Wejście do Oddziału Swiss
National Bank w Zurychu nie różniło
się niczym od włoskich banków, ba, nie różniło się
od większości banków na świecie. Nawet obrotowe drzwi,
które w każdej chwili można było zablokować,
uniemożliwiając wydostanie się ze szklanej pułapki, wyglądały
znajomo. Mimo to, Mila czuła się nieswojo, idąc chodnikiem po
przeciwnej stronie ulicy. Franco wszedł do banku jakieś dziesięć
minut wcześniej, a Luca pozostał w samochodzie zaparkowanym około
pięćdziesiąt metrów dalej. Wspólnie ustalili, co ma
zrobić i jak reagować w zależności od rozwoju wypadków.
Była w miarę spokojna do chwili, gdy Luca przytrzymał mocno jej
ramię i patrząc jej w oczy stwierdził, że w razie komplikacji ma
za wszelką cenę opuścić bank. Poczuła mdłości na myśl, że w
tej chwili staje się przestępcą i jeśli zostanie zdemaskowana,
właśnie tak ją potraktują. Szybko sięgnęła po plastikową
torebkę wsuniętą w kieszeń za tylnym siedzeniem i zwymiotowała.
- Nie strasz jej – Franco wziął ją
za rękę tak, jak uspokaja się dziecko – To normalne przy
stresie. W razie czego jestem w środku i zrobię jakieś
zamieszanie, a ty wyjdziesz. Wszystko będzie dobrze.
Dochodziła jedenasta i na ulicach
panował umiarkowany ruch. Mila ubrana była jak turystka, na
ramieniu zawiesiła sporą markową torebkę, a na szyi najnowszy
model Nikona. Pasowała doskonale do obrazu kogoś, kto miał zamiar
załatwić sprawę w banku, przy okazji wizyty w mieście. Wzięła
głęboki wdech i weszła do budynku, pokonując szklaną śluzę.
Otoczył ją przyjemny lekko korzenny zapach i cichy szelest rozmów.
Stojący obok drzwi ochroniarz, skinął jej uprzejmie. Wzięła to
za dobrą monetę i rozejrzała się po sali, szukając kasy. Przy
jednym z okienek przeznaczonych do obsługi klientów
indywidualnych zauważyła Franco. Poczuła się nieco pewniej,
widząc, jak swobodnie rozmawia z obsługującym go pracownikiem.
Kasy znajdowały się z boku, obok przeszklonej ściany. Przeszła w
tamtą stronę i ustawiła się za czekającym w kolejce starszym
mężczyzną. Miała przed sobą trzy stanowiska. Pierwsze obsługiwał
młody chłopak z jasnymi włosami. Wyglądał na dość nerwowego i
Mila doszła do wniosku, że wolałaby nie sprawdzać, kiedy straci
cierpliwość. Przy drugim siedziała starsza pani uczesana w ciasny
kok, z ustami zaciśniętymi w cienką kreskę. Ona również
nie przypadła jej do gustu. Trzecie stanowisko obsługiwała
kobieta, na oko, w wieku Mili. Miała na ustach trochę zbyt
krzykliwą szminkę i mocno rozjaśnione włosy spięte w kucyk. Była
idealna.
Za Milą ustawiła się młoda
kobieta z małą dziewczynką na ręku. Dziecko najwyraźniej nie
miało ochoty czekać spokojnie w kolejce, bo marudziło i kręciło
się okropnie, wytrącając Milę z równowagi. Starszy pan,
stojący przed nią, podszedł do środkowego okienka, po chwili
zwolniło się również pierwsze, obsługiwane przez blondyna.
- Please, go
– Mila uśmiechnęła się do małej i jej matki, wskazując
im okienko i dziękując w duchu, że się napatoczyły.
- Oh, thank you
– Kobieta odpowiedziała jej uśmiechem.
Po chwili zwolniło się również
ostatnie stanowisko.
- Dzień dobry, mogę mówić po
angielsku? - wyszczerzyła zęby do blondynki ubranej w firmową
koszulę w drobne niebieskie prążki.
- Oczywiście. Czym mogę służyć?
- Mam w tym banku konto – Mila
wyciągnęła paszport – Chciałabym wpłacić na nie sto euro...
Właściwie... - zawahała się – To jest wspólne konto z
moim narzeczonym – przewróciła oczami.
- Jeśli pani jest współwłaścicielem,
to zaraz je znajdziemy – Blondynka wzięła od Mili paszport –
Lu-sja Zu-ro-wska?
