czwartek, 30 kwietnia 2015

Uratuj mnie 13

Mila łkając zbierała swoje rzeczy do walizki. Kiedy się obudziła i odkryła, że jest sama w hotelowym pokoju, ogarnął ją niepokój. Wspomnienie tego, co wydarzyło się w nocy, sprawiło, że wpadła w panikę. Krótki list od Stefano, leżący na biurku, niewiele wyjaśniał, ale przynajmniej wiedziała, czego od niej oczekiwał w tej chwili. Zadzwoniła do Luki. Ten zjawił się prawie natychmiast. Wiedział tyle, że Stefano musiał nagle gdzieś pojechać, a oni mają wrócić do domu.
Jeszcze raz rozłożyła kartkę z hotelowej papeterii.
Sikorko, nie chcę cię budzić, a nie mogę czekać do rana. Zresztą, pewnie nie wstaniesz przed południem. Wybacz, że tak cię zostawiam, ale muszę coś załatwić. Zadzwoń do Luki, on wie, co robić. Nie czekaj na mnie wieczorem. Nie wiem, kiedy wrócę. Zadzwonię, jak będę mógł. Kocham cię, Stefano.
Co to miało znaczyć? Nie wie, kiedy wróci? Nie czekaj...? Nie chciał jej, ale nie wiedział jak jej powiedzieć, że ma odejść. Jak mogło być inaczej? Przybłęda z taką przeszłością! I w dodatku go zraniła. Zraniła jego męską dumę, jego uczucia, podeptała wszystkie ich wspólne lata...
- Powinien mnie wyrzucić z domu jak Slavko – Rzuciła do swojego odbicia w lustrze – Zasłużyłam na to!
W takim wypadku, nie napisałby, że kocha, podpowiadał jej rozsądek. Odruch! Napisał to na osłodę. Bzdura! Nigdy tak nie robił! Czuła, że głowa jej pęka.
Jak mogła spojrzeć mu w oczy? Mogła? Był zszokowany, kiedy odkrył prawdę. Potem próbował ratować sytuację, ale przecież widziała jego twarz!
Ile razy zadzwoniła? Osiem? Dziewięć? Nie odbierał. Nie zadzwonił. Wcześniej też tak bywało... Ale to było zanim poznał, jaka jest!
Domknęła walizkę. Przypięła do wysuwanej rączki torbę z nowym laptopem. Druga walizka stała już na korytarzu. Nie dotaszczę tego do garażu, przemknęło jej przez myśl. Zostawiła bagaże i narzuciła na ramiona płaszcz. Otworzyła drzwi prowadzące do części domu należącej do Fabia i Cateriny. Wróć! Cały dom należał do nich. Ona nie miała tu niczego, a w nowym domu Stefano nie było dla niej miejsca. Z trudem powstrzymała łzy. Przechodząc obok pokoju Concetty usłyszała muzykę „Do you belive in life after love...”. Trudno o lepszy komentarz do tego, co czuła w tej chwili. Czy wierzyła? Ciężar w piersi prawie uniemożliwiał jej oddychanie. Oparła się o ścianę, czekając aż ten stan minie.
Dotarcie do budynków mieszczących się za domem nie zajęło jej wiele czasu. Wystarczyło przejść przez część „reprezentacyjną” i wyjść tylnym wyjściem. Podczas nieobecności właścicieli istniało niewielkie ryzyko napotkania kogokolwiek. Otworzyła automatyczne drzwi i wyjęła z szafki ściennej swoje kluczyki. Niewielka biała Lancia stała samotnie obok pustego miejsca. Zwykle stała tam prywatna Alfa Stefano, ale nie tego dnia.
Drzwi garażu zamknęły się za nią z cichym trzaskiem. Na myśl, że prawdopodobnie wyjeżdża z niego po raz ostatni, przeszył ją dreszcz. Spędziła w tym domu najszczęśliwsze chwile swojego życia. Łzy przesłoniły jej obraz drogi, drogi, którą znała jak swój własny pokój. Czuła się tu bezpieczna, kochana i... szczęśliwa.
- Dlaczego pozwoliłeś mi go poznać? - Załkała spoglądając w górę – Dlaczego? O ile lżej byłoby mi żyć, nie wiedząc, że taka miłość istnieje!
Z trudem upchnęła walizki w bagażniku. Już miała odjechać, ale zawahała się. Wróciła do mieszkania. W koszu z brudną bielizna odszukała koszulkę Stefano. Przytuliła ją do piersi, jak dziecko. Niech mam choć to, pomyślała, puki nie straci zapachu... Wpakowała koszulkę do torebki i po raz ostatni rzuciła okiem na znajome kąty. To koniec?!
Szlochając wsiadła do samochodu i ruszyła do bramy. Dojechawszy, drżącymi rękami wcisnęła pilota.
- Wybierasz się gdzieś? - Luca otworzył drzwi do Lancii od strony pasażera i nie pytając o zgodę rozsiadł się na siedzeniu.
- Jadę na wizytę do psychologa – wykrztusiła, bezskutecznie próbując otworzyć bramę. Szybko otarła łzy.
- Z walizkami?
- Szpiegujesz mnie?
- Chronię.
- Chronisz? Na czyje polecenie?
- Stefano.
Oparła się o fotel i odchyliła głowę przymykając oczy. Luca wyłączył silnik.
- Nie wiem, o co chodzi, ale dostałem polecenie, żebyś nie opuszczała domu. Mam cię pilnować, aż do jego powrotu.
- Gdzie on jest? Nie odbiera telefonów... - Utkwiła w ochroniarzu gniewny wzrok.
- Nie wiem, ale... - Zawahał się.
- Tak?
- To musi być coś naprawdę ważnego, skoro zabrał broń i ubrał się jak na wojnę. W takich przypadkach odłączamy telefony.
- Cooo? - Natychmiast jej gniew ustąpił miejsca przerażeniu. - Postaraj się z nim skontaktować, błagam – wyszeptała pobladłymi wargami.
- Wiesz doskonale, że nie „złapiemy” go, jeśli sam tego nie zechce – Luca przyjrzał się Mili podejrzliwie – Nie wiem, co kombinujesz, ale powiem ci jedno. Jeśli facet z taką pozycją i pieniędzmi, facet który powinien teraz rozstawiać po kątach tych wszystkich ludzi... – Spojrzał wymownie w okna biurowej części domu – zachowuje się jak skaut, a jego kobieta pakuje w tym czasie walizki, o coś jest nie tak! Co wy wyprawiacie? Jak De Luca się ustatkował, to teraz wy się będziecie szarpać?
- Luca, jak ty nic nie rozumiesz... - zaczęła.
- Nie rozumiem i nie chcę rozumieć! - warknął – Wiem, że nigdzie się stąd nie ruszysz, puki on nie wróci. Takie dostałem polecenie. Koniec!
Wcale już nie była pewna, czy chce się gdziekolwiek ruszać. Na pewno chciała, żeby Stefano wrócił bezpiecznie do domu.
---------

Stefano zatrzymał samochód przed paskudnym betonowym budynkiem przypominającym bunkier. Sprawdził jeszcze raz na GPS. Wszystko się zgadzało. Wyłączył silnik i czekał. Po jakichś dwóch minutach w drzwiach budynku ukazał się mocno zbudowany mężczyzna o nieco azjatyckich rysach i śniadej cerze. Miał na sobie coś w rodzaju munduru bez żadnych oznaczeń. Równie dobrze mógł być wojskowym, co i turystą, biorącym udział w wyprawie surwiwalowej. Obrazu dopełniały wypłowiałe mocne buty.
- Witaj, Nikołaj - Stefano wysiadł z samochodu i podszedł do mężczyzny, rozkładając szeroko ręce. - Jestem wzruszony, że pofatygowałeś się osobiście.
- Zawsze chciałem zobaczyć Albanię, a skoro zapłaciłeś za bilet… - Wzruszył ramionami – Swoją drogą, sporo cię to kosztuje. Mogłeś kazać go sprzątnąć. Poszłoby na porachunki, biorąc pod uwagę, że handluje kobietami i prochami. Mogłem ci przysłać filmik. Na życzenie nawet z wypruwaniem flaków albo kastracją.
- Zabić go? – spytał z odrazą Stefano – Nieee. Będzie żył, ale zadbam, żeby życie od tej chwili było dla niego nieznośne, a poza tym potrzebuję informacji. Jak je dostanę, to znajdziesz jeszcze jednego i z tamtym ty porozmawiasz, ale dopiero po mnie, OK.?
- Trzeba było od razu tak mówić. – Ucieszył się Nikołaj – Chciałeś film. Kamera już ustawiona.
- No, to chodźmy. Przyleciałem tylko na parę godzin.
Weszli do mrocznego pomieszczenia i Stefano musiał chwilę poczekać, żeby wzrok mu przywyknął. Wnętrze domu było dokładnie tak obskurne, jak się zapowiadało. Jedynym umeblowaniem była kamera na trójnogu i kilka drewnianych skrzynek. Na jednej z nich siedział związany mężczyzna z jutowym workiem na głowie. Na dźwięk kroków poruszył się niespokojnie. Miał na sobie wymięty garnitur i eleganckie buty pokryte jasnym pyłem. Lewy rękaw marynarki i koszuli rozcięto, tak, że widać było tatuaż w kształcie pieczęci. Stefano wziął jedną ze skrzynek i ustawił ją naprzeciw mężczyzny tak, aby go nie zasłaniać, ale żeby jego samego kamera nie obejmowała.
- Zostawisz nas? – Zwrócił się do Nikołaja – To dość osobista sprawa. Poza tym, za jakąś godzinę przyjedzie tu parę osób i nie sądzę, żebyś miał ochotę się z nimi spotkać.
- Było mi miło poznać cię osobiście. Czekam na dalszy ciąg zlecenia – odparł przyjaznym tonem i wyszedł, wcześniej podając Stefano rękę.
Stefano zdjął z głowy mężczyzny zasłonę i przyjrzał mu się uważnie. Wiedział, że ma 52 lata, ale dobrze się trzymał. Jasne włosy doskonale maskowały siwiznę. Dwudniowy zarost sprawiał, że wyglądał prawie na swój wiek, ale gdyby się ogolił, byłoby lepiej. Knebel uniemożliwiał mu poparcie słowami tego, co wyrażał jego wściekły wzrok.
- Słuchaj i nie przerywaj – Głos Stefano był lodowato spokojny – Wyjmę ci knebel, żebyś mógł mi odpowiadać na pytania. Ty nie zadajesz pytań. Zrozumiałeś?
Mężczyzna zmarszczył brwi.
- To może inaczej. Mogę cię zabić, przestrzelić ci kolana, albo strzelić w brzuch i zostawić. W promieniu pięćdziesięciu kilometrów nie ma żywej duszy, więc zdechniesz tu w męczarniach. – Beznamiętny ton zupełnie nie odzwierciedlał tematu przemowy, ale chyba właśnie dlatego odniósł zamierzony skutek, bo mężczyzna kiwnął głową. Stefano wyjął mu knebel.
- Co to, kurwa… - Zaczął więzień.
Stefano bez słowa wyciągnął zza pasa broń, odbezpieczył i przyłożył do kolana przesłuchiwanego. Ten zamarł.
- Świetnie. Widzę, że się rozumiemy. Nie mówię dobrze po angielsku, więc uważaj. Służyłeś w Dubrowniku. Mały oddział. Mieliście pilnować porządku w mieście. Zgadza się?
- Tak, dwa lata – W głosie mężczyzny słychać było zaskoczenie.
- Pamiętasz, jak w ’93 razem z kolegą pobiliście chłopaka i zgwałciliście dziewczynę?
- Co? Nie wiem o czym mówisz? Ja nie…
- Zła odpowiedź – Przerwał mu Stefano – Sprawdziłem. Było was ośmiu, a jedynym blondynem w oddziale, który ma taki tatuaż jesteś ty. Przypomnij sobie, bo od tego zależy, co z tobą zrobię. Chcę wiedzieć, jak się nazywa kolega, z którym wtedy byłeś. Jest dwóch kolorowych, więc się waham, którego zabić.
- Czego chcesz? - Głos przesłuchiwanego zadrżał.
- Po pierwsze, powiesz do kamery, jak bardzo ci przykro, że to zrobiłeś. Potem poniesiesz karę i naprawdę będzie ci przykro. No i jeszcze nazwisko kolegi. Tego chcę.
- Ja tego nie zrobiłem – Upierał się.
- Przypomnę ci. Szczupła szatynka. Związaliście ją paskiem. Twój kolega wsadził jej lufę pistoletu…
Stefano stał oparty o maskę samochodu i obserwował, jak dwa dżipy wspinają się górską drogą. Widać już było wojskowe emblematy na drzwiach. Sięgnął do wnętrza auta, wyciągnął szarą teczkę i wyszedł im naprzeciw. Z pierwszego pojazdu wyskoczył żołnierz i otworzył tylne drzwi. Stefano czekał. Z samochodu wysiadł niewysoki, ale dobrze zbudowany mężczyzna w mundurze. Zdjął ciemne okulary i podał adiutantowi. Rzucił jakąś komendę i ruszył przed siebie.
- Witam generale – Stefano skinął głową – Dziękuję, że tak szybko pan zareagował. Tu są zdjęcia i dokumenty, o których mówiłem. Oczywiście zdjęcia córki pana ministra zostały usunięte z jego laptopa i poczty mailowej. – Zwłaszcza, że sam je tam wsadziłem, dopowiedział w myślach.
- Jesteśmy panu zobowiązani. Gdzie ten handlarz? – Generał przeglądał z zainteresowaniem zawartość teczki – Ile albańskich kobiet wywiózł?
- Trudno to stwierdzić jednoznacznie, ale w ciągu ostatniego roku ponad trzydzieści. Do tego dochodzą narkotyki. – Ty skorumpowany gnoju, gdyby nie zdjęcia tej rozpuszczonej imprezowiczki, to palcem byś nie kiwnął, pomyślał. – Ma pan tu wszystko: droga przemytu, kierowca i odbiorca. Oczywiście sami na to wpadliście – Zaznaczył.
- Oczywiście. To gdzie on jest?
Stefano wskazał głową budynek. – Ma paskudną ranę uda, ale założyłem mu opatrunek. – Patrzył, jak generał wskazuje swoim podwładnym drzwi budynku. – Panie generale, prawie zapomniałem powiedzieć, że nikt się o niego nie upomni. Ma fałszywe dokumenty, a ja będę zobowiązany, jeśli nie wyjdzie z więzienia przez najbliższe dwadzieścia lat, albo i dłużej.
- Może pan być spokojny – Generał wyciągnął do niego dłoń – Postaramy się.
---
Tego ranka Mila obudziła się wyjątkowo wcześnie. Miała za sobą długą noc pełną męczących snów. Kilkakrotnie sprawdzała, czy Stefano przypadkiem nie wrócił. W pewnej chwili wydało jej się, że słyszy silnik jego Alfy, ale doszła do wniosku, że to przywidzenie, więc znów zapadła w dziwny letarg. Wydawało jej się, że słyszy jak Valeria się śmieje, potem, jak ciemnowłosa dziewczyna mówi, że Stefano jej się oświadczył. Zrywała się z niepokojem i znów zasypiała.
Usiadła na łóżku i spojrzała na częściowo rozpakowane walizki. Po tym jak Luca zawrócił ją sprzed bramy, wróciła potulnie do ich mieszkania. Później znów dopadły ją wątpliwości. Jeszcze raz spróbowała zadzwonić. Czy to możliwe, że próbował odszukać jej gwałcicieli? Zrobiło jej się słabo. A jeśli ich znajdzie, to co? Co im zrobi? Poczuła mdłości. Cicho zsunęła nogi na podłogę. Miała iść do łazienki, kiedy zorientowała się, że ktoś przymknął drzwi do sypialni. Wyjrzała ostrożnie. Na podłodze zauważyła metalową walizkę z szyfrem, w której Stefano przewoził czasem broń i sprzęt elektroniczny. Wrócił!
Na palcach podkradła się do jego pokoju. Spał w ubraniu na skórzanej kanapie, która zstąpiła jego pojedyncze łóżko, kiedy się wprowadziła. Czasem używał jej, gdy pracował do późna. W pierwszym odruchu chciała podbiec i całować jego pokrytą zarostem twarz, ale po chwili spuściła głowę i wycofała się do sypialni.

- Luca, wiesz, gdzie jest Mila? - rzucił do telefonu Stefano. Wciąż miał na sobie pomięte ubranie. Dopiero po wylądowaniu w Mediolanie uruchomił swoją komórkę, ale było zbyt późno, a może zbyt wcześnie, żeby oddzwonić do Mili. Luca poinformował go krótko, że próbowała opuścić dom. Znalazł ją w sypialni zwiniętą w kłębek pod kołdrą. Początkowo chciał wziąć prysznic i dołączyć do niej, ale był zbyt wyczerpany. Położył się na kanapie w gabinecie i zasnął dokładnie w tej samej chwili. Rano znalazł puste, ale jeszcze ciepłe łóżko.
- Wyszła do parku jakieś dwadzieścia minut temu. Zdaje się, że poszła do altany. - W głosie Luki dało się słyszeć niepokój – Stefano, co się dzieje?
- Wszystko w porządku – Nie miał zamiaru nikogo wtajemniczać w swoje prywatne sprawy.
Poranek był chłodny, ale zapowiadała się piękna pogoda. W porównaniu z niegościnnym krajobrazem albańskich gór, okolice Turynu, z ich pierwszą marcową zielenią jawiły się jak bajkowa scenografia. Odetchnął pełną piersią i ruszył we wskazanym mu przez ochronę kierunku. Miał poczucie, że jego życie wraca na właściwe tory. Może ta psycholog nie była taka głupia? Może on też potrzebował silniejszych bodźców, żeby ujrzeć pewne sprawy pod właściwym kątem? Z daleka dostrzegł kurtkę Mili przy wejściu do ażurowej altany. Na jego widok cofnęła się do środka.
- Chcę porozmawiać – zatrzymał się jakieś dwa metry od wejścia.
- Nie dam rady, kiedy będziesz na mnie patrzył – Głos jej drżał.
- Więc każde z nas zostanie tu, gdzie jest, zgoda?
