Silne podmuchy wiatru uderzały raz po
raz w okna, szarpiąc niedomkniętymi roletami. Przy kolejnym
podmuchu o parapet zabębniły ciężkie krople deszczu, po czym
zaczęły chłostać szyby niczym ukręcone z lodowatej wody bicze.
Sceneria za oknem pasowała doskonale do nastrojów
zgromadzonych w pokoju komputerowym ludzi. Punktowe światło
biurkowych lampek oświetlało cztery postacie. Mila skuliła się na
jasnej sofie ustawionej w kącie pomieszczenia, wyglądającej jakby
zawieszono ją w powietrzu, bo gięte nogi ze stalowych rurek ginęły
w mroku. Miała przed sobą dwie komórki i kilka kartek z
rozrysowaną siecią przecinających się strzałek i kresek.
Niektóre łączyły ze sobą ramki z tekstem, inne kończyły
się znakami zapytania. Wpatrywała się w nie uparcie, jakby tam
spodziewała się zobaczyć odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Przy najbliżej usytuowanym biurku usadowił się Franko. Usiłował
śledzić coś w komputerze rzucającym na jego twarz niebieskawą
poświatę, ale oczy przymykały mu się raz po raz i widać było,
że przegrywa walkę ze zmęczeniem. Odwrócony do nich tyłem,
wpatrzony w jedyne całkowicie odsłonięte okno, stał Luca. Założył
ręce do tyłu i kołysał się nieznacznie w przód i w tył:
pięty, palce, pięty, palce... Wszyscy pogrążeni byli w swoich
niewesołych myślach. Czwarta postać zupełnie do nich nie
pasowała. Młody chłopak z burzą jasnych dredów na głowie,
w kolorowej koszuli i poszarpanych dżinsach siedział, a właściwie
balansował na obrotowym odchylanym fotelu przy jednym z biurek w
takt muzyki reggae, dobiegającej z jego kanarkowożółtych
słuchawek z literką „b”. Ręce założył na kark i przyglądał
się ekranom dwóch ustawionych obok siebie laptopów. Po
jego twarzy błądziły różne kolorowe plamy światła
odbijanego to przez jeden, to drugi z ekranów. Od czasu do
czasu uśmiechał się do siebie,całkowicie wyalienowany z
otaczającego go świata.
- Skąd go, kurwa, wytrzasnęłaś? -
Luca odwrócił się nagle w stronę Mili – On w ogóle
wie, co robi?
Mila poderwała głowę zaskoczona
tym nagłym pytaniem. Spojrzała na chłopaka. - Stefano mówił,
że on jest najlepszy „w te klocki” - odparła, wzruszając
ramionami.
- Ile on ma właściwie lat? - Luca
posłał chłopakowi spojrzenie pełne dezaprobaty.
- Z tego, co wiem, to jakieś 18, może
19? - zastanowiła się – Jak go znaleźliśmy, to miał 15...
- Nie mów mi, że to ten sam
gnojek, po którym sprzątałem pety! - najeżył się Luca.
- Chyba ten – roześmiała się –
Trochę wyrósł.
Wróciła
pamięcią do wieczoru sprzed czterech lat, kiedy Stefano przywiózł
pobitego nastolatka do ich apartamentu. Pozwolili mu zostać tydzień.
Odkarmili go i doprowadzili do porządku, zanim oddali matce. Stefano
pomógł mu wyplatać się z problemów z dilerami
narkotyków w zamian za obietnicę, że chłopak skończy
szkołę...
- Ty, Marley! - Luca stanął nad
chłopakiem i przyjrzał się ekranom laptopów – Można
wiedzieć, ile to potrwa?
- Jasne – chłopak zsunął
podłączone do i-Pada słuchawki – Jakieś półtorej
godziny, czyli jeszcze czterdzieści jeden minut – wyszczerzył do
niego zęby.
- Słuchaj, nie znam cię, a jestem
odpowiedzialny za ochronę. Powiesz mi coś o sobie? - Luca nawet nie
starał się ukryć niechęci.
- A co chciałbyś wiedzieć? -
Chłopak zdawał się nie wyczuwać sarkazmu swojego rozmówcy.
- Co robisz? - spytał – Mam na
myśli, co robisz w życiu? Studiujesz? Pracujesz? Gdzie mieszkasz?
- Co robię? - chłopak zatrzepotał
rzęsami – To, co teraz. Odnajduję rożne rzeczy – roześmiał
się – Nie studiuję, to nie dla mnie. Zresztą, po co mi to?
Potrafisz zarobić 5 tysięcy euro w godzinę? - zawiesił głos, a
nie doczekawszy się odpowiedzi, kontynuował – Tak myślałem... A
ja potrafię. I dlatego nie wybieram się na studia. Jakiś dupek z
tytułem nie będzie mi tłumaczył, jak działa coś, co JA
stworzyłem. Jasne?
Luca nie wyglądał na przekonanego.
-
Ondrasz
tworzy oprogramowanie
dla dużych firm – Mila, do tej pory spokojnie przysłuchująca się
wymianie zdań, postanowiła zabrać głos – Jest ekspertem od
programów śledzących ludzi i miejsca w sieci. Dobrze mówię?
- zwróciła się do chłopaka z dredami.
- Bardzo dobrze! – Posłał jej
promienny uśmiech.
- Programy śledzące? - Luca
zmarszczył brwi.
- Właśnie tak. Ty masz zdjęcie
miejsca i chcesz wiedzieć, gdzie to jest, tak? - Chłopak utkwił w
Luce pogodne spojrzenie jasnych oczu – Ludzie robią zdjęcia i
wrzucają na Facebooka, są kamerki internetowe, kamery
przemysłowe... To wszystko jest gdzieś w sieci. Ja tylko muszę
znaleźć pasujące obrazki. - rozłożył ręce.
- To w tej chwili robisz? Szukasz
pasujących zdjęć? - Luca wydawał się zszokowany.
- Dokładnie. Z tą różnicą,
że robi to za mnie program, który napisałem. Wujek G był
zachwycony! - znowu wyszczerzył zęby – Zjadłbym coś – zwrócił
się do Mili, jakby ich rozmowa dotyczyła czegoś w stylu „jaka
dziś będzie pogoda?”
- Przepraszam, kiepska ze mnie
gospodyni – Mila sięgnęła po telefony. W myślach odmierzała
czas do chwili lądowania samolotu Stefano.
- Ja
to załatwię – Franco podniósł się ociężale zza biurka
– Trochę ruchu dobrze mi zrobi, a Pietro
pewnie jeszcze nie śpi.
- Dzięki – Mila posłała mu pełne
wdzięczności spojrzenie. Nie chciała ani na chwilę ryzykować
braku zasięgu w telefonie.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę,
dlaczego Stefano chciał, żeby właśnie Franco odpowiadał za jej
bezpieczeństwo. Był kimś w rodzaju starszego brata. Chronił, ale
też pomagał i czasem wyręczał. Jednak nie byłby w stanie
narzucić jej swojej woli. Zupełnie inaczej miała się rzecz z
Luką. On zawsze budził w Mili coś na kształt lęku. W otwartej
konfrontacji nie potrafiłaby mu się sprzeciwić, dlatego nie
przepadała za jego towarzystwem, choć doceniała jego
profesjonalizm i doświadczenie. Łagodny olbrzym Franco, budził w
niej cieplejsze uczucia, choć wiedziała doskonale jaki potrafi być
groźny. Kiedy przedwcześnie zakończył karierę sportową i
rozpoczął pracę jako ochrona osobista, dał się poznać jako
wyjątkowo cierpliwy i spokojny człowiek, ale Mila widziała jak
trenowali wspólnie ze Stefano...
Telefon, który dał jej Franco
zaczął wibrować, a po chwili rozległ się cichy dzwonek. Na
wyświetlaczu pojawił się nieznany Mili numer. Odebrała
natychmiast.
- Cześć skarbie – głos Stefano
zabrzmiał miękko – Wszystko w porządku?
- Och, Stefano! - prawie krzyknęła.
Nagle cały jej niepokój, złość i frustracja przemieszały
się i zlały w jedną całość – W porządku? Nic nie jest w
porządku! Jak mogłeś? Odesłałeś mnie do domu, a sam... Nic mi
nie powiedziałeś!
-
Przepraszam. Powinienem cię uprzedzić, ale nie chciałem cię
martwić. - Starał się wyrazić skruchę – Ustaliłaś coś? Mam
na myśli Chiarę.
- Zapomnij o tym – prychnęła –
Mamy prawdziwego zleceniodawcę. Właśnie dlatego jestem taka
wściekła! To Łucja zadzwoniła do Nikołaja, a teraz próbuje
dostać się do pieniędzy Zawadzkiego, żeby go wyciągnąć z
więzienia. Zamiast tam lecieć, powinieneś być tutaj i coś robić!
- głos jej się załamał – Nie ufaj temu człowiekowi, proszę.
Ona mogła opłacić kogoś jeszcze. O, boże!
- Mila, uspokój się i powiedz
mi, co wiesz i skąd – tym razem głos Stefano zabrzmiał spokojnie
i nawet chłodno.
- Rozmawiałam z porucznikiem Kitą.
Podałam mu twojego maila, tego wiesz... - zawiesiła głos, mając
nadzieję, że zrozumiał, iż udostępniła jego „bezpieczny”
adres – Odezwij się do niego. Stefano, nie spotykaj się z tym
Nikołajem. Najlepiej nie wychodź z lotniska!
- Spokojnie. Nikołaj będzie tu
dopiero za dwie godziny. Mam czas... Skąd wiesz o pieniądzach?
-
Kita wiedział, że Zawadzki wywiózł pieniądze do Argentyny,
a Caterina poprosiła tego doktora, żeby jej pomógł... Mamy
zdjęcia i Ondraszek
je teraz obrabia w komputerze. Stefano, proszę...
- Wow, jestem pod wrażeniem. Ty to
zorganizowałaś? - poczuł coś w rodzaju dumy.
- Razem z Luką i Franco – przyznała
– Jak znajdziemy bank, to odetniemy ją od pieniędzy.
- W jaki sposób? - spytał z
niepokojem.
- Jeszcze nie do końca wiemy –
zawahała się – Ona nie ma paszportu, a ja jestem do niej podobna,
więc mogłabym...
- Nie zgadzam się! - przerwał jej
natychmiast.
- Stefano, proszę.
– Nie! Zapomnij o Argentynie. Nie po
to tu jechałem, żebyś ty się teraz narażała! - jego głos
brzmiał stanowczo. - Daj mi Lukę.
- Stefano – starała się mówić
spokojnie – Rozumiem twoje obawy, ale to jedyne sensowne wyjście.
Jeśli ona zdobędzie te pieniądze, to kto ci zagwarantuje, że nie
wynajmie kolejnego człowieka? Będzie też mogła zapłacić kaucję
i oboje uciekną z Polski. Kto nas wtedy ochroni?
- Nie! Daj mi Lukę. - Nie chciał
słuchać jej argumentów.
- Słuchaj, jestem dorosła i nie
potrzebuję niańki! - oburzyła się – Skoro mnie prosisz, to się
zastanowię. Może tak być?
- Nie jedź do żadnej Argentyny. To
niebezpieczne. Ty nawet sobie nie zdajesz sprawy, w co się pakujesz
– w jego głosie słychać było niepokój – Luca i Franco
powinni cię powstrzymywać, a nie zachęcać - stwierdził z
wyrzutem.
- Wcale mnie nie zachęcali. To mój
pomysł i jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Wydawało mi się, że
najpierw powinnam powiedzieć tobie – wydęła wargi. - Nawet
jeszcze nie wiemy, gdzie jest ten bank. Mamy tylko zdjęcia zrobione
w jego pobliżu... Myślałam, że mi zaufasz, zrozumiesz... A ty od
razu: „daj mi Lukę”.
- Sikorko – Dopiero teraz dotarło
do niego, że ją uraził – To dlatego, że się o ciebie martwię.
Skarbie...
- Wiem i dlatego ci to mówię –
Nie dała się łatwo udobruchać.
- Mila, obiecaj mi, że nie będziesz
się narażać. To niebezpieczny kraj. Dlatego właśnie tam wywiózł
pieniądze.
- I tak na razie wciąż szukamy tego
banku – przyznała niechętnie.
- Sikorko, kocham cię i chcę
wiedzieć, że jesteś bezpieczna. Tylko wtedy mogę się skupić na
swoich sprawach, rozumiesz?
- Rozumiem...
- Doskonale sobie poradziłaś. Jestem
z ciebie dumny, ale zostań tam, gdzie jesteś. W razie czego
chłopaki sobie poradzą.
- A ty?
- Jestem dużym chłopcem. Mam tu do
załatwienia ważną sprawę, a przy okazji będę miał Nikołaja na
oku. Nic mi nie będzie. - Starał się ukryć przed nią trawiący
go niepokój – Jak tylko ustalicie, gdzie jest ten bank, daj
mi znać. Postaram się jak najszybciej odczytać tego maila od Kity.
- Chcesz rozmawiać z Luką? –
spytała z niechęcią w głosie.
-
Nie, nie muszę – odparł powoli, jakby z namysłem – Skoro
wszystko mi już powiedziałaś i ustaliliśmy, że nie będziesz się
narażać bez potrzeby… - zawiesił głos – Ustaliliśmy, tak?
-
Tak – westchnęła z rezygnacją.
-
Kocham cię.
-
Ja też cię kocham i dlatego się martwię – poczuła drapanie w
gardle – Uważaj na siebie, błagam.
-
Nie zamierzam rezygnować z tych przyjemności, które jeszcze
przed nami – rzucił wesoło i się rozłączył.
Mila
wpatrywała się w milczącą komórkę z trudem powstrzymując
łzy. Dlaczego jesteś takim upartym dupkiem, pomyślała, ale zaraz
wydało jej się, że to jawne świętokradztwo, więc odepchnęła
tę myśl ze wstrętem. Uniosła głowę i napotkała badawcze
spojrzenie Luki. Czekała ją niełatwa rozmowa.
--------------------------------------------------------
Stefano
wysiadał z samolotu ostatni. Większość pasażerów była
zaspana i z trudem kompletowała bagaż podręczny, więc nikt go nie
popędzał. Również prowadzona po włosku rozmowa nikogo
szczególnie nie interesowała. Większość osób
rozmawiała przez komórki w różnych językach.
Opuszczając samolot poczuł powiew ciepłego, przesyconego wilgocią
powietrza dochodzący ze szczeliny powstałej między bramką rękawa,
a kadłubem samolotu. Szybko przestawił godzinę na jednym z trzech
cyferblatów swojego zegarka. Musiał zacząć funkcjonować w
lokalnym czasie, a więc o szóstej rano. Informacje, które
przekazała mu Mila nie napawały optymizmem. Miał do czynienia ze
zdesperowaną kobietą, a to czyniło ją nieobliczalną i przez to
naprawdę niebezpieczną. Musiał przyznać, że coraz wyraźniej
obserwował u siebie symptomy strachu. Co gorsza, podjęte ostatnio
decyzje wynikały w dużej mierze właśnie z niego. Świadomość,
że komuś depcze mu po piętach popchnęła go do działania. Teraz
zdał sobie sprawę, że gdyby wiedział, kto jest zleceniodawcą,
być może podjąłby inną decyzję. Szybko przeanalizował, jakie
ma szanse, na wypadek gdyby się jednak pomylił co do Nikołaja.
-
Statystyka to tylko manipulacja – powiedział do siebie i sięgnął
po komórkę – Dzień dobry Tan, mam do ciebie prośbę…
- powiedział po angielsku, kiedy zgłosił się jego rozmówca.
-
Mr Stefano De Biasi oczekuje w biurze Informacji w Holu głównym
– nieco piskliwy kobiecy głosik rozlegał się ze wszystkich
głośników. Po komunikacie pojawiły się kolejne, o
opóźnionych lotach i zagubionych pasażerach.
Stefano
stał dłuższą chwilę przy taśmie, na której piętrzyły
się kolorowe walizki. Wyglądało na to, że niecierpliwie szukał
swojego bagażu, ale w rzeczywistości uważnie obserwował
otoczenie. Nigdzie jednak nie zauważył znajomej sylwetki. Wyjął z
plecaka szarą bluzę z kapturem i maleńkie słuchawki, które
założył na uszy. Kiedy nasunął na głowę kaptur, wyglądało na
to, że słucha muzyki. Poruszył się kilka razy, jakby w takt
melodii i ruszył przygarbiony do przejścia. Po chwili wtopił się
w grupkę podobnie ubranych młodych ludzi. Powoli przemieszczał się
razem z nimi. Kiedy zorientował się, że idą nie w tym kierunku,
co on, powoli przyłączył się do innej grupy i tak, zmieniając
towarzystwo jeszcze dwa razy dotarł do głównego holu,
ogromnej szklanej kopuły, a właściwie pawilonu przypominającego
szklarnię. Wyobraził sobie „ochy” i „achy” jakie wydawałaby
Mila, gdyby była tu z nim... Zauważył Tana stojącego
niedaleko wejścia. Nie podszedł jednak do niego, ale zaczął się
dyskretnie rozglądać. Kontuar informacji usytuowano naprzeciw
miniaturowego ogrodu pełnego przystrzyżonych drzewek i bajecznie
kolorowych kwiatów. Dwie śliczne dziewczyny w turkusowych
strojach, stały wkomponowane w ten ogród niby dwa rajskie
ptaki i kłaniały się przechodniom. Zastanowił się, skąd ma
najlepszy widok na Informację i tam skierował wzrok. Obok kiosku z
napojami stał samotny turysta, od czasu do czasu zerkający na
„Informację”. Na pozór niczym się nie wyróżniał,
ale jego spokój i brak bagażu od razu zwróciły uwagę
Stefano. Wczesnym rankiem na lotnisku nie stoi się bezczynnie jeśli
jest się na wakacjach. Nie zwlekając, ruszył w jego kierunku.
-
Nikołaj – wyciągnął dłoń na powitanie.
-
Stefano – turysta nie wyglądał na zaskoczonego.
-
Wcześnie wstałeś.
-
Nie kładłem się.
-
Mam zleceniodawczynię… – postanowił nie bawić się we wstępy.
-
...I ona jest niewypłacalna - dokończył za niego Nikołaj – Kto
ma dostęp do twojej skrzynki?
-
Tylko jedna osoba. Zaufana – Kurwa, Mila, co ty wyprawiasz, zaklął
w duchu.
-
Jak zaufana? – Nikołaj mówił spokojnie, ale jego wzrok był
czujny.
-
Tak samo jak ja – Pewność, z jaką Stefano wypowiedział te
słowa, zadziałała.
-
W porządku – Nikołaj odetchnął – Kiedy dostałem inaczej
podpisanego maila, nie wiedziałem, co myśleć.
-
To prawdziwa wiadomość. Po prostu dotarła do ciebie trochę
wcześniej – Chwilowa złość ustąpiła. Stefano poczuł w piersi
ucisk. Aż tak się o niego bała? Mała, kochana sikorka, musiała
sobie zadać wiele trudu, żeby odszukać Nikołaja.
-
No, to skoro mamy dwie godziny zapasu, może pójdziemy coś
zjeść? – Nikołaj wyraźnie się odprężył.
Stefano
uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Skinął na przyglądającego
im się z oddali chłopaka.
-
Mam tu lokum z bezpiecznym Internetem, więc, jeśli pozwolisz,
zamówimy coś na wynos. Poznaj Tana. – Wskazał
młodego Taja, który ukłonił im się składając dłonie –
Pracuje dla mnie. Gdzie pan Lee? – spytał.
-
Jest w hotelu i pilnuje tego człowieka, co pan kazał. Znalazłem
już dobry budynek poza miastem. – wyliczał chłopak – Mam
samochód niedaleko, ale muszą panowie poczekać, to przyjadę
przed drzwi – znów się skłonił.
-
Nie trzeba. Przejdziemy się z tobą - Stefano spojrzał pytająco na
Nikołaja.
-
Też siedziałem parę godzin. Idziemy – rzucił z lekkim
uśmiechem.
---------------------------------------------
Mila
czuła jak ogarnia ją senność. Rozmowa ze Stefano, a potem z Luką
kompletnie ją wykończyły. Czas płynął, a oni wciąż nie
znaleźli banku. Franco chrapał w najlepsze, wyciągnięty na
podłodze z kocem pod głową. Nie chciał iść do siebie, ale
zmęczonego organizmu nie dało się oszukać. Uświadomiła sobie,
że prawdopodobnie nie zmrużył oka, kiedy ona i Stefano byli razem
w hotelu. Pilnował ich bezpieczeństwa, a oni... Na wspomnienie
upojnej nocy ogarnęło ją miłe ciepło. Policzki lekko ją
zapiekły, a gdzieś w dole brzucha odezwało się przyjemne
łaskotanie. Spojrzała na Lukę, zajętego swoim laptopem. Nie
nakrzyczał na nią za ten wyskok, a przecież musiał się
zorientować, że nie nocowała w domu. Ciekawe, czy rozmawiali o tym
ze Stefano? Przełknęła głośno ślinę.
-
No dobra... - Ondrasz zsunął z uszu słuchawki i przeciągnął się
spektakularnie. Przesunął palcem po talerzu pełnym okruszków,
pozostałych po przyniesionych przez Franco barchettach, oblizał
palec i odstawił naczynie na podłogę. - Mam adres knajpy widocznej
na zdjęciach. - Oznajmił tonem jakby właśnie nastało Boże
Narodzenie – Najbliższy oddział banku...
Wszyscy,
nie wyłączając Franco zerwali się na równe nogi i po
chwili stali stłoczeni za plecami chłopaka, śledząc na ekranie
laptopa ruch maleńkiej strzałki.
- Jak mówiłem, najbliższy
bank jest tu – wskazał na mapie jakiś punkt i wpiął tam
wirtualną pinezkę – A knajpka tu – pokazał kolejny punkcik –
Odległość to prawie trzy kilometry, krętymi uliczkami.
- To nie ma sensu... - Mila wpatrywała
się w mapę z dezaprobatą – Musi być inny bank. Bliżej.
Caterina mówiła, że Zawadzkiego nie było mniej niż
godzinę.
- Nie załatwił wszystkiego w takim
czasie, nawet jeśli biegł – wtrącił się Luca – poszukaj
innego banku.
- Nie ma innego banku – Ondrasz
utkwił w ochroniarzu ostre spojrzenie jasnych oczu.
- Kurwa! Goniliśmy nie tego królika
– Luca potarł dłonią brodę pokrywającą się szorstkim
zarostem.
- Mógł założyć konto w stu
innych miejscach w Santa Fe... – Do Mili dopiero teraz zaczęło
docierać, że skupili się na jednym tropie, podsuniętym im przez
Nowaka i nie mają planu „B”. Nic nie mają! Spojrzała z
desperacją na Franco, który do tej pory nie wypowiedział ani
słowa.
- Tak się zastanawiam... - zaczął
niepewnie. Wszyscy troje skupili swoją uwagę na nim – Dlaczego
ona chce, żeby Stefano zginął?
- Bo on jest w stanie odszukać bank,
w którym są ich pieniądze - Mila powiedziała to takim
tonem, jakby tłumaczyła coś przedszkolakowi.
- Ale skoro te pieniądze wpłacił
osobiście i tylko tak można je podjąć, to nie można ich
odszukać... - urwał, widząc na ich twarzach zdziwienie.
- Mów dalej – zachęcił go
Luca.
- Nie ma „dalej” - wzruszył
ramionami – Po prostu, to jest nielogiczne! Po co ryzykować
zainteresowanie pana De Luca, Mili i nas wszystkich, jeśli wystarczy
polecieć i wyjąć kasę?
- Kurde, ty masz rację! - Mila
ściągnęła brwi – Ale skoro ona to jednak zleciła, to oznacza,
że Stefano jest zagrożeniem, a to z kolei oznacza, że jest inny
dostęp do pieniędzy...
- Jeśli choć raz wykonali operację
w sieci, to mogę ją znaleźć - głowa z dredami wykonała głęboki
obrót i jasne oczy spotkały się z bursztynowymi. Mila
poczuła się nieswojo – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że ktoś
chce zabić Stefano? Myślałem, że ma zwykłe kłopoty – w głosie
Ondrasza dało się wyczuć żal.
Mila spuściła głowę. Wiedziała,
ile Stefano znaczy dla tego młodego zbuntowanego chłopaka. Nie
chciała go obciążać. Nerwy zaczynały jej odmawiać
posłuszeństwa, z trudem hamowała łzy. Ukryła twarz w dłoniach i
przygięła się, jakby nagle przygniótł ją ciężar nie do
uniesienia. Z jej piersi dobył się cichy szloch. Zawaliłam sprawę,
wyrzucała sobie, zawiodłam! Co teraz robić, co robić? Stefano by
wiedział! On zawsze potrafił znaleźć rozwiązanie.
Franco otoczył ją ramieniem. -
Zadzwoń do tego policjanta. Powiedz mu, co ustaliliśmy. Luca pogada
ze Stefano, OK?
- Ja chcę porozmawiać ze Stefano –
załkała.
- Może lepiej, żeby cię nie słyszał
w takim stanie, co? - Franco westchnął ciężko – Jest na twoim
punkcie trochę... przeczulony – powiedział ostrożnie.
Luca posłał mu ostre spojrzenie,
ale Franco go zignorował. Mila przestała szlochać, choć łzy
nadal płynęły jej po policzkach.
- Wiem – szepnęła – I chyba
wiem, dlaczego poleciał się spotkać z Nikołajem. Boże! -
wybuchnęła nagle – Dlaczego wy jesteście wszyscy tak strasznie
uparci? Dlaczego robicie wszystko po swojemu?
- I kto to mówi? - w głosie
Franco pobrzmiewała drwina, ale jego twarz rozjaśniał dobrotliwy
uśmiech. - Nic go tak nie wytrąciło z równowagi, jak twój
upór.
- Ale on się niepotrzebnie naraża z
mojego powodu! – upierała się, nie zważając na coraz bardziej
zdziwione miny Luki i Ondrasza.
- No, nie powiedziałbym, że
niepotrzebnie... - zawahał się – Znam go od lat, ale ostatnio tak
się zmienił... Nie wiem, co mu zrobiłaś, ale chyba jeszcze w
życiu nie był tak szczęśliwy... - Nagle odwrócił wzrok i
potarł dłonią koniuszek nosa, jakby coś go zaswędziało.
Mila przypomniała sobie, jak
Caterina śmiała się kiedyś, że mężczyźni nie płaczą oczami,
bo łzy spływają im najpierw bezpośrednio do nosa. Natychmiast
przyszła jej na myśl Valeria.
- Wystarczy tego gadania – Luca
sprowadził ich brutalnie na ziemię – Dzwoń do tego policjanta i
zmuś go, żeby ruszył swoją zaspaną dupę i zabrał się ostro za
to, co tam ma na temat tego Zawadss... no, w każdym razie jego i
jego firmy. - rzucił do Mili – Ja pogadam ze Stefano i
zobaczymy... Może coś mu przyjdzie do głowy?
- Gdybym mógł pogrzebać w
plikach tej firmy, w ich komputerach... - Oczy Ondrasza zalśniły –
Wystarczy, że ten policjant uruchomi swój komputer i pozwoli
mi w nim pobuszować – złożył ręce jak do modlitwy, posyłając
Mili proszące spojrzenie.
- Tak na odległość? - spytała z
niedowierzaniem.
Pokiwał głową i pokazał zęby w
szerokim uśmiechu.
- Ale to pewnie będzie po polsku... -
zastanawiała się na głos.
- Interesują nas przelewy, a one
zawsze wyglądają tak samo – uśmiechnął się – a poza tym,
moja mama jest Czeszką, poradzę sobie - kusił.
- Dobra, zobaczę, co da się
zrobić... - Czas naglił.
---------------------
Łucja wpatrywała się w ekran
swojego ultrapłaskiego laptopa z zaciętą miną.
- Ty skurwielu! - krzyknęła nagle,
waląc pięścią w blat hotelowego biurka – Ty pieprzony
sukinsynu!
Trzeci raz logowała się do ich
wspólnego tajnego konta i trzeci raz mogła jedynie sprawdzić
jego stan. Nie brakowało ani centa. Co z tego, skoro nie miała
możliwości wykonać żadnej operacji. Rafał Zawadzki zdążył
zablokować jej elektroniczny dostęp do pieniędzy. Na szczęście
nie zdążył cofnąć jej upoważnienia. Przewidziała to, ale nie
przewidziała, że odbiorą jej paszport. Pociechą było to, że
swojemu prawnikowi też nie ufał. No, cóż, paszport można
kupić, pomyślała. Wstała i powoli podeszła do niewielkiego sejfu
ukrytego na górnej półce szafy. Wyjęła stamtąd plik
banknotów i przeliczyła. Na lewy paszport powinno wystarczyć.
Wsunęła pieniądze do bocznej kieszonki pokaźnej torebki z logo LV
i sięgnęła po telefon komórkowy. Zawahała się, ale był
na kartę prepaidową, więc po chwili namysłu wstukała numer z
maleńkiej karteczki.
- Czy to firma spedycyjna? Chciałabym
się dowiedzieć, co z moją przesyłką? Zlecenie na likwidację,
sprzed trzech dni – Jej angielski był perfekcyjny do tego stopnia,
że rozmówca natychmiast wyczuwał obcokrajowca – Wpłaciłam
zaliczkę.
- Witam. Wyznaczyła pani pięciodniowy
termin, ale można powiedzieć, że mam ją w rękach – Nikołaj
odwrócił się i oparł podstawą pleców o barierkę
zadaszonego balkonu. Przez okno widział teraz Stefano
przeglądającego pliki w swoim laptopie. - Czy chce pani zmienić
zlecenie?
- Absolutnie nie! - rzuciła szybko –
Chyba, że może pan to przyspieszyć.
-
Mogę, ale... jest jeden problem – Nikołaj wciąż wpatrywał się
w sylwetkę Stefano. Ten uniósł na moment głowę i wtedy ich
oczy się skrzyżowały. Na jego twarzy pojawił się delikatny
grymas, przypominający nieśmiały chłopięcy uśmiech. –
Potrzebuję pani nazwiska lub depozytu kwoty. Nie znam pani, a muszę
dbać o finanse firmy. - ciągnął spokojnie Nikołaj, odpowiadając
na uśmiech Stefano kiwnięciem ręką.
Zapadła niezręczna cisza.
- Mam pieniądze. Potrzebuję kilku
dni, żeby je podjąć – powiedziała w końcu. - Likwidacja
przesyłki zapewni mi bezpieczeństwo.
- Dlaczego mam pani wierzyć?
- Proszę przetrzymać dla mnie tę
przesyłkę, żebym mogła zrealizować przelew – zaproponowała,
licząc, że na to pójdzie.
- Przykro mi, ale wtedy nie będzie
pani zainteresowana dokończeniem zlecenia – Jego głos brzmiał
cały czas uprzejmie, prawie przyjaźnie.
- Właśnie sprawdzam swoje saldo i
powiem panu, że nie ma się pan czego obawiać. - uśmiechnęła się
chytrze do lustra nad biurkiem – Jestem bogata.
- Tylko pani to wie – odparł
spokojnie.
- Dobrze... - zastanowiła się –
proszę mi dać godzinę do namysłu – Może uda mi się pana
przekonać.
- Zgoda. Godzina. – Nikołaj
rozłączył się. Schował telefon do kieszeni spodni, odwrócił
się i wyjrzał za barierkę.
U podnóża budynku, w którym
się znajdowali toczyło się normalne życie. Ludzie poruszali się
w dwóch kierunkach, wymijając samochody i skutery, co chwila
tarasujące wąską uliczkę. Z wysoka wyglądali jak barwny korowód
tancerzy. Nikołaj potarł dłonią kark. Koszula, którą miał
na sobie przylgnęła do jego muskularnego ciała. Upał i wilgoć
stawały się nie do zniesienia. Ruszył do drzwi balkonowych.