- Łucja Żurowska – poprawiła ją
Mila i zachichotała. Kurwa, dwa dni się tego gówna uczyłam
na pamięć, pomyślała ze złością – To polskie nazwisko.
Stała dzielnie i patrzyła na lekko
już podniszczony lakier na sprawnie przebiegających po klawiaturze
palcach blondynki.
- Mój narzeczony jest
niemożliwy – westchnęła, próbując nawiązać nić
sympatii z obsługującą ją kobietą – Założyliśmy się i
przegrałam zakład, ale on nie chce przyjąć pieniędzy! - Wydęła
usta, udając oburzenie.
- Obawiam się, że musi mi pani
podać numer konta – usłyszała po chwili.
- Oczywiście! - Mila zaczęła
grzebać w torebce, wyjmując z niej portfel, chusteczki,
kosmetyczkę, pokrowiec na okulary przeciwsłoneczne... - O, nie! -
jęknęła, chowając głęboko telefon – Zapomniałam komórki!
Boże, mam nadzieję, że nie w restauracji... Zaraz... - potarła
czoło dłonią. Przynajmniej nie musiała ukrywać zdenerwowania. –
Nie, na pewno nie. Zostawiłam w pokoju... - Spojrzała na wpatrującą
się w nią kobietę oczami błagającego o kość szczeniaka –
Naprawdę nie wystarczy imię i nazwisko mojego narzeczonego? Chcę
tylko wpłacić pieniądze. Proszę... Jest na spotkaniu, a potem
jedziemy do Francji... Bardzo proszę.
- No, nie wiem... Powinna pani mieć
numer. Nie jest pani właścicielką...
- W takim razie jestem upoważniona –
westchnęła – Ja nigdy nie wiem, co on mi każe podpisywać –
jęknęła – Tak bardzo mi zależy... Mój narzeczony to
Rafał Zawadzki. Podam pani datę urodzenia, albo... Zaraz, ma
podobny numer paszportu do mojego.
- No, dobrze, zobaczmy, co się da
zrobić, nie łamiąc przepisów – posłała Mili pełne
zrozumienia spojrzenie – Jest pani upoważniona... - Jej palce
zabębniły o klawiaturę.
- Wiem, kiedy była ostatnia operacja
na koncie – pochwaliła się, czując, jak stróżka potu
płynie jej po plecach. Kątem oka zauważyła, że Franco zerka na
nią ukradkiem, wciąż stojąc przy swoim okienku.
- Taaak... To kiedy była ta operacja?
- Kobieta przyglądała jej się badawczo.
- 27 lutego – odparła bez wahania.
- Narzeczony zablokował pani
elektroniczny dostęp do konta – usłyszała w odpowiedzi i
poczuła, że ziemia usuwa jej się spod nóg.
Muszę to zrobić. Za wszelką cenę!
Miała wrażenie, że wszyscy dokoła słyszą bicie jej zdjętego
strachem serca. Kocham cię, Stefano, nie pozwolę cię skrzywdzić!
- Wie pani... - zaczęła, starając
się zyskać na czasie – Ja nie jestem taka dobra w tych sprawach,
jak pani. Moje drugie konto też mam zablokowane – westchnęła
ciężko i wbiła smutny wzrok w swoją rozmówczynię –
Chciałam przesłać pieniądze, ale pomyliłam numer konta i... -
oczy zalśniły jej od łez – Bardzo się zdenerwował. Powiedział,
że jak jestem taka głupia, to mam chodzić do bankomatu. No, to
poszłam i teraz chcę wpłacić mu pieniądze... - wytarła nos w
chusteczkę i wrzuciła paczkę do torebki, zbierając przy okazji
pozostałe rzeczy.
- No dobrze. - Blondynka westchnęła
i spojrzała na Milę z politowaniem – Proszę dać te sto euro.
Mila natychmiast wyciągnęła
zielony banknot i przesunęła go po kontuarze. Wyglądało na to, że
się uda! Odetchnęła z ulgą. Zrobiła z siebie idiotkę, ale
zupełnie jej to nie przeszkadzało.
- Proszę tu podpisać.
Prostokąt cienkiego papieru miał u
góry numer konta, na który wpłacała pieniądze.
...863 321, zapamiętała ostatnie sześć cyfr, na wypadek, gdyby na
potwierdzeniu nie umieścili numeru. Tylko, czy to wystarczy,
pomyślała z niepokojem.
- Pani potwierdzenie – Wydruk
wyglądał identycznie, jak ten, który podpisywała.
- Tak bardzo pani dziękuję! - Gdyby
mogła, podskoczyłaby z radości. Obróciła się na pięcie i
ruszyła do przeszklonych obrotowych drzwi, składając papierek na
pół i pakując go do torebki. Zdobyła numer konta
Zawadzkiego! Zrobiła to! I jeszcze dowiedziała się, co za operację
wykonał. Fabrizio miał rację...
- Proszę zaczekać – potężny
ochroniarz zastąpił jej drogę.
------
Łucja ogarnęła wzrokiem niewielki
hotelowy pokój. Wyglądało na to, że spakowała wszystko.
Przez te kilka dni zdążyła zrobić tu niezły bałagan, ale teraz
na środku stała tylko jedna elegancka walizka, a na niej leżała
sporych rozmiarów torebka. Spojrzała za zegarek i usiadła
przy biurku. Miała jeszcze co najmniej pół godziny do
przyjazdu taksówki. Położyła dłoń na swoim nowym
paszporcie, z którego wystawał bilet do Zurychu. Jak na razie
wszystko szło po jej myśli. Nawet Nikołaj, po długich
pertraktacjach zgodził się dać jej dodatkowe sześć godzin w
zamian za premię za cierpliwość.
- Wszyscy są chciwi – powiedziała
do siebie – bez wyjątku! Wszystko zależy od liczby zer. Twoje
zdrowie, Rafałku - Spojrzała w lustro, unosząc w górę
filiżankę z kawą i wykrzywiła usta w szyderczym uśmiechu –
Naiwny palancie!
Już od jakiegoś czasu czuła, że
narasta między nimi nieufność. Wszystko przez to, że jesteś
takim naiwnym dupkiem, pomyślała ze złością. Zamiast szybko
spieniężyć całą firmę, przelać na bezpieczne konto fundusze
europejskie, przeznaczone na rozwój ZAWA-BUD i uciekać do
Argentyny, on wciąż liczył na cud. Pomysł z porwaniem Stefano był
dobry, ale nie wypalił, bo zamiast niego pojawiła się Mila. Gdyby
mieli go w ręku, możliwe, że udałoby się znaleźć haki na tych,
którzy teraz siedzieli bezpiecznie w Warszawie i czekali na
dalszy rozwój wypadków. Ale ona nie miała zamiaru ani
czekać, ani tym bardziej ryzykować. - I jeszcze musiałeś tam
jechać, ty dupku! - prychnęła.
Wyciągnęła z torebki telefon i
wybrała numer Nikołaja. Miała się z nim skontaktować tuż przed
wylotem. Długo czekała na połączenie, ale się nie doczekała.
Dziwne, pomyślała, zawsze zgłaszał się po trzecim sygnale, jeśli
byli umówieni na rozmowę. Spakowała laptopa i wystawiła
walizki na korytarz. Już na recepcji powtórzyła telefon, ale
nadal nikt nie odpowiadał. Nieco już zdenerwowana spróbowała
ponownie, jadąc taksówką. Nic. Wysłała SMS-a z prośbą o
kontakt.
Na lotnisku szybko nadała bagaż,
przeszła kontrolę paszportową i zadowolona z tego, że jej
dokumenty nie wzbudziły podejrzeń, usiadła w barze i zamówiła
kawę. Sąsiedni stolik zajmowali skośnoocy biznesmeni pogrążeni w
rozmowie. Przyglądała im się przez chwilę, łowiąc mimowolnie
urywki rozmów. Jeden z mężczyzn poprosił, by barman zmienił
kanał w telewizji na CNN, zastanawiając się głośno, która
może być teraz godzina w Bangkoku.
„...Wybuch był na tyle silny,
że uszkodził sąsiadujący z parkingiem budynek. Świadkowie
twierdzą, że koło samochodu kręcił się mężczyzna, którego
rysopis odpowiada...”
Biznesmeni wyglądali na
zainteresowanych informacją. Domyśliła się, że rozpoznali na
zdjęciach swoje rodzinne strony.
„... Włoski turysta, który
był właścicielem samochodu, twierdzi, że nie ma wrogów i
nic go nie łączyło z rosyjskim biznesmenem, którego
podejrzewa się o wysadzenie samochodu. Szczątki ludzkie znalezione
w resztkach samochodu nalezą prawdopodobnie do niego. Policja na
razie nie chce udzielać żadnych informacji...”
Łucja wydęła usta. I tak byli
nieźle poinformowani. Na zdjęciach widać było, że wypadek
zdarzył się nad ranem, a dziennikarze mieli materiał na
trzyminutowy serwis. Zaraz! Rosjanin, Włoch, Bangkok, zamach...
Nikołaj nie odpowiada na telefon... Nie! To zbieg okoliczności. Mam
paranoję, przemknęło jej przez myśl.
Jeszcze raz wybrała numer Nikołaja,
a nie doczekawszy się połączenia, przełączyła komórkę w
tryb samolotowy, zapłaciła za kawę i ruszyła do bramki.
------
Fabrizio De Luca siedział rozparty w
fotelu swojego gabinetu i przez uchylone drzwi obserwował
pracowników składających powoli sprzęt elektroniczny.
Ustalili z Cateriną, że firma wynosi się z domu do siedziby w
mieście. Bank, który wynajmował parter turyńskiego budynku
poszedł mu na rękę i opuścił pomieszczenia miesiąc przed
upływem terminu wypowiedzenia. Wszystko powoli wracało do normy.
Tego wieczoru zaplanowali uroczystą rodzinną kolację. Concetta
już przygotowała pokoje dla jego matki, Alessandry, Paula i dzieci.
Pozostało jeszcze uprzedzić Vanessę...
Komórka leżąca na biurku
zaczęła wibrować, sunąc powoli w bok.
- De Luca – rzucił, widząc
nieznany numer.
- Co tak oficjalnie? - głos Stefano
brzmiał wesoło.
- Nareszcie! – odetchnął z ulgą.
- Mów.
- Dostałem numer konta i przesłałem
go Kicie. Był zachwycony. Za chwilę prześlę coś bezpiecznym
kanałem do Ondraszka. Niech poszuka kont ludzi, których
nazwiska będą w mailu. Dostałem je od Kity. Prawdopodobnie robił
na nie przelewy z tego konta, więc dla niego to będzie jak zabawa.
- Bardzo ładnie – Fabio aż cmoknął
z zadowolenia – Należy ci się nagroda.
- Mam coś na oku – zażartował –
Mila przeszła samą siebie. Co prawda, na koniec najadła się
strachu, bo zapomniała z przejęcia paszportu i zawrócili ją
do okienka, ale wszystko się udało. Franco o mało nie dostał
zawału. Chyba się starzejemy – westchnął.
- A Łucja?
- Zadbałem, żeby wszystkie banki w
Szwajcarii dostały informację, że jest poszukiwana. Kita już ma
dla niej miejsce.
- A co z Nikołajem? - spytał Fabio,
zerkając na ekran monitoringu, gdzie widać było, jak od strony
bramy nadjeżdża biała Lancia Valerii. Na innym ekranie zobaczył,
jak Caterina przechodzi przez hol, żeby powitać Vanessę. Ustalili,
że najpierw on sam porozmawia z córką, a jeśli ona zechce,
Caterina się przyłączy.
- Oficjalnie zginął w wybuchu, a na
jego miejsce przyjąłem Olega Nikołajewicza. Zabawna zbieżność,
nie sądzisz? - roześmiał się.
- Rzeczywiście. Czyli z jego dawnymi
zleceniodawcami mamy spokój? - upewnił się, podnosząc się
z fotela.
- Mam nadzieję. - Stefano odetchnął
głęboko – Posprzątam tu po sobie i mogę wracać.
- Stęskniłeś się, co? - Fabio
zmrużył oczy i uśmiechnął się na myśl o niespodziance, jaką
przygotował dla przyjaciela.
- Chyba tak... - Stefano nigdy nie był
skory do rozmowy na temat uczuć, zwłaszcza swoich.
- To nie wracaj, tylko leć na Bali.
Adres znasz.
Przez chwilę panowała cisza.
- Chcesz powiedzieć...?
- Dokładnie! Masz czas, bo
wystartowali dopiero przed chwilą. - Uśmiech mu się poszerzył na
myśl, jaką minę ma w tej chwili jego przyjaciel – Bawcie się
dobrze. Oczekujemy, że za tydzień usłyszymy, kiedy ślub. Tylko
nie odkładajcie tego za bardzo. Moja żona chce dobrze wyglądać.
Sam rozumiesz...- zawiesił głos.
- Wiesz co? - W głosie Stefano dało
się słyszeć wzruszenie – Dzięki.
- Trzymaj się. Muszę załatwić
ważną sprawę z Vanessą.
- Będzie dobrze. Ucałuj ode mnie
swoje kobiety. Obie są wyjątkowe, dogadają się.
- Wiem... - Fabio wyszedł z gabinetu,
zamykając za sobą drzwi. Po jego twarzy błąkał się pogodny
uśmiech.
-------------------------
Żywopłot otaczający dom
przypominał bardziej afrykańską zeribę niż ogrodzenie
eleganckiego bungalowu, a i brama wykonana z grubych bali, wyglądała,
jakby broniła wjazdu do fortecy. Dyskretne nacięcia na zawiasy
wskazywały, że zamontowano w nich furtkę. Właśnie przed nią
zatrzymał się kierowca taksówki. Po raz pierwszy odkąd
zabrał pasażera sprzed lotniska, popatrzył na niego z uznaniem.
Stefano podął mu kilka banknotów odpowiadających mniej
więcej dwukrotnie temu, co wskazywał licznik i machnął ręką,
kiedy zaskoczony Taj zaczął mu dziękować, składając dłonie,
jak do modlitwy. Chciał jak najprędzej zobaczyć się z Milą. Na
samo wspomnienie jej imienia serce zabiło mu szybciej. Poprawił
torbę, którą miał na ramieniu, przełożył metalową
walizkę do drugiej ręki i nacisnął klamkę. Zamek ustąpił z
cichym zgrzytnięciem i nagle Stefano znalazł się twarzą w twarz z
Franco.
- Witaj. Nie masz pojęcia jak się
cieszę na twój widok – olbrzym uścisnął wyciągniętą
do niego dłoń – Mila oszaleje z radości.
- Powiedziałeś jej, że jestem?
- Nie, ale nie zdziwię się, jeśli
zaraz tu przybiegnie. Odkąd przylecieliśmy, nie może sobie znaleźć
miejsca – Franco wyszczerzył do niego zęby – Jest za domem,
koło basenu – rzucił, wskazując Stefano kierunek – Idź. Ja tu
pozamykam. Zresztą, pewnie chcecie być sami... - mrugnął
znacząco i wyciągnął rękę po walizkę.
Stefano klepnął go przyjaźnie w
ramię i zagłębił się w otaczający go bajkowy świat. Od bramy,
aż do samego domu prowadziła szeroka, wyłożona jasnym kamieniem
aleja. Po bokach, w równych odstępach wkopano prawie dwu i
półmetrowe bale grubości uda dorosłego mężczyzny i
połączono je ze sobą konopnymi linami. Zarówno drewno, jak
i liny oplecione były wiotkimi gałązkami pnączy, tworzących
zwisające brody, poruszane nieustannie powiewem ciepłego wiatru.
Pomiędzy zwisającymi łodygami uwijały się drobne ptaszki i
motyle. Po obu stronach alei rozciągały się przestronne trawniki,
które stopniowo przechodziły w nasadzenia niskich roślin, a
dalej wyższe kępy traw i krzewów obsypanych bajecznie
kolorowymi kwiatami. Gdzieniegdzie wprost z trawnika wyrastały
starannie utrzymane rozłożyste drzewa, pod którymi ustawiono
ławki z egzotycznego drewna lub porośniętego mchem kamienia.
Pewnie podziwiałby to wszystko dłużej, gdyby nie ogarniające go
coraz większe podniecenie. Ruszył przed siebie szybkim krokiem i po
chwili wszedł do ciemnego przedsionka domu, stając przed masywnymi
drzwiami z ciemnego drewna. Ażurowe ściany porośnięte były
jakimś pnączem obsypanym pierzastymi żółtymi kwiatami,
wydającymi odurzającą miodową woń. Miała coś wspólnego
z ulubionymi perfumami Mili i Stefano poczuł, jak ślina napływa mu
do ust. Znów nacisnął klamkę i wkraczając do dużego holu,
rozejrzał się w poszukiwaniu znajomej postaci.
- Mila?
Upuścił torbę na podłogę i
zrobił krok w stronę niskiego okrągłego stołu na którym w
płaskiej ceramicznej misie pyszniły się ogromne różnokolorowe
orchidee.
- Mila! - zawołał.
Najpierw usłyszał cichy szelest
materiału, a po chwili poczuł jej zapach. Spojrzał w lewo, skąd
delikatny powiew przyniósł mu znajomą woń. Mila stała na
tle białych bawełnianych zasłon. Miała na sobie prześwitującą
turkusowoniebieską szatę, a pod nią żywo turkusowe skąpe bikini.
Czy mogła zrobić na nim większe wrażenie? Nie miał pojęcia, że
ubierając się, kobieta może jednocześnie sprawiać wrażenie aż
tak rozebranej.
- Stefano! - wyciągnęła przed
siebie ręce i puściła się pędem w jego stronę. Jej bose stopy
zdawały się tylko muskać posadzkę.
- Boże, ale pięknie pachniesz. -
Przytulił ją i zanurzył twarz w jej włosach - Solą i wiatrem...
- Pływałam... - wyszeptała bez
tchu.
- Pokaż mi...
- Tam – Nie odrywając się od
niego, wyciągnęła rękę w bok.
- Pokaż mi, gdzie jeszcze pachniesz –
wychrypiał wprost do jej ucha.
Odchyliła głowę i spojrzała mu w
oczy. - Tak się bałam... - jęknęła.
- Wiem. Wiem, sikorko, ale byłaś
bardzo dzielna.
- Bałam się, ale najbardziej o
ciebie...
- Głuptasie... - pochylił się tak,
ze ich czoła się zetknęły.
- Nie chcę, żebyś z mojego powodu
ryzykował życie – przerwała mu zdławionym głosem – Nigdy!
Obiecaj, że więcej tego nie zrobisz.
- Obiecuję. Już po wszystkim.
Naprawdę – Ujął jej twarz w dłonie unosząc w górę
brodę. Zbliżył usta do jej ust, przymknął oczy i oddychał jej
oddechem. Czuł przy sobie ciepło jej rozgrzanego słońcem ciała,
jego miękkość. - Moja piękna – szepnął wprost do jej ust.
Początkowo całował ją delikatnie,
tylko muskając jej pełne wilgotne wargi. Po chwili jednak
podniecenie wzięło górę. Przesunął jedną dłoń na kark
dziewczyny. Wygięła się, napierając biodrami na jego podbrzusze.
Głęboki soczysty pocałunek trwał i trwał, odbierając im oddech
i zmysły. Zatracili się w sobie, puszczając w ruch spragnione
dotyku dłonie. Pochłaniali się nawzajem, jęcząc z rozkoszy.
Oderwali się od siebie z trudem,
jakby ich ciała nie chciały podporządkować się woli. Stali
naprzeciw dysząc ciężko.
- Pokażę ci, gdzie pływałam –
Mila pierwsza odzyskała głos. Ujęła Stefano za rękę i
pociągnęła za sobą w stronę składanych jak harmonijka drzwi z
wyciętego ażurowo egzotycznego drzewa. - Tam – Wskazała dłonią
brzeg morza z szerokim pasem prywatnej plaży. Aby tam dojść
wystarczyło przeciąć drewniany podest ze stołem i krzesłami o
płóciennych siedziskach, przejść obok basenu i pokonać
kilka łagodnych drewnianych schodków. - Tu jest jak w raju –
wyszeptała, podnosząc na niego wzrok – Jak dobrze, że już
jesteś! - Zarzuciła mu ręce na szyję.
- Zaczekaj tu – uwolnił się z
uścisku i delikatnie posadził ją na jednym z nakrytych białymi
poduchami leżaków .Nie czekając, podszedł do ogrodowego
prysznica obok basenu i zrzucił z siebie ubranie. Chciał zmyć z
siebie kurz, zmęczenie i przeżycia, jakich doświadczył w ciągu
ostatnich dni.
Mila z zachwytem patrzyła na
muskularne nagie ciało, lśniące w strugach wody i promieniach
słońca. Stefano bez wstydu stał przed nią, pozwalając by
oglądała jak wodzi dłońmi po najbardziej intymnych miejscach, by
dotykała go wzrokiem... Przełknęła głośno ślinę, gdy
rozstawił szerzej nogi i sięgnął w dół. Powoli obrócił
się bokiem. Mogła teraz obserwować, jak jego nabrzmiały członek
unosi się w górę, a jego główka lśni w słońcu.
Nie zauważyła, kiedy zakręcił wodę. Podszedł do niej i zanim
zdążyła wyciągnąć dłoń, by dotknąć tego, czego tak bardzo
pożądała, a co nagle znalazło się na wprost jej twarzy, on
schylił się i wziął ją na ręce.
- Gdzie sypialnia? - wychrypiał.
- Na lewo... - wydyszała bez tchu.
Rzucił ją na miękkie łóżko
z niewielkiej wysokości, ale na tyle dużej, że odbiła się od
materaca i padła przed nim z rozkrzyżowanymi rękami.
- Taką cię lubię najbardziej –
roześmiał się chrapliwie – Zdejmiesz to, czy mam to z ciebie
zedrzeć?
- Zdejmę! – pisnęła, rolując
pospiesznie delikatny materiał.
- Ręce w górę! - Pochylił
się i sprawnie pozbawił ją tuniki. Pociągnął za sznurki od
bikini i po chwili miał już nieograniczony dostęp do jej ciała. -
A teraz... - klęknął, wpychając kolano między jej łydki –
Grzecznie się położysz, a ja sprawdzę, gdzie jeszcze jesteś
słona.
Opadł na łokcie, tak, że jego
głowa znalazła się nad jej szyją. Lizał i szczypał delikatnie
jej skórę, wydając ciche gardłowe pomruki zadowolenia. Mila
oddychała coraz szybciej i płycej, czując, jak jej kochanek powoli
kieruje się coraz niżej i niżej. Jęknęła głośno, kiedy omiótł
językiem brodawkę. Druga zaczęła mrowić nieznośnie.
- Błagam – jęczała – nie dręcz
mnie. Po prostu to zrób!
- O nie! - roześmiał się do jej
twardniejącej piersi – Chcę widzieć, jak ci dobrze.
-
Zobaczysz - jęknęła – Nie potrzebuję wiele. Tak się
stęskniłam... Oooch! - krzyknęła
przeciągle, czując zęby zaciskające się na jej piersi.
Stefano przesunął szorstkimi dłońmi
po jej bokach i brzuchu, puścił obolały sutek i przesunął się w
dół. Jego głowa zawisła nad kępką kręconych włosków
łonowych. Rozsunął bez trudu drżące uda, otwierając sobie drogę
do najwrażliwszego miejsca. Spojrzał w górę i napotkał
przymglone spojrzenie karmelowo-brązowych oczu. Powoli opuścił
głowę i liznął delikatne różowe wnętrze.
- Prawdziwa syrena – wymruczał
gardłowo, oblizując się koniuszkiem języka – Ale jestem pewien,
że głębiej jesteś słodka.
Jego usta przylgnęły do delikatnego
ciała, a język dopuścił się takich czynów, że Mila nie
wiedziała już, ani gdzie jest, ani, co się z nią dzieje. Jęczała
i krzyczała w zależności od tego, jak intensywne odbierała
bodźce. Wreszcie poczuła, jak jej ciało sztywnieje i wygina się,
a uda próbują zamknąć... Na próżno! Silne dłonie
Stefano trzymały ją w żelaznym uścisku, póki się nie
poddała. Orgazm trwał i trwał...
- Co ty ze mną robisz? - usłyszała
chrapliwy głos i otworzyła oczy. Stefano wpatrywał się w nią z
zachwytem.
- Ja? To ty... - urwała, czując nową
falę szczęścia przetaczającą się przez jej bezwolne ciało.
Odetchnęła głęboko.
- Jeszcze nie skończyłem – Stefano
wszedł w nią jednym płynnym ruchem, pozbawiając ją tchu.
W jej ogromnych oczach pojawiło się
najpierw zaskoczenie, a potem strach. Już to przeżyła, wiedziała,
że czeka ją ból i rozkosz tak intensywne jak nic innego, i
że kolejny orgazm będzie jeszcze mocniejszy, niż poprzedni.
Zaczerpnęła powietrza i zacisnęła zęby.
Bała się i pożądała równocześnie.
Intensywne spojrzenie ciemnoszarych, jak burzowe niebo oczu Stefano
hipnotyzowało ją, pozbawiając woli. Przeciągły krzyk odbił się
od ścian sypialni i przeszedł w niski jęk rozkoszy...
------
Czerwona kula słońca dotykała już
wody, zapalając na jej powierzchni tysiące ogników. Wydawało
się, że ocean płonie.
Mila i Stefano leżeli na szerokiej
zewnętrznej leżance z baldachimem. Tulili się do siebie, co chwila
dotykając się i głaszcząc, jakby nie mogli się nasycić swoją
bliskością. W pewnej chwili Mila uniosła głowę i zajrzała
Stefano w oczy.
- Muszę ci coś powiedzieć –
wyszeptała – Wiem, że tych dwóch drani zasłużyło na
karę i że to, co zrobiłeś było słuszne, ale cieszę się, że
nie zabiłeś żadnego z nich.
- Sikorko, nie jestem mordercą –
uśmiechnął się do niej ciepło – Chociaż, był moment, że
mnie korciło – dodał z westchnieniem. - Co ci chodzi po głowie?
- Przygarnął ją do piersi i pocałował w czubek głowy.
- Po prostu, nie wyobrażam sobie, jak
bardzo trzeba być złym, żeby zabić drugiego człowieka z zimną
krwią, albo zlecić zabicie - szepnęła. - Ja bym nie mogła...
- Nigdy nie zabiłem, ani nie zleciłem
zabicia człowieka. Byłem w wojsku i różnie się zdarzało –
westchnął – Oni strzelali i ja strzelałem, ale to była wojna.
- Miałam na myśli, że chociaż mnie
skrzywdzili, to nie chciałabym mieć na rękach ich krwi, ani żebyś
ty miał... - wykrztusiła. O rany, nie pomyślałam, że przecież
walczył, że tam ginęli ludzie.
- Rozumiem.
Leżeli przez dłuższą chwilę w
milczeniu, wsłuchując się w szum fal i bicie własnych serc.
- Ten tatuaż... - odezwała się
wreszcie – To jest piętno, ale... Ja nie jestem mściwa, ale on
mnie skrzywdził bardziej niż ten pierwszy.
- Wiem, skarbie. Przyszło mi to do
głowy, kiedy zrozumiałem, dlaczego bałaś się mojej dominacji.
Dlaczego nie potrafiłaś czerpać przyjemności z bólu,
chociaż taka jesteś.
- Wszystko było straszne, ale to, że
musiałam go prosić... - przełknęła ślinę, choć na niewiele
się to zdało. - I przyznać, że ból sprawił mi
przyjemność... chociaż wtedy wcale tak nie było!
Nagle wszystkie fragmenty układanki
dopasowały się do siebie i ułożyły w całość. Stefano odchylił
głowę i spojrzał w ciemniejące niebo, na którym powoli
zapalały się pojedyncze gwiazdy.
- Wtedy się po prostu bałaś. Nie
miałaś pojęcia, że istnieje dominacja i uległość, że są
różne rodzaje seksu. To był gwałt i nie miał nic wspólnego
z odczuwaniem przyjemności i satysfakcji - powiedział powoli –
Uważam, że taka się urodziłaś i wspólnie to odkryliśmy.
Ja to odkryłem, nie on! - Jego głos stał się niższy, groźniejszy
– On cię po prostu skrzywdził i teraz został ukarany.
- Och, Stefano – objęła go,
wtulając twarz w jego klatkę piersiową, unoszącą się w
przyspieszonym oddechu – Gdyby nie ty, nie miałabym pojęcia, że
to może tak być.
- Skoro już ustaliliśmy, że
pasujemy do siebie idealnie w sprawach łóżkowych, to może
omówimy kwestię ślubu? - zmienił temat, czując, że coś
zaczyna go dławić. Myśl, że jego mała sikorka doznała krzywdy,
wciąż go uwierała. - Co powiesz na początek czerwca?
- Początek czerwca? - powtórzyła.
Trochę ponad dwa miesiące. Tak szybko? Szybko? Znali się tyle lat!
- Podoba mi się. Tak, może być początek czerwca. Caterina będzie
już miała brzuszek!
- Mam nadzieję, że ty też niedługo
będziesz miała – szepnął jej do ucha i przygryzł wrażliwy
płatek. - Masz jakieś życzenia, co do miejsca na miesiąc miodowy?
- Chciałabym... - zawahała się. Czy
mogła prosić o coś jeszcze?
- Tak?
- Chciałabym, żebyś mnie zabrał na
Stellę Marinę i żebyśmy popłynęli do Dubrownika. Tak jak Fabio
i Caterina... - wyszeptała.
- Szczerze mówiąc, nie
przyszło mi to do głowy, ale... Podoba mi się. Odwieziemy twoją
siostrę i mamę – zaproponował ostrożnie - Potem możemy
popłynąć dalej. Dokąd nam przyjdzie ochota.
- Kocham cię! - objęła go za szyję
i zaczęła pokrywać pocałunkami jego twarz– Kocham.
Odpowiedział jej głębokim pełnym
pasji pocałunkiem. Szarpnął jedną z
zasłon, tak, że było ich widać już tylko od strony plaży. Po
chwili zza poruszanych lekką bryzą płócien rozległy się
ciche pojękiwania, przyspieszone oddechy i miarowe skrzypienie
drewnianej ramy plażowego łóżka.