- Zgoda – odparła po namyśle.
- Przepraszam, że musiałem tak nagle wyjechać. Pewnie wolałabyś inne zakończenie balu? - zaczął niepewnie.
- Nie, chyba nie... W sumie, to chyba lepiej, że zostałam sama. Tylko myślałam... - Jak miała powiedzieć, że umierała ze strachu, że ją odtrącił?
- Nie chcę żebyś odchodziła – Uprzedził ją. - Wiem, że miałaś prawo tak pomyśleć, ale ja cię nie zostawiłem. Potem sobie uświadomiłem, że tych kilka słów, które napisałem jest bez sensu, ale już nie mogłem użyć komórki, a poza tym, spałaś.
- Luca ci powiedział. Boże, zrobiłam z siebie idiotkę – Ukryła twarz w dłoniach, choć Stefano nie mógł jej widzieć.
- Wcale nie! - zaprzeczył natychmiast – Po prostu byłaś zdezorientowana. Mila! Kiedy wreszcie zrozumiesz, że nie pozwolę ci odejść? Zmieniłaś moje życie! Sprawiłaś, że zacząłem myśleć o przyszłości, o rodzinie. To dla ciebie te wszystkie decyzje, to dla ciebie te zmiany... Nie widzisz tego?
- Stefano, ja nie prosiłam... nie zasłużyłam nawet... - Głos jej się łamał.
- Nie mów tak! Popełniłaś błędy. Ja też. - przyznał – Ale żyjemy i jesteśmy razem. Jesteśmy?
Nie odpowiedziała, a tylko wydała jakiś nieartykułowany dźwięk, ale przyjął to za twierdzenie.
- Powiedziałaś, że jesteś nieodpowiednia, że czujesz się nie na miejscu..., ale kiedy na ciebie patrzyłem, to wśród tych wszystkich ludzi właśnie ty byłaś najbardziej na miejscu i najbardziej odpowiednia. Wszyscy, z którymi rozmawiałem byli pod twoim wrażeniem!
- Ciągle gdzieś znikałeś, a twoja mama powiedziała mi, że zabroniłeś mnie angażować do konkursów... - Pociągnęła nosem – Pomyślałam, że się mnie wstydzisz.
- Oczywiście, że nie! Po prostu miałem trochę obowiązków. A mamie powiedziałem, że sama mnie o to poprosiłaś. Chciałaś wywijać nogami na krzesłach, czy pokazywać wszystkim majtki? Przecież sama powiedziałaś, że zależy ci na jej opinii. Była zachwycona!
- Nie wiedziałam... - chlipnęła – To znaczy, powiedziała coś takiego, ale nie byłam pewna. Zrobiłeś to w moim imieniu?
- Po prostu znam ją lepiej niż ty.
- Ale ja... - Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło – To, co się stało potem... Słuchaj, czy ten wyjazd miał związek ze mną?
Nie był jeszcze gotów, by jej powiedzieć. A może tak?
- Muszę cię zobaczyć – stwierdził kategorycznie i wtargnął do altany, zanim zdążyła zaprotestować – Chcę cię pocałować. - Musiał się przekonać.
Spojrzała na niego wylęknionym wzrokiem. Popchnął ją na ażurową ściankę i przywarł do niej całym ciałem. Pociągnął za włosy i objął drżące spękane wargi. Poczuła, jak eksploruje językiem wnętrze jej ust i... poddała się. Całował ją zachłannie, gorączkowo, jakby nie mógł się nasycić. Brakowało jej tchu, brakowało jej woli, była jak ogłuszona jego natarczywością i pożądaniem. Więc tak bardzo jej chciał? Mimo tego, co się stało? Nie czuł obrzydzenia?
- Kocham cię... pragnę... - wychrypiał bez tchu, odrywając się na moment od jej ust. Zdążyła wziąć haust powietrza i znów zaatakował. Pochłaniał ją, ssał i kąsał bezlitośnie. Przyłączyła się. Początkowo nieśmiało, potem coraz bardziej otwarcie. - Chcę się kochać – wydyszał nagle.
- Tutaj? - Jej głos zabrzmiał piskliwie. Była zszokowana.
- Tutaj. Gdziekolwiek. Natychmiast!
- Ktoś może zobaczyć... - wyjęczała.
- Nic mnie to nie obchodzi. Chcę, żebyś wiedziała, że cię kocham i pragnę, i chcę wiedzieć, że nie odejdziesz.
- Stefano, nie chcę odchodzić. - odparła słabym głosem – Zrobię wszystko, co zechcesz. Wszystko! Kocham cię nad życie.
Chwycił ją w ramiona. Uniósł jej brodę i zajrzał w oczy.
- Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobił – wyszeptał dziwnie poważnym tonem.
- Chryste, Stefano – Zadrżała pod wpływem jego słów – Nie odpowiedziałeś mi. Zabrałeś broń! - Nagle ogarnął ją niepokój.
- Dopadłem tego drania – powiedział niskim, twardym głosem – Tego drugiego też dopadnę.
Mila poczuła, że grunt usuwa jej się spod nóg. Była przerażona. Ciemne oczy Stefano lśniły dziwnym blaskiem, źrenice miał szerokie, ogromne...
- Chyba go nie zabiłeś? - wyszeptała pobladłymi wargami. Czuła w ustach słodki smak. Zapadała się w nicość. Wydało jej się, że Stefano woła ją gdzieś z daleka.

czwartek, 23 kwietnia 2015

Uratuj mnie 12

Stefano stanął przed drzwiami gabinetu psychologicznego i odetchnął głęboko. Od ostatniej wizyty w podobnym przybytku minęło ponad dziesięć lat... nawet dwanaście! No dobra, obiecał, że pójdzie, to pójdzie. Miejmy to już z głowy, powiedział do siebie i zapukał do drzwi.
Otworzyła mu pogodna, około pięćdziesięcioletnia kobieta z burzą niesfornych długich włosów, przyprószonych siwizną. Miała na sobie luźny strój w stylu „sportowej elegancji” i była bez makijażu, co u Włoszki było spora ekstrawagancją. Robiła dobre wrażenie i wzbudzała zaufanie.
- Stefano De Biasi – przedstawił się – Przyszedłem w na prośbę mojej dziewczyny, Mili.
- Witaj. Maria Gracja Nucci. Mów mi po imieniu. - Przywitała się ze swobodą – Zapraszam. - Zrobiła krok w tył i wskazała mu fotel.
Usiadł i rozluźnił się. Jeśli mieli rozmawiać, potrzebował wygody. Oparł się swobodnie. Przez kilka minut rozmawiali na ogólne tematy, żeby się nawzajem „wyczuć”. Wreszcie pani psycholog przeszła do konkretów.
- Wiesz, że widziałyśmy się dziś rano – stwierdziła, przyglądając mu się uważnie – Jasne, że tak. Podobno wszystko wraca do normy?
Dlaczego miał wrażenie, że nie wierzyła we własne słowa? Postanowił zagrać w jej grę.
- Jestem cierpliwy. Czekam, aż będzie gotowa. - Mówiąc to, przyglądał się Marii Gracji, starając się odgadnąć jej myśli. Ona jednak słuchała z kamienną twarzą. - Wydaje mi się, że Mila potrzebuje przede wszystkim czasu i spokoju. - zakończył.
- Nie ułatwiaj jej. Wbrew pozorom, ona lepiej reaguje w sytuacjach... no powiedzmy... w stanach ostrych.
- Chyba żartujesz!? - Posłał jej spojrzenie pełne niedowierzania – Mam ją dręczyć? Po tym, co przeszła?
- Taki jesteś mądry? - Maria Gracja nie dała się zbić z tropu. - A czy wiesz, jak nakłoniła jednego z porywaczy do wysłania SMS-a?
Stefano milczał. Oczywiście, że nie wiedział. Mila nie wchodziła w szczegóły, a on nie chciał jej zmuszać.
- Zaproponowała mu seks – Obwieściła triumfalnie Maria Gracja, jakby to było coś godnego pochwały.
- Co zaproponowała? - zachłysnął się.
- Oczywiście, nie miała zamiaru dotrzymać słowa, ale sam fakt, że potraktowała seks przedmiotowo, jak towar, jest w jej przypadku ogromnym postępem – wyjaśniła.
- Powiedz jeszcze, że powinienem im podziękować – wycedził przez zęby.
- Z sarkazmem ci nie do twarzy – odparowała - Absolutnie nie ma mowy o pochwalaniu tego, co zrobili ci dranie! Próbuję ci tylko uświadomić, że ona potrzebuje do działania silnych bodźców.
- No, nie wiem... - Czuł się nieco zbity z tropu.
- Słuchaj, dlaczego tu przyszedłeś? - Maria Gracja przyszpiliła go wzrokiem.
- Bo chcę pomóc mojej dziewczynie – odparł bez wahania. Była to szczera prawda, co nie oznaczało jednak, że był gotów zwierzać się z intymnych szczegółów. Co to, to nie! - Czy Mila mówiła ci, gdzie wcześniej pracowałem? - Postanowił ustalić jasne granice.
- Mówiła, że w wywiadzie wojskowym – Przyjrzała mu się, mrużąc oczy – Dlaczego o tym mówisz?
- Bo pracując tam, miałem wielokrotnie kontakt z psychologami i psychiatrami. Byliśmy szkoleni i badani. Również po akcjach, gdzie ginęli nasi koledzy. - Mówił bez jakichkolwiek emocji. – Głównie byłem wywiadowcą, rzadko brałem udział w działaniach bezpośrednich, ale jednak...
Maria Gracja przyglądała mu się z uwagą. - Potrafisz panować nad sobą – Zauważyła.
- Tak. - Wzruszył ramionami – Ale trudno mi zachować spokój, kiedy chodzi o Milę. Poza tym, jestem tu, bo ona tego chciała, nie ja.
- OK – Pokiwała głową – Zrozumiałam. Gdybyś jednak potrzebował pomocy, to jestem otwarta. Wróćmy do Mili. Wiem, że zaczęliście rozmawiać.
- Tak, ale ona cały czas płacze. Nie wiem, czy tak ma być? Minęło tyle lat, a ona wciąż nie może opanować emocji.
- Niech płacze. To duży postęp. - Uśmiechnęła się wyrozumiale – Kiedy do mnie przyszła, nie płakała. Była tak zasklepiona w sobie, że ledwie udało mi się skłonić ją do czegoś więcej, niż suchej relacji z przebiegu samego gwałtu.
- Caterina, to znaczy dottoressa De Luca powiedziała, że bardzo jej pomogłaś. - Przyznał.
- Nauczyłam ją patrzeć na to z boku, ale najbardziej pomogłeś jej ty, choć raczej nieświadomie. Tak, tak. - Pokiwała głową, widząc jego minę pełną niedowierzania. - Przede wszystkim, zakochała się w tobie i jej świat się przewartościował. Ja tylko jej wytłumaczyłam, że zasługuje na to uczucie. - Stwierdziła skromnie. - Ona bardzo nisko ocenia siebie. - Dodała po chwili.
- Nie wiedziałem. - Nie zdołał ukryć zaskoczenia – Wcześniej zawsze była taka pewna siebie i nawet... - Szukał odpowiedniego słowa.
- Lubi kontrolować sytuację?
    Przytaknął.
- Myślę, że to wynika z zachowania jej bliskich. Nie mogli ukarać tamtych, więc obarczyli winą Milę. To częste, szczególnie w rodzinach, gdzie panuje patriarchat.
No dobrze, pomyślał, to tłumaczy niską samoocenę, ale ta chęć sprawowania kontroli, szczególnie w łóżku? No, ale przecież były rzeczy, które lubiła i sprawiały jej prawdziwą przyjemność. Wtedy potrafiła się wyluzować. Wystarczyło, że nie kojarzyły jej się z tamtymi wydarzeniami. A jednak nie miał zamiaru rozmawiać o tym z psychologiem, wolał już raczej z płaczącą Milą.
- Uprawialiście seks? - Nagle dotarło do niego pytanie, którego zdecydowanie wolałby nie usłyszeć – Mam na myśli teraz, po powrocie do domu.
- Nie będziemy o tym rozmawiać – Stwierdził kategorycznie.
- Szkoda, bo to jest dość istotne – Sprawiała wrażenie zawiedzionej jego postawą. - Jak chcesz, ale zanim ja do niej dotrę... - Rozłożyła ręce.
- Z tym chyba sam sobie poradzę – odparł z niechęcią. Wyprostował się w fotelu, gotowy do wyjścia.
Maria Gracja pojęła jego intencje, więc wyciągnęła dłoń. - Oby. - Uśmiechnęła się ze smutkiem. - Pamiętaj, co ci powiedziałam. Jeśli będziesz mnie potrzebował, dzwoń.
Wstał i ruszył do drzwi. Odwrócił się z zamiarem pożegnania, ale pani psycholog nie ruszyła się z miejsca. Stanął niezdecydowany. - Dlaczego uważasz, że mogę cię potrzebować? - spytał powoli.
- Bo masz wytrych i szybko możesz otworzyć te drzwi, ale nie wiesz, co za nimi znajdziesz – Jej głos brzmiał poważnie, nawet groźnie.
Stał przez chwilę, wpatrując się w otoczone siateczką zmarszczek brązowe oczy. Powoli zawrócił i usiadł, pochylając się do przodu. Maria Gracja odchyliła się na oparcie z triumfalną miną.
- Wytrych? - Przełknął głośno ślinę. Ta kobieta wiedziała znacznie więcej, niż powiedziała i prawdopodobnie rozumiała Milę lepiej niż ktokolwiek inny, nie wyłączając jego. - Powiesz mi, o co chodzi? - spytał.
- Do końca nie wiem, ale mam pewne podejrzenia... - zaczęła – Nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
Szczerość za szczerość, przyszło mu na myśl. Nienawidził udzielać informacji na swój temat. Do szewskiej pasji doprowadzało go beztroskie podejście Fabia do tych kwestii. Na szczęście ostatnimi czasy bardzo się poprawił. Na pewno przyczyniło się do tego postępowanie Valerii. Z drugiej strony, to nie była wysoka cena za bezcenne informacje, jakie mógł w ten sposób uzyskać. Bardzo ich potrzebował.
- Zależy, co rozumiesz przez seks – Powiedział już całkiem opanowany.
- Mam na myśli stosunek, nie pieszczoty – sprecyzowała.
- Nie, tego nie robiliśmy.
- Jaki masz z tym problem?
- Ja? To Mila tego nie lubi. Po prostu uznałem, że wystarczająco dużo przeżyła w ostatnim czasie. - Wzruszył ramionami – Mamy czas. Wytrzymam bez tego...
Kogo chcesz oszukać, zdawały się mówić oczy Marii Gracji. - Zastanawiasz się, czy kochając się z tobą, widzi tamtych, co?
Nie odpowiedział od razu. Nie mógł zaprzeczyć, że tak to odbierał. Podświadomie uciekał od konfrontacji, ale ona była nieunikniona. Nagle zdał sobie sprawę, że postępuje identycznie jak Mila. Jego rozmówczyni milczała, jakby chciała dać mu czas do zastanowienia. Długie sekundy mijały, a on wciąż nie był gotów.
- Wiesz, co powiedziała, kiedy się oburzyłam, że złamałeś nogę jednemu z porywaczy? - spytała nagle.
Uniósł głowę, zaskoczony jej słowami.
- Powiedziała: należało mu się.
Nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Jasne, że mu się należało!
- Tego drugiego było jej nawet trochę żal... - dodała.
- Pomógł jej – Z niewiadomych przyczyn poczuł się w obowiązku wytłumaczyć Milę przed Marią Gracją.
- Nie za darmo – Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Co ty mi próbujesz powiedzieć? - Zmarszczył groźnie brwi.
- Zapytaj ją. - powiedziała z mocą, jakby wydawała rozkaz – Zapytaj, dlaczego chciała, żeby poniósł karę? Dlaczego właśnie on i co to ma wspólnego z tamtymi?
- Nie mów mi, że ją skrzywdził! – Stefano pobladł.
- Nie, spokojnie! Uderzył ją, ale nie zrobił tego, o czym myślisz. Powiedziała mi, że nie. - Zaznaczyła – A mimo to, ona uważała twoje postępowanie za słuszne. Zapytaj ją. Tobie może odpowie? - W jej oczach dostrzegł napięcie - Aha, i jeszcze jedno. - dodała - To nieprawda, że ona nie lubi seksu. Ona się go boi.

Stefano wracał do domu z zamętem w głowie. Ta kobieta potrafiła wyprowadzić go z równowagi. Niewielu osobom się to udawało. Należały do nich Mila, Fabio i czasami Vanessa, ale ta ostatnia raczej w pozytywny sposób. Darzył ją po prostu prawie ojcowskim uczuciem i nie potrafił postępować względem niej czysto racjonalnie. Zresztą, podobnie jak Fabio.
Wrócił myślami do Mili. Bała się seksu. Było tak, kiedy się poznali. Od chwili, gdy przeżyła swój pierwszy orgazm, musiały minąć dwa tygodnie, żeby zdecydowała się na prawdziwy seks. Wtedy nie wydawało mu się to dziwne. Skoro z nikim wcześniej nie było jej naprawdę dobrze? Powoli nauczył się, że świece odpadają, bo zbyt przypominają pożar, z którego ją wyniósł, że ciemność ją przeraża, że trzeba do niej mówić, że panikuje, kiedy on używa siły... Jedne rzeczy rozumiał, innych nie. Teraz wszystko nabierało sensu.
Skręcił w uliczkę prowadzącą do domu. Mila pewnie już wróciła i czekała na niego. Postanowił odłożyć rozmowę do następnego dnia. Teraz czekał ich bal i nie miał zamiaru psuć jej zabawy.
- Sikorko! - zawołał wchodząc do ich mieszkania – Jesteś gotowa?
- Ta dam! - Stanęła w drzwiach sypialni, rozkładając ręce jak do ukłonu.
Zaniemówił na jej widok. Podpięte z jednej strony włosy opadały łagodnymi splotami na przeciwległe ramię i plecy. Staranny makijaż nie był przesadnie mocny i właściwie podkreślał tylko oczy. Uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem.
Podroż do Mediolanu odbyli na tylnym siedzeniu czarnego SUV-a z ciemnymi szybami. Do tej pory korzystał z niego głównie Fabio. Tym razem za kierownicą siedział Luca.
- Dziwnie się czuję – szepnęła Mila, kiedy zatrzymali się przed prostym eleganckim budynkiem Armani Hotel Milano.
- Szczerze mówiąc, ja też – Stefano wysiadł, a po chwili otworzył jej drzwi. Mrugnął porozumiewawczo do Luki, który podał ich bagaże hotelowemu boyowi. - Widzimy się jutro rano. Dam ci znać.
- Dobrej zabawy – Ukłonił im się odrobinę przesadnie, z trudem opanowując wesołość.
- Jak się pani czuje w roli celebrytki? - Stefano poprowadził Milę do kontuaru recepcji, gdzie boy już postawił ich torby na lśniącym wózku bagażowym.
- Fajnie... - Bywała w eleganckich wnętrzach, ale zwykle na służbowych spotkaniach, gdy towarzyszyła Alessandrze albo Fabio potrzebował jej pomocy.
Z głośników sączyła się przyjemna spokojna muzyka i mieszała z cichym szmerem rozmów gości i obsługi hotelowej. Przestronne wnętrze zaprojektowano z elegancką prostotą, ale Mila natychmiast rozpoznała styl światowej sławy projektanta. Nie na darmo hotel miał w nazwie jego nazwisko.
- Witaj w świątyni zbytku i snobizmu – szepnął jej do ucha Stefano i podszedł do kontuaru – Dobry wieczór. Mamy tu rezerwację. - Położył na blacie swoje dokumenty i kartę kredytową.
Uczesana w ciasny kok, młoda recepcjonistka w nienagannym uniformie, przywitała ich z uprzejmym uśmiechem. Po chwili otrzymali dwie karty magnetyczne do pokoju i czarną kopertę z lśniącym emblematem. Stefano wyciągnął z niej małą karteczkę. - Moja matka jest u fryzjera. Spotkamy się na balu – Podał Mili ramię i poprowadził ją do windy. Wjechali na trzecie piętro. Boy poprowadził ich do pokoju na końcu korytarza i otworzył im drzwi, używając karty podanej przez Stefano. Otrzymawszy napiwek zniknął dyskretnie, zostawiając ich samych.
- Ale pięknie – Mila usiadła z rozmachem na łóżko, sprawdzając jego miękkość. Rozejrzała się po pokoju. Ta sama elegancja i doskonałe wykończenie detali. Wciągnęła głośno powietrze do płuc – Boże, nawet zapach jest taki... luksusowy.
- Taaak – Stefano schylił się do torby ułożonej na rozkładanym stojaku na bagaż – Fabio byłby w swoim żywiole. - Roześmiał się.
- Ty tego nie lubisz – Bardziej stwierdziła, niż spytała. Prowadzili raczej „normalne” życie.
- Jest mi obojętne, gdzie śpię – przyznał – Ale przystępując do spółki, musiałem wprowadzić parę zmian.
- Mnie się to podoba – powiedziała nieśmiało.
- Kto pierwszy pod prysznic? - spytał, jakby nie usłyszał jej ostatnich słów.
- Ja byłam przed fryzjerem - zaznaczyła – Nie mam zamiaru zmarnować takiej fryzury, o makijażu nie wspominając!
Stefano zostawił Milę w pokoju, a sam wziął szybki prysznic. „Zrobienie” fryzury zajęło mu dwie minuty i wymagało jedynie odrobiny żelu. Koszulę i smoking zostawił w szafie. Otworzył drzwi...
- Ooo!
Mila stała tyłem na wprost drzwi do łazienki. Głęboki dekolt odsłaniał prawie całe plecy, tylko cztery cienkie paseczki zebrane razem lśniącym zapięciem zbiegały się między jej łopatkami. Materiał sukienki dosłownie przelewał się przy najmniejszym poruszeniu. Wyglądała, jakby ktoś oblał jej ciało płynna platyną. Nie podnosząc wzroku obróciła się powoli. Przód miał luźne drapowania na płytkim wycięciu pod szyją, spływające aż na biust. Nie miała na sobie stanika!
- Może być? - spytała z miękkim zalotnym uśmiechem.
- No, nie wiem... - Otworzył szeroko oczy. - Jesteś... - zaniemówił po raz drugi tego dnia.
W jej oczach odbił się niepokój.
- Zbyt wyzywająca? - spytała niepewnie.
- Żartujesz? Wyglądasz zjawiskowo! - Skąd u mnie takie słownictwo, zastanowił się. Zrobił krok w jej stronę.
- A-a-a – Pogroziła mu palcem. - Nie dotykaj!
Wciąż na nią zerkając z zachwytem sięgnął do szafy. Mocno go rozpraszał jej wygląd, ale w końcu się ubrał. Zawsze potrafiła się ubrać tak, że zwracała na siebie uwagę, ale tego wieczoru przeszła samą siebie. Nie bez trudu zawiązał muszkę i sięgnął po buty. Lakierowana skóra połyskiwała w dyskretnym świetle.
- Ty też robisz wrażenie – Skomplementował go ze szczerym zachwytem – Niełatwo będzie odstraszyć konkurentki – westchnęła.
- Nie masz konkurencji – Posłał jej spojrzenie, od którego zrobiło jej się ciepło – Mam coś dla ciebie – Sięgnął do swojej torby i wyjął niewielki aksamitny woreczek zamknięty w przeźroczystej kasetce z pleksi.
- Prezent? Z jakiej okazji? - Zaskoczył ją. Znowu.
- To nasz pierwszy poważny bal – Oświadczył – Powinnaś mieć coś na pamiątkę. Oczywiście poza zdjęciami.
Wysypał zawartość woreczka na dłoń. W sztucznym świetle zaiskrzyły się drobne diamenciki połączone misternie w długie kolczyki.
- O boże! - Zakryła dłonią usta. - Są piękne.
- Poprosiłem Danielę, żeby doradziła mi coś pasującego do sukienki – Podał jej kolczyki – Chyba będzie lepiej, jeśli sama je nałożysz.
Szybko wyjęła z uszu podłużne szkiełka, które wyszperała w swojej kasetce z biżuterią i drżącymi rękami nałożyła nowe kolczyki. Mieniły się cudownie, rzucając na jej odsłoniętą szyję drobniutkie refleksy.
- Są prawdziwe? - Dotknęła jednego z nich. Oczywiście, że tak, idiotko, pomyślała, u Danieli nie było innych.
- Chyba jesteś gotowa. Idziemy? - Stefano podał jej ramię i z zadowoloną miną poprowadził do drzwi.
Sala, mimo niezbyt wielkich rozmiarów sprawiała wrażenie ogromnej, dzięki lustrom i polerowanej kamiennej posadzce. Okrągłe stoliki w większości były już pozajmowane przez elegancko ubranych gości. Pomiędzy nimi uwijali się kelnerzy, roznosząc szampana i przystawki.
Stefano śmiało ruszył do jednego ze stolików ustawionych w centralnej części. Mila rozpoznała siedzące przy nim kobiety, matkę Stefano i panią De Luca. Obie ubrały się w długie suknie w stonowanych pastelowych kolorach.
- Mamo – Stefano nachylił się do matki i pocałował ją w policzek.
- Jesteście, kochani! - Ucieszyła się na ich widok – Mila, wyglądasz wspaniale!
- Dobry wieczór – uśmiechnęła się.
- Mów mi po imieniu. Benedetta to takie starodawne imię, ale ja je lubię – Przypomniała jej pani De Biasi.
Mila zauważyła, że matka Fabia przyciągnęła do siebie Stefano i szeptała mu coś na ucho, podczas gdy on słuchał, kiwając głową. Po chwili wyprostował się i wtedy mogła się przywitać. Pani De Luca nadstawiła policzek, jakby to było coś najnormalniejszego pod słońcem, więc Mila ucałowała ją delikatnie.
- Przyprowadziłeś nam tu prawdziwą gwiazdę – Starsza pani zwróciła się do Stefano.
Usiedli i po chwili kelner podał im smukłe kieliszki napełnione szampanem. Ledwie upili kilka małych łyczków, Stefano ujął dłoń Mili – Chodźmy zatańczyć, bo panie przewidziały dla mnie tyle obowiązków... - Skrzywił się odrobinę.
- Obowiązków? - powtórzyła zdziwiona.
- Zorganizowały bal charytatywny z zaproszeniami po tysiąc euro, więc wypada podejść do gości i podziękować za to, że wydali pieniądze. Zwłaszcza, że za chwilę poprosimy, żeby wydali kolejne – Uśmiechnął się.
Kilka par kołysało się w rytm muzyki na wyłożonym drewnem okrągłym parkiecie. Stefano położył dłoń na plecach Mili i przyciągnął ją delikatnie do siebie. - Jesteś taka piękna – westchnął – Szkoda, że będę musiał się tobą trochę podzielić z innymi.
Posłała mu zaskoczone spojrzenie, ale po kilku minutach wszystko się wyjaśniło.
Udało im się zatańczyć trzy kolejne tańce, po czym Stefano podszedł do starszego małżeństwa, które przyglądało im się od dłuższej chwili.
- Conte, Contessa – Ukłonił im się z szacunkiem – Moja przyjaciółka Mila – Przedstawił ją. - Chciałbym podziękować, że państwo przyjęli zaproszenie. Także w imieniu Fabrizia.
Siwy, ale żywotny mężczyzna obdarzył go szczerym uśmiechem. - Jestem szczęśliwy, że cię widzę. Ojciec byłby zadowolony – powiedział.
Stefano przyjął te słowa ze spokojem, ale Mila wiedziała doskonale, że go nie zachwyciły.
- Zatańczy pani? - zwrócił się do niej.
- Oczywiście – odparła szybko, widząc, że Stefano ujmuje dłoń Contessy. Wow, tańczę z księciem, przemknęło jej przez myśl.
- To wielka szkoda, że Stefano nie udzielał się dotąd towarzysko – Partner Mili zaczął rozmowę, gdy tylko zaczęli tańczyć – Pozbawił nas przez to pani widoku.
- Jest pan niezwykle uprzejmy – odparła, czerwieniąc się lekko.
- Ależ nie, tylko szczery. Benedetta wyrażała się o pani bardzo ciepło w rozmowie z moją żoną, ale nie wspomniała o pani urodzie. - Zgrabnie okręcił ją w tańcu.
- Naprawdę, Conte... - Czuła się zakłopotana jego komplementami, choć były miłe i... zdawała sobie przecież sprawę, że zasłużone.
Jeszcze kilkakrotnie podchodzili do różnych par. Za każdym razem było podobnie i za każdym razem zbierała całe mnóstwo komplementów. Zauważyła również, że tańczące w pobliżu młode kobiety posyłają jej zdecydowanie mniej życzliwe spojrzenia. To ją utwierdziło w przekonaniu, że naprawdę wygląda dobrze. W pewnej chwili wydało jej się, że widzi Valerię z wysokim postawnym blondynem. Właśnie miała zapytać o to Stefano, kiedy ujrzała Angelo zmierzającego wprost do nich.
- Stefano, ty draniu! - Przyjacielskie klepnięcie w ramię wydawało się aż nie na miejscu, ale Stefano tylko się roześmiał.
- Czekałem, kiedy się wreszcie pokażesz – W jego głosie dało się wyczuć drwinę.
- Ojciec chciał z tobą zamienić parę słów – Angelo wskazał głową grupkę mężczyzn sączącą przy barze różnego rodzaju alkohole – Ja się z przyjemnością zaopiekuję Milą.
- Nie wątpię – Mrugnął do niej Stefano – Mogę cię na chwilę przeprosić? - nachylił się do jej ucha – Uważaj na niego. - szepnął i pocałował ją w szyję.
Roześmiała się dźwięcznie. Chyba nigdy nie czuła się tak adorowana i podziwiana, jak w tej chwili. W połączeniu z szampanem, była to upajająca mieszanka.
- Dobrze tańczysz - Angelo przytrzymywał ją w tańcu zdecydowanie zbyt śmiało, ale nie reagowała. Kilka razy odszukała wzrokiem Stefano, czekając, że zgani ją wzrokiem za takie zachowanie. Tak bardzo chciała znów ujrzeć w jego oczach zazdrość. On jednak zdawał się być całkowicie pochłonięty rozmową. Pół biedy, pomyślała, bo otaczali go głównie mężczyźni.
- Jeszcze jeden? - Angelo z czarującym uśmiechem zajrzał jej w oczy.
- Och... - wyrwał ją z zamyślenia. Przykryła oczy rzęsami – Tak. Proszę.
- Ależ Ty się poruszasz, dziewczyno! - Angelo przesunął dłoń odrobinę niżej, aż do podstawy jej kręgosłupa, ale zatrzymał się na tyle wysoko, żeby nie prowokować. Chociaż... Cóż, była to prowokacja – Nic dziwnego, że Stefano trzymał Cię do tej pory w ukryciu.
- Nie nazwałabym tego ukryciem – Odparła, siląc się na swobodny ton – Po prostu nie bywaliśmy do tej pory na tego rodzaju imprezach.
- No, ale teraz wszystko się zmieni – Znów ten czarujący zalotny uśmiech – Założę się, że zawdzięczamy to tobie.
- Mnie? - Nie potrafiła ukryć zdziwienia – Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Och, nie bądź taka skromna – Odepchnął ją lekko, przytrzymując za rękę i obrócił w tańcu, bezczelnie taksując wzrokiem. Przyciągnął ją do siebie – Dla kogoś takiego warto zmienić przyzwyczajenia.
Wprawił ją w niemałe zakłopotanie. Zwykle potrafiła „odepchnąć” mężczyznę zanim jeszcze zdążył się zbliżyć, ale ostatnie wydarzenia mocno nią zachwiały. Poczuła lekki zawrót głowy. O czym on mówił?
- Widzę, że na trzeci taniec nie będziesz miała ochoty – Założył sobie jej rękę pod ramię i poprowadził w dokładnie odwrotnym kierunku, niż ten, gdzie powinien się znajdować Stefano. - Proponuję małego drinka – Nachylił się do jej ucha, muskając je prawie niezauważalnie. Przeszył ją dreszcz.
- Sama nie wiem... - Obejrzała się niespokojnie.
- Daj spokój! Jest zajęty – Angelo obdarzył ją pobłażliwym uśmiechem. - Pozwól mu nacieszyć się odzyskaną pozycją. A swoją drogą, jak oni to robią? Może też powinienem poszukać za granicą? - Skinął barmanowi i zamówił dwa drinki, które ten przygotował im prawie natychmiast.
- Ja naprawdę...
- Mila! Widzę, że jesteś rozchwytywana! – Matka Stefano podeszła do nich z boku, tak że zaskoczyła ich nagłym pojawieniem się – Angelo, jak miło Cię widzieć! - Dotknęła przyjaźnie jego policzka.
Ku zaskoczeniu Mili, nie tylko się nie cofnął, ale natychmiast puścił jej rękę i nachyliwszy się, pocałował starszą panią w policzek – Ciociu Benedetto, jesteś coraz młodsza i coraz piękniejsza.
- Ty pochlebco! Widzę, że zaopiekowałeś się Milą – Obdarzyła go ciepłym, ale uważnym spojrzeniem – Oddaj mi ją teraz na chwilkę. Jeszcze się natańczycie.
- Miałem zamiar namówić ją na kolejny taniec – Odparł, zatrzymując wzrok na pełnych ustach Mili.
- Potem kochanie, potem.
- W takim razie, do zobaczenia później - Angelo skinął im głową i pozwolił odejść, odwracając się do grupki hałaśliwych młodych kobiet.
- Uważaj na niego – Pani De Biasi wzięła Milę pod ramię – To dobry chłopak, ale czuły na kobiece wdzięki.
- Zauważyłam – Roześmiała się, żeby pokryć zmieszanie. - Stefano chyba jednak nie będzie miał pretensji...
- Och, moja kochana, na pewno nie! A skoro już jesteśmy przy moim synu, to muszę ci podziękować. Naprawdę nie wiem, jak ci się odpłacę za to co zrobiłaś. - Starsza pani przycisnęła jej łokieć do siebie.
- Ale ja naprawdę nie wiem, o czym pani... o czym mówisz – poprawiła się.
- Przyznaję, że nie od początku byłam przekonana do waszego związku, ale musisz mi to wybaczyć. Jestem starej daty, a mój syn jest taki uparty i taki niezależny – Starsza pani pokręciła głową i westchnęła ciężko – No, ale pod twoim wpływem... - Obdarzyła Milę ciepłym spojrzeniem – I chcę żebyś wiedziała, że doskonale cię rozumiem. Mieszkanie kątem u przyjaciela i praca ochroniarza! Też coś! Tyle razy mu mówiłam, ale on nie chciał mnie słuchać...
Mila poczuła w żołądku nieprzyjemny skurcz. A więc ona myśli, że to dlatego nie chciałam wyjść za Stefano, przemknęło jej przez myśl. Czy on też tak to odebrał? Nie, przecież wie, że to nie dlatego!
- Mila?
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Czuła się niezręcznie słuchając tej przemowy.
- Jesteś zmęczona. Stefano mówił, że pobyt w Polsce wam się przedłużył.
No tak, ona nie wie, uzmysłowiła sobie. - Rzeczywiście, był męczący. Poza tym mamy teraz takie duże zlecenie, które wymaga ode mnie mnóstwa pracy...
- Mam jednak nadzieję, że znajdziesz czas na wasze sprawy. Chciałabym mieć to już za sobą – przerwała jej.
Mila utkwiła w niej pytające spojrzenie. Ich sprawy? O co właściwie chodziło?
- Myślałam, że ogłosicie nam coś przy okazji tego spotkania... - Benedetta zawiesiła głos – Zwłaszcza, kiedy Stefano kategorycznie zabronił włączania cię w jakiekolwiek zabawy dzisiejszego wieczoru.
- Nie wiedziałam – przyznała zakłopotana.
- Nie powiedział ci? No cóż. Powiem szczerze, że nawet jestem z tego zadowolona. To dobre dla tych podfruwajek – Posłała spojrzenie pełne pobłażliwości w kierunku grupki rozszczebiotanych dziewcząt.
Mila poczuła, że zaschło jej w gardle. Szybko dopiła drinka.
- Chodźmy coś przekąsić – zaproponowała Benedetta – W przeciwnym razie obie się upijemy.
Dopiero po tych słowach Mila zorientowała się, jak niewiele zjadła. Wciąż krążyła między gośćmi razem ze Stefano, popijając od czasu do czasu szampana lub wino, albo tańczyła. Teraz wypiła dość mocnego drinka. Podążyły do stołu i po chwili kelner postawił przed nimi talerze z wyśmienitym miecznikiem z grilla. Kiedy nasyciła pierwszy głód, zwróciła się do matki Fabia - Wydawało mi się, że widziałam Valerię z tym jej nowym narzeczonym – powiedziała.
- O tak, przesłałam jej zaproszenie – odparła tamta – Mój syn nie był tym zachwycony, ale już nie mogłam się wycofać. Nie wiem, o co mu chodzi? Zawsze ją zapraszałyśmy – Spojrzała pytająco na Benedettę De Biasi.
Mila otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła. Przecież obie nic nie wiedziały o udziale Valerii w całej sprawie. W ogóle nic nie wiedziały. Nikt nie wiedział. Chyba naprawdę się upiłam, pomyślała odrobinę spanikowana. - Może planował jednak przełożenie wyjazdu i nie chciał mieć tu i jej i Cateriny – zauważyła przytomnie.
- Och, nie sądzę – Pani De Luca machnęła lekceważąco ręką – Oni są wszyscy tacy nowocześni, a poza tym Caterina dogaduje się nawet z Valerią.
- O tak – przyznała z niekłamanym podziwem – Ona jest niesamowita! Prawdziwa dama, prawda?
- Jestem taka szczęśliwa, że mój syn wreszcie znalazł odpowiednią kobietę i do tego jest taki zakochany... - westchnęła rozmarzona – Patrzę na nich i widzę parę nastolatków.
Mila poczuła drapanie w gardle. Gdyby mogła uchylić jej rąbka tajemnicy... Nie! Obiecała!
- Mila! - Lekko zdyszana Alessandra podeszła do stolika - Nie siedź tak! Chodź do nas! - Wskazała grupkę przyjaciół podrygujących na parkiecie.
- A Stefano? - Rozejrzała się, wstając powoli z miejsca.
- Och, zostaw go w spokoju! Chodź, podręczymy trochę Angelo. Gapi się na ciebie bez przerwy, ale boi się cerberów – Alessndra chwyciła dłoń swojej matki i Benedetty.
- Alessia! - Obie starsze panie udały oburzenie, ale widać było, że z trudem hamują śmiech.
- Pięć minut na toaletę i do was dołączam – szepnęła Alessandrze na ucho.
Starała się iść pewnym krokiem, ale kosztowało ją to sporo wysiłku. Droga powrotna okazała się nieco łatwiejsza. Zimna woda i chłodny przewiewny hol podziałały na nią orzeźwiająco. Przechodziła właśnie obok niskich kanap i foteli, kiedy wydało jej się, że słyszy swoje imię. Nadstawiła uszu. - ...ta przybłęda nie wiadomo skąd? Jakoś nie ogłosił zaręczyn, choć wszyscy się tego spodziewali... - Rozpoznała głos Valerii. Cofnęła się o krok i pochyliła głowę, udając, że szuka czegoś w torebce. Mówiła o niej! Nie mogła stąd dosłyszeć. Zrobiła krok w przód - ...co ci szkodzi spróbować? Niestety nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Fabrizio by mnie zabił...
Rzuciła okiem w stronę kanap. Valeria siedziała tyłem, a obok niej ciemnowłosa niewysoka dziewczyna. Zapamiętam sobie ciebie, pomyślała i pomaszerowała na salę. Nie miała ochoty tego słuchać. Z drugiej strony, Valeria nie powiedziała niczego nowego! Ale ta suka zachęcała ją do podrywania Stefano, przemknęło jej przez myśl! Nie, głupia, to tylko parę słów wyrwanych z kontekstu. Wzrokiem odnalazła Alessandrę i jej przyjaciół. Bawili się świetnie przy barze. Po chwili wesoły tłumek wchłonął ją i zapomniała o Valerii i jej koleżance. Musiała jednak poczekać prawie godzinę na to, by dołączył do nich Stefano.
- Już dosyć tego udzielania się – stwierdził, zagarniając Milę tylko dla siebie.
- Najwyższy czas – Wydęła usta – Ledwie żyję i jestem pijana!
Tańczyli blisko siebie. Myliły jej się kroki, ale przy wolnym rytmie nikt poza jej partnerem nie miał o tym pojęcia. Stefano przytrzymał ją pewnie, splótł palce z jej palcami i uścisnął, aż syknęła. - Jesteś zły? – spytała z rozbawieniem.
- Dlatego, że za dużo wypiłaś? – Uniósł w górę jej brodę i spojrzał w oczy. Igrały w nich niesforne ogniki. – Do twarzy ci na takim lekkim rauszu – szepnął jej do ucha.
Zachichotała i przywarła do jego boku, ocierając się nieznacznie. – Mam na ciebie ochotę – zamruczała cicho.
- Właśnie widzę.
Lekki rumieniec i rozszerzone źrenice potwierdzały jej słowa w wyjątkowo podniecający sposób. Alkohol podziałał na nią odprężająco i sprawił, że początkowa sztywność ustąpiła miejsca seksownemu luzowi.
- Zbajerowałaś mojego kuzyna – stwierdził z udawaną naganą w głosie.
- Mówisz o Angelo? – Przechyliła zalotnie głowę – Daj spokój, to bawidamek. Nie jest w moim typie.
- Nie? – Przyciągnął ją do siebie mocniej – A jaki jest twój typ?
Kołysali się w tańcu do jakiejś melodyjnej wolnej piosenki.
- Duży… silny… zdecydowany… - wyliczała powoli, jakby się zastanawiała nad każdym kolejnym słowem – Trochę apodyktyczny – Na jej twarz wypełzł lubieżny uśmiech.
- Wow! Jestem pod wrażeniem – Obrócił ją w tańcu o 180 stopni i pociągnął do siebie, tak, że jej plecy i pupa przylegały do jego torsu i bioder. Teraz mogła poczuć, że on także był podniecony – Jeszcze chwila i zaciągnąłbym cię do pokoju – wyszeptał wprost do jej odsłoniętego ucha - Ale jesteś pijana, więc musisz się trochę poruszać – Znów ją okręcił wokół własnej osi i znaleźli się twarzą w twarz.
Spojrzała na niego nieco przymglonym wzrokiem – Bardzo chętnie się z tobą poruszam – powiedziała niskim aksamitnym tonem.
Była tak cholernie piękna i taka inna niż zwykle. Może to strój i fryzura, a może alkohol sprawiły, że emanowała wręcz magnetycznym urokiem. Eleganckie wnętrze pełne wytwornych ludzi stanowiło doskonałe tło. Już kiedy wchodzili, uchwycił kilka zaciekawionych męskich spojrzeń skierowanych w stronę Mili. Angelo wprost pożerał ja wzrokiem, kiedy z nim tańczyła. Nawet jego matka poczuła się w obowiązku interweniować. Uśmiechnął się do siebie w duchu. Nie znała dostatecznie dobrze jego słodkiej sikorki.
- Kręci mi się w głowie – wyszeptała, opierając nieznacznie głowę na jego ramieniu.
- Nie zamykaj oczu i załóż mi ręce na kark – Polecił, przytrzymując drugą ręką jej plecy – Lepiej?
- Mhm – zamruczała. - Chodźmy do pokoju.
Część gości już opuściła salę i na parkiecie panował względny luz.
- Jeszcze nie.
- Teraz piosenka Mariah Carey „Without You” specjalnie dla pewnej sikorki - zapowiedziała dziewczyna, która dla nich śpiewała.
- Zadedykowałeś mi piosenkę? - Zamrugała szybko.
- Mhm – Pogładził jej plecy opuszkami palców – Mam wyrzuty sumienia, że zostawiłem cię samą na tak długo. Chociaż widzę, że świetnie sobie poradziłaś... - Miał na myśli Alessandrę i jej przyjaciół, ale też Angelo. Nie był zazdrosny, ale zainteresowanie, jakie wzbudzała podziałało na niego pobudzająco.
Obdarzyła go zalotnym uśmiechem, wsłuchując się w melodyjny głos dziewczyny. - Zabierz mnie do pokoju – wyszeptała, kiedy tamta skończyła śpiewać.
Nie potrafił jej odmówić, nie potrafił utrzymać rąk z daleka od jej odsłoniętych pleców... Przy ich stoliku nie było nikogo. Obie starsze panie pewnie już szykowały się do snu. Alessandra i jej mąż tańczyli przytuleni. Mila oparła się o niego i przytuliła policzek do jego ramienia.
- Idziemy – Zadecydował.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Mila odwróciła się tyłem i odgarnęła włosy, czekając, aż otworzy małą zapinkę połyskującą między jej łopatkami. Zrobił to, a ona opuściła ręce i sukienka bezszelestnie spłynęła po jej ciele w dół, jakby nagle zmieniła się w płynny metal. Nie miała na sobie stanika, a cieliste paseczki majtek trudno było nazwać bielizną. Srebrne szpilki tylko dodawały pikanterii jej rozstawionym w niewielkim rozkroku nogom. Stefano spojrzał w bok, gdzie ich sylwetki odbijały się w przyciemnionym lustrze. Jego smoking i czarne lakierki kontrastowały z ponętną nagością idealnego kobiecego ciała. Pochyliła się do przodu, chwytając rękami kolana i wypinając bezwstydnie pośladki. – Miałbym ochotę cię zerżnąć – wydyszał na ten widok. Krew zmieszana z alkoholem wrzała mu w żyłach. Wypił niewiele mniej niż ona. Czuł jak spodnie zaczynają się opinać na jego erekcji.
- Więc na co czekasz? – Posłała mu wyzywające spojrzenie.
Niewiele się zastanawiając, rozpiął rozporek i uwolnił pokaźnych rozmiarów wzwód. Majtki, przemknęło mu przez myśl. Chwycił paski i szarpnął. Mila jęknęła cicho, ale z wyraźną przyjemnością. Przytrzymał jedną ręką jej biodro, drugą nakierowując się na jej wnętrze. Była wilgotna i śliska i tak rozkosznie ciepła... Pchnął mocno, wypełniając ją od razu. Stęknęła głucho. Poczuł przypływ podniecenia, jakiego dawno nie doświadczył. - Szerzej – warknął i roztrącił kolanem jej nogi. Poddawała się bez sprzeciwu, bez najmniejszego oporu. Zachłysnął się tym. - Dzisiaj będzie tak jak ja lubię – Niski ochrypły głos pewnie by go zaskoczył, gdyby miał jasny umysł, ale pożądanie podsycone procentami skutecznie go zamroczyło.
Mila czuła, jak krew dudni jej w skroniach. Władczy ton i zachowanie Stefano podniecało ją, jak nic na świecie. Alkohol zaćmił jej umysł na tyle, że hamulce puściły. Pragnęła, żeby ją przeleciał. Ostro! Ugięła lekko kolana, żeby otworzyć się na niego bardziej. Chciała go poczuć całą sobą, do końca, do dna i… do utraty tchu! Poruszał się równymi mocnymi ruchami, dręczącym jednostajnym rytmem, odbierając jej resztki woli. Jęczała z rozkoszy i czegoś na kształt bólu, jaki jej sprawiał. Ciało przejęło kontrolę nad jej umysłem. Przemożna chęć spełnienia napełniła ją przyjemnym pulsowaniem. Nie wiedziała już, czy to Stefano rozpycha się w jej ciele, czy jej własne mięśnie opinają się wokół jego natarczywego członka. Wiedziała tylko, że pieprzy ją tak, jak nigdy wcześniej! Nogi odmawiały jej posłuszeństwa, opadła na łóżko, wciskając twarz w materac. Stefano podążył za nią, ale nie pozwolił jej się położyć. Chwycił jedną ręką jej ramię i przytrzymał, wciąż wbijając się w nią od tyłu. Coś w niej pękało i uwalniało bestię... – Mocniej! - jęknęła.
Spełnił jej prośbę i po chwili w pokoju rozległy się miarowe plaśnięcia uderzających o siebie ciał. Nie rozumiała, czy bardziej podnieca ją to, że czuje go tak głęboko, czy to, że nie może się ruszyć, nie może uciec przed tymi pchnięciami. Była blisko, tak blisko... Nie mogła jednak przekroczyć niewidzialnej granicy. Balansowała na krawędzi. W jej mózgu pulsowało tylko jedno pragnienie: dojść! - Uderz mnie!- wychrypiała zdesperowana.
Machinalnie spełnił jej polecenie. Głośny klaps wymierzony w pośladek wyrwał z jej gardła ekstatyczny krzyk. Stefano znieruchomiał. Nagle zdał sobie sprawę, co robi. Jakby wyrwano go z transu. – Tego chcesz? – wychrypiał. – Tego? – Uniósł dłoń, jakby znów chciał ją uderzyć, ale zatrzymał się wpół drogi. Spojrzał w lustro. Mila wpatrywała się w niego przerażonym wzrokiem. – Chryste… - wydyszał. Nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Puścił ją i znieruchomiał. Jej spojrzenie nagle stało się boleśnie przytomne. On także wytrzeźwiał w jednej sekundzie. Wysunął się z jej ciała, pozostawiając ją na moment samotną na klęczkach. Zapiął szybko spodnie. Mila upadła na bok i zwinęła się w kłębek, podciągając kolana pod brodę.
Co teraz czujesz? Co czujesz!? Podnieca cię przemoc? Tak? Dudniło mu w uszach, ale nie zadał żadnego z tych pytań. Nie wiedzieli, jak długo trwali wpatrując się w siebie nawzajem. W końcu Mila zaczęła drżeć na całym ciele, po czym wybuchnęła płaczem. Stefano przysłonił oczy dłonią.
- Jestem odrażająca – załkała – Nie patrz na mnie! - Zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki, gubiąc po drodze pantofle.
Stefano rzucił się za nią blokując butem drzwi. - Nie zamykaj!
- Zostaw mnie, nie patrz! - szlochała, zakrywając dłońmi piersi i odwracając głowę – Nie mogę... Jestem zboczona! Zła! To ohydne!
Utkwił w niej nieruchome spojrzenie, jakby nie rozumiał, co do niego mówiła. Dlaczego tak go to zszokowało? Było dobrze. Zmarszczył brwi, próbując zebrać myśli. Emanująca jeszcze przed chwilą seksem przepiękna kobieta, kuliła się i trzęsła przed nim jak zagonione w kąt wystraszone zwierzę. Co oni ci zrobili, pomyślał ze zgrozą, co nam zrobili? Zrobił krok w jej stronę.
- Zostaw mnie! - krzyknęła, wyciągając w jego stronę dłoń w geście protestu – Chcę zostać sama! Sama... - Zatoczyła się na ścianę.
Chwycił ją w ramiona i choć go odpychała i wiła się jak piskorz, unieruchomił sprawnie. Czując, że nie pokona jego siły, odpuściła, płacząc i lamentując.
- Sikorko, kochanie, popatrz na mnie – Bezskutecznie próbował do niej dotrzeć – Nie jesteś zła, ani zboczona! Przestań płakać. - To moja wina, wyrzucał sobie. Gdyby się tak nie zszokował, nie czułaby się taka...
- Nie jestem nic warta – szlochała.
- Nie, skarbie, nie – Wciąż trzymał ją w objęciach – To było dobre... Mnie było dobrze... Podobało mi się, tylko... - Szukał odpowiedniego słowa.
- Nie! Dani miał rację! Jestem suką, brudną suką! To siedzi gdzieś we mnie!
- Ćśśśś... Cicho, skarbie, cicho. Nie mów tak. - Bezskutecznie próbował ją uspokoić – Ja tak nie myślę! Przecież ci powiedziałem, że było OK. Mila, ja chyba tak lubię, dziewczyno!
- Ty możesz - upierała się.
- Dość tego! To tylko seks! - krzyknął - Kiedy kochasz się ze mną, możesz czuć i robić, co chcesz. - W końcu zdał sobie sprawę, że w tej chwili i tak nic nie wskóra. Powoli zaczął się przemieszczać w stronę sypialni. - Położę cię do łóżka, dobrze?
Czuł, że jej opór słabnie, ale po chwili znów próbowała się uwolnić. Ostrożnie odszukał miejsce między obojczykiem, a nasadą szyi i wcisnął tam kciuk. Mila z cichym jękiem osunęła się na niego całym ciężarem. Chwycił ją na ręce i położył na łóżku. Odetchnęła głęboko. Nawet taka zapłakana, z rozmazanym makijażem, wyglądała pięknie. Nagle obraz mu się zamazał. Zamrugał gwałtownie i otarł odruchowo policzek. Spojrzał zaskoczony na swoją dłoń. Ostatni raz płakał, wyciągając spod gruzu kolegę z sekcji. Młody, obiecujący analityk. Chciał choć raz poczuć się jak prawdziwy wojak. Przydzielili ich do rożnych grup... Co za głupia śmierć! Dlaczego o naszym życiu decyduje czasem kilka minut, jakiś zbieg okoliczności...?
Wstał i zaczął krążyć po pokoju. Zdjął marynarkę i rzucił na fotel, potem pozbył się butów i skarpet. Lubił mieć bose stopy. Przypomniał sobie, jak biegali razem brzegiem plaży, Mila po mokrym piachu, a on pokonując opór wody. Śmiała się, kiedy wciągnął ją do morza...
Więc TO także przed nim ukrywała. Czy kiedy ten dewiant Ivo ją bił, czuła coś więcej niż strach? A czy pani psycholog wiedziała, czy tylko się domyślała? Wszyscy oni są popieprzeni!
Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i szybko odszukał numer. „Podejmij przesyłkę. Podaj adres odbioru” wpisał i wysłał wiadomość. Właśnie podjął decyzję. Raz na zawsze trzeba z tym zrobić porządek, postanowił. Nie ma znaczenia, jak wielki będzie ból. To jest jak gangrena, jak niezagojona rana. Nie zabliźni się, póki nie zostanie oczyszczona.