Po nocy
spędzonej na przeglądaniu wszystkich dostępnych informacji na temat Fabia,
Katarzyna, obudziła się z lekkim szumem w głowie. Wiedziała, że jest gościem
jednego z największych pośredników w handlu nieruchomościami we Włoszech. Facet
był ciężko bogaty, bo odziedziczył fortunę, ale też pomnożył to, co dostał.
Miał czterdzieści lat, choć musiała przyznać, że nie wyglądał na tyle. Skończył
zarządzanie na Oxfordzie, co tłumaczyło jego świetny angielski. Ożenił się
zaraz po studiach, a jego żona zginęła w wypadku niespełna trzy lata po ślubie.
Z matką Vanessy nigdy się nie ożenił i chyba nigdy nie miał nawet takiego
zamiaru, o ile można było wierzyć plotkarskim portalom. Miał wiele kobiet. Zbyt
wiele i zbyt młodych, jak na jej gust. Wiedziała dość, żeby wyrobić sobie o nim
zdanie. Nadal jej się podobał, ale nie miała złudzeń. Ten facet nie mógł być
nią zainteresowany.
Zeszła na
śniadanie do jadalni. Kiedy tylko usiadła, pojawił się kelner. Poprosiła o
włoskie śniadanie z croissantem i cappuccino. Kiedy kończyła, pojawił się
Stefano.
- Pan De Luca prosił, żeby zjadła
z nim pani lunch – zmierzył ją tym samym badawczym spojrzeniem, co Fabio
poprzedniego dnia. Miała już tego dość, czy była aż tak dziwna dla tych ludzi?
- Czy mam wrócić tu, czy zjemy w
mieście? – zapytała z kwaśną miną.
- Niech Marco zawiezie panią na
Via Donati, będzie wiedział gdzie – Stefano wydawał się ubawiony jej irytacją.
Udała, że tego nie widzi.
Marco już na
nią czekał przy samochodzie. Pamiętając o lunchu ubrała się w jedną z dwóch
spódnic, jakie zabrała, dżinsową do połowy uda. Do tego turkusowa bluzeczka na
cienkich ramiączkach. Była ciekawa, czy zrobi na nim wrażenie. Szybko przyłapała
go na tym, że zerka na jej odsłonięte nogi.
- Muszę Cię przeprosić – zaczął,
kiedy ruszyli – wczoraj zachowałem się nieodpowiednio. Nie powinienem tego
robić – głośno przełknął ślinę – Mam nadzieję, ze się nie gniewasz. – rzucił
jej szybkie spojrzenie i wbił wzrok w drogę.
Aż
zaniemówiła. Tego się nie spodziewała. Odwróciła głowę w jego stronę, ale on
uparcie patrzył przed siebie.
- Daj spokój. Nic się nie stało.
Poza tym, to mi pochlebia. – położyła mu rękę na kolanie – Jestem z 10 lat
starsza od ciebie. - Samochód szarpnął gwałtownie. Marco musiał nacisnąć pedał
gazu. Nie wiedziała, czy dlatego, że go dotknęła, czy dlatego, że usłyszał, ile
ma lat. Przyjęła, że to drugie. - Naprawdę, się nie obraziłam – powiedziała ze
śmiechem – mógłbyś być moim młodszym bratem – zażartowała.
- Mógłbym być też kimś innym –
powiedział tak cicho, że ledwie go usłyszała. Więc jednak błędnie założyła, że
jej wiek go zszokował. Cofnęła szybko rękę, widząc, że chłopak lekko się
rumieni. Nie miała odwagi zerknąć niżej. Postanowiła na razie do tego nie
wracać. Wakacyjny romans na razie nie mieścił jej się w głowie, zwłaszcza że
czułaby się z tym młokosem jak deprawatorka.
Muzeum
egipskie podobało jej się jeszcze bardziej, niż to z samochodami. Znowu okazało
się, że może wchodzić nawet do zastrzeżonych sal. Kiedy okazało się, że pozwolą
jej obejrzeć część laboratorium, gdzie eksponaty poddaje się renowacji, zapytała
wprost, co jest powodem takiego specjalnego traktowania.
- Pan De Luca sponsoruje nasze
muzeum – otrzymała odpowiedź, która potwierdziła jej podejrzenia.
- Marco – przypomniała sobie o
lunchu – czy możesz mnie zawieźć na Via Donati na lunch?
- Jesz z panem De Luca –
stwierdził – oczywiście, że Cię zawiozę. Tylko, jak będziemy w restauracji, nie
mogę do Ciebie mówić po imieniu. – dodał po chwili wahania
- Dlaczego? – uniosła brwi –
Myślałam, że już to sobie wyjaśniliśmy.
Wbił wzrok w
podłogę. Przewróciła oczami i wtedy to zobaczyła. Gdy się ruszyła, oko kamery
podążyło za nią. Poczuła, że robi jej się gorąco. Stefano widział. Czy tylko
on? Głupia sprawa, pomyślała, ale w końcu to nie ona rzuciła się na Marco,
tylko on na nią. No, nie rzucił się, ale ją podrywał. Podrywanie jest w
porządku, pomyślała. Poza tym, do niczego nie doszło.
- Dobra, możemy jechać –
stwierdziła wreszcie – obejrzałam wszystko, co mnie interesowało. Jestem
głodna.
Po drodze
próbowała delikatnie wybadać Marco, ale milczał, jak zaklęty.
---
Fabrizio De
Luca miał swój ulubiony stolik w głębi restauracji na Via Donati. Siedział
teraz obserwując salę, ale samemu będąc prawie niewidocznym. Spojrzał na
zegarek. Dochodziła druga, a ich nie było. Skrzywił się lekko. Marco nie był
dla niego konkurencją, co go napadło? Drzwi skrzypnęły i zobaczył ją. Weszła
trochę niepewnie z pełnego słońca do pomieszczenia, które musiało jej się wydać
mroczne. Przy Marco wyglądała na drobną. Odchyliła głowę odrzucając włosy.
Przebiegł wzrokiem po jej sylwetce od szczupłych ramion do długich nóg,
odsłoniętych do połowy uda. Była naprawdę ładna. Mężczyźni się za nią oglądali,
choć ona zdawała się tego nie widzieć. Może właśnie ten brak pewności siebie,
tak go pociągał? Wstał i wtedy go zauważyła. Uśmiechnęła się delikatnie, jakby
nieśmiało. Wyszedł zza stołu, gdy się zbliżyła.
- Dzień dobry, Fabio –
powiedziała to tym miękkim głosem, który zaczynał lubić.
- Dzień dobry, Caterina –
nachylił się i pocałował ją w policzek. Poczuł zapach jej włosów i natychmiast
zapragnął znów go poczuć. Spojrzała zaskoczona jego zachowaniem.
- Marco – odwrócił się na chwilę
– wróć za półtorej godziny. Jesteś wolny.
Nie oglądając
się więcej na ochroniarza, który bez słowa się oddalił, odsunął krzesło. Kiedy
siadała, nachylił się i poczuł ciepło jakie od niej biło i ten owocowo-kwiatowy
zapach.
- Jak muzeum? – spytał lekko
ochrypłym głosem
- Wspaniałe –również dzięki twoim
pieniądzom, pomyślała – jestem pod wrażeniem.
- Cieszę się. Pozwoliłem sobie
zamówić coś na start. Widzę, że właśnie nadchodzi – spojrzał gdzieś w bok.
Kelner
postawił na środku stołu talerz pełen oliwek, suszonych pomidorów, grillowanych
warzyw i drobnych mozzarelli.
- Mamy to wszystko zjeść? Nie
tknę niczego więcej… - stwierdziła
- Chyba jednak coś wybierzemy –
powiedział, patrząc na wypłoszonego jej słowami kelnera – co polecasz?
- Dla pani może sałatka z
grillowanymi prawdziwkami i kurczakiem, dla pana może polędwiczki i polenta?
Mamy też wyśmienite risotto z truflami na białym winie.
- W takim razie ja poproszę
risotto. Właściwie to jestem głodna. – przyznała nie podnosząc wzroku.
- Dla mnie ta polędwica. Wino
zostaje - podał kelnerowi kartę, ujął
kieliszek i uniósł go w górę – popatrz na ten kolor.
Musiała się
pochylić, żeby spojrzeć pod światło. Poczuła zapach wody kolońskiej i
bezwiednie wciągnęła go do płuc. Żeby pokryć zmieszanie, ujęła swój kieliszek i
upiła mały łyk.
Fabrizio śledził
jak Caterina przełyka wino. Gdyby położył dłoń na jej szyi, poczułby pod
palcami jak płyn spływa do gardła i w dół. Na dolnej wardze wciąż miała
odrobinę wina i musiał bardzo się starać żeby nie spróbować, jak smakuje zlizywany
z ust. Pochwyciła jego głodne spojrzenie i natychmiast spuściła wzrok.
Przygryzła lekko dolną wargę.
Zachowuję się,
jak nastolatka, zbeształa się w myślach Katarzyna. Fabio podobał jej się
znacznie bardziej niż Marco. Gdybyśmy nie żyli w dobie Internetu, pomyślała,
mogłabym zapytać, skąd tak świetnie zna angielski, a on powiedziałby, że
studiował w Anglii. Och, naprawdę, a gdzie, spytałabym. W Oxfordzie, a pani? Ja
w Warszawie, wie pan gdzie to jest?, a on…
- O czym myślisz, piękna
Caterino? – spytał aksamitnym głosem i sam się zdziwił, że to powiedział. Co ja
wyprawiam, przemknęło mu przez głowę.
- Zastanawiam się, jak mogłaby
wyglądać nasza rozmowa, gdyby nie Google – odparła i lekko się zmieszała.
Właśnie się przyznała, że go sprawdziła w sieci. – Ty pewnie myślisz podobnie –
dodała, usprawiedliwiając się. Na pewno też zajrzał, przynajmniej na Facebooka.
- Cóż, chyba nie myślałaś, że oddam
jedyne dziecko pod opiekę komuś, o kim nic nie wiem – kącik ust drgnął mu lekko.
- Zauważ, że nie miałeś wielkiego
wyboru tam w restauracji. Musiałeś mi zaufać – powiedziała cicho.
Zaufał jej.
Spojrzała mu w oczy i jej zaufał. Co się ze mną dzieje, pomyślał. Mam
czterdzieści lat, a zachowuję się, jak gówniarz. Ona pojutrze wyjeżdża! Nabił z
pasją oliwkę i wsunął do ust. Caterina poszła w jego ślady. Przez kilka minut sprawdzała,
co jej smakuje, a co nie.
- Nie wszystko jest w Internecie
– powiedział wreszcie Fabio – widzę, że lubisz oliwki i mozzarellę, a nie
tknęłaś pomidorów. Tego o Tobie nie napisali.
- Sama tego nie wiedziałam – roześmiała
się – wielu rzeczy o sobie nie wiedziałam – dodała ostrożnie. Daj mu znać, że
jesteś zainteresowana, myślała gorączkowo. Nie, to beznadziejne! Już po chwili
wątpiła w siebie.
Dostali główne
dania i znów na chwilę zamilkli. Katarzyna nie mogła się skupić na jedzeniu. Co
się ze mną dzieje, myślała. Nie miałam ochoty na żadnego faceta od śmierci
Roberta. Nie mogłam nawet pomyśleć, że ktoś by mnie dotknął tam, gdzie on mnie
dotykał, a tera ślinię się na widok czterdziestoletniego Włocha, który jest dla
mnie tak samo nierealny jak książę Monako. Nie chodzi nawet o to, że facet ma
miliony, ale on ma pewnie kolejkę oczekujących, które wyglądają jeszcze lepiej
niż Valeria…
- Wiesz, że trufle są
afrodyzjakiem? – spytał, wyrywając ją z zamyślenia.
- Nie wiedziałam. To znaczy
wiedziałam, ale zapomniałam – powiedziała, czerwieniąc się. W jego obecności
trudno jej było panować nad sobą. Zaczynała żałować, że się zgodziła na ten
wyjazd. Robię z siebie idiotkę, pomyślała.
Świetnie się
bawił, obserwując jej zmieszanie. Wreszcie się zlitował. - Jaki kolor
najbardziej lubisz? – spytał.
- Chyba niebieski – odparła już
swobodniej – ale lubię też czerwień.
- Wiesz, że wymieniłaś dwa kolory
z przeciwnych biegunów? Jesteś pełna sprzeczności. Nie wiem, jakim sposobem,
ale godzisz to wszystko ze sobą i to jest najbardziej niesamowita mieszanka,
jaką widziałem – jego głos stał się jakby niższy.
- Naprawdę tak sądzisz? – spytała
miękko.
Jeśli znów tak
się odezwie, pomyślał, będę musiał ją pocałować. - Jestem tego absolutnie
pewien – jego głos zabrzmiał jakoś tak aksamitnie.
- Czy życzą sobie państwo deser
albo kawę? – słowa kelnera sprawiły, że aż podskoczyli.
- Masz ochotę na deser? – spytał
Fabio, siląc się na spokój.
- Nie, ale poproszę espresso –
szepnęła.
- Dwa espresso – rzucił lodowatym
tonem do kelnera, przebijając go wzrokiem.
Nastrój diabli
wzięli, pomyślała niechętnie. Zapanowało kłopotliwe milczenie i postanowiła, że
pójdzie do toalety. Nie musiała, ale to siedzenie bez słowa naprzeciw siebie
było okropne. Wstała i nagle zaczepiła o coś nogą, zachwiała się. Fabio złapał
ją w ramiona. Zanurzył twarz w jej włosy, wdychał ich zapach, upajał się jej
bliskością, sprężystością i jednocześnie miękkością ciała. Nie odsuwała się od
niego, pozwalała mu się tak trzymać. Musnął ustami jej szyję. Odetchnęła
głębiej i przywarła do niego. Pocałuj mnie, pocałuj mnie, błagała go w myślach.
Zadrżał. Co ja, kurwa, wyprawiam? Opanował się i powoli odsunął. Schylił się,
po serwetkę, która upadła na podłogę. Wypchnął całe powietrze z płuc. Kiedy się
wyprostował, był już spokojny, jak zawsze.
Bez słowa poszła
do łazienki. Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami. Jezu, co to było?
Dotknęła szyi tam gdzie wydawało jej się, że… Nie, odsunął się od niej. Oparła
się rękami o umywalkę i spojrzała w lustro. Miała lśniące oczy z szerokimi
źrenicami i rumieńce pożądania na twarzy. Tylko nie to, jęknęła. Musiało paść
akurat na niego? Co teraz? Stała tam i czekała, a on nic nie zrobił. Odkręciła
zimną wodę i zamoczyła dłonie. Gdy były już lodowate, strzepnęła je i ułożyła
na karku pod włosami. Powtórzyła to jeszcze dwa razy. W końcu zakręciła kran.
Nie mogła tu siedzieć do końca świata, ale jak miała spojrzeć mu w twarz?
Wyszła, cicho zamykając za sobą drzwi. Miała ochotę po prostu zniknąć. Fabio
siedział przy stole, a obok stał Marco. Korzystając z okazji, podeszła i szybko
wypiła kawę, nie podnosząc wzroku.
- Dziękuję za lunch – wydusiła z
siebie.
- To ja dziękuję – Fabio wstał –
Marco Cię odwiezie.
- Chciałabym odwiedzić Vanessę –
głos lekko jej drżał, ale się opanowała.
- Świetnie – odparł obojętnym
tonem.
Wyszła
pospiesznie, nie oglądając się za siebie. Marco szedł za nią nachmurzony. Nie
odzywali się do siebie. Kiedy zadzwonił telefon prawie się ucieszyła. Spojrzała
na wyświetlacz: Karola. Odrzuciła rozmowę, ale po chwili zmieniała zdanie.
Wybrała numer.
- Karola, coś się stało?
- Nic szczególnego, ale chciałam
wiedzieć, jak sobie radzisz.
- Z Vanessą świetnie, ze sobą
gorzej. Jestem kompletnie skołowana.
- Mów!
Korzystając z tego, że Marco nie
rozumiał polskiego, streściła szybko ostatnie 24 godziny.
- Typowe – usłyszała prychnięcie
Karoliny – pies ogrodnika! Sam nie zje i komuś nie da. On sobie z Tobą pogrywa,
ale wygląda na to, że jest zainteresowany. Jestem pewna, że to on zabronił Cię
podrywać temu chłopakowi.
- Nie sądzę.
- Jest tam z tobą ten chłopak? Wyduś
to z niego, a jak się potwierdzi, to zagraj z tamtym gościem jego bronią.
- Oszalałaś?
-A co masz do stracenia? Jutro
wyjeżdżasz. Poza tym to ma być tylko gra. Rzeczy nie muszą wyglądać na takie,
jakie są.
Katarzyna
zastanowiła się chwilę. Już to gdzieś słyszała. No tak, przed wyjazdem
zadzwonił do niej policjant i poprosił o jeszcze jedną rozmowę na temat Roberta
i jego zwyczajów. Szczególnie interesowała go siłownia, ale to zrozumiałe,
przecież właśnie tam zginął. I na koniec to powiedział. Dokładnie to samo
zdanie.
- Karola, po co zadzwoniłaś? -
spytała
- Wiesz co, to nic pilnego, ale
dzwonił do mnie facet z policji, który z Tobą rozmawiał. Nie może się dodzwonić
na twoją komórkę, z wiadomych względów. Przypomniał sobie, że jestem Twoim
prawnikiem i zadzwonił do mnie.
- Jezu, czego on jeszcze chce?
Przecież ja już prawie nic nie pamiętam - jęknęła
- Nic pilnego – bagatelizowała
sprawę Karolina – prosił o rozmowę, jak wrócisz z wakacji. Mają jakiś telefon i
chcą sprawdzić, czy to Twój.
- Boże, Karola, czy coś wiadomo?
Wiedzą, kto to zrobił!? – nagle wszystko wróciło: niepokój, złość i żal…
- Uspokój się. Mają tylko telefon
i nawet nie wiedzą, czy jest twój. Nie ma żadnego podejrzanego. Pytałam o to, a
wiesz, że potrafię być upierdliwa, kiedy mi zależy.
- Wiem, jasne, że wiem. Karola,
ja po prostu myślałam… - głos jej się załamał
- Ja też tak pomyślałam, kiedy
zadzwonił ten gliniarz, ale naprawdę nic nie mają. Jeśli chcesz, to dam mu Twój
numer i powiem, żeby Ci wysłał zdjęcie tego telefonu, OK.?
- OK. – powoli docierało do niej,
że niepotrzebnie robiła sobie nadzieję
- Kaśka, jesteś tam?
- Mhm
- Postaraj się o tym na razie nie
myśleć, dobra? Daj temu dupkowi wycisk. Pamiętaj, nie masz nic do stracenia.
Miała tylko
zajrzeć do Vanessy, ale wizyta przeciągnęła się do godziny. U podstawy szyi,
dziewczynka miała już tylko mały opatrunek. Przed wyjściem Katarzynę zaczepił
lekarz, który operował Vanessę. Kiedy się dowiedział, ze zatrzymała się w domu
De Luca obiecał rozważyć wypisanie jej jeszcze tego wieczoru.
- Marco, zawieź mnie do jubilera
– poprosiła po wyjściu ze szpitala – muszę kupić jakiś drobiazg dla Vanessy.
- Idź za róg – polecił,
zatrzymując się na chodniku – tu nie wolno parkować, więc poczekam.
Kiedy wracała,
zobaczyła policjanta w stroju motocyklisty, wyciągającego bloczek mandatów i
Marco stojącego przed nim. Westchnęła ciężko.
- Wsiadaj – warknęła do Marco i
odwróciła się do policjanta z czarującym uśmiechem
Marco patrzył
zdumiony, jak Caterina rozmawiała z policjantem. Odgarniała włosy i przechylała
zalotnie głowę. Dotykała jego munduru, a potem… O kurwa! Podeszła do
zaparkowanego motoru i usiadła okrakiem, obejmując go nogami. Krótka spódniczka
opięła się mocno i odsłoniła całe uda. Zacisnął palce na kierownicy, kiedy
policjant przytrzymał motor, niby przypadkiem ocierając się o jej udo. Nagle
stała się taka pewna siebie, taka kobieca! Już miał wysiąść i powiedzieć, że
chce ten pieprzony mandat, kiedy ona zsunęła się zgrabnie z motoru i odwróciła
w jego stronę. Mrugnęła do niego. Powiedziała coś jeszcze do policjanta, który
uśmiechnął się szeroko.
- Dzięki – burknął Marco, kiedy wsiadła
do samochodu. Patrzył jak policjant pogładził siedzenie tam, gdzie przed chwilą
siedziała Caterina.
- No, to wisisz mi przysługę albo
pięćdziesiąt euro – powiedziała
- Przysługę? – rzucił jej
podejrzliwe spojrzenie – nie miał zamiaru pozbywać się kasy.
- Ktoś Cię wczoraj objechał,
prawda? – spytała. Nie odpowiedział, ale zacisnął szczęki, co upewniło ją, ze
trafiła. Postanowiła zmienić strategię. Położyła mu dłoń na bicepsie i zaczęła
kciukiem przesuwać po materiale koszuli.
– Proszę Cię. To dla mnie ważne. –
poprosiła miękkim, słodkim głosem - Co powiedział?
- Że mam trzymać ręce z daleka od
Ciebie – powiedział niechętnie
- Że co? – zatkało ją. Zaraz,
takie sformułowanie oznacza tyle, co zostaw ją w spokoju. Przewróciła oczami –
Stefano tak powiedział? - Spojrzał na nią zaskoczony i natychmiast się
odwrócił, ale ten ułamek sekundy wystarczył. Poczuła, że krew napływa jej do
twarzy. Już wiedziała, kto wydał polecenie.
- Co dokładnie powiedział? –
wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Że nie wolno mi Cię dotykać!- wyrzucił
z siebie, nie pozostawiając jej wątpliwości.
Zalała ją fala
gniewu. W co on sobie pogrywa? Bawi się nią, igra z jej emocjami, wiedząc, że
ma przewagę! Taaak? Zobaczymy! Poczuła łzy pod powiekami i zamrugała szybko.
Wjeżdżali właśnie przez bramę i Marco spojrzał na nią. Wytrzeszczył oczy i już
otworzył usta, ale nie miał pojęcia, co powiedzieć. Gdy samochód zatrzymał się
przed domem, wypadła jak z procy i pognała do domu prawie biegnąc. Pójdzie do niego
i powie mu… powie mu… Co? Zatrzymała się w holu. To ja Ci ratuję dziecko, a ty
mnie tak traktujesz? Odwróciła się, słysząc kroki. Marco wszedł za nią do holu.
- Idę na basen! – prawie
krzyknęła – do zobaczenia za 10 minut – rzuciła ciszej w kierunku Marco.
Chciał coś
powiedzieć, zaprotestować, ale ona już biegła po schodach. Chcesz się bawić,
draniu, to się zabawimy, pomyślała, wpadając do swojego pokoju. Gdzie ten
cholerny kostium? Już na schodach kończyła wiązać pasek od szlafroka.
- Chyba też popływam. Strasznie
dziś gorąco – Fabrizio zostawił Stefano przy biurku i podszedł do drzwi
łazienki obok gabinetu. Gdzieś tu powinny leżeć spodenki. Jeśli nie, to ze dwie
pary leżały w łazience obok basenu. Z okna gabinetu widział nadjeżdżającego
SUV-a. To było bez sensu, ale i tak nie mógł się powstrzymać. Kiedy zawołała,
ze idzie na basen, zadziałała na niego jak katalizator. Przebierając się
zerknął w lustro i napiął mięśnie. Dobrze się prezentował, ale przydałoby się
trochę opalenizny, pomyślał.
- Jeśli chcesz pływać, to lepiej
się pospiesz – w głosie Stefano dało się słyszeć rozbawienie – dobra jest –
powiedział z uznaniem, kiedy Fabrizio podszedł do niego i spojrzał na ekran
pokazujący obraz z kamer przy basenie.
- Podejdź tu – powiedziała
Katarzyna, podchodząc do Marco. Zanim przyszedł zdążyła przepłynąć dwie
długości i teraz oddychała ciężko. Złość nie tylko jej nie minęła, ale wręcz narastała,
na samo wspomnienie dzisiejszego lunchu. Podeszła do Marco niebezpiecznie
blisko, tak, że cofnął się pół kroku.
- Nie sądzę, żeby to był dobry
pomysł – powiedział niepewnie.
- Nie dotkniesz mnie –
uśmiechnęła się kpiąco, patrząc wprost w oko kamery – załóż ręce za głowę, na kark.
Bardzo dobrze – pochwaliła go, gdy wykonał jej polecenie. Miała teraz okazję
ocenić, jak pięknie jest zbudowany. Obeszła go wokoło, oceniając sylwetkę.
Wodził za nią wzrokiem, a ona widząc to, oblizała usta koniuszkiem języka i
znacząco zawiesiła wzrok na jego spodenkach. Marco jęknął, kiedy poczuł, że za
chwilę będzie miał erekcję. Obeszła go drugi raz, wodząc palcem po jego nagim
torsie. Nie spieszyła się. Stanęła naprzeciw niego i zajrzała mu w oczy.
- Caterina, błagam – jęknął
- Wybacz mi – powiedziała - i
dotknęła palcem tatuażu, a potem powoli zaczęła przesuwać palec w dół – jesteś
naprawdę przystojny Marco, ale nic z tego nie będzie. Zrozum to i nie miej do
mnie żalu. Chcę tylko kogoś zdenerwować, nic więcej.
Spojrzał na
nią z wyrzutem. Nagle drzwi otworzyły się gwałtownie i ukazał się w nich
Fabrizio De Luca we własnej osobie. Podszedł do Katarzyny i nawet nie
spojrzawszy na Marco, rzucił przez ramię krótkie „via” (wynocha). Marco wycofał się bez słowa. Fabio miał kamienną
twarz, nie drgnął na niej nawet jeden miesień, tylko oczy były ciemniejsze niż
zwykle. Marco może górował nad nim posturą, ale Fabrizio emanował niewidzialną
siłą, która sprawiała, że ludzie woleli zejść mu z drogi. Może myślał, że
Caterina się przestraszy, ale się przeliczył. Stała z gniewną miną naprzeciw
niego. Z pociemniałymi, jak wzburzone morze oczami, pobladła, z kosmykami
mokrych włosów przyklejonymi do czoła i policzków, wydała mu się tak
niewiarygodnie piękna, że zaniemówił. Oboje oddychali szybko, mierząc się
wzrokiem. W końcu Fabrizio podniósł do góry komórkę i nacisnął coś…
- Marco – powiedział lodowatym
tonem – za pół godziny w moim biurze – i rozłączył się.
Serce
podskoczyło jej do gardła. Nie chciała, żeby temu chłopcu stała się krzywda z
jej powodu. - To nie jego wina – powiedziała, urywanym głosem – posłużyłam się
nim. On nic nie zrobił.
Fabrizio
patrzył ma jej mokrą skórę. Wyobraził sobie, że on stoi z uniesionymi rękami, a
ona wodzi palcem po jego ciele, staje naprzeciw niego, dotyka go mokrą dłonią
na piersi i sunie w dół. Przymknął oczy i prawie poczuł ten dotyk. To było jak
prąd, który podrażnił go, a teraz podążał w dół do podbrzusza i niżej… Głośno
przełknął ślinę i chrapliwym głosem powiedział:
- Nie powinien…
- Nie dotknął mnie – przerwała mu
gniewnie – ja dotykałam jego.
- …spoufalać się z moimi gośćmi –
dokończył przez zaciśnięte zęby .
Poczuła, jak
ziemia zachwiała się pod jej nogami. Był na nią wściekły, to pewne, ale to co
wzięła za zazdrość, w rzeczywistości było… Idiotka, kretynka, idiotka do kwadratu,
obrzucała się w myślach wyzwiskami. Nadużyłam jego gościnności. Zachowałam się
skandalicznie! Oczekiwał, że będę damą, a ja… - Przepraszam – wyszeptała
pobladłymi wargami.
Patrzył, jak w
jej oczach odbijają się emocje, jak łagodnieje pod wpływem jego słów. Co on
powiedział? Nie pamiętał. Usta jej pobladły i drżały lekko. Pragnął tych ust,
pragnął jej. W niewytłumaczalny sposób zapragnął jej „tu” i „teraz”. Poczuł
skurcz w jądrach i zdał sobie sprawę, że najprawdopodobniej Stefano wciąż siedzi
przy ekranie, a on właśnie czuje, że spodenki robią się ciasne. Odwrócił się i
ruszył do basenu.
Katarzyna została
sama. Nie chciał nawet jej wysłuchać. Po prostu wskoczył do wody. Boże, co ja
zrobiłam? Co za wstyd! Co ja chciałam udowodnić? Zachowałam się, jak idiotka.
Od kobiety w moim wieku oczekuje się czegoś więcej, lamentowała w duchu. Miała
ochotę zapaść się pod ziemię. Zrobiło jej się niedobrze. Usiadła na skraju
drewnianego leżaka i ukryła twarz w dłoniach. Kiedy usłyszała plusk wody,
świadczący o tym, że Fabio wychodzi z basenu, chciała się zerwać i uciec, ale
tylko mocniej wtuliła twarz w dłonie. Usiadł naprzeciw niej.
- Mam propozycję – powiedział
powoli
- Tak? – szepnęła unosząc głowę,
ale nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Masz jeszcze tydzień wakacji,
więc proponuję, żebyś nie jechała na wycieczkę. – zamilkł, pozwalając, by
dotarło do niej to, co mówił – Ja
również mam wakacje, które musiałem przerwać. Jednym słowem, chciałbym, abyś spędziła
ten tydzień na moim jachcie.
Patrzyła na
niego zszokowana. Jakby w odpowiedzi, uniósł komórkę i wybrał jakiś numer.
- Patrik? Wszystko w porządku?
Gdzie jesteś? – umilkł i słuchał przez chwilę – Doskonale. Pokręć się gdzieś w
pobliżu Wenecji. Dojadę tam w niedzielę – rozłączył się i czekał
- Ty nie żartujesz – wyszeptała
- Nie
– Ale dlaczego?
Dlaczego? To
było pytanie za sto punktów. Nie miał pojęcia, dlaczego. Po prostu nie chciał,
żeby wyjeżdżała, a to był sposób, żeby ją zatrzymać jeszcze na chwilę. - Może
dlatego, że nadal niewiele o Tobie wiem, a bardzo chciałbym Cię poznać lepiej –
powiedział powoli. Zgódź się, zaklinał ją w myślach.
Nie powiedział
niczego o wdzięczności, o wynagrodzeniu jej za uratowanie córki. Nad czym się
zastanawiała? Rejs jachtem, wspólne pływanie, skutery, romantyczne kolacje,
długie wieczory i… noce. Przecież o tym marzyłaś, nie oszukasz samej siebie, pomyślała.
Zadrżała na myśl, że mogłaby pójść z nim do łóżka. Zrobiłaby to, gdyby zechciał.
- Czego ode mnie oczekujesz? –
ledwie przeszło jej to przez gardło.
- Niczego, czego sama byś nie
chciała – powiedział, starając się ukryć targające nim emocje.
Wiedziała, że
gdzieś daleko czeka na nią jaj zrujnowane, beznadziejne, szare życie i że jeśli
się zgodzi, to będzie szaleństwo. Wiedziała, że jeśli zakocha się w tym mężczyźnie,
on złamie jej serce. To tylko wakacyjny romans, nic więcej, przekonywała się w
duchu. - Dobrze – odparła miękkim, drżącym głosem
– Dziękuję Ci. Nie będziesz
żałować – powiedział z przekonaniem – a teraz wybacz, ale muszę z kimś
porozmawiać.
Mam nadzieję,
że nie pożałuję, pomyślała przerażona tym, co zrobiła. Fabrizio wstał i
skierował się do drzwi. Nagle wróciła jej świadomość.
- Fabio – zawołała za nim
nieśmiało – nie ukażesz go, prawda?
- Oczywiście, że to zrobię. Za
karę nie pojedzie z nami – i widząc jej zdumienie, zarzucił sobie na ramię
ręcznik. Był z siebie bardzo zadowolony.
---
- Kocham Cię – Fabrizio ucałował
córkę w czoło – tak się cieszę, że mogłem Cię zabrać ze szpitala dzisiaj.
- Dottoressa fata to załatwiła – powiedziała z przekonaniem Vanessa –
Nie patrz tak, tato, wiem, że jest lekarzem, ale tak przyjemnie udawać, że jest
wróżką. Żadna z moich koleżanek takiej nie ma.
Fabrizio
pokręcił tylko głową z rezygnacją. Zostawił córkę pod opieką niani i ruszył na
taras, gdzie po kolacji zostawił Caterinę i Valerię. Mała miała rację z tą
wróżką. Ona zjawiła się w ich życiu dokładnie wtedy, gdy była potrzebna i wcale
nie był pewien, czy jej „czary” zadziałały tylko na Vanessę.
- Musisz bardzo lubić te spódnicę
– wysoki głos Valerii dobiegł go, zanim zdążył im się pokazać – Już drugi raz
masz ją na sobie.
- Zauważyłaś? – chwila namysłu –
Stały element garderoby daje mi poczucie bezpieczeństwa.
- Nie rozumiem…
- Codziennie noszę fartuch, więc,
kiedy jadę na wakacje, czuję się nieswojo, gdy mam na sobie codziennie coś
innego – zabrzmiało to bardzo przekonująco
-Ach tak! – Valeria była jak
pelikan, „łykała” wszystko, gdy odpowiednio się to podało.
Nie czekając
dłużej, Fabrizio wkroczył na taras, przerywając ich rozmowę. Jeden rzut oka
wystarczył, by dojrzeć wszystkie różnice między stojącymi naprzeciw siebie
kobietami. Valeria w ultrakrótkiej sukience w krzykliwych kolorach
nadrukowanych w przedziwny sposób i Caterina w granatowej bluzeczce
podkreślającej dziewczęcą sylwetkę i długiej spódnicy, która lekko falowała na
wietrze, co chwilę przylegając ściśle do sylwetki, to znów ją ukrywając.
Masywny biust Valerii, za który z pewnością on zapłacił, pysznił się, uniesiony
stanikiem. Tuż nad ciasnym rowkiem między piersiami, spoczywał ciężki złoty krzyż.
Rozpuszczone loki okalały twarz zdradzającą, że jest nie tyle dziełem natury,
co raczej medycyny estetycznej. Niebotycznie wysokie szpilki zmuszały ją do
ciągłego przenoszenia ciężaru ciała z nogi na nogę. Wyglądała apetycznie, ale
zupełnie nie robiła na nim wrażenia. Ależ nie! Robiła, jak każda ładna kobieta,
ale nie takie, które sprawia, że mężczyzna ma ochotę zawrócić i pójść za
kobietą. Caterina była wyższa, ale płaskie sandałki niwelowały różnicę. Włosy
miała związane tuż nad karkiem w luźny węzeł. Na szyi nie miała niczego, ale
kolczyki z drobnych złotych płatków migotały przy każdym poruszeniu, rzucając
na szyję refleksy odbitego światła. Kiedy odwróciła do niego twarz, zobaczył
drobne zmarszczki w kąciku oka, co dodawało filuterności jej uśmiechowi. Była
piękna. Być może zawróciłby, żeby pójść za nią? - Wreszcie poszła spać –
powiedział, z trudem odrywając wzrok od Cateriny. – czy mogę jeszcze czegoś wam
nalać?
- Raczej nie – Valeria odstawiła
swój kieliszek – Powinnam już jechać.
Jutro muszę jeszcze dokończyć zakupy dla Vanessy, bo ona oczywiście nie może
się przemęczać. Widziałam takie cudowne balerinki u Valentino. Po prostu
słodkie…
- Moja droga – przerwał jej
Fabrizio – jestem pewien, że ma wystarczająco dużo butów. Możesz je też kupić w
Mediolanie, tylko nie spóźnij się tym razem na samolot.
- No dobrze – westchnęła – Jaka
szkoda, że już wyjeżdżasz, Caterina. – zmieniła temat - Gdyby nie to,
mogłybyśmy razem wybrać się na zakupy – trajkotała - No cóż, może innym razem.
Jestem pewna, że znalazłybyśmy coś odpowiedniego – cmoknęła powietrze obok
policzka Katarzyny – Do zobaczenia jutro, moja droga.– odwróciła się do Fabrizia
i również cmoknęła powietrze koło jego twarzy - Przyjadę po Vanessę około
jedenastej - dodała
- Mnie też było miło – Katarzyna
uścisnęła jej dłoń z uśmiechem. Jakoś nie chciała jej informować, że przyjęła
zaproszenie Fabia.
- Chyba powinnaś wypocząć. Jutro
będziesz miała męczący dzień. – Fabrizio musnął ustami jej policzek i ruszył w
dół po schodach.
Stała jeszcze
chwilę, jakby nie docierały do niej jego słowa. Posłał ją do łóżka! A czego
właściwie oczekiwała? Że rzuci się na nią? To nie młody gówniarz, któremu staje
na widok miniówki. On był przyzwyczajony do atrakcyjnych kobiet. Odstawiła
niedopitego drinka na stolik i powlokła się do pokoju. Była atrakcyjną kobietą?
Kiedyś tak. Gdyby poznali się 10 lat temu, kto wie? Zrzuciła ubranie i zmyła
makijaż wodą z mydłem, ignorując waciki i tonik. Ciekawe gdzie mieliby się
poznać, na Mazurach? Poza tym, znała już wtedy Roberta. Sprawdziła telefon, ale
nie było żadnych wiadomości. Ciekawe, gdzie znaleźli mój telefon? – pomyślała
sennie – jeśli to faktycznie mój? Postanowiła jeszcze, że rano zadzwoni do
Karoliny i poprosi o numer tego gliniarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz