czwartek, 25 czerwca 2015

Uratuj mnie 20

Silne podmuchy wiatru uderzały raz po raz w okna, szarpiąc niedomkniętymi roletami. Przy kolejnym podmuchu o parapet zabębniły ciężkie krople deszczu, po czym zaczęły chłostać szyby niczym ukręcone z lodowatej wody bicze. Sceneria za oknem pasowała doskonale do nastrojów zgromadzonych w pokoju komputerowym ludzi. Punktowe światło biurkowych lampek oświetlało cztery postacie. Mila skuliła się na jasnej sofie ustawionej w kącie pomieszczenia, wyglądającej jakby zawieszono ją w powietrzu, bo gięte nogi ze stalowych rurek ginęły w mroku. Miała przed sobą dwie komórki i kilka kartek z rozrysowaną siecią przecinających się strzałek i kresek. Niektóre łączyły ze sobą ramki z tekstem, inne kończyły się znakami zapytania. Wpatrywała się w nie uparcie, jakby tam spodziewała się zobaczyć odpowiedzi na dręczące ją pytania. Przy najbliżej usytuowanym biurku usadowił się Franko. Usiłował śledzić coś w komputerze rzucającym na jego twarz niebieskawą poświatę, ale oczy przymykały mu się raz po raz i widać było, że przegrywa walkę ze zmęczeniem. Odwrócony do nich tyłem, wpatrzony w jedyne całkowicie odsłonięte okno, stał Luca. Założył ręce do tyłu i kołysał się nieznacznie w przód i w tył: pięty, palce, pięty, palce... Wszyscy pogrążeni byli w swoich niewesołych myślach. Czwarta postać zupełnie do nich nie pasowała. Młody chłopak z burzą jasnych dredów na głowie, w kolorowej koszuli i poszarpanych dżinsach siedział, a właściwie balansował na obrotowym odchylanym fotelu przy jednym z biurek w takt muzyki reggae, dobiegającej z jego kanarkowożółtych słuchawek z literką „b”. Ręce założył na kark i przyglądał się ekranom dwóch ustawionych obok siebie laptopów. Po jego twarzy błądziły różne kolorowe plamy światła odbijanego to przez jeden, to drugi z ekranów. Od czasu do czasu uśmiechał się do siebie,całkowicie wyalienowany z otaczającego go świata.
- Skąd go, kurwa, wytrzasnęłaś? - Luca odwrócił się nagle w stronę Mili – On w ogóle wie, co robi?
Mila poderwała głowę zaskoczona tym nagłym pytaniem. Spojrzała na chłopaka. - Stefano mówił, że on jest najlepszy „w te klocki” - odparła, wzruszając ramionami.
- Ile on ma właściwie lat? - Luca posłał chłopakowi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Z tego, co wiem, to jakieś 18, może 19? - zastanowiła się – Jak go znaleźliśmy, to miał 15...
- Nie mów mi, że to ten sam gnojek, po którym sprzątałem pety! - najeżył się Luca.
- Chyba ten – roześmiała się – Trochę wyrósł.
Wróciła pamięcią do wieczoru sprzed czterech lat, kiedy Stefano przywiózł pobitego nastolatka do ich apartamentu. Pozwolili mu zostać tydzień. Odkarmili go i doprowadzili do porządku, zanim oddali matce. Stefano pomógł mu wyplatać się z problemów z dilerami narkotyków w zamian za obietnicę, że chłopak skończy szkołę...
- Ty, Marley! - Luca stanął nad chłopakiem i przyjrzał się ekranom laptopów – Można wiedzieć, ile to potrwa?
- Jasne – chłopak zsunął podłączone do i-Pada słuchawki – Jakieś półtorej godziny, czyli jeszcze czterdzieści jeden minut – wyszczerzył do niego zęby.
- Słuchaj, nie znam cię, a jestem odpowiedzialny za ochronę. Powiesz mi coś o sobie? - Luca nawet nie starał się ukryć niechęci.
- A co chciałbyś wiedzieć? - Chłopak zdawał się nie wyczuwać sarkazmu swojego rozmówcy.
- Co robisz? - spytał – Mam na myśli, co robisz w życiu? Studiujesz? Pracujesz? Gdzie mieszkasz?
- Co robię? - chłopak zatrzepotał rzęsami – To, co teraz. Odnajduję rożne rzeczy – roześmiał się – Nie studiuję, to nie dla mnie. Zresztą, po co mi to? Potrafisz zarobić 5 tysięcy euro w godzinę? - zawiesił głos, a nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuował – Tak myślałem... A ja potrafię. I dlatego nie wybieram się na studia. Jakiś dupek z tytułem nie będzie mi tłumaczył, jak działa coś, co JA stworzyłem. Jasne?
Luca nie wyglądał na przekonanego.
- Ondrasz tworzy oprogramowanie dla dużych firm – Mila, do tej pory spokojnie przysłuchująca się wymianie zdań, postanowiła zabrać głos – Jest ekspertem od programów śledzących ludzi i miejsca w sieci. Dobrze mówię? - zwróciła się do chłopaka z dredami.
- Bardzo dobrze! – Posłał jej promienny uśmiech.
- Programy śledzące? - Luca zmarszczył brwi.
- Właśnie tak. Ty masz zdjęcie miejsca i chcesz wiedzieć, gdzie to jest, tak? - Chłopak utkwił w Luce pogodne spojrzenie jasnych oczu – Ludzie robią zdjęcia i wrzucają na Facebooka, są kamerki internetowe, kamery przemysłowe... To wszystko jest gdzieś w sieci. Ja tylko muszę znaleźć pasujące obrazki. - rozłożył ręce.
- To w tej chwili robisz? Szukasz pasujących zdjęć? - Luca wydawał się zszokowany.
- Dokładnie. Z tą różnicą, że robi to za mnie program, który napisałem. Wujek G był zachwycony! - znowu wyszczerzył zęby – Zjadłbym coś – zwrócił się do Mili, jakby ich rozmowa dotyczyła czegoś w stylu „jaka dziś będzie pogoda?”
- Przepraszam, kiepska ze mnie gospodyni – Mila sięgnęła po telefony. W myślach odmierzała czas do chwili lądowania samolotu Stefano.
- Ja to załatwię – Franco podniósł się ociężale zza biurka – Trochę ruchu dobrze mi zrobi, a Pietro pewnie jeszcze nie śpi.
- Dzięki – Mila posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie. Nie chciała ani na chwilę ryzykować braku zasięgu w telefonie.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, dlaczego Stefano chciał, żeby właśnie Franco odpowiadał za jej bezpieczeństwo. Był kimś w rodzaju starszego brata. Chronił, ale też pomagał i czasem wyręczał. Jednak nie byłby w stanie narzucić jej swojej woli. Zupełnie inaczej miała się rzecz z Luką. On zawsze budził w Mili coś na kształt lęku. W otwartej konfrontacji nie potrafiłaby mu się sprzeciwić, dlatego nie przepadała za jego towarzystwem, choć doceniała jego profesjonalizm i doświadczenie. Łagodny olbrzym Franco, budził w niej cieplejsze uczucia, choć wiedziała doskonale jaki potrafi być groźny. Kiedy przedwcześnie zakończył karierę sportową i rozpoczął pracę jako ochrona osobista, dał się poznać jako wyjątkowo cierpliwy i spokojny człowiek, ale Mila widziała jak trenowali wspólnie ze Stefano...
Telefon, który dał jej Franco zaczął wibrować, a po chwili rozległ się cichy dzwonek. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany Mili numer. Odebrała natychmiast.
- Cześć skarbie – głos Stefano zabrzmiał miękko – Wszystko w porządku?
- Och, Stefano! - prawie krzyknęła. Nagle cały jej niepokój, złość i frustracja przemieszały się i zlały w jedną całość – W porządku? Nic nie jest w porządku! Jak mogłeś? Odesłałeś mnie do domu, a sam... Nic mi nie powiedziałeś!
- Przepraszam. Powinienem cię uprzedzić, ale nie chciałem cię martwić. - Starał się wyrazić skruchę – Ustaliłaś coś? Mam na myśli Chiarę.
- Zapomnij o tym – prychnęła – Mamy prawdziwego zleceniodawcę. Właśnie dlatego jestem taka wściekła! To Łucja zadzwoniła do Nikołaja, a teraz próbuje dostać się do pieniędzy Zawadzkiego, żeby go wyciągnąć z więzienia. Zamiast tam lecieć, powinieneś być tutaj i coś robić! - głos jej się załamał – Nie ufaj temu człowiekowi, proszę. Ona mogła opłacić kogoś jeszcze. O, boże!
- Mila, uspokój się i powiedz mi, co wiesz i skąd – tym razem głos Stefano zabrzmiał spokojnie i nawet chłodno.
- Rozmawiałam z porucznikiem Kitą. Podałam mu twojego maila, tego wiesz... - zawiesiła głos, mając nadzieję, że zrozumiał, iż udostępniła jego „bezpieczny” adres – Odezwij się do niego. Stefano, nie spotykaj się z tym Nikołajem. Najlepiej nie wychodź z lotniska!
- Spokojnie. Nikołaj będzie tu dopiero za dwie godziny. Mam czas... Skąd wiesz o pieniądzach?
- Kita wiedział, że Zawadzki wywiózł pieniądze do Argentyny, a Caterina poprosiła tego doktora, żeby jej pomógł... Mamy zdjęcia i Ondraszek je teraz obrabia w komputerze. Stefano, proszę...
- Wow, jestem pod wrażeniem. Ty to zorganizowałaś? - poczuł coś w rodzaju dumy.
- Razem z Luką i Franco – przyznała – Jak znajdziemy bank, to odetniemy ją od pieniędzy.
- W jaki sposób? - spytał z niepokojem.
- Jeszcze nie do końca wiemy – zawahała się – Ona nie ma paszportu, a ja jestem do niej podobna, więc mogłabym...
- Nie zgadzam się! - przerwał jej natychmiast.
- Stefano, proszę.
Nie! Zapomnij o Argentynie. Nie po to tu jechałem, żebyś ty się teraz narażała! - jego głos brzmiał stanowczo. - Daj mi Lukę.
- Stefano – starała się mówić spokojnie – Rozumiem twoje obawy, ale to jedyne sensowne wyjście. Jeśli ona zdobędzie te pieniądze, to kto ci zagwarantuje, że nie wynajmie kolejnego człowieka? Będzie też mogła zapłacić kaucję i oboje uciekną z Polski. Kto nas wtedy ochroni?
- Nie! Daj mi Lukę. - Nie chciał słuchać jej argumentów.
- Słuchaj, jestem dorosła i nie potrzebuję niańki! - oburzyła się – Skoro mnie prosisz, to się zastanowię. Może tak być?
- Nie jedź do żadnej Argentyny. To niebezpieczne. Ty nawet sobie nie zdajesz sprawy, w co się pakujesz – w jego głosie słychać było niepokój – Luca i Franco powinni cię powstrzymywać, a nie zachęcać - stwierdził z wyrzutem.
- Wcale mnie nie zachęcali. To mój pomysł i jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Wydawało mi się, że najpierw powinnam powiedzieć tobie – wydęła wargi. - Nawet jeszcze nie wiemy, gdzie jest ten bank. Mamy tylko zdjęcia zrobione w jego pobliżu... Myślałam, że mi zaufasz, zrozumiesz... A ty od razu: „daj mi Lukę”.
- Sikorko – Dopiero teraz dotarło do niego, że ją uraził – To dlatego, że się o ciebie martwię. Skarbie...
- Wiem i dlatego ci to mówię – Nie dała się łatwo udobruchać.
- Mila, obiecaj mi, że nie będziesz się narażać. To niebezpieczny kraj. Dlatego właśnie tam wywiózł pieniądze.
- I tak na razie wciąż szukamy tego banku – przyznała niechętnie.
- Sikorko, kocham cię i chcę wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Tylko wtedy mogę się skupić na swoich sprawach, rozumiesz?
- Rozumiem...
- Doskonale sobie poradziłaś. Jestem z ciebie dumny, ale zostań tam, gdzie jesteś. W razie czego chłopaki sobie poradzą.
- A ty?
- Jestem dużym chłopcem. Mam tu do załatwienia ważną sprawę, a przy okazji będę miał Nikołaja na oku. Nic mi nie będzie. - Starał się ukryć przed nią trawiący go niepokój – Jak tylko ustalicie, gdzie jest ten bank, daj mi znać. Postaram się jak najszybciej odczytać tego maila od Kity.
- Chcesz rozmawiać z Luką? – spytała z niechęcią w głosie.
- Nie, nie muszę – odparł powoli, jakby z namysłem – Skoro wszystko mi już powiedziałaś i ustaliliśmy, że nie będziesz się narażać bez potrzeby… - zawiesił głos – Ustaliliśmy, tak?
- Tak – westchnęła z rezygnacją.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham i dlatego się martwię – poczuła drapanie w gardle – Uważaj na siebie, błagam.
- Nie zamierzam rezygnować z tych przyjemności, które jeszcze przed nami – rzucił wesoło i się rozłączył.
Mila wpatrywała się w milczącą komórkę z trudem powstrzymując łzy. Dlaczego jesteś takim upartym dupkiem, pomyślała, ale zaraz wydało jej się, że to jawne świętokradztwo, więc odepchnęła tę myśl ze wstrętem. Uniosła głowę i napotkała badawcze spojrzenie Luki. Czekała ją niełatwa rozmowa.
--------------------------------------------------------
Stefano wysiadał z samolotu ostatni. Większość pasażerów była zaspana i z trudem kompletowała bagaż podręczny, więc nikt go nie popędzał. Również prowadzona po włosku rozmowa nikogo szczególnie nie interesowała. Większość osób rozmawiała przez komórki w różnych językach. Opuszczając samolot poczuł powiew ciepłego, przesyconego wilgocią powietrza dochodzący ze szczeliny powstałej między bramką rękawa, a kadłubem samolotu. Szybko przestawił godzinę na jednym z trzech cyferblatów swojego zegarka. Musiał zacząć funkcjonować w lokalnym czasie, a więc o szóstej rano. Informacje, które przekazała mu Mila nie napawały optymizmem. Miał do czynienia ze zdesperowaną kobietą, a to czyniło ją nieobliczalną i przez to naprawdę niebezpieczną. Musiał przyznać, że coraz wyraźniej obserwował u siebie symptomy strachu. Co gorsza, podjęte ostatnio decyzje wynikały w dużej mierze właśnie z niego. Świadomość, że komuś depcze mu po piętach popchnęła go do działania. Teraz zdał sobie sprawę, że gdyby wiedział, kto jest zleceniodawcą, być może podjąłby inną decyzję. Szybko przeanalizował, jakie ma szanse, na wypadek gdyby się jednak pomylił co do Nikołaja.
- Statystyka to tylko manipulacja – powiedział do siebie i sięgnął po komórkę – Dzień dobry Tan, mam do ciebie prośbę… - powiedział po angielsku, kiedy zgłosił się jego rozmówca.


- Mr Stefano De Biasi oczekuje w biurze Informacji w Holu głównym – nieco piskliwy kobiecy głosik rozlegał się ze wszystkich głośników. Po komunikacie pojawiły się kolejne, o opóźnionych lotach i zagubionych pasażerach.
Stefano stał dłuższą chwilę przy taśmie, na której piętrzyły się kolorowe walizki. Wyglądało na to, że niecierpliwie szukał swojego bagażu, ale w rzeczywistości uważnie obserwował otoczenie. Nigdzie jednak nie zauważył znajomej sylwetki. Wyjął z plecaka szarą bluzę z kapturem i maleńkie słuchawki, które założył na uszy. Kiedy nasunął na głowę kaptur, wyglądało na to, że słucha muzyki. Poruszył się kilka razy, jakby w takt melodii i ruszył przygarbiony do przejścia. Po chwili wtopił się w grupkę podobnie ubranych młodych ludzi. Powoli przemieszczał się razem z nimi. Kiedy zorientował się, że idą nie w tym kierunku, co on, powoli przyłączył się do innej grupy i tak, zmieniając towarzystwo jeszcze dwa razy dotarł do głównego holu, ogromnej szklanej kopuły, a właściwie pawilonu przypominającego szklarnię. Wyobraził sobie „ochy” i „achy” jakie wydawałaby Mila, gdyby była tu z nim... Zauważył Tana stojącego niedaleko wejścia. Nie podszedł jednak do niego, ale zaczął się dyskretnie rozglądać. Kontuar informacji usytuowano naprzeciw miniaturowego ogrodu pełnego przystrzyżonych drzewek i bajecznie kolorowych kwiatów. Dwie śliczne dziewczyny w turkusowych strojach, stały wkomponowane w ten ogród niby dwa rajskie ptaki i kłaniały się przechodniom. Zastanowił się, skąd ma najlepszy widok na Informację i tam skierował wzrok. Obok kiosku z napojami stał samotny turysta, od czasu do czasu zerkający na „Informację”. Na pozór niczym się nie wyróżniał, ale jego spokój i brak bagażu od razu zwróciły uwagę Stefano. Wczesnym rankiem na lotnisku nie stoi się bezczynnie jeśli jest się na wakacjach. Nie zwlekając, ruszył w jego kierunku.
- Nikołaj – wyciągnął dłoń na powitanie.
- Stefano – turysta nie wyglądał na zaskoczonego.
- Wcześnie wstałeś.
- Nie kładłem się.
- Mam zleceniodawczynię… – postanowił nie bawić się we wstępy.
- ...I ona jest niewypłacalna - dokończył za niego Nikołaj – Kto ma dostęp do twojej skrzynki?
- Tylko jedna osoba. Zaufana – Kurwa, Mila, co ty wyprawiasz, zaklął w duchu.
- Jak zaufana? – Nikołaj mówił spokojnie, ale jego wzrok był czujny.
- Tak samo jak ja – Pewność, z jaką Stefano wypowiedział te słowa, zadziałała.
- W porządku – Nikołaj odetchnął – Kiedy dostałem inaczej podpisanego maila, nie wiedziałem, co myśleć.
- To prawdziwa wiadomość. Po prostu dotarła do ciebie trochę wcześniej – Chwilowa złość ustąpiła. Stefano poczuł w piersi ucisk. Aż tak się o niego bała? Mała, kochana sikorka, musiała sobie zadać wiele trudu, żeby odszukać Nikołaja.
- No, to skoro mamy dwie godziny zapasu, może pójdziemy coś zjeść? – Nikołaj wyraźnie się odprężył.
Stefano uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Skinął na przyglądającego im się z oddali chłopaka.
- Mam tu lokum z bezpiecznym Internetem, więc, jeśli pozwolisz, zamówimy coś na wynos. Poznaj Tana. – Wskazał młodego Taja, który ukłonił im się składając dłonie – Pracuje dla mnie. Gdzie pan Lee? – spytał.
- Jest w hotelu i pilnuje tego człowieka, co pan kazał. Znalazłem już dobry budynek poza miastem. – wyliczał chłopak – Mam samochód niedaleko, ale muszą panowie poczekać, to przyjadę przed drzwi – znów się skłonił.
- Nie trzeba. Przejdziemy się z tobą - Stefano spojrzał pytająco na Nikołaja.
- Też siedziałem parę godzin. Idziemy – rzucił z lekkim uśmiechem.
---------------------------------------------
Mila czuła jak ogarnia ją senność. Rozmowa ze Stefano, a potem z Luką kompletnie ją wykończyły. Czas płynął, a oni wciąż nie znaleźli banku. Franco chrapał w najlepsze, wyciągnięty na podłodze z kocem pod głową. Nie chciał iść do siebie, ale zmęczonego organizmu nie dało się oszukać. Uświadomiła sobie, że prawdopodobnie nie zmrużył oka, kiedy ona i Stefano byli razem w hotelu. Pilnował ich bezpieczeństwa, a oni... Na wspomnienie upojnej nocy ogarnęło ją miłe ciepło. Policzki lekko ją zapiekły, a gdzieś w dole brzucha odezwało się przyjemne łaskotanie. Spojrzała na Lukę, zajętego swoim laptopem. Nie nakrzyczał na nią za ten wyskok, a przecież musiał się zorientować, że nie nocowała w domu. Ciekawe, czy rozmawiali o tym ze Stefano? Przełknęła głośno ślinę.
- No dobra... - Ondrasz zsunął z uszu słuchawki i przeciągnął się spektakularnie. Przesunął palcem po talerzu pełnym okruszków, pozostałych po przyniesionych przez Franco barchettach, oblizał palec i odstawił naczynie na podłogę. - Mam adres knajpy widocznej na zdjęciach. - Oznajmił tonem jakby właśnie nastało Boże Narodzenie – Najbliższy oddział banku...
Wszyscy, nie wyłączając Franco zerwali się na równe nogi i po chwili stali stłoczeni za plecami chłopaka, śledząc na ekranie laptopa ruch maleńkiej strzałki.
- Jak mówiłem, najbliższy bank jest tu – wskazał na mapie jakiś punkt i wpiął tam wirtualną pinezkę – A knajpka tu – pokazał kolejny punkcik – Odległość to prawie trzy kilometry, krętymi uliczkami.
- To nie ma sensu... - Mila wpatrywała się w mapę z dezaprobatą – Musi być inny bank. Bliżej. Caterina mówiła, że Zawadzkiego nie było mniej niż godzinę.
- Nie załatwił wszystkiego w takim czasie, nawet jeśli biegł – wtrącił się Luca – poszukaj innego banku.
- Nie ma innego banku – Ondrasz utkwił w ochroniarzu ostre spojrzenie jasnych oczu.
- Kurwa! Goniliśmy nie tego królika – Luca potarł dłonią brodę pokrywającą się szorstkim zarostem.
- Mógł założyć konto w stu innych miejscach w Santa Fe... – Do Mili dopiero teraz zaczęło docierać, że skupili się na jednym tropie, podsuniętym im przez Nowaka i nie mają planu „B”. Nic nie mają! Spojrzała z desperacją na Franco, który do tej pory nie wypowiedział ani słowa.
- Tak się zastanawiam... - zaczął niepewnie. Wszyscy troje skupili swoją uwagę na nim – Dlaczego ona chce, żeby Stefano zginął?
- Bo on jest w stanie odszukać bank, w którym są ich pieniądze - Mila powiedziała to takim tonem, jakby tłumaczyła coś przedszkolakowi.
- Ale skoro te pieniądze wpłacił osobiście i tylko tak można je podjąć, to nie można ich odszukać... - urwał, widząc na ich twarzach zdziwienie.
- Mów dalej – zachęcił go Luca.
- Nie ma „dalej” - wzruszył ramionami – Po prostu, to jest nielogiczne! Po co ryzykować zainteresowanie pana De Luca, Mili i nas wszystkich, jeśli wystarczy polecieć i wyjąć kasę?
- Kurde, ty masz rację! - Mila ściągnęła brwi – Ale skoro ona to jednak zleciła, to oznacza, że Stefano jest zagrożeniem, a to z kolei oznacza, że jest inny dostęp do pieniędzy...
- Jeśli choć raz wykonali operację w sieci, to mogę ją znaleźć - głowa z dredami wykonała głęboki obrót i jasne oczy spotkały się z bursztynowymi. Mila poczuła się nieswojo – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ktoś chce zabić Stefano? Myślałem, że ma zwykłe kłopoty – w głosie Ondrasza dało się wyczuć żal.
Mila spuściła głowę. Wiedziała, ile Stefano znaczy dla tego młodego zbuntowanego chłopaka. Nie chciała go obciążać. Nerwy zaczynały jej odmawiać posłuszeństwa, z trudem hamowała łzy. Ukryła twarz w dłoniach i przygięła się, jakby nagle przygniótł ją ciężar nie do uniesienia. Z jej piersi dobył się cichy szloch. Zawaliłam sprawę, wyrzucała sobie, zawiodłam! Co teraz robić, co robić? Stefano by wiedział! On zawsze potrafił znaleźć rozwiązanie.
Franco otoczył ją ramieniem. - Zadzwoń do tego policjanta. Powiedz mu, co ustaliliśmy. Luca pogada ze Stefano, OK?
- Ja chcę porozmawiać ze Stefano – załkała.
- Może lepiej, żeby cię nie słyszał w takim stanie, co? - Franco westchnął ciężko – Jest na twoim punkcie trochę... przeczulony – powiedział ostrożnie.
Luca posłał mu ostre spojrzenie, ale Franco go zignorował. Mila przestała szlochać, choć łzy nadal płynęły jej po policzkach.
- Wiem – szepnęła – I chyba wiem, dlaczego poleciał się spotkać z Nikołajem. Boże! - wybuchnęła nagle – Dlaczego wy jesteście wszyscy tak strasznie uparci? Dlaczego robicie wszystko po swojemu?
- I kto to mówi? - w głosie Franco pobrzmiewała drwina, ale jego twarz rozjaśniał dobrotliwy uśmiech. - Nic go tak nie wytrąciło z równowagi, jak twój upór.
- Ale on się niepotrzebnie naraża z mojego powodu! – upierała się, nie zważając na coraz bardziej zdziwione miny Luki i Ondrasza.
- No, nie powiedziałbym, że niepotrzebnie... - zawahał się – Znam go od lat, ale ostatnio tak się zmienił... Nie wiem, co mu zrobiłaś, ale chyba jeszcze w życiu nie był tak szczęśliwy... - Nagle odwrócił wzrok i potarł dłonią koniuszek nosa, jakby coś go zaswędziało.
Mila przypomniała sobie, jak Caterina śmiała się kiedyś, że mężczyźni nie płaczą oczami, bo łzy spływają im najpierw bezpośrednio do nosa. Natychmiast przyszła jej na myśl Valeria.
- Wystarczy tego gadania – Luca sprowadził ich brutalnie na ziemię – Dzwoń do tego policjanta i zmuś go, żeby ruszył swoją zaspaną dupę i zabrał się ostro za to, co tam ma na temat tego Zawadss... no, w każdym razie jego i jego firmy. - rzucił do Mili – Ja pogadam ze Stefano i zobaczymy... Może coś mu przyjdzie do głowy?
- Gdybym mógł pogrzebać w plikach tej firmy, w ich komputerach... - Oczy Ondrasza zalśniły – Wystarczy, że ten policjant uruchomi swój komputer i pozwoli mi w nim pobuszować – złożył ręce jak do modlitwy, posyłając Mili proszące spojrzenie.
- Tak na odległość? - spytała z niedowierzaniem.
Pokiwał głową i pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
- Ale to pewnie będzie po polsku... - zastanawiała się na głos.
- Interesują nas przelewy, a one zawsze wyglądają tak samo – uśmiechnął się – a poza tym, moja mama jest Czeszką, poradzę sobie - kusił.
- Dobra, zobaczę, co da się zrobić... - Czas naglił.
---------------------
Łucja wpatrywała się w ekran swojego ultrapłaskiego laptopa z zaciętą miną.
- Ty skurwielu! - krzyknęła nagle, waląc pięścią w blat hotelowego biurka – Ty pieprzony sukinsynu!
Trzeci raz logowała się do ich wspólnego tajnego konta i trzeci raz mogła jedynie sprawdzić jego stan. Nie brakowało ani centa. Co z tego, skoro nie miała możliwości wykonać żadnej operacji. Rafał Zawadzki zdążył zablokować jej elektroniczny dostęp do pieniędzy. Na szczęście nie zdążył cofnąć jej upoważnienia. Przewidziała to, ale nie przewidziała, że odbiorą jej paszport. Pociechą było to, że swojemu prawnikowi też nie ufał. No, cóż, paszport można kupić, pomyślała. Wstała i powoli podeszła do niewielkiego sejfu ukrytego na górnej półce szafy. Wyjęła stamtąd plik banknotów i przeliczyła. Na lewy paszport powinno wystarczyć. Wsunęła pieniądze do bocznej kieszonki pokaźnej torebki z logo LV i sięgnęła po telefon komórkowy. Zawahała się, ale był na kartę prepaidową, więc po chwili namysłu wstukała numer z maleńkiej karteczki.
- Czy to firma spedycyjna? Chciałabym się dowiedzieć, co z moją przesyłką? Zlecenie na likwidację, sprzed trzech dni – Jej angielski był perfekcyjny do tego stopnia, że rozmówca natychmiast wyczuwał obcokrajowca – Wpłaciłam zaliczkę.
- Witam. Wyznaczyła pani pięciodniowy termin, ale można powiedzieć, że mam ją w rękach – Nikołaj odwrócił się i oparł podstawą pleców o barierkę zadaszonego balkonu. Przez okno widział teraz Stefano przeglądającego pliki w swoim laptopie. - Czy chce pani zmienić zlecenie?
- Absolutnie nie! - rzuciła szybko – Chyba, że może pan to przyspieszyć.
- Mogę, ale... jest jeden problem – Nikołaj wciąż wpatrywał się w sylwetkę Stefano. Ten uniósł na moment głowę i wtedy ich oczy się skrzyżowały. Na jego twarzy pojawił się delikatny grymas, przypominający nieśmiały chłopięcy uśmiech. – Potrzebuję pani nazwiska lub depozytu kwoty. Nie znam pani, a muszę dbać o finanse firmy. - ciągnął spokojnie Nikołaj, odpowiadając na uśmiech Stefano kiwnięciem ręką.
Zapadła niezręczna cisza.
- Mam pieniądze. Potrzebuję kilku dni, żeby je podjąć – powiedziała w końcu. - Likwidacja przesyłki zapewni mi bezpieczeństwo.
- Dlaczego mam pani wierzyć?
- Proszę przetrzymać dla mnie tę przesyłkę, żebym mogła zrealizować przelew – zaproponowała, licząc, że na to pójdzie.
- Przykro mi, ale wtedy nie będzie pani zainteresowana dokończeniem zlecenia – Jego głos brzmiał cały czas uprzejmie, prawie przyjaźnie.
- Właśnie sprawdzam swoje saldo i powiem panu, że nie ma się pan czego obawiać. - uśmiechnęła się chytrze do lustra nad biurkiem – Jestem bogata.
- Tylko pani to wie – odparł spokojnie.
- Dobrze... - zastanowiła się – proszę mi dać godzinę do namysłu – Może uda mi się pana przekonać.
- Zgoda. Godzina. – Nikołaj rozłączył się. Schował telefon do kieszeni spodni, odwrócił się i wyjrzał za barierkę.
U podnóża budynku, w którym się znajdowali toczyło się normalne życie. Ludzie poruszali się w dwóch kierunkach, wymijając samochody i skutery, co chwila tarasujące wąską uliczkę. Z wysoka wyglądali jak barwny korowód tancerzy. Nikołaj potarł dłonią kark. Koszula, którą miał na sobie przylgnęła do jego muskularnego ciała. Upał i wilgoć stawały się nie do zniesienia. Ruszył do drzwi balkonowych.

czwartek, 18 czerwca 2015

Uratuj mnie 19

Hotelowy pokój tonął w półmroku. Dwa splątane, lśniące od potu ciała odcinały się wyraźnie od pomiętej pościeli. Potężne męskie ramiona wsparte na łokciach górowały nad smukłym kobiecym ciałem, przechodząc łukiem kręgosłupa w pięknie zarysowane mięśnie pośladków, spoczywające między szeroko rozłożonymi szczupłymi udami. Przyspieszone, ciężkie oddechy i szelest pocałunków unosiły się nad nimi, wypełniając pokój erotycznym brzmieniem. Powietrze gęste było od zapachu potu i seksu.
- Tego brakowałoby mi najbardziej – głos Stefano był niski i schrypnięty.
- Nie rozumiem... - wypowiedzenie nawet kilku słów przychodziło Mili z trudem. Odrzuciła głowę w tył, przymknęła powieki i próbowała oddychać przez rozchylone usta.
- Ciebie i seksu – Stefano przestał skubać wargami jej ramię i oparł na nim czoło.
- Nie mów tak! - zamruczała - To mnie, czy seksu? - dodała przeciągając słowa.
- Dla mnie to, to samo – wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Auuuu – jęknęła w odpowiedzi – poruszasz się.
- Wiem. Lubię się poruszać, kiedy jesteś taka ciasna... Kiedy nie jesteś, też lubię... - Pośladki Stefano spinały się i rozluźniały w niespiesznym rytmie. - Boli cię?
- Nie, ale przed chwilą miałam orgazm – jej głos brzmiał nisko, leniwie.
- Tak mi się wydawało... – w głosie Stefano pobrzmiewało rozbawienie – Czy to coś zmienia?
- Chyba nie. Nie wiem... Oooch... - głębokie westchnienie było najlepszą odpowiedzią.
- Rozluźnij się. Zobaczysz jak będzie dobrze – szeptał jej wprost do ucha – Rozłóż szerzej nogi i nic nie rób. Zamknij oczy.
Odchyliła głowę i przymknęła powieki, ale nie na tyle, by stracić z oczu zarys twarzy Stefano. Jego początkowo delikatne ruchy stawały się coraz bardziej posuwiste i pewne. Miała wrażenie, że rósł i twardniał z każdym pchnięciem.
- Nie rozumiem... - jęknęła cicho – Jak to możliwe, że wcześniej tak nie było? Nigdy aż taaak...
- Bo na samym początku pomyliliśmy role – W jego niskim głosie dało się słyszeć nutkę rozbawienia – Ale już to naprawiamy – Wszedł w nią głębiej, aż po nasadę. Mila jęknęła głośno. - Ćśśś. Za ścianą jest Franco i nie chcę żeby nas słyszał. Jak będę cię pieprzył w domu, możesz nawet pobudzić sąsiadów. Mam to gdzieś, ale teraz masz być cicho!
Władczy ton i niski tembr głosu sprawiły, że poczuła w dole brzucha skurcz, który następnie spłynął jeszcze niżej, wypełniając jej wnętrze wilgocią. Stefano wydał nieartykułowany pomruk zadowolenia. Przyspieszył i pogłębił ruchy. Mila zagryzła wargę i zacisnęła palce na i tak już zmiętej pościeli. Wygięła się w łuk, odrywając łopatki od materaca. Stefano niezmordowanie wsuwał się i wysuwał z jej obrzmiałej po niedawnym orgazmie cipki. Rozkosz falowała w jej żyłach, pęczniała, rosła...
- Ćśśś – przypomniał jej, kiedy rozchyliła usta.
Westchnęła głęboko i wstrzymała powietrze. Stefano uniósł się z łokci na ręce i wygiąwszy się w pałąk, chwycił zębami jedną z jej brodawek.
- Mmmmm – Zacisnęła zęby, by nie krzyknąć – Stefano, zlituj się – wydyszała.
- Mam przestać? - wychrypiał.
- Nie. Nie wiem... Oooo... - Resztkami woli stłumiła jęk, gdy sięgnął do drugiej brodawki.
- Chcesz, żebym przestał? - aksamitnie niski głos pieścił jej ucho.
- Nie-e... ale... O-o-o! - Czuła jak wchodzi w nią powoli, docierając aż do dna i dalej... Jak jej ciało stawia opór i jak on go przełamuje – Ja nie dam ra-dy.
- Poczuj to. Poddaj się temu... Jesteś moja. Tak mi dobrze, kiedy jestem w tobie. - Ochrypły szept docierał do niej jak przez mgłę. - Uwielbiam seks z tobą. Uwielbiam ciebie. Ty jesteś seksem, jesteś dla mnie wszystkim...
- Tak jak ty dla mnie – wydyszała.
Znów sięgnął do jej piersi, ale tym razem ich nie gryzł, tylko skubał zębami delikatne miękkie ciało. Ona jednak czuła nawet najlżejsze muśniecie, jak liźnięcie ognia. Jej rozpalona skóra pokryła się mgiełką potu. Płonęła! Konieczność stłumienia krzyków tylko potęgowała narastające podniecenie. Nagle gdzieś głęboko w jej świadomości zakiełkowała myśl, że nigdy nie przeżyła czegoś tak intensywnego i wspaniałego. Za coś takiego byłaby gotowa zabić.
- Rozluźnij się – Dotarł do niej głęboki niski głos i natychmiast jej mięśnie zwiotczały. Reagowała instynktownie, odruchowo, bez konieczności uruchamiania woli. Jej ciało należało do niego i robiło dokładnie to, czego on chciał.
Stefano przytrzymał jej biodra przy swoich, sam unosząc się na kolana. Leżała teraz na łopatkach z pupą w górze, dotykając stopami materaca. Poczuła go inaczej. Twardy członek napierał dokładnie tam, gdzie kumulowały się w tej chwili chyba wszystkie jej erotyczne doznania. Wstrzymała oddech. Strużka potu spłynęła między jej piersiami do zagłębienia u podstawy szyi.
- Teraz cię mam – wychrypiał, widząc w słabym świetle jej szeroko rozwarte, pełne zdumienia oczy.
Pierwsze ruchy przyjęła dzielnie, zaciskając zęby i wstrzymując oddech, ale każdy kolejny sprawiał, że traciła kontrolę. Wreszcie w odruchu desperacji szarpnęła kołdrę i chwyciwszy jej róg zębami zacisnęła je z całej siły. Stefano roześmiał się chrapliwie, widząc jej bezsilność. Była blisko, czuł to, wiedział...
- Mmmm! - zduszony jęk rozległ się dokładnie w chwili, gdy zacisnęła się na jego fiucie.
Ciałem Mili wstrząsnął dreszcz. Wyprężyła się i znieruchomiała, podczas gdy Stefano spiął się w sobie i wypchnął biodra w przód. Z głośnym sykiem wciągnął powietrze, czując jak fala ciepła opływa mu jądra i zaciska się wokół nich, by po chwili wystrzelić gorącym strumieniem, przelewając się z ciała do ciała. Przyjemne drgania trwały i trwały, napełniając go błogim poczuciem spełnienia. Poczekał, aż ustaną i wysunął się ostrożnie, by paść obok ledwie żywej Mili. Zdążył jeszcze pociągnąć ją na siebie, zanim ogarnęła go przemożna senność. Ręka Mili spoczywała bezwładnie na jego ramieniu. Jej głęboki miarowy oddech kołysał go do snu. Nie miał już ani siły, ani ochoty na analizowanie wydarzeń minionego dnia. Ogarnęło do błogie odprężenie.

- Skarbie, obudź się – słowa docierały do umysłu Mili z trudem. Zacisnęła mocniej powieki. - Musisz wstać, już świta.
- Nie, błagam... jeszcze minutę – zamruczała sennie.
- Wstawaj. Dośpisz w domu – głos Stefano zabrzmiał kategorycznie.
Powieki ciążyły jej ołowiem, a mięśnie stawiały zaciekły opór przy każdym poruszeniu. Ciepła dłoń gładziła jej plecy, a usta muskały łopatkę i szyję.
- Wstań skarbie. Franco cię odwiezie.
Zmarszczyła czoło, myśli zaczęły krążyć żywiej, pamięć wracała. Otworzyła oczy i odwróciła gwałtownie głowę. Stefano leżał za jej plecami wsparty na łokciu. Nic na sobie nie miał i mogłaby do woli podziwiać jego pięknie wyrzeźbione ciało, gdyby nie świadomość tego, gdzie się znajdują i z jakiego powodu.
- A ty? - spytała już całkiem przytomnie.
- Już ci mówiłem. Nie chcę niepotrzebnie was narażać. I tak już mocno nagięliśmy zasady – westchnął – No, ale było warto. Spałem jak kamień. Biedny Franco pewnie gorzej...
- Co mam robić? - Mila usiadła nie zważając na to, że cienkie prześcieradło opadło, obnażając jej piersi. - Nie będę siedzieć bezczynnie. Nawet mnie nie proś!
- Właściwie... - zawahał się – Jest coś, co mogłabyś sprawdzić, ale to ci się chyba nie spodoba.
- Mów. Zrobię wszystko, o co poprosisz.
- Wczoraj sprawdzałem Chiarę, ale nie odebrała telefonu... - zaczął – Conte Marcello nie ruszał się z Turynu, ale nie odpowiedział mi, gdzie była.
- Sprawdzę to – zmarszczyła brwi. Nie miała pojęcia, jak to zrobić, ale nawet, gdyby miała błagać tę sukę, była na to gotowa.
- Zadzwoń do mojej matki. Zna dobrze Contessę. Pomoże ci – pogładził jej policzek – Wie, że mam kłopoty, ale nie uświadamiałem jej do końca, jak poważne. Powiedz jej tyle, ile musisz.
- Nie martw się. Damy sobie radę – posłała mu promienny uśmiech – Tak sobie myślałam... - zastanowiła się chwilę, jakby szukała odpowiednich słów – Może to ten drugi facet? No wiesz..., tamten mógł go uprzedzić. A może masz wrogów? Policja zawsze o to pyta.
- Pomyślałem o tym, ale... Kochanie, to nie jest kryminał, tylko prawdziwe życie, a tu nic nie wygląda, jak w filmie – założył jej za ucho niesforny kosmyk.
- No, nie wiem – nie dawała za wygraną – Jak mnie porwali, to to było jak film. Okropny!
- Ubierzmy się. - pocałował ją w nagie ramię - Franco cię odwiezie, a potem musi wrócić do mnie. - dodał niechętnie.
- Nie chcę się z tobą rozstawać – szepnęła.
- Ja też nie chcę – westchnął – Ale przecież musimy pracować. - W jego głosie zabrzmiała tęsknota, a może tylko odrobina smutku?
---------------------------
Mila stała przed domem, przestępując z nogi na nogę. Luca powinien już być. Pojechał po matkę Stefano i razem mieli się udać na spotkanie z Contessą i Chiarą. Benedetta nie wyjaśniła jej, jakim sposobem udało jej się to zorganizować, ale wprawiła Milę w zdumienie. Odbyły szczerą rozmowę przez telefon, a po dwóch godzinach oddzwoniła z informacją, że są umówione na popołudniowego drinka w jednym z tych niewielkich lokali, usytuowanych poza centrum i oferujących pełną dyskrecję.
Do jej uszu dotarł znajomy pomruk silnika i chwycił ją za serce. Stefano? Nie mogła uwierzyć własnym oczom, widząc jego alfę zbliżającą się do głównego wejścia. Samochód zatrzymał się i dopiero wtedy zorientowała się, że za kierownicą siedzi Franco.
- Zostawiłeś go samego? - starała się mówić spokojnie, ale głos jej drżał.
- Odwiozłem go na lotnisko – rzucił niechętnie Franco. Wyglądał okropnie, nieogolony i niewyspany. - Poleciał do Nikołaja.
- Co takiego? - Wiadomość prawie odebrała jej mowę. - Oszalał! - jęknęła.
- Też tak myślę, ale wiesz, jaki on jest.
Wyszarpnęła z torebki telefon, o mało nie upuszczając go na ziemię.
- Nic z tego – Franco pokręcił głową – Ma wyłączoną komórkę. Odezwie się do ciebie po wylądowaniu. - Wręczył jej przestarzały model telefonu z klawiaturą.
Od strony bramy nadjeżdżał prowadzony przez Lukę SUV. Mila zatrzymała na Franco udręczone spojrzenie – Idź się przespać. Jak wrócę, to do ciebie zajrzę. Może coś wyciągnę z tej suki – westchnęła z rezygnacją.
- Witaj! - wyciągnęła ręce do Benedetty – Jak ty to zrobiłaś?
- Potem ci powiem – Starsza pani uśmiechnęła się do Mili blado i posłała w stronę Luki znaczące spojrzenie. Najwyraźniej nie miała zamiaru dzielić się z nim swoimi tajemnicami. - Jedźmy, bo nie wypada się spóźnić na spotkanie z takimi figurami – dodała z sarkazmem.
Mila nie mogła się nie uśmiechnąć. Miała sprzymierzeńca i to jakiego! Gdyby nie myśl, że jej ukochany leciał właśnie prosto w paszczę lwa, mogłaby powiedzieć, że jest szczęśliwa. Przez całą drogę rozmawiały niewiele i raczej na temat zbliżającego się przyjęcia, jakby bały się prowokować los. Obie przygotowywały się psychicznie do spotkania, choć każda na swój sposób. Benedetta stawała się coraz bardziej milcząca i jakby nieobecna, podczas gdy Mila starała się „zagadać” stres. Ciekawość piekła ją jak świeże oparzenie, ale nie odważyła się na osobiste pytania w obecności ochroniarza. Musiała się uzbroić w cierpliwość.
Luca zaparkował w pobliżu wejścia, tuż obok białego Tuarega. Prawdopodobnie Contessa i Chiara już były na miejscu. Rzeczywiście, siedziały w głębi, popijając sok pomarańczowy, albo coś podobnego. Na widok wchodzących do niewielkiej sali kobiet, natychmiast pojawił się kelner i odebrał od nich płaszcze. - Przynieś nam to samo – rzuciła do niego Mila.
- Witaj Diano, może przesiądziemy się dwa stoliki dalej? - Benedetta kompletnie zignorowała Chiarę.
- Doskonale – odparła sucho Contessa i wstała z miejsca, posyłając Mili chłodne spojrzenie.
Mila zajęła miejsce naprzeciw Chiary, która przyglądała jej się z drwiącym uśmieszkiem. - Więc jednak przyszłaś – powiedziała powoli – Wiedziałam.
- Wiedziałaś? - Serce Mili zabiło mocniej. Utkwiła w w swojej rozmówczyni pełne napięcia spojrzenie – Skąd?
- Nie ważne skąd. Ważne, że tu jesteś. Podobno chcesz mnie o coś spytać. - Chiara bawiła się słomką od napoju – To musi być ważne, skoro nie mogłaś po prostu zadzwonić.
- Po co? Żeby się nagrać na sekretarkę? - Mila po niewczasie ugryzła się w język.
W oczach Chiary pojawiło się coś pomiędzy zaskoczeniem, a nienawiścią. Pojawiło się i znikło. Znów patrzyła na Milę chłodno. - Nie zamierzam tracić tu czasu. Mów, czego chcesz. - Jej głos brzmiał jak syczenie jadowitego gada.
- Chciałabym wiedzieć, czy podjęłaś ostatnio jakieś kroki w stosunku do Stefano – postanowiła zagrać w otwarte karty – Mam na myśli ostatnie trzy dni.
- Dlaczego miałabym ci odpowiedzieć? - Na twarzy Chiary pojawił się zagadkowy uśmiech.
Bo umieram ze strachu o jego życie, pomyślała. - Żeby się pochwalić, jaka jesteś przebiegła – powiedziała na głos – Żeby zrobić na mnie wrażenie... – dodała.
- Dobrze. Szybko się uczysz – roześmiała się Chiara, posyłając Mili uważne spojrzenie – A jeśli powiem, że tak, to co z tym zrobisz?
Mila spuściła wzrok, żeby ukryć targające nią emocje. - Wszystko ma swoją cenę, prawda? - spytała cicho, nie podnosząc oczu.
- Brzmi rozsądnie. Ile jest dla ciebie warta taka informacja? - zagrzechotała kostkami lodu i pociągnęła łyk żółtego płynu.
- Wymień kwotę.
- Nie chcę pieniędzy.
- A czego chcesz? - Doskonale wiedziała, czego, ale właśnie tego nie zamierzała oddawać!
- Powiedziałam, że go stracisz, więc to chyba jasne – Chiara nawet nie starała się ukryć satysfakcji.
- Muszę najpierw wiedzieć, gdzie byłaś przez cały wczorajszy dzień i z kim się skontaktowałaś. - Przyszpiliła ją wzrokiem. - Nie kupuję kota w worku.
- Więc bierzesz pod uwagę wycofanie się? - W głosie Chiary słychać było niedowierzanie. - Oddasz pierścionek?
- Z kim się skontaktowałaś? Imię! - Teraz albo nigdy, postanowiła. Zarzuciła wędkę z przynętą, a teraz postanowiła zaciąć. - Imię, albo z układu nici.
Chiara milczała.
Mila wpatrywała się w nią z rosnącym niepokojem. Powoli docierało do niej, że Chiara prawdopodobnie blefuje, a ona traci cenny czas. Nagle z zawieszonej na oparciu krzesła torebki dobiegło ją ciche brzęczenie. Szybko sięgnęła tam ręką i wymacała wibrujący telefon. - Przepraszam cię, ale muszę odebrać... - Nie czekając na odpowiedź, zerwała się z miejsca i podeszła do drzwi lokalu. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Cateriny. Wcisnęła „odbierz”.
- Mila? Rany boskie! Gdzie jest Stefano? - głos Cateriny zdradzał niepokój – Porucznik Kita wydzwania do niego w pilnej sprawie.
- Jakiej sprawie? - Mila poczuła, jak kolana się pod nią uginają – Mów szybko!
- Co się dzieje?
- Mów, kobieto!
- Łucja zniknęła z pieniędzmi Zawadzkiego. Kita zabrał jej paszport i załatwił list gończy, ale bez Stefano jej nie wyśledzą, zanim dotrze do pieniędzy!
Mila jęknęła cicho. - Kiedy to się stało? - spytała bez tchu.
- Jakieś trzy, cztery dni temu. Mila, na litość boską, co się tam u was dzieje?
- Caterina, wszystko ci wyjaśnię, ale potem. Na razie nic się nie stało, nie martw się. - Nie chciała straszyć kobiety w ciąży, ale nie miała wyjścia – Czy ona mogła kogoś wynająć, żeby się pozbył Stefano?
- Chryste, o czym ty mówisz?
- Zastanów się i odpowiedz mi, albo daj mi numer do tego Kity. To ważne, Cateri', proszę cię – przelała w słowa cały swój niepokój.
- Chyba tak... - zastanowiła się – Wyślę ci ten numer, to go zapytasz. Co się dzieje?
- Zadzwonię do ciebie i wszystko ci opowiem, ale teraz muszę kończyć. - Rozłączyła się i powoli wróciła do stolika. Usiadła naprzeciw swojej rozmówczyni. - Ty suko! Dobrze się bawisz moim kosztem? - wysyczała.
Chiara zaśmiała się drwiąco i otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale w tym momencie Mila wymierzyła jej siarczysty policzek. Uśmiech zamarł na twarzy dziewczyny, a jego miejsce zajęła konsternacja. Siedzące przy sąsiednim stoliku Benedetta i Contessa, poderwały się z miejsc.
- Nic tu po nas – Mila wstała i bezceremonialnie odwróciła się bokiem do oniemiałej Chiary. - Wracajmy. Mamy mnóstwo pracy – spojrzała znacząco na Benedettę.
- Żegnam – starsza pani rzuciła dwa banknoty na stolik – Trzymajcie się z daleka od mojej rodziny – Jej głos brzmiał lodowato uprzejmie, ale Mila mogłaby przysiąc, że w jej oczach czaiła się groźba. Widziała coś podobnego u Stefano.
Otrząsnąwszy się z osłupienia, Chiara zerwała się z miejsca, rozcierając purpurowy policzek. Mila spięła się w sobie, gotowa do konfrontacji, ale wtedy Contessa zrobiła coś nieoczekiwanego. Stanęła między rozjuszonymi kobietami i rozłożyła ręce, odgradzając swoją kuzynkę od reszty.
- Przyjmijmy, że jesteśmy kwita – zwróciła się drżącym głosem do Benedetty – Proszę – dodała ciszej.
- Niech będzie – oczy starszej pani zwęziły się do cienkich szparek – ale pamiętaj... - zawiesiła głos.
- Ciociu! - głos Chiary zabrzmiał piskliwie – Ona mnie uderzyła!
- Siadaj – Contessa wskazała jej krzesło.
Benedetta ujęła zaskoczoną Milę pod rękę i wyprowadziła na zewnątrz.
- Obie kurwy – zamruczała do siebie – Jedna warta drugiej.
- O matko! - Mila była w szoku, słysząc w jej ustach takie słowa.
- Ta dziwka miała romans z moim mężem. Myślała, że nie wiem – roześmiała się gorzko Benedetta – Znalazłam kilka liścików. Stefano właśnie poszedł do szkoły, byłam zajęta nim, a oni... - prychnęła – No, przynajmniej raz na coś się przydały jego zdrady – skrzywiła się. Nagle chwyciła Milę za rękę. – Stefano taki nie jest. On nigdy by ci tego nie zrobił!
- Wiem – szepnęła. - Musimy mu pomóc! Za wszelką cenę trzeba się z nim skontaktować, zanim spotka się z tym człowiekiem. Właśnie dzwoniła Caterina... - zawahała się. Na ich widok Luca uruchomił silnik i w ekspresowym tempie podstawił samochód pod drzwi. - Słuchaj, potrzebuję bezpiecznego maila, takiego, jak te, których używa Stefano – zwróciła się do ochroniarza, wybierając jednocześnie numer Kity. - Bądźcie przez chwilę cicho – szepnęła, zwracając się tym razem do obojga współpasażerów.
- Tu Mila, podobno szukasz mojego chłopaka... – zaczęła, siląc się na przyjazny ton.
---------------------------------------------------
Stefano wpatrywał się bezmyślnie w małe owalne okienko samolotu. Chmury wyglądały z góry jak bita śmietana na torcie. Pamiętał, że jako dziecko uwielbiał bitą śmietanę. Matka często zostawiała dla niego wypełniony po brzegi pucharek, kiedy kucharka piekła cisto. Pozwalała mu również zjadać delikatną białą piankę ze swojej porcji. Ojciec tego nie pochwalał, ale ona i tak to robiła. Rozpieszczała go, otaczała ciepłem i wspaniałą matczyną miłością. Dlaczego później przysporzył jej tyle bólu i zmartwień? Dlaczego wybrał karierę wojskową, zamiast bezpieczną pracę? Chyba ze względu na ojca. Był despotą i nie wytrzymaliby ze sobą pod jednym dachem. Jako dyrektor banku mógł dać synowi wszystko, ale żądał w zamian posłuszeństwa... Otrząsnął się. Czy to wpłynęło na jego psychikę? W jakimś stopniu tak. Czy był podobny do ojca? Na pewno odziedziczył jego pewność siebie i opanowanie, ale miał też w sobie gorącą krew matki. Lubił wyzwania, potrzebował adrenaliny i odrobiny ryzyka. Czy ona to rozumiała? Chyba nawet lepiej niż ojciec... A Mila? Na myśl o niej, poczuł się okropnie. Nie powiedział jej, co zamierza. Pewnie już się dowiedziała. Biedna mała sikorka, taka delikatna i krucha. Miał wyrzuty sumienia, że podsunął jej pomysł na spotkanie z Chiarą. Nie wierzył, że ona była zleceniodawcą, ale przynajmniej Mila czymś się zajęła. Z drugiej strony, doświadczenie podpowiadało mu, że nawet najmniejsze zaniedbanie potrafiło się zemścić, więc nie była to całkowita strata czasu. Uprzedził matkę, że Mila zwróci się do niej o pomoc i błagał, żeby nad nią czuwała. Nad jego małym zagubionym i pewnie przerażonym ptaszkiem. Poczuł dziwne drapanie w gardle. A jeśli Nikołaj go wystawia? Nie ufał mu do końca, ale czuł, że konfrontacja jest najlepszym sposobem, na przekonanie się, czy jest szczery. „Podjęcie drugiej przesyłki” było doskonałym pretekstem i nie powinno wzbudzić podejrzeń. Mulat, którego szukał wykupił bilet do Tajlandii. Nie mogło się złożyć lepiej. Ten kraj dawał nieograniczone możliwości. Mogli wykorzystać skłonność do korupcji lokalnych urzędników i policjantów, prawo antynarkotykowe, osławione więzienia i... miejscowych informatorów. Stefano miał na miejscu dwóch dobrze opłacanych, a więc względnie lojalnych ludzi. Nie mieli w ostatnim czasie wiele roboty, bo egzotyczne drewno i masę perłową coraz częściej zastępowały tworzywa sztuczne, ale opłaciło się nie rezygnować z tych kontaktów. Oparł głowę o zagłówek. Miał przed sobą jakieś osiem godzin spokojnego snu. Postanowił to wykorzystać. Nikołaj miał dotrzeć dwie godziny po nim, więc zdąży się przygotować. Wspólne polowania zawsze były ulubionym zajęciem mężczyzn i zwykle pozwalały się przekonać, co który sobą reprezentował. Zamknął oczy. Wolałby nie mieć Nikołaja przeciwko sobie. Powoli się odprężał. Podświadomość podsunęła mu obraz smukłej dziewczyny w białej sukience, z mnóstwem kolorowych pobrzękujących bransoletek na przegubach dłoni. Jej kasztanowe loki rozwiewał wiatr, kiedy wirowała w tańcu. Była taka piękna i jasna, wyciągnęła przed siebie ręce... Chwycił je i uniósł w górę, szukając jej ust. Nagle napotkał parę bursztynowych oczu... wpatrywały się w niego z niemym błaganiem. Czego chcesz? Nie odpowiadała. Czego chcesz? - powtórzył. Nadal przyglądała mu się ze smutkiem. Wrócę, wrócę do ciebie, pomyślał. Chciał jej to powiedzieć, chciał ją uspokoić, ale nie mógł. Coś chwyciło go za gardło i zdławiło głos. Oczy Mili wypełniły się łzami. Płakała przez niego. Wrócę... nagle otoczyła go ciemność i już niczego nie widział, ani nie czuł.
----------------------------------------------------------------
Mila zakończyła rozmowę z Cateriną i wpatrywała się jeszcze chwilę w ekran telefonu. We wstecznym lusterku ujrzała zaciekawione spojrzenie Luki.
- Wygląda na to, że mamy zleceniodawcę – powiedziała do siebie – Zastanawiam się, czy nie dać jakoś znać temu Nikołajowi, że zadatek, który dostał, to jedyne pieniądze, na jakie może liczyć. To powinno ostudzić jego ewentualny zapał do pracy.
- Nie poznaję cię – W głosie Luki pobrzmiewało uznanie.
- Ja sama siebie nie poznaję – przyznała skwapliwie. - Co teraz? - Spojrzała niepewnie na Benedettę. Ona jednak milczała, tylko jej czoło przeorała mała zmarszczka.
- Sprawdzimy, co ten policjant przysłał, poczekamy na wiadomości od dottoressy, a w międzyczasie postaramy się o paszport dla tej Luciji. - wyliczał Luca.
- Łucja, ona ma na imię Łucja – poprawiła go Mila – Ale skąd weźmiemy paszport?
- Mamy takiego człowieka... - zawahał się, spoglądając na siedzącą obok Mili matkę Stefano.
- Och, przestań! - machnęła lekceważąco ręką – Wiem, czym się zajmuje mój syn.
- Mamy specjalistę od rozpoznawania podrobionych dokumentów. Był kiedyś fałszerzem. Wiem, że czasem dorabia „na boku” - wzruszył ramionami. - Jak wygląda ta Lucja? Na wszelki wypadek muszę mieć jakąś zaufaną dziewczynę, która się za nią poda, jak już znajdziemy bank.
Mila zastanowiła się przez chwilę. Dziewczyny pracujące w ochronie były mocno zbudowane i wysportowane. Zupełnie się nie nadawały. No, chyba, że w banku nikt nigdy nie widział Łucji... A jeśli widział?
- Jest podobna do mnie – powiedziała powoli.
- O nie! - Luca kręcił głową – Mowy nie ma!
--------------------------------------------------
- E allora? ( No więc?) - Fabio przysunął się do Cateriny – Hai ottenuto qualcosa? (Uzyskałaś coś?)
Nie był zachwycony tym, że Caterina angażuje się na nowo w całą tę eskapadę, ale z drugiej strony, nie było chyba innego wyjścia. Inna sprawa, że nie wyglądała ani na przestraszoną, ani na załamaną. Przed chwilą był świadkiem dość burzliwej rozmowy, jaką odbyła ze swoim byłym ordynatorem. Policzki jeszcze miała zaróżowione od emocji, a skrzydełka nosa lekko jej drżały przy nieco szybszym niż zwykle oddechu.
- Zawadzki był w Argentynie dwa razy. Pierwszy raz z Łucją, jakieś cztery lata temu i w zeszłym roku sam – Wbiła wzrok w telefon – Była tam też Kieciowa i uwaga... Nowakowa! - rozłożyła ręce, jakby się kłaniała na scenie.
- Nie mów, że mają konta w tym samym banku!
- Nie, aż tak pięknie nie jest, ale być może mamy zdjęcia z ulicy, w pobliżu której jest bank. To jakaś podmiejska dzielnica Santa Fe, niedaleko lotniska.
- To się nie trzyma kupy – pokręcił głową z dezaprobatą.
- Właśnie, że tak. Zawadzki był w grupie, która tam poleciała z Kieciową na jakieś rozmowy o współpracy władz lokalnych, czy inne coś tam. W każdym razie za pieniądze podatników. Zostawił je obie w knajpie, a sam poszedł coś załatwiać. Nudziły się i robiły sobie zdjęcia. Nie było go jakieś 40 minut, a nie wziął samochodu, więc bank nie może być daleko - wyjaśniła.
- Jeśli był w banku. – Fabio nie podzielał jej entuzjazmu.
- Jeśli był w banku... – powtórzyła, jak echo i westchnęła ciężko – Mamy tylko to. Kazałam Nowakowi przesłać te zdjęcia do Mili.
- Brava! Luca sa, cosa fare. Dai, andiamo al letto (Zuch dziewczyna! Luca wie, co robić. Chodźmy do łóżka) – Fabio wykonał ruch, jakby chciał zagarnąć żonę ramieniem.
- Non ci posso credere! Tuo amico lotta per la vita e tu pesi di queste cose! (Nie mogę uwierzyć! Twój przyjaciel walczy o życie, a tobie w głowie takie rzeczy!) - Caterina wyrzuciła w górę ręce.
Fabio posłał jej zaskoczone spojrzenie – Veramente, volevo, che tu riposassi... (Właściwie, to chciałem żebyś odpoczęła...)
Zrobiła głupią minę. Poczuła się głupio. Faktycznie, jutro czekał ich lot.
- Nie martw się. Czuję się świetnie, a jak nam się uda dorwać tę babę, to poczuję się jeszcze lepiej – pogłaskała swój ledwie zaokrąglony brzuszek. - Maluszkowi nic się nie stanie.
- Dbaj o niego i o siebie – pogroził jej palcem – A teraz jazda do łóżka! Mogę ci pomasować stopy, albo przynieść coś smacznego do picia... Co byś chciała?
- No, nie wiem... - zastanowiła się. W jej żyłach wciąż krążyła adrenalina – Może pomasowałbyś mi coś innego niż stopy, coś „na odprężenie”?
W oczach Fabia pojawiły się przekorne iskierki. Miał ochotę wypomnieć Caterinie niedawną połajankę za „takie rzeczy”, ale ugryzł się w język. Wolał wykorzystać jej podniecenie w inny sposób, a poza tym za nic na świecie nie chciał jej sprawić przykrości. Wziął ją na ręce i ruszył w kierunku sypialni.
- W takim razie, pani De Luca, zafunduję pani masaż górnych partii nóg, łącznie z miejscem, z którego wychodzą... - zamruczał jej do ucha niskim seksownym głosem – Myślę, że to panią wystarczająco odpręży.