopili się w jedną całość. Wydało jej się, że ich serca biją jednakowym przyspieszonym rytmem.
Leżeli tak dobrych kilka minut, zanim Stefano rozluźnił uścisk, odsunął się i jednym wprawnym ruchem zdjął jej z oczu zasłonę. Zamrugała kilka razy, zanim obraz wyostrzył się na tyle, że poznała wnętrze. - O ja cię...! - głos uwiązł jej w gardle. Usiadła gwałtownie.

środa, 13 maja 2015

Uratuj mnie 15

Niewielka galeria sztuki należąca do Alessandry mieściła się przy Via Madonnina, jednej z ulic Brery, modnej artystycznej dzielnicy Mediolanu. Mając w pobliżu Akademię Sztuk Pięknych, Galerię Sztuki i Ogród Botaniczny, nie narzekała na brak popularności, ani wśród turystów, ani zainteresowanych kupnem amatorów sztuki. Dzięki umiejętnościom architektów Fabrizia, ciasne pomieszczenia kamienicy połączono, usuwając część ścian i uzyskano przestronne, a jednocześnie przytulne wnętrze. Wewnętrzny dziedziniec przykryto szkłem wspartym na żeliwnych konstrukcjach. Na piętrze mieściło się niewielkie biuro Alessandry i gustownie urządzony pokój spotkań. Dizainerskie meble doskonale komponowały się z nowoczesnymi obrazami i rzeźbami ustawionymi w rogach pomieszczenia.
Mila od kilku minut kontemplowała dwa ogromne płótna wsparte o ściany. Obydwa doskonale pasowały charakterem do surowego industrialnego wnętrza fabryki, którą mieli przekształcić w dom mieszkalny. Krótki termin wyznaczony im przez szejka zmuszał ich do intensywnej pracy, ale za to mieli prawie nieograniczony budżet. Szejk chciał dać synowi prezent, którym ten olśniłby swoich europejskich przyjaciół.
- Załatwione! - Alessandra wkroczyła do pokoju z triumfalną miną – Wstępnie zgodził się namalować ten fresk. Za godzinę mamy spotkanie i wtedy omówimy szczegóły. Zdążymy jeszcze coś zjeść, bo pracownia jest niedaleko.
- Jesteś boska! – Mila odetchnęła z ulgą – Zawołam Lukę i możemy iść.
- Może tu zostać. To niedaleko, a po drodze mamy taką niedużą trattorię. Robią polentę, jak nigdzie na świecie! – Alessandra już wybierała numer, żeby zamówić im jedzenie.
- Zamów też dla Luki. Pójdzie z nami. – Mila wzięła z fotela torebkę.
- Strasznie jesteś posłuszna. – Roześmiała się Alessandra – Ze mną by to nie przeszło.
- Pewnie tak, ale wiem, że to dla mojego dobra. – westchnęła – Muszę cię o coś spytać – dodała, kiedy schodziły w dół niezbyt szeroką klatką schodową, również obwieszoną obrazami. – Pamiętasz taką niedużą ciemnowłosą dziewczynę w fioletowej sukni? Tańczyła z Angelo…
- Jasne, to Chiara, siostrzenica Conte Marchello. Nie przepadam za nią. – Skrzywiła się. – Podrywała kiedyś Paula, jak byłam w ciąży. Myślałam, że Angelo się z nią ożeni. Spotykali się przez jakiś czas.
- Och, nie wiedziałam.
- Dokąd idziemy? – Luca wyrósł przed nimi, jak spod ziemi.
- Do pracowni jednego z moich malarzy. To dwie przecznice stąd. Po drodze wstąpimy na lunch. – Zarządziła Alessandra biorąc pod rękę Milę.
Luca ruszył za nimi, pozwalając im swobodnie rozmawiać, ale cały czas trzymał się blisko.
- Dlaczego mnie o nią pytasz? – Alessandra rzuciła Mili uważne spojrzenie zza szkieł ciemnych okularów, z którymi chyba nigdy się nie rozstawała, wychodząc na dwór.
- Zdaje się, że jest zainteresowana Stefano – przyznała niechętnie – Niechcący słyszałam, jak rozmawiały z Valerią.
- No, to powiem ci, że powinnaś jak najszybciej przyjąć ten pierścionek – Alessandra zrobiła minę, jakby jej coś zaszkodziło.
- Kurde, to ty wiesz? – O mało nie padła z wrażenia.
- Przepraszam. Fabio mi powiedział. – Alessandra wyglądała na zakłopotaną – On nie jest taki skryty jak Stefano. Naprawdę nie chciałam się wtrącać, ale sama zaczęłaś…
- W porządku – Kurwa, zaklęła w myślach. Akurat teraz musiała się napatoczyć ta zdzira!
- Wiesz przecież, że przyjaźnią się ze Stefano. Są trochę jak bracia – Spojrzała na Milę uważnie – Naprawdę mu jeszcze nie odpowiedziałaś?
- To skomplikowane – westchnęła ciężko. Jak miała odpowiedzieć na pytanie, którego nie zadał powtórnie, a jeszcze na koniec dodał, że właściwie nie potrzebuje obrączki? No, ale przecież była kobietą jego życia! – Wiesz, zastanawiamy się, czy ślub jest nam w ogóle potrzebny – dodała wymijająco. – Angelo ją zostawił, czy ona jego? – Spróbowała odwrócić uwagę Alessandry.
- Chyba się zorientowali, że są dla siebie za cwani – Wydęła usta w złośliwym uśmiechu. – Oboje kombinowali, jak się ustawić kosztem drugiej strony. Poza tym, ona nie wyjdzie za mąż bez przyzwolenia Conte.
- Cooo?
- No tak. Oni mają syna, który jest trochę… opóźniony. Jakieś problemy przy porodzie. – Alessandra wzruszyła ramionami. - Oczywiście skończył prywatną szkołę, odziedziczy tytuł i pewnie nawet się ożeni, ale nie jest zdolny zarządzać ich majątkiem.
- A Chiara jest – wpadła jej w słowo Mila.
- Pewnie zwęszyła swoją szansę. Jej ojciec nie ma wielkiego majątku, ani książęcego tytułu. Nie wiem, jakim sposobem wżenił się w tę rodzinę?
- Ale to zabrzmiało!
- Bo tak jest u tych szlachetnie urodzonych! - prychnęła - Pobierają się między sobą, ale od czasu do czasu potrzebują świeżej krwi. Myślałam, że padnie na Angelo, bo są spokrewnieni.
Przerwały rozmowę, żeby zająć miejsca przy stoliku. Luca usiadł z nimi, ale to im nie przeszkadzało, bo temat nie dotyczył bezpośrednio żadnej z nich.
- Z tego, co wiem, to ojciec Angelo i Benedetta są kuzynami – Mila wróciła do tematu.
- Ciotecznym rodzeństwem. Stefano i Conte nie są spokrewnieni, bo to matka Angelo jest jego krewną. Są tylko spowinowaceni, ale znali się bardzo dobrze z ojcem Stefano.
- Conte coś wspominał. Wydał mi się sympatyczny. – Uśmiechnęła się na wspomnienie komplementów, jakimi ją obsypał.
- Nie wierz mu. Jest wyrachowany i dba tylko o swoje interesy. – Alessandra przerwała, bo podano im talerze z parującą polentą, okraszoną pachnącym mięsem i grzybami sosem. Obok pyszniła się surówka z czerwonej cykorii i sałaty.
Jakiś czas jedli w milczeniu. Wszyscy byli głodni, bo pora bardziej pasowała na późny obiad, niż lunch. Mila przeżuwała kawałki mięsa ze złością, jakby to miało jej pomóc w pozbyciu się obrazu ciemnowłosej piękności wyciągającej łapy do Stefano. Z zamyślenia wyrwał ich cichy dźwięk jej telefonu.
- To Stefano. Przepraszam was – Wstała szybko i odeszła kilka kroków. – Cześć. Stęskniłeś się?
- Tak i jestem ciekawy, co robisz – Głos Stefano brzmiał ciepło.
- Siedzę z Alessandrą i jem lunch pod czujnym okiem Luki – wyrecytowała – Jestem bardzo grzeczna i bardzo zapracowana. Idziemy na spotkanie z malarzem, który może namaluje szejkowi fresk. Potem wracamy do Turynu. A ty? Co robisz?
- Ja od dwóch godzin podpisuję papiery. Uwielbiam to! – stwierdził sarkastycznie. – Chyba będziesz w domu przede mną, bo muszę jeszcze pojechać na jedno spotkanie.
- Będę czekała z kolacją – Uśmiechnęła się na myśl, że może znów zechce być nakarmiony.
- Wrócę późno – westchnął – Conte zaprosił mnie na kolację. Podobno ma jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki.
- W porządku – Nie potrafiła ukryć zawodu. A może wcale nie chciała go ukrywać?
- Sikorko, na tym polega moja praca. Muszę się czasem z kimś spotkać, żeby spokojnie porozmawiać – W jego głosie zabrzmiała delikatna nagana – Nie idę tam dla przyjemności.
- Wiem. Przepraszam – Starała się zbagatelizować nieprzyjemne uczucia – Po prostu się stęskniłam.
- Miło to słyszeć. Wrócę do domu na deser, OK?
- OK. Kocham cię.
- Ja też cię kocham.
Stała jeszcze chwilę, wpatrując się w wyświetlacz komórki, po czym powoli wróciła do stolika. W milczeniu zajęła się swoim talerzem, ale apetyt jakby ją opuścił. Słowa Alessandry nagle nabrały dla niej zupełnie innego znaczenia. Ufała Stefano, ale... Nie, nie było żadnego „ale”! Chciał zmian, a Chiara była bardzo atrakcyjna, przemknęło jej przez myśl. No, i miała do zaoferowania zdecydowanie więcej niż ona. Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić natrętną muchę.
- Jestem głupia – Nie zorientowała się, że powiedziała to na głos.
- Co takiego? - Alessandra spojrzała na nią zaskoczona.
- Wściekam się, bo Stefano idzie dziś na kolację z Conte zamiast zjeść w domu – wypaliła.
Mina Alessandry wcale jej nie uspokoiła.
---
Stefano wracał do domu taksówką, zostawiwszy swoją Alfę na podjeździe okazałej rezydencji Conte Marcello. Książęca piwnica słynęła z doskonałych win. Część z nich pochodziła z winnic należących do rodziny od pokoleń. Zwykle nie można ich było nigdzie kupić. Należący do ścisłego grona panowie, wymieniali się między sobą produkowanymi przez siebie trunkami. Tylko część win przeznaczali do sprzedaży, ale nigdy tych najrzadszych i przez to najcenniejszych. Za to potrafili doskonale „załatwiać” swoje sprawy, popierając prośbę butelką lub skrzynką trunku, w zależności od jej znaczenia. W bagażniku taksówki spoczywały omszałe butelki, spakowane do drewnianej kasetki z przegródkami. Pieczołowicie zabezpieczone szkło zawierało naprawdę cenny ładunek. Conte się postarał, ale jego prośba była absurdalna.
Stefano wrócił myślami do minionego wieczoru. Wyśmienite jedzenie, doskonałe wino. Towarzyszyły im Contessa i Chiara. Pod pretekstem doglądania przystawek zostawiły ich samych. Wszystko było wyreżyserowane, pomyślał, a Conte był przygotowany nawet na jego odmowę.
- Nie udzielaj mi odpowiedzi. Przemyśl to – Zdawał się nie słyszeć, jak Stefano tłumaczył mu, że nie zrezygnuje ze spółki z Fabiem. - Nie proponuję ci tylko objęcia zarządu moim majątkiem. Moja propozycja znaczy dużo więcej... - zawiesił głos – Wiesz, że mój syn odziedziczy tytuł, ale prawdopodobnie go nie przekaże. No, ale mam jeszcze Chiarę.
Stefano nie od razu zrozumiał aluzję. Kobiety wróciły do sali jadalnej i kolacja toczyła się dalej swoim leniwym tempem. Rozmawiali na neutralne tematy. Od czasu do czasu Conte wspominał ojca Stefano, podkreślając jego zalety. W pewnej chwili Stefano poczuł, jak czubek pantofelka Chiary trąca jego łydkę. Przypadek? Uniósł głowę i napotkał jej intensywne spojrzenie. O kurwa! Podrywała go. Sunęła stopą w górę, jednocześnie dłubiąc widelcem w resztkach jedzenia na talerzu.
- Czy do owoców nie moglibyśmy podać tego wyśmienitego spumante, które chowasz na najwyższej półce? - Zwróciła się z uśmiechem do wuja.
Stefano ostrożnie cofnął nogę.
- Oczywiście! - Conte Marcello obdarzył dziewczynę serdecznym uśmiechem – Zechcesz przynieść butelkę? Powinna być w odpowiedniej temperaturze.
- Jeśli nasz gość zechce mi towarzyszyć... - Posłała Stefano słodkie spojrzenie – Nie lubię sama schodzić do lochów – Roześmiała się dźwięcznie.
Oboje starszych państwa przyglądali mu się wyczekująco. - Jak sobie życzysz – Stefano odsunął krzesło, odkładając na bok serwetkę.

Taksówka zatrzymała się na czerwonym świetle i Stefano oderwał się od swoich myśli. Rozejrzał się po pustoszejących ulicach. Mijali centrum miasta. Dwie ulice od miejsca, gdzie się zatrzymali, stała willa jego matki. Poprawka: Stała jego willa. Piękny, przebudowany w stylu secesyjnym budynek miał być jego domem. Jego i Mili. To miał być prezent ślubny dla niej, gdyby zechciała ślubu. Przypomniał sobie, jak oglądała ten dom, kiedy matka pierwszy raz zaprosiła ich na obiad. Była zafascynowana ilością zabytkowych mebli i bibelotów.
Do nowego apartamentu Benedetta zabrała osobiste rzeczy i wyposażenie swojego gabinetu: sekretarzyk, szezlong i zabytkowe foteliki ze stoliczkiem, przy którym pijała kawę. Z sypialni zniknęła tylko toaletka. Pozostałe meble kazała zrobić na zamówienie. Miały być lekkie, funkcjonalne i jasne.
Większość wyposażenia willi wykonano z ciemnego drewna. Wyjątkiem była ogromna kuchnia w stylu prowansalskim. Takiej zażyczyła sobie jego matka, wychodząc za mąż. Ciekawe, jakiej kuchni chciałaby Mila? Kazałaby je zmienić, czy nie?
Taksówka zatrzymała się na kolejnych światłach. Myśli Stefano poszybowały w innym kierunku.
- Podobasz mi się – Chiara odwróciła się gwałtownie, stając z nim twarzą w twarz. Otaczający ich mrok rozpraszało tylko słabe światło zabytkowego ściennego kinkietu.
- Chiara... - zaczął, ale ona położyła mu palec na ustach.
- Nie jesteś nieczuły. Nie cofnąłeś się – Oblizała wargi koniuszkiem języka. Była tuż, tuż. Nagle uniosła głowę i pocałowała go. Właściwie tylko musnęła.
- Nie jestem do wzięcia – Cofnął się odrobinę. Była tak cholernie atrakcyjna! Nie chciał, żeby to wyglądało na ucieczkę, ale też nie miał zamiaru ciągnąć dalej tej rozmowy.
- Każdy jest do wzięcia. Zależy, co się zaoferuje – odparła spokojnie, nie opuszczając dłoni. Przesunęła nią po jego klatce piersiowej. - Mój wuj właśnie zaoferował ci mnie. - powiedziała powoli – A ja nie mam nic przeciwko temu.
Stefano posłał jej spojrzenie pełne niedowierzania. Wypite wino szumiało mu w głowie, ale powoli wszystko zaczęło mu się układać w jedną całość. Rozmowy w czasie balu, Angelo krążący wokół Mili jak wilk, Chiara robiąca do niego maślane oczy i ta propozycja Conte Marcello... A teraz to! Wybuchnął śmiechem.
- Myślisz, że mnie skusisz tytułem? - Nawet nie starał się ukryć drwiny – Jak ty mało o mnie wiesz... - Gardzę tytułami, intrygami, tym całym zakłamaniem, pomyślał zniesmaczony.
- To z jej powodu? Tej Chorwatki? - Chiara nie wydawała się ani trochę zbita z tropu.
- Ma na imię Mila – Stefano przestał się śmiać – Tak. To również z jej powodu.
- Ona mi nie przeszkadza. Możemy być otwartym małżeństwem – Chiara spoważniała - Chociaż, jestem pewna, że potrafiłabym ci sprawić frajdę w łóżku.
- Chiara – westchnął – Jestem pewien, że znajdziesz odpowiedniego faceta i dasz mu szczęście, ale ja nim nie jestem. Bierz tę butelkę i wracamy na górę. Nie chcę, żeby na nas czekali.
- Nie czekają – Wzruszyła ramionami – Wiedzą o czym rozmawiamy. Zastanów się. Nasz syn mógłby dostać tytuł. Marcello junior jest do niczego. Gdyby było inaczej, załatwiłabym nam dyspensę i wyszłabym za niego.
- Boże, ale ty jesteś zepsuta – Nie potrafił się powstrzymać.
- Wcale nie – Znów zrobiła krok do przodu, zmniejszając dystans – Ty też wróciłeś na łono rodziny. Potrzebujemy w życiu pozycji i pieniędzy. Razem moglibyśmy sporo zyskać.
- Dlaczego nie zajmiesz się Angelo? Jest młodszy, atrakcyjny i nie ma skrupułów, a przede wszystkim jest wolny.
- Wuj go nie akceptuje. Potrzebuje kogoś zaufanego, doświadczonego i... z zasadami. Ty mu pasujesz, nie masz żony... – Znów się uśmiechnęła – No, i odpowiadasz mnie. W końcu to też ma znaczenie. - zniżyła głos. Jej biust prawie oparł się o jego klatkę piersiową. Poczuł woń jej perfum i ciepło, jakie od niej biło.
- Przykro mi, ale nie. Nie mam nic przeciwko tobie, ale uznajmy, że jednak jestem zajęty.

Kierowca zatrzymał się niezdecydowany na skrzyżowaniu i spojrzał do tyłu, szukając u Stefano wskazówki.
- W lewo – rzucił z roztargnieniem i sięgnął po komórkę – Franco? Za trzy minuty będę przed wjazdem. Taksówka, szare audi. - Rozłączył się.
Kazał zatrzymać samochód przed wejściem do ich apartamentu i zapłaciwszy, zabrał z bagażnika skrzynkę wina, którą dostał od Conte. Przypomniał sobie jego słowa, kiedy się żegnali. - Polecam ci zwłaszcza to – powiedział wskazując omszałą butelkę z ciemnego szkła – Osobiście sygnowałem etykiety – Dotknął palcem miejsca, gdzie widniał jego podpis. - Jestem pewien, że ty potrafisz docenić jego wyjątkowy aromat.
- Z przyjemnością się przekonam – Wysilił się na uprzejmość. Zdawał sobie przecież sprawę, że takich propozycji nie otrzymuje się codziennie. Ba, większość ludzi nie otrzymuje ich nigdy.
Chiara podeszła w chwili, gdy taksówkarz zamknął bagażnik. - Wypróbuj mnie, zanim powiesz „nie” - szepnęła mu do ucha, wsuwając coś do kieszeni jego marynarki – Wystarczy, że zadzwonisz... - dodała seksownie niskim aksamitnym głosem.
Stefano miał ochotę powiedzieć, że gdyby potrzebował numeru jej komórki, zajęłoby mu to mniej niż 10 minut, ale ugryzł się w język. Mimo wszystko, jego męska próżność została mile połechtana.
Wchodząc do mieszkania, zauważył na kuchennym blacie rozłożoną białą ściereczkę, czy obrus. Uniósł róg. Na blasze leżały równiutko poukładane drożdżowe rogaliki. Mila musiała je przygotować na jutrzejsze śniadanie, pomyślał z czułością. Cicho jak kot, zrzucił z siebie ubranie i wśliznął się do łóżka. Przygarnął do siebie zwiniętą w kłębek dziewczynę, tak, że jej plecy i pupa przylegały do jego torsu i podbrzusza. Westchnęła przez sen i wtuliła się w niego mocniej. Ogarnęło go błogie uczucie ciepła. Zasypiał, wsłuchując się z uśmiechem w jej miarowy oddech.
Mila krzątała się po kuchni, starając się nie hałasować. Dopiero po wstawieniu rogalików i nakryciu do śniadania, wróciła do sypialni. Stefano jeszcze spał. Usiadła po turecku na brzegu materaca i przyjrzała mu się, przekrzywiając głowę. Musiał wrócić bardzo późno, ale wyglądał na wypoczętego. Pachniał winem i wodą kolońską. Wyciągnęła dłoń, żeby dotknąć jego włosów, ale zatrzymała się wpół drogi. Obróciła się ostrożnie, żeby wstać.
- Nie odchodź – Ciepła dłoń spoczęła na jej biodrze.
- Nie chciałam cię obudzić.
- Nie obudziłaś – Przeciągnął się i usiadł. - Ufff! – Przeczesał palcami włosy, przymykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
- Ciężka ta praca, co? - spytała z przekąsem, ale po chwili roześmiała się – Chcesz aspirynę?
- Poproszę – westchnął – Conte ma doskonałe wina, ale mocne.
- W kuchni stoi cała skrzynka. Musi mieć do ciebie nie lada interes! - Zerwała się, nie czekając na odpowiedź i wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła z tabletką i szklanką wody. Razem z nią do sypialni wdarł się zapach świeżego ciasta. - Dasz radę jeść? - Przyjrzała mu się z powątpiewaniem.
- Zobaczę, co da się zrobić – Zamiast wziąć tabletkę, chwycił dłoń Mili i zgarnął biały krążek językiem, wprawiając ją w lekkie zdumienie. Popił wodą, odrzucił kołdrę i nie przejmując się swoją nagością, najspokojniej w świecie ruszył do łazienki.
Czekała na niego w kuchni, zaglądając co chwila do piekarnika. Tysiące pytań cisnęły jej się na usta. Pewnie i tak mi nie powie, czego dotyczyło to spotkanie, pomyślała, ale przecież nie to najbardziej chciała wiedzieć. Powiedział, że mam pytać, usprawiedliwiała się w myślach. Alessandra nie pozostawiła jej złudzeń, co do intencji Chiary.
- Życie mi wraca – Stefano, w białej koszulce i spodniach od dresu wkroczył do kuchni, pociągając nosem. - Mmm, czy ja czuję konfitury z pomarańczy?
- Aha! - Pokiwała energicznie głową. - Opowiesz mi, jak było? - Starała się, żeby zabrzmiało to w miarę naturalnie.
Usiedli naprzeciw siebie przy ogromnych filiżankach z cappuccino i półmisku pachnących rogalików.
- No cóż, było elegancko. Przepiórki, szparagi, karczoch po rzymsku... - wyliczał – Gdybyś zobaczyła, jaką mają piwnicę win!
- Próbkę mamy tutaj – Wskazała głowa skrzynkę.
- Taaak. Trochę się przeliczył, bo i tak nic z tego nie będzie – powiedział powoli. - Chciał, żebym zajął się jego majątkiem, ale ja cenię sobie obecną pracę. I wspólnika – dodał, wpychając do ust apetyczny rogalik.
- Uhm – Pokiwała głową, przyglądając mu się uważnie.
- Co? - Zmarszczył brwi.
- Jak się miewa Conessa? - spytała z miną niewiniątka, maczając kawałek rogalika w kawie.
- Dobrze. Dlaczego pytasz? - Czyżby wiedziała? Skąd?
- Przecież nie jedliście kolacji sami – Postanowiła spróbować swoich sił i zagrać w otwarte karty – Czy ich kuzynka też była zaproszona?
- Chiara? - Starał się, żeby zabrzmiało to obojętnie. Dlaczego czuł się przyłapany? Przecież nie zrobił nic złego! - Chyba nie jestem najlepiej poinformowaną osobą w okolicy? – Spróbował zażartować. Nagle jego wzrok padł na marynarkę, którą poprzedniej nocy rzucił na oparcie jednego z foteli. Podszedł do niej powoli i sięgnął do kieszeni. Niewielka wizytówka w bladofiołkowym kolorze miała odciśnięty na odwrocie ślad uszminkowanych ust. Poczuł się głupio, że tego nie wyrzucił.
Spojrzawszy na Milę, napotkał jej pytające spojrzenie. Popatrzył jeszcze raz na kartonik i zapamiętawszy numer telefonu, przedarł go na pół.
- Co to jest? - spytała z rosnącym zainteresowaniem.
- Nie wiesz? Przecież tu jest imię i nazwisko – stwierdził chłodno. Było oczywistym, że przeszukała jego kieszenie.
W oczach Mili pojawiła się irytacja. - Stefano, zadałam ci proste pytanie. Sam chciałeś, żebym pytała, a teraz odstawiasz jakieś przedstawienie – prychnęła – Nie mam pojęcia, co to jest! To znaczy..., teraz się domyślam, ale dopóki nie wyjąłeś tej wizytówki, nie miałam pojęcia o jej istnieniu. Chyba nie sądziłeś...? - Otworzyła szeroko oczy. - No, nie!
- Przepraszam – wymamrotał zbity z tropu. Dopiero teraz poczuł się naprawdę głupio. Po prostu, jak skończony idiota! - Nadmiar wina wyraźnie mi nie służy.
Mila siedziała naburmuszona.
- Kochanie – Głośno wypuścił powietrze z płuc – Masz prawo być na mnie zła...
- Nie jestem zła, tylko mi przykro – odparła cicho. Uniosła głowę i posłała mu spojrzenie pełne wyrzutu – Chociaż, tak, jestem zła! Siedziałam w domu, a ty piłeś sobie wino w towarzystwie tej... - W ostatniej chwili powstrzymała się, żeby nie nazwać Chiary zdzirą. Na pewno go podrywała!
- Masz rację – przyznał – Ale nie ja ją zaprosiłem. Poza tym, mam o niej takie samo zdanie, jak ty. Zadowolona?
Mila wybałuszyła na niego oczy. Czy ona dobrze słyszała? - Właściwie, chodziło mi o to, że mnie podejrzewałeś. Nie sprawdzam cię, przecież wiesz - dodała pojednawczo.
- Wiem. - Rzucił marynarkę na fotel i podszedł do siedzącej na wysokim stołku Mili – Zawsze mi się to w tobie podobało. Nie gniewaj się na mnie – Zajrzał jej w oczy – Kochasz mnie jeszcze?
Kąciki jej pełnych ust zadrgały delikatnie, ale opanowała chęć roześmiania się. Zdradziły ją oczy. Nie potrafiła ukryć, jaką miał nad nią władzę.
- Masz tu okruszki ciasta – Ujął dłonią jej brodę, dotykając kciukiem dolnej wargi. Schylił się, ale nie pocałował jej od razu.
Mila rozchyliła usta i spróbowała się oblizać. Wtedy poczuła jego wargi na swoich. Język Stefano smakował jak konfitura z pomarańczy z miętą. Wessała go chciwie, jakby w obawie, że za chwilę się rozpuści. Wciągnęła z sykiem powietrze. Całowali się namiętnie, chciwie. Dlaczego tak bardzo go pragnęła? Jej pożądanie było wręcz namacalne.
- Jesteś zazdrosna? - wyszeptał cicho, odrywając się od jej ust.
Czytał jej w myślach? Zamrugała szybko, żeby pokryć zmieszanie.
- Nie! Tak! Ja... Ona jest bardzo ładna - spuściła wzrok – Pamiętam, jakie to było podniecające na początku. To, jak się poznawaliśmy. Nasze pierwsze razy... - Spojrzała szybko w górę, ale zaraz znów przysłoniła oczy rzęsami – Boję się, że cię tym skusi! - Jak mi to przeszło przez gardło, zastanowiła się. Była bliska płaczu.
- Sikorko! Moja słodka! - Stefano ujął w dłonie jej śliczną twarz i zmusił, by na niego spojrzała. Napotkała dwoje pałających czarnych oczu. - Ale my się właśnie poznajemy na nowo. To nasze nowe pierwsze razy - dodał z uśmiechem.
- Nie mówisz tak, żeby mnie uspokoić? - Czuła, jak puls jej przyspiesza.
- Nie. Mówię tak, bo tak czuję. Poza tym, nie ma znaczenia, czy jest ładna, czy nie. Ona mnie nie interesuje. Nie masz konkurencji, wiesz o tym. - Schylił się, tak, że ich czoła się zetknęły. Ich oddechy zmieszały się ze sobą. - Nie wiem, jakich użyć słów...
Stali tak, oddychając ciężko, jak po biegu. Nagle Stefano sięgnął ręką w dół, chwycił dłoń Mili, położył ją sobie na brzuchu i przesunął w dół. Pod materiałem dresu poczuła wyraźne wybrzuszenie. - Teraz mi wierzysz? - spytał, wypychając biodra w przód.
Przyciągnęła go do siebie i oplotła ramionami. Znów poczuła jego usta tuż przy swoich. - Długo dziś pracujesz? - wyszeptała.
- Nie. Dzisiaj nie. - Urwał, jakby się nad czymś zastanawiał – Umówmy się o piątej. Co ty na to?
- Na randkę? - Czuła jak całe ciepło z jej ciała kieruje się w dół i spływa między nogi, wywołując przyjemne łaskotanie. - Dopiero o piątej? - Nic nie mogła poradzić na błagalny ton.
- Gdyby nie to, że mam umówione spotkania, wziąłbym cię teraz na tym stołku – Rozchylił jej uda i przycisnął ja do siebie – Ale to nawet lepiej, że będziemy mieli niedosyt. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Och!
- Och, to mało powiedziane! Niech Luca przywiezie cię do biura przed piątą. Dasz radę? - Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Tak – wyszeptała bez tchu. Było w nim coś władczego, a jednocześnie budzącego zaufanie. Dziwna sprzeczność. A może wcale nie?
- No, to mały przedsmak – Chwycił ją za włosy i pociągnął je lekko do tyłu, zmuszając do odchylenia głowy. Objął jej usta swoimi i wypełnił językiem. Silna dłoń opadła ciężko na jej pośladki i przycisnęła mocno, sprawiając, że jej wrażliwe miejsce otarło się o szorstki materiał dresu. To dziwne! Zawsze myślała, że jest miękki... Stefano przechylił ją w tył, napierając biodrami na jej uda. Oplotła go nogami, żeby nie stracić równowagi. Natarczywy język krążył w jej ustach, by po chwili się cofnąć. Podążyła za nim, nie wyczuwając podstępu. Nagle poczuła, że Stefano zaciska zęby na jej języku i zaczyna go ssać. Jęknęła cicho. Robił to mocno, zdecydowanie, z pasją, odbierając zmysły. Krew dudniła jej w skroniach. Czuła tę inwazję w całym ciele. Stwardniałe sutki mrowiły nieznośnie, a łechtaczka pulsowała pożądaniem, ocierana raz po raz twardym podłużnym kształtem. Brakowało jej tchu!
Równie niespodziewanie, jak zaatakował, ustąpił. Przyciągnął ją do siebie, tak, że siedziała pionowo, ale po chwili odsunął się na długość ramion. Przyjrzał się swojemu „dziełu”.
Mila stanowiła widok jedyny w swoim rodzaju, potargana, z zaróżowionymi policzkami, łapiąc powietrze rozchylonymi, obrzmiałymi od pocałunku ustami. Ale najpiękniejsze były jej oczy. Przymglone, na wpółprzytomne, z ogromnymi źrenicami... Drżała z emocji.
- To do wieczora, sikorko! - Stefano przesunął kciukiem po swoich ustach, jakby sprawdzając ich stan. - Bądź gotowa! - Mrugnął do niej, odwrócił się i po prostu poszedł do sypialni.
Mila ścisnęła uda, czując, jak z jej wnętrza wypływa wilgoć. Jak, do cholery, miała się teraz skupić na pracy?