Katarzyna obudziła się
gwałtownie, nie wiedząc w pierwszej chwili, dlaczego. W sypialni było prawie ciemno.
Fabio spał spokojnie obok niej. Dotknęła dłonią jego ramienia, jakby chciała
sprawdzić, czy jest realny. Poruszył się i odetchnął głębiej. Wtuliła się w
niego, ale nie mogła zasnąć. To ostatni raz, kiedy mogę Cię poczuć tak blisko,
pomyślała z żalem.
Fabio
był z pewnością mężczyzną wartym zachodu, ale czy był wart ryzyka? Jeszcze
poprzedniego dnia była pewna, że tak. Teraz wszystko się zmieniło. Ukryła twarz
w dłoniach i zapłakała. Nie tak wyobrażała sobie ich ostatni wspólny dzień i
ich ostatnią noc. Na co liczyłaś, głupia, zadała sobie w myślach pytanie.
Wiedziała, że spotykał się z kobietami i wiedziała, ze żadna nie zagrzała
miejsca u jego boku. Dobrze, że poznała prawdę teraz, choć nie poprawiło jej to
samopoczucia. A gdyby rzuciła wszystko i przyjęła jego propozycję? Zakochałaby
się w nim bez pamięci, a on po miesiącu, czy dwóch powiedziałby: Mi dispiace, e finta! (Przykro mi, to
koniec!). Co wtedy? Można żyć ze złamaną nogą, czy ręką, ale ze złamanym sercem?
Boże, dlaczego mi to robisz? – jęknęła bezgłośnie – Odebrałeś mi dwóch mężczyzn,
których kochałam. Teraz, dałeś mi nadzieję na szczęście i zaraz mi ją
odbierasz? – Popatrzyła w blednące gwiazdy, widoczne za podłużnym oknem. Oddaj
mi go, poprosiła w myślach. Poczuła się, jak mała dziewczynka, bezbronna wobec
bezdusznego świata rządzącego się zasadami, których nie rozumiała.
---
Kiedy
Fabio otworzył oczy, w sypialni było widno, a on leżał sam w ogromnym łóżku.
Usiadł i poczuł, że jacht się kołysze. Spojrzał za okno. Stali w miejscu.
Kołysał się on. No tak, przypomniał sobie wczorajszy wieczór i do kołysania
dołączył się ból głowy. Wstał i powlókł się do łazienki. Zauważył, że zniknęły
wszystkie kosmetyki Cateriny. Poczuł się dziwnie, jakby czegoś mu brakowało.
Mam kaca, pomyślał i spojrzał w lustro. Poza ponurą miną, nie zauważył niczego
niezwykłego. Dłużej niż zwykle stał pod strumieniem chłodnej wody. Wytarł się
szybko i ruszył do szafy. Sukienek też nie było. No tak, miała się spakować,
pomyślał, ale walizek też nie zauważył. Ogarnął go dziwny niepokój. Spojrzał na
zegarek, dochodziła dziewiąta. Wybiegł na korytarz, dopinając po drodze koszulę.
- Dzień dobry – Caterina siedziała
w jadalni, uniosła głowę na jego widok – Nie chciałam Cię budzić. Mocno spałeś…
- głos miała miękki i cichy. Patrzyła na niego smutnymi oczami. - Musimy
porozmawiać…
- W hotelu, błagam – powiedział
przez ściśnięte gