W ogromnych oczach Mili widać było
zdumienie. Szok mijał
powoli.
- Jak to? Zabrałeś mnie do domu
swojej matki, żeby... O kurwa, Stefano! - Brakło jej słów.
- Uspokój się – Jej
gwałtowna reakcja zbiła go nieco z tropu, ale już po chwili
odzyskał pewność siebie – Jesteśmy tu sami. Zresztą, to już
nie jest jej dom.
- Co? - Miejsce zaskoczenia zajął
niepokój – Chyba go nie sprzedaliście?
Myśl, że potrzebował pieniędzy na
wykup udziałów spółki uderzyła ją, jak
niespodziewana fala.
- Nie – uspokoił ją – Nadal
należy do rodziny. - Celowo dawkował informacje.
Mila wpatrywała się w niego bez
słowa. Prawie widział jak obracają się trybiki jej myśli.
- Ten dom jest ogromny i ma pełno
schodów. Mama wolała coś mniejszego. - powiedział powoli –
Teraz należy do mnie i muszę podjąć decyzję, co z nim zrobić.
Miałem nadzieję, że mi pomożesz – Przelotny uśmiech rozjaśnił
jego twarz.
- Co masz na myśli? - Nagle zrobiło
jej się duszno. Czuła, jak powietrze gęstnieje, jak ją oblepia.
- Moglibyśmy się tu
przeprowadzić... - zawiesił głos, czekając na jej reakcję.
- Tutaj? - Rozejrzała się po
sypialni. Mimo braku osobistych rzeczy Benedetty, nadal czuło się
jej obecność.
- Możemy go przemeblować,
przebudować – Przyglądał jej się badawczo, jakby wyczuwając
wahanie – Możemy sprzedać część mebli, albo nawet wszystkie...
Mila zakryła usta dłońmi. Miała
wrażenie, że serce wyrwie jej się z piersi. Jeśli to nie była
próba powiedzenia jej, że chciałby spędzić z nią życie,
to co to, do diabła było? - Żartujesz? - Zarzuciła ręce na silne
męskie ramiona i przyciągnęła je do siebie – Ja miałabym
pozwolić, żebyś się tego wszystkiego pozbył? Ja?
- Więc... chciałabyś tu zamieszkać?
- Chciałabym? - Przewróciła
oczami. Nawet jej się nie śniło coś takiego! - Och, Stefano! -
Wtuliła się w jego szyję. Ten dom był jak coś wspaniałego,
nieosiągalnego... Uwielbiała go!
Radość Mili była zaraźliwa.
Stefano poczuł się wreszcie w pełni odprężony. Chwycił tulącą
się do niego dziewczynę i rozstawiając szeroko nogi posadził ją
przodem do siebie. Wewnętrzne strony jej ud dotykały jego torsu,
podczas gdy jego twarde umięśnione nogi obejmowały jej biodra.
Bliskość i ciepło ponętnego kobiecego ciała w połączeniu z
unoszącym się w powietrzy zapachem niedawnego seksu, podziałały
na jego libido.
- Znowu? - spytała z niedowierzaniem,
spojrzawszy w dół, między ich ciała. Gładka, lśniąca
główka jego nabrzmiałego członka odcinała się od ich ciał
intensywnym kolorem.
- Mówiłem, że jesteś
uzależniająca – Wodził opuszkami palców po jej plecach,
przyglądając się, jak pełne piersi robią się jeszcze
pełniejsze, a brodawki twardnieją, choć nawet ich nie dotknął –
Ciekawe – powiedział, jakby do siebie – Przygotowałem się na
bitwę, a tymczasem poddałaś się prawie natychmiast. - Miał na
myśli dom.
- Nie chcę walczyć - odparła miękko
- Taka niewola mi odpowiada...
Nie dokończyła jeszcze zdania,
kiedy silne dłonie chwyciły jej tyłek i uniosły w górę.
- No, to siadaj na mojego rumaka.
Zobaczymy, czy jesteś gotowa na taką niewolę – Nakierował jej
ciało na siebie i ściągnął w dół.
- Ufff! Potrafisz zrobić na
dziewczynie wrażenie - wysapała.
Miał teraz przed sobą jej piersi i
zamierzał to wykorzystać. Powolnym ruchem ogarnął jedną z nich i
ważąc ją w dłoni zaczął pieścić ustami. Biodra Mili zadrgały
i zaczęły się poruszać minimalnie w przód i w tył. Jej
gotowość i uległość były takie podniecające!
- Ooooo!? - krzyknęła przeciągle,
czując zęby zaciskające się na jej wrażliwej brodawce. Nowa fala
wilgoci wypełniła jej wnętrze i spłynęła w dół.
Przyjemne ciepło zaczęło się rozlewać po jej ciele, odganiając
wszelkie myśli. Możliwość oddania kontroli Stefano, wzmagała
jej pożądanie, a jednocześnie sprawiała, że czuła
się bezpieczna.
Po niedawnym zmęczeniu nie było
śladu. Poruszali się wolno, ze stałym dręczącym rytmem, jakby
wpadli w trans. Stefano wciąż pieścił delikatną aksamitną skórę
i twarde wisienki brodawek, od czasu do czasu wydobywając z gardła
Mili ciche pomruki aprobaty lub głośne okrzyki, w reakcji na
ostrzejsze doznania. Jej szczupłe palce zaciskały się raz po raz
na jego ramionach, kłując go paznokciami. Jednak była to tylko
niewinna pieszczota w porównaniu z tym, jak on obchodził się
z jej cudownie wrażliwym ciałem. Kiedy dotarło do niego, że Mila
właściwie jęczy nieprzerwanie, a jej skóra pokryła się
mgiełką potu, postanowił narzucić szybsze tempo. Wypuścił z ust
pierś, z zadowoleniem obserwując czerwone ślady pozostawione przez
jego zęby i odchylił się do tyłu, opierając częściowo plecy o
pokaźny zagłówek i wezgłowie łóżka. Przesunął
dłonie na poruszające się teraz w górę i w dół
biodra Mili.
- Dalej, branko! Daj rozkosz swojemu
panu! - Wyszczerzył zęby do jej przymglonych oczu.
Mila oparła dłonie o jego pierś, a
on nadał jej ruchom szybszy rytm, podbijając go jeszcze własnymi
biodrami. Pokój wypełnił się jego gardłowymi pomrukami, na
tle jej głośnych jęków i odgłosu uderzających o siebie
ciał. Kochając się wcześniej, dochodziła do orgazmu stopniowo, z
przerwami, na nowo budując napięcie, teraz pędziła do celu na
złamanie karku. Nacierali na siebie bez opamiętania. Doszli
równocześnie, krzycząc i drżąc jak w gorączce. Mila padła
wykończona, bez tchu. - Za-mek – cichy szept wydobył się z jej
obrzmiałych, spękanych ust.
- Teraz? - Stefano nie mógł
powstrzymać rozbawienia – Prawie cię zabiłem, a ty dopiero teraz
mnie powstrzymujesz?
- Ja umarłam, prawda? - spytała
słabym głosem – Na ziemi takie rzeczy się nie zdarzają.
- Co za poezja. - Położył dłonie
na jej plecach. - Żyjesz kochanie, i to jeszcze jak!
- Ale, jak tak dalej pójdzie,
to możemy tego nie przeżyć – jęknęła, ostrożnie rozciągając
mięśnie. - Jesteś boski! - dodała z uwielbieniem.
Odpoczywali długo, wypełniając
czas delikatnymi czułymi pieszczotami. W końcu udało im się
wstać. Stefano naciągnął bokserki i spodnie, a Mila okryła się
tymczasowo jego koszulą, która w połączeniu z pończochami
dała wyjątkowo seksowny „look”. Wyszli z sypialni i zajrzeli do
wszystkich pokoi na piętrze, potem wspięli się wyżej, gdzie z
obszernego pomieszczenia bez ścian można było wyjść na ogromny
taras. Rozciągał się z niego widok zapierający dech w piersi.
- Dachy Turynu – westchnęła Mila,
dotykając nosem szyby – Jak dachy Paryża.
- Nasza prywatna podniebna przestrzeń
– Stefano obserwował ją uważnie – Moja matka prawie tu nie
przychodziła. Jak zrobi się cieplej, postawimy tu parasol albo
markizę.
Zeszli na sam dół po
szerokich schodach wyłożonych kamieniem w odcieniu ciepłego brązu.
- Kiedy chcesz się przeprowadzić? -
Mila rozejrzała się po pozbawionym zasłon salonie.
- Na pewno trzeba będzie zrobić
jakiś remont..., malowanie... - Przesunął dłońmi po krótko
przystrzyżonych włosach – Chodź. Obejrzymy kuchnię.
Weszli do dużego pomieszczenia z
oknami wychodzącymi na ulicę. Całą przestrzeń podzielono
kuchenną wyspą na dwie części. Jedna stanowiła właściwą
kuchnię, a druga część jadalną, z niewielkim podwyższonym
kominkiem, w którym zainstalowano ruszt. Wszystko utrzymane
było w stylu toskańskiej prowincji: meble z rozbielonego drewna,
rustykalne kafelki. Natychmiast się zorientowali, że tu renowacja
będzie wręcz nieodzowna.
- Musisz zadecydować, jakie chcesz
mieć tu meble i wyposażenie – Stefano wykonał zamaszysty ruch
ręką.
- Te mi się podobają, trzeba je
tylko odnowić. - Mila szła wzdłuż szafek, sunąc dłonią po
kamiennym blacie – Poza tym, twoja mama bardzo tę kuchnię lubi...
Myślę, że byłaby zadowolona...
- Chcę, żebyś ty była zadowolona –
przerwał jej. - Ojciec przywiózł ją tu zaraz po ślubie. To
było jedyne pomieszczenie, którego nie umeblował.
- Mówiła mi o tym –
roześmiała się – Pytałam, dlaczego stylem tak się różni
od reszty domu.
Stefano spochmurniał. Matka na pewno
kochała ojca. On pewnie na
swój sposób też ją kochał. Późniejsze zdrady
wszystko zmieniły, zepsuły...
Mila przyglądała mu się uważnie.
Zmiana jego nastroju była taka wyraźna! Zawsze tak reagował na
wspomnienie rodziców. Wiedziała dlaczego. Z tego samego
powodu długo nie myślał o małżeństwie. Ale zmienił zdanie,
zakołatało jej gdzieś z tyłu głowy. Ostatnią rzeczą, którą
chciała teraz oglądać, był jego smutek.
- Więc, to jest moje, tak? -
Rozłożyła szeroko ręce. Postanowiła odwrócić jego uwagę
od nieprzyjemnych myśli.
- Tak.
- W takim razie zostaje tak, jak jest.
Mam fantastycznego renowatora. Jest drogi, ale zrobi z tego cudo!
Tylko dokupię trochę sprzętów. Może taki ekspres do
zabudowy? - Dotknęła z czułością jednej z szafek. - Zobaczymy,
czy wystarczy mi pieniędzy. Najwyżej dokupię go później –
zamruczała do siebie.
- Kochanie, zrób wszystko, na
co masz ochotę. Mamy pieniądze.
- Ty masz – poprawiła go.
- Na jedno wychodzi – wzruszył
ramionami – Zresztą, potraktuj to jak rodzinną tradycję. Pod tym
względem, ja i tak jestem postępowy. Moja matka nigdy nie pracowała
zawodowo. To, że ojciec pozwolił jej wybrać kuchnię, było z jego
strony gestem. Płacił za wszystko...
- Ja pracuję, a poza tym, ty nie
przywiozłeś tu żony – wypaliła, biorąc się pod boki.
Stefano uniósł gwałtownie
głowę i otworzył szeroko oczy. Zaskoczyła go. - Nie. - Zmarszczył
brwi. W oczach Mili igrały wesołe ogniki – Dla ciebie to temat do
żartów? - spytał, mrużąc oczy.
Natychmiast spoważniała. Kurwa, nie
o to chodziło, zaklęła w myślach. Miała nadzieję skierować
rozmowę w zupełnie inną stronę. A może wcale nie...?
- Ej, nie bądź taki – poprosiła
łagodnie. Podeszła do niego i położyła mu dłonie na klatce
piersiowej, wpatrując się w jego ciemoorzechowe oczy – Nie chcę
się kłócić. Po prostu nigdy nie miałam niczego tak...
swojego. Meblowanie naszego mieszkanka było fajne, ale to co innego.
Mam swoją kuchnię! - Nawet nie starała się ukryć radości – I
jadalnię!
- Sikorko, masz cały dom. - Ujął w
dłonie drobną twarz Mili. Jej dziecięca radość go rozbrajała –
Daję ci to wszystko. Chcę, żebyś go urządziła po swojemu. Tak,
jak ci się podoba.
- A tobie jak się podoba?
- Mnie? - zastanowił się –
Funkcjonalnie. Urządź go dla nas. Znasz się na tym, jak nikt inny.
- Postaram się. To będzie świetna
inwestycja – rozpogodziła się.
- Jestem tego pewien. - Otoczył ją
ramieniem – Jutro pogadam z prawnikami. Chcę, żeby ten dom
naprawdę należał do ciebie.
- Ja chyba znam sposób. -
wyszeptała. Teraz, albo nigdy, postanowiła – Nawet dość
prosty...
Stefano zatrzymał się i powoli
uniósł w górę jej brodę, szukając oczu, ale Mila
nakryła je rzęsami. Serce zabiło mu mocniej. Czyżby chciała mu
odpowiedzieć na pytanie, które zadał dawno temu?
- Pomyślałam... że jeśli... że...
- dukała nieskładnie – Jeśli nadal chcesz... - głos odmówił
jej posłuszeństwa. Dlaczego on nic nie mówi? Posłała mu
szybkie spojrzenie pełne desperacji.
- Wiesz, że chcę – Przyszedł jej
z pomocą, gdy tylko dotarło do niego, co próbowała mu
powiedzieć. - Cały czas czekam. Nic się nie zmieniło!
Broda zaczęła jej drżeć i zanim
zdążyła cokolwiek zrobić, rozpłakała się.
- Sikorko! - Objął ją mocno.
- To nic – szlochała i śmiała się
przez łzy – Ja tak mam. Przecież wiesz... - Otarła twarz
wierzchem dłoni.
- Czy teraz mi odpowiesz? - Zajrzał w
jej pełne łez oczy. Po twarzy błąkał mu się wesoły chłopięcy
uśmiech. - Wyjdziesz za mnie?
- Tak, tak, tak! - rzuciła mu się na
szyję – Wyjdę za ciebie i będę cię kochać, i słuchać, i
będę się strasznie starać... - Łazy płynęły jej po
policzkach, kapiąc na nagie ramiona i plecy Stefano.
Chwycił ją w ramiona i okręcił
się wokół własnej osi. Rozpierała go radość. Miał
ochotę ogłosić ją całemu światu. Dziwnie się z tym poczuł, bo
przecież nigdy nie był ekstrawertykiem. - Dlaczego mam wrażenie,
że wodzisz mnie za nos? - spytał wesoło, pozwalając, by jej stopy
dotknęły posadzki.
- Ja? - W jej głosie słychać było
szczere zdziwienie – Nie śmiałabym... - zachichotała, ocierając
lśniące od łez oczy.
- Ty czarownico! Rzuciłaś na mnie
urok... – westchnął.
Stali tak, tuląc się i dotykając,
jakby chcieli mieć pewność, że to nie sen. Stefano pierwszy
odzyskał głos. - Na końcu ulicy jest świetna restauracja. Co ty
na to? Ja umieram z głodu!
- W porządku. Tylko musimy uzupełnić
garderobę – zamachała mu przed nosem zbyt długimi rękawami
koszuli.
- Jeśli o mnie chodzi, to może tak
zostać. – Prześliznął się wzrokiem po jej widocznych przez
cienki materiał, apetycznych krągłościach – Ale masz rację,
nie będę się z nikim dzielił.
Mijając eleganckie wejścia do
mieszkań i nieliczne wystawy eleganckich sklepików i lokali
usługowych, zajmujących partery budynków, Mila starała się
wyobrazić sobie ich dwoje w tej dzielnicy. Do tej pory każde z nich
prowadziło jakby odrębne życie. Stefano podążał za Fabiem, jak
cień, towarzysząc mu także w podróżach. Ostatnie dwa lata
obfitowały również w inne wyjazdy. Nie wiedziała co robił,
ani gdzie, ale wracał zmęczony i spragniony snu. Drżała o niego,
choć nigdy głośno tego nie powiedziała. Musiał jednak zdawać
sobie sprawę z tego, co przeżywała. Choćby dlatego, że witała
go zawsze, jakby wracał z zaświatów.
- O czym tak myślisz? - spytał,
przyciągając ją do siebie, by nie zderzyła się z grupką Azjatów
z aparatami fotograficznymi.
- Dociera do mnie, że wszystko się
zmienia – szepnęła – I jeszcze bardziej się zmieni, kiedy tu
zamieszkamy.
- Mam nadzieję! – Mrugnął do niej
wesoło, jakby planował jakąś psotę.
Weszli do eleganckiego, ale
przytulnego wnętrza i zatrzymali się obok niewielkiego blatu z
kryształowego szkła, wspartego na kamiennej kolumnie. Natychmiast
podszedł do nich szef sali i wskazał im stolik w głębi. Mila
usiadła przodem do okna, tak, by widzieć przechodniów. Był
to chyba najbardziej lubiany przez Stefano lokal. Turyści stanowili
niewielki odsetek gości, ze względu na dość wysokie ceny,
natomiast z upodobaniem przychodzili tu okoliczni mieszkańcy. Było
to jedno z tych miejsc, gdzie mogli powiedzieć kelnerowi „to, co
zwykle” albo „ostatnio mieliście taką tartę z bakłażanem...”.
Z przyjemnością pomyślała, że teraz będą tu stałymi
bywalcami. Mogliby też czasem zamówić gorące cornetti
con cioccolato na śniadanie z niewielkiej
ciastkarni na końcu ulicy. Była pewna, że wielu mieszkańców
tak robiło. Miała się podzielić ze Stefano swoimi rozmyślaniami,
ale spojrzawszy na niego, zmieniła zdanie. Był całkowicie
pochłonięty studiowaniem karty dań, a po twarzy błąkał mu się
ledwie uchwytny uśmiech. Zdała sobie sprawę, że ostatni raz
widziała go takiego chyba na wakacjach poprzedniego roku. Westchnęła
cicho i odwróciła głowę do okna, gdzie po przeciwnej
stronie ulicy zaparkował swój skuter kurier. Od razu się
domyśliła, że nim jest, bo bagażnik pojazdu miał przymocowaną
ogromną, jak na jednoślad, skrzynkę. Chłopak otworzył ją i
ostrożnie wyciągnął z niej nieregularny jasnoszary pakunek.
Zatrzasnął niedbale kufer i rozejrzał się na boki z zamiarem
przejścia na drugą stronę ulicy.
- Sikorko, na co masz ochotę? - Głos
Stefano odwrócił jej uwagę.
- Może karczoch po rzymsku? - spytała
z roztargnieniem.
- Też o tym pomyślałem – Mrugnął
do niej z uśmiechem i uniósł nieznacznie dłoń, dając znak
kelnerowi. Następnie pochylił się nad stolikiem i ujął jej
brodę ręką, zaglądając w oczy – Jestem szczęśliwy –
powiedział i złożył na jej ustach długi gorący pocałunek.
Zachichotała nerwowo, zaskoczona
zarówno jego zachowaniem, jak i szczerym stwierdzeniem.
- Przesyłka dla pana – Kelner
zatrzymał się obok ich stolika. Zza jego pleców wyłonił
się kurier z... bukietem róż!
- Właściwie, to przesyłka dla tej
damy – Stefano podał dyskretnie złożony banknot chłopakowi i
wziąwszy od niego kwiaty, wstał z miejsca i odwrócił się w
stronę oniemiałej z wrażenia Mili.
Nagle w całym lokalu zapadła cisza.
Nie zważając na to, Stefano
uklęknął na jedno kolano. - Wiem, że już mi odpowiedziałaś,
więc to mi ułatwia sprawę, ale i tak to powiem. Chciałbym, żebyś
to przyjęła – To mówiąc, sięgnął pomiędzy kwiaty i
wyciągnął stamtąd mały satynowy woreczek, przywiązany do jednej
z róż. Rozsupłał go sprawnie i wyciągnął z niego
pierścionek.
Mila zacisnęła dłonie w piąstki i
przycisnęła je do piersi. Dopiero po dłuższej chwili wyciągnęła
w kierunku Stefano lewą dłoń. Palce drżały jej, jak gałązki
mimozy.
- Ja... ja nie wiem, co powiedzieć –
wyszeptała wzruszona. - Nie spodziewałam się...
Stefano wsunął jej na palec
pierścionek i przyjrzawszy się swemu dziełu, przycisnął do ust
drżącą dłoń Mili.
-
Auguri! (Gratulacje!)
- Ze wszystkich stron dobiegły ich głośne
okrzyki i oklaski. Wśród gości wybuchła
euforia. Kiedy wreszcie zapanował względny spokój, Stefano
mógł wrócić na swoje miejsce. Siedzieli przez dłuższą
chwilę wpatrując się w siebie. - Jak to zrobiłeś? Kiedy? - Mila
nie mogła wyjść z podziwu – Przecież nie wiedziałeś...
- Poczekałem, aż wejdziesz do
łazienki – Twarz dorosłego poważnego mężczyzny rozświetlił
chłopięcy uśmiech – Naprawdę nie wiedziałem. Nie zabrałem ze
sobą pierścionka. No, ale w końcu słynę z umiejętności
organizacyjnych.
- Jesteś niemożliwy, ale kocham cię
za to! - Wpatrywała się w połyskujący na jej palcu kamień.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że musi być antykiem. Owalny
rubin w kolorze wina otaczały maleńkie diamenciki osadzone w białym
i żółtym złocie. - Jest piękny. Wygląda jak Tiffany...
- Bo to jest Tiffany. Matka kupiła go
na aukcji. Podobno była pod wrażeniem filmu... Nalegała, żebym
dał ci właśnie ten pierścionek.
Dalszą rozmowę przerwał im kelner,
który poza przystawkami przyniósł też szampana i
dodatkowy kubeł na lód wypełniony wodą. Umieścił w nim
bukiet czerwonych róż, który Mila ułożyła
tymczasowo na stoliku i co chwila dotykała delikatnych chłodnych
płatków.
Ledwie zdążyli skosztować
delikatnego serca karczocha, który w połączeniu z wytrawnym
szampanem mógł swobodnie pretendować do królewskich
stołów, kiedy leżący na stoliku telefon zadrgał leciutko,
wydając cichy pojedynczy dźwięk. Stefano rzucił okiem na ekran,
ale nie wykonał żadnego ruchu. Mila posłała mu pytające
spojrzenie.
- Moja matka – Nadal nie odbierał,
choć telefon wibrował.
- Och, nie wygłupiaj się! Odbierz.
To może być coś ważnego – ofuknęła go. Doceniała, że chciał
całą uwagę skupić na niej, ale to w końcu jego matka! I właśnie
dostała pierścionek, który należał wcześniej do niej!
- Tak mamo. – Stefano z wyraźną
ulgą podniósł do ucha komórkę. Słuchał przez
chwilę, po czym spojrzał na Milę z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
- Dziękuję – bąknął. Rozejrzał się dyskretnie i po chwili
skinął głową parze w wśrednim wieku, siedzącej kilka stolików
dalej. Nachylił się tak, żeby Mila mogła słyszeć. Przełączenie
na głośnomówiący nie wchodziło w grę.
- Mila, słyszysz mnie? - Głos
Benedetty lekko drżał.
- Tak – odparła z przejęciem.
- Bardzo, bardzo się cieszę! Mam
nadzieję, że nie macie planów na sobotę, bo chciałabym was
zaprosić na małe przyjęcie do mojego nowego mieszkania... -
zawiesiła głos, czekając na odpowiedź.
Stefano kiwnął głową, dając Mili
znak, że jest wolny.
- Przyjdziemy na pewno. - odparła
szybko – Ten pierścionek jest przepiękny!
- To cieszę się podwójnie!
Bawcie się dobrze, dzieci. Miłego wieczoru.
Rozłączyła się, pozostawiając
Milę z wyrazem osłupienia na twarzy. Nigdy tak do niej nie mówiła.
„Dzieci”, to było też o niej, do niej... Poczuła drapanie w
gardle. Matka jej ukochanego nie tylko ją zaakceptowała, ale
najwyraźniej także polubiła.
- Co jest? - Stefano przyglądał jej
się podejrzliwie – Jeśli nie chcesz iść, to nie musimy, ale
Caterina i Fabio też tam będą.
- Och, Stefano, oczywiście, że chcę
iść! Po prostu nie radzę sobie z taką ilością szczęścia na
raz.