- Pietro? – Katarzyna wśliznęła
się do kuchni i stanęła w drzwiach zaskoczona. Miała wszystkie produkty
przygotowane na blacie. Na poręczy krzesła wisiał fartuch. Zabrała się do
pracy, starając się nie narobić hałasu. Właśnie kończyła zagniatać ciasto, gdy
w drzwiach kuchni pojawił się pokaźny brzuch a za nim cały kucharz.
- Ależ jesteś szybka, dottoressa!
– zawołał, biorąc się pod boki – chyba postawię garnek na kuchni. Potrzeba nam
wrzątku! – zatarł ręce i wziął się do roboty.
Lepienie
knedli nie było skomplikowanym zajęciem, choć ręce trochę jej się trzęsły, gdy
Pietro stanął obok i przyglądał się ciekawie. W końcu wsadził ręce do kieszeni
fartucha i zaczął się kołysać w przód i w tył.
– Zaraz dostanę choroby morskiej – zażartowała Katarzyna – Słuchaj,
jeśli te knedle nie będą smaczne, to chyba zwariuję.
- Nie martw się. Zawsze mam w
zanadrzu sos pomidorowy. – Pietro uśmiechnął się z pobłażaniem. Przygotuję
lunch raz dwa! Choć nie sadzę, by to było potrzebne. De Luca uwielbia takie
potrawy – zajrzał do garnka i wrócił do Katarzyny – z czym to podasz? Mam na
myśli sos.
- Jogurtowy z brzoskwinią? –
spytała niepewnie – może być z cynamonem.
- On nie przepada za cynamonem,
za to uwielbia wanilię – uśmiechnął się pod nosem Pietro.
Katarzyna
spojrzała na niego z sympatią – Zawsze podpowiadasz, co mu ugotować? – spytała.
- Szczerze mówiąc, nie – teraz on
przyglądał się Katarzynie z uśmiechem – nikt, poza mną tu nie gotował –
powiedział powoli.
Jak
to, pomyślała, było tu tyle kobiet i żadna nie przygotowała mu jedzenia? Boże,
ale się wygłupiłam! Ręce jej opadły. Pietro przyglądał jej się z rosnącym
zaciekawieniem. Nagle uświadomiła sobie, że stoi przed nim z otwartymi ustami.
Zmieszała się. – Myślałam… - zaczęła.
- Przez ostatnie pięć lat, żadna odpoczywająca
tu osoba nie gotowała. Wcześniej czasami robiła to siostra pana De Luca –
powiedział poważnie – Jeśli mogę wyrazić swoje zdanie – zawahał się, ale
widząc, że czeka na jego słowa, dokończył – uważam, że to wspaniałe, kiedy
kobieta gotuje dla mężczyzny, mimo, że nie musi tego robić.
Katarzyna
wbiła wzrok w kamienny blat przed sobą. Miała wrażenie, że zarówno Stefano jak i Pietro chcieli, by
czuła się tu dobrze, ale chcieli też, by De Luca czuł się dobrze w jej
towarzystwie. Niby było to zrozumiałe, ale… sama nie wiedziała co. Jej też zaczynało
zależeć i to ją trochę deprymowało. Początkowo chciała się tylko dobrze bawić,
ale coś się zmieniło. Otrząsnęła się i spojrzała na Pietro – Podaj mi jogurt,
proszę – powiedziała z westchnieniem.
Trzy
razy doprawiała sos, zanim uznała, że jest wystarczająco aksamitny. Pietro był
zachwycony, kiedy poprosiła, by ocenił gotowego knedla z sosem. Kiedy skończył,
wziął do ręki krótkofalówkę, wiszącą obok potężnego stalowego wyciągu i wywołał
De Luca – Lunch gotowy, dottoressa już na pana czeka – powiedział swoim zwykłym
tonem. – Proszę iść do stołu. Podam wszystko jak należy, chyba, że pani sama
chce to zrobić? – spojrzał na nią pytająco.
- Raczej nie – odparła. Miała
miękkie nogi i bała się, że upuści tacę. Co za głupota, ofuknęła się w duchu,
przecież to tylko knedle, idiotko!
Fabio
właśnie skończył rozmawiać z Vanessą. Była w siódmym niebie, kiedy dostała
sms-a od Cateriny. Zamyślił się. Nie mógł uwierzyć, że zostawiła go w takiej
chwili, by pójść do komputera. Bo tak z pewnością zrobiła. Był pewien, że oboje
mieli ochotę na seks. Widział to w jej oczach. A może tylko mu się zdawało?
Może tylko on miał ochotę? Tak, czy inaczej, jej zmarły mąż był dla niej
ważniejszy od niego. Rozumuję jak dzieciak, zganił się. To jest dla niej
odskocznia, zabawa, tak samo jak dla mnie, pomyślał. To, czy jest dla niej
ważny, czy nie, nie ma znaczenia… Czyżby?
Usłyszał
sygnał wywoławczy w krótkofalówce i po chwili Pietro zaprosił go na lunch.
Caterina już na niego czekała. Nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego uczucia,
którym zaczynał darzyć jej męża, zmarłego męża, poprawił się. Idiota! Jego nie
ma, pomyślał. Poza tym, przecież sam zaproponował jej pomoc.
- Co dzisiaj jemy? – spytał
siadając naprzeciw Cateriny – mam nadzieję, że poszukiwania były owocne.
Spojrzała
na niego, jakby nie rozumiała, o co mu chodzi. Już miała coś powiedzieć, kiedy
drzwi do kuchni otworzyły się i ukazał się w nich Pietro z półmiskiem ogromnych
niocchi a za nim Andrea z sosjerką. –
Mmm, ale pachnie! – De Luca odzyskał humor, patrząc na coś, co obiecywało
prawdziwą ucztę. Andrea postawiła przed nim sos, cudownie pachnący wanilią i
brzoskwiniami – Jakaś nowość. Co to jest? – spojrzał na Pietro.
- Musi pan zapytać dottoressę –
oboje z Andreą mieli zagadkowe miny i Fabio poczuł się dziwnie. Robili mu jakiś
kawał. Spojrzał na Caterinę. Siedziała wyprostowana z niepewną miną – O co
chodzi?
- Może Ci nałożę? – spytała
szybko. Uniosła się nieco i sięgnęła do półmiska.
Fabio
zmarszczył brwi i spojrzał na Pierto, który najwyraźniej był z siebie wyjątkowo
dumny. – No dobrze, zobaczmy, co to jest – polał obficie sosem to, co nałożyła
mu na talerz Caterina i oddzielił widelcem kawałek. Wewnątrz była soczysta
cząstka brzoskwini. Włożył do ust pierwszy kęs i poczuł aromat owocu, brązowego
cukru i wanilii. Doskonałe połączenie, pomyślał, owocowo-korzenne, niby proste,
a egzotyczne zarazem – dobre – pochwalił i oddzielił kolejny kawałek – Nie
jesz? – spojrzał na Caterinę, wpatrującą się w niego z napięciem – O co chodzi?
– spytał po raz kolejny.
- Gratuluję, dottoressa – nie
wytrzymał Pietro – gdyby miała Pani jeszcze kiedyś ochotę gotować, kuchnia
będzie do pani dyspozycji – wziął pod rękę Andreę i poprowadził ją do kuchni.
Fabio
zatrzymał widelec w połowie drogi do ust, a następnie opuścił go na talerz. –
Ugotowałaś to? – spytał z niedowierzaniem.
- To nic wielkiego – wzruszyła
ramionami – powiedziałeś, że mogę coś dla Ciebie ugotować, gdybym chciała,
więc…
Zanim
zdążyła dokończyć, Fabio siedział obok niej. Uniósł jej brodę w górę i zajrzał
w oczy – Gotowałaś dla mnie? – spytał cichym, aksamitnym głosem. Lekceważąco
machnęła ręką. Sięgnął do jej ust i zatopił się w nich. Czuł smak brzoskwini i
wanilii. Myślała o nim, tylko o nim. Jaki był niesprawiedliwy, sądząc, że szukała
tych głupich haseł. Ogarnęła go radość, pożądanie, duma… Wszystko się poplątało
i napełniło jego serce szczęściem. Caterina zarzuciła mu ręce na szyję i
przyciągnęła do siebie jego głowę. Całowali się jak wariaci, jakby nie widzieli
się wieki, a nie godzinę. Nie mieli pojęcia, że do jadalni wszedł Stefano i
widząc ich, wycofał się dyskretnie, że Andrea zerknęła na nich z uśmiechem
przez szparę w drzwiach, odwróciła się do Pietro, który pogroził jej palcem,
ale uśmiechał się szeroko. Fabio uniósł się z krzesła, pociągając za sobą
Caterinę. Nie przerywał pocałunków, wciąż tuląc ją i obejmując. – Amore – wyszeptał patrząc jej w oczy i
znów pieścił językiem jej usta. Kiedy się wreszcie nasycił, byli oboje
zdyszani. Usiedli naprzeciw siebie, ale minęła długa chwila nim mogli powrócić
do jedzenia. Oboje rozkoszowali się smakiem brzoskwiń w delikatnym cieście,
jakby wciąż czując smak pocałunków.
- Nie wiedziałam, że sprawi Ci to
aż taką przyjemność – powiedziała w końcu Katarzyna. Starała się zachować spokój,
choć rozsadzała ją radość.
- Włosi są czuli na tym punkcie –
stwierdził – Poza tym, kiedy kobieta gotuje dla mężczyzny, to coś znaczy…
- Naprawdę? – z coraz większym
trudem panowała nad emocjami – Polacy też tak uważają. Mamy nawet przysłowia o
dochodzeniu do serca przez żołądek. Choć z punktu widzenia anatomii, to nie
takie proste.
–
Widocznie Ci, co je wymyślili, nie znali się na anatomii. - Zaśmiał się - Pietro! – zawołał w stronę
kuchni – podasz nam kawę? Bo na deser już nie mam miejsca. Chyba, że Ty chcesz?
– spojrzał na Katarzynę.
- Raczej nie – odchyliła się na
oparcie krzesła i przymknęła oczy. Jego reakcja była taka nagła i emocjonalna,
że kompletnie zbił ją z tropu. Wprowadzał zamęt, budził do życia dawną
Katarzynę, a wcale nie była pewna, czy to dobrze. Południowiec, wiadomo, tłumaczyła
sobie jego zachowanie.
- O czym myślisz? – spytał,
trącając nosem jej policzek.
- A jak Ci się wydaje? Jestem
kompletnie skołowana.
- Mogę Wam przeszkodzić? –
Stefano przytrzymał drzwi od kuchni, przepuszczając Pietro i wszedł za nim do
jadalni.
- Jasne – Katarzyna usiadła
prosto i spojrzała na Fabia, ale on kiwnął tylko głową. Nie miał nic przeciwko
obecności Stefano.
- Otworzyłem tę skrzynkę. Jest
pusta. Tylko SPAM. Wszystkie wiadomości wykasowano, ale… - zaczął widząc
zawiedzioną minę Katarzyny – sprawdziłem, czy ktoś coś wysyłał i okazało się,
że tylko jedną wiadomość. Musisz ją przeczytać – zwrócił się do Katarzyny. –
Zdaje się, że tę skrzynkę założył Twój mąż, ale miał też do niej dostęp ktoś
inny.
- Jak to? – spytała zaskoczona.
- Normalnie. Założył skrzynkę na
fałszywe dane i wysłał z niej maila z hasłem dostępu do niej. – wyjaśnił
Stefano – osoba, która odebrała wiadomość, mogła ją otworzyć i przeczytać
szablony wiadomości, które nie zostały wysłane. Tak, jak to, co zrobiłaś na
Kornatach, jak „padł” Internet. Potem mogła je skasować, lub on je kasował.
Nigdy się nie dowiemy, co było w korespondencji, bo one zniknęły. Mamy tylko
adres mailowy odbiorcy tej jednej jedynej wiadomości.
- Masz pewność, że założył ją
Robert? Ale skąd pomysł, że ktoś inny miał do niej dostęp? – Katarzyna jakoś
nie nadążała. Spojrzała na Fabia, ale on siedział ze zmarszczonym czołem.
- Twój mąż zginął 14 czerwca.
Skrzynka została założona na początku maja. Jej adres jest w jego liście
kontaktów, choć nie wysłał do niej żadnej wiadomości. Hasło jest liczbowe. To
ciąg cyfr od 9 do 1. Wygląda, jak numer telefonu i łatwo go zapamiętać.
Zwróciłaś uwagę na nazwę skrzynki, bo powiązałaś ją z faktem z jego życia, więc
to też pasuje – ciągnął Stefano.
- Ale to nie świadczy o tym, że
ktoś jeszcze miał do niej dostęp – teraz zaczynała powoli rozumieć. To było
logiczne.
- Zgadza się, ale jeszcze nie
skończyłem. Ostatnie logowanie do skrzynki odbyło się 15 czerwca, więc jeśli Ty
nie miałaś do niej dostępu, to kto? – spytał
- O kurde! – zatkało ją. Robert
nic jej nie powiedział o skrzynce i o podwójnym loginie do komputera, a dał
hasło komuś obcemu? – Chcę przeczytać ten mail. – powiedziała, siląc się na obojętny
ton.
- Wszystko jest włączone –
Stefano chciał pójść za nią, ale Fabio położył mu rękę na ramieniu.
- Caterina, zaraz do Ciebie
przyjdziemy – powiedział uspokajająco – potrzebuję tu na chwilę Stefano.
Fabio
poczekał, aż kroki Cateriny ucichną i spojrzał na Stefano bez uśmiechu. – O co
chodzi z tą skrzynką? – spytał – nie mówiłbyś o tych szablonach, gdyby nie było
szansy na ich odzyskanie, więc, w czym rzecz?
- Słuchaj, facet miał pojęcie o
komputerach i podstawowych zabezpieczeniach, albo ktoś mu to podpowiedział. W
każdym razie, jeśli się zdecydował na takie kroki, to musiał mieć powód. Chciał
coś ukryć i zależało mu, żeby nikt go nie powiązał z tą drugą osobą, rozumiesz?
– Stefano mówił poważnie – Fabio, nie wiadomo, co możemy tam znaleźć – dodał.
- O kurwa, facet mógł mieć
romans! – Fabio poczuł, jak tętno mu przyspiesza – Lipna skrzynka, jakieś
hasła. Te dokumenty mogą nic nie znaczyć, a jego pewnie załatwił jakiś
zazdrosny mąż. Nie wiem jacy są Polacy, ale u nas to się zdarza. Ona nie ma
pojęcia… - urwał w połowie zdania i spojrzał na przyjaciela. Stefano nie
odpowiedział, tylko wbił wzrok w podłogę, jakby tam szukał rozwiązania. - Jeśli
uda Ci się coś znaleźć, chcę to zobaczyć pierwszy. Caterinie ani słowa! Chyba rozumiesz?
– powiedział niechętnie – I załatw tłumaczenie tego na jakiś ludzki język.
Stefano
przyjrzał mu się uważnie – Czyżbyś zamiast fiuta, zaczął używać serca? Przecież
za trzy dni ona zniknie z Twojego życia – powiedział – Co Ci zależy? – słowa,
wypowiedziane bez cienia kpiny, sprawiły, że Fabio poczuł, jak krew uderza mu
do głowy. Nie zastanawiał się nad tym, ale chyba powinien.
- Nie Twoja sprawa – wycedził
przez zęby – Po prostu nie chcę, żeby go znienawidziła. Nie obchodzi mnie, kogo
facet pieprzył przed śmiercią. Zginął i koniec. Ale co jej przyjdzie z tej
wiedzy?– chwycił Stefano za przedramię i zacisnął palce, aż poczuł ból. – Nie
chcę, żeby cierpiała - Twarz Stefano pozostała nieruchoma, tylko oczy nabrały
ciepła. Spojrzał na zbielałe kostki trzymającej go dłoni i poklepał ją
przyjaźnie.
- Zrobię, jak chcesz – obiecał.
Fabio
pozwolił mu odejść, a sam wyszedł na pokład. Za nic na świcie nie chciał, by
Caterina przechodziła przez to, co on. Opłakała męża i powoli stawała na nogi.
Przyczynił się do tego i sprawiało mu to przyjemność, tym bardziej nie chciał,
żeby ktoś lub coś, to zepsuło. Tiziana zgotowała mu piekło, a fakt, że jej
wypadek stał się wydarzeniem powszechnie komentowanym, tylko pogorszył sprawę.
Najgorsze było jednak współczucie tych wszystkich ludzi. Jakimś cudem, udało
się ukryć zarówno romans, jak i ciążę Tiziany przed prasą, więc uniknęli
skandalu, ale cena była wysoka. Nie chciał nawet myśleć, że Caterina miałaby
teraz na nowo wszystko przeżywać. Poczuł, że ciężko mu oddychać. Jeśli nie
przestanę tego rozpamiętywać, pomyślał, będę miał zawał, a tutaj, nawet
Caterina mnie nie uratuje. Próbowałaby go ratować, był tego pewien. Chciała się
o niego troszczyć, gotowała dla niego… Powoli, ponure myśli ustępowały miejsca
innym, przyjemniejszym. Spojrzał na przepływające żaglówki, a potem ruszył w
górę po schodkach.
- Macie coś? – spytał, widząc
Caterinę i Stefano pochylonych nad laptopami
- Nic z tego nie rozumiem –
Katarzyna wpatrywała się w ekran od pięciu minut.
„
Mam dla Ciebie ważną wiadomość. Otwórz szablon wiadomości. L: keticjo@gmail.com
H: 987654321” wysłane na maila: joannazk49@gmail.com
- Nie znam tego maila. Może coś
do niej napisać? – zastanawiała się głośno – Nie, to bez sensu. Co napiszę? Kim
pani jest i czy rok temu kontaktował się z panią mój mąż? - odchyliła się, opadając na oparcie krzesła.
- Sprawdzę, kto założył tę
skrzynkę – powiedział Stefano ostrożnie – musimy poczekać na wiadomość od
mojego znajomego, który szuka tych szablonów – popatrzył w górę na Fabia, który
posłał mu ostrzegawcze spojrzenie – Masz listę możliwych loginów do twojego
laptopa? Przejrzyjmy ją, zanim poślesz to koleżance.
- Właściwie to nic sensownego nie
przychodzi mi do głowy. „Robertyna” to Robert i Katarzyna, więc myślałam o
Katert, Katarzert, Katobert, Katbert… – wyliczała – to tylko pomysł, ale lepsze
to, niż nic. Gorzej z hasłem. Może numer jego telefonu, czyli obecnie mojego?
Albo jego mamy, albo mojej mamy? – ukryła twarz w dłoniach. – Słuchaj Stefano –
uniosła głowę – czy, gdyby nam się nie udało, a ja dostarczyłabym Ci laptopa,
mógłbyś odzyskać te dane?
- Mógłbym spróbować – rzucił
szybkie spojrzenie w kierunku Fabia – jest jednak ryzyko, że przy próbie
włamania się do komputera dane mogą zostać uszkodzone i nie da się ich
odczytać.
- Tego się obawiałam – westchnęła.
Nagle
drzwi do sterówki otworzyły się i ukazał się w nich Patrik. – Panie De Luca,
możemy wpłynąć na dwie godziny. Proponuję motorówkę. Teraz – powiedział
spokojnie i czekał na decyzję.
- Stefano, możemy załatwić teraz
sprawę telefonu? – spytał Fabio i spojrzał na Katarzynę – płyniemy na Hvar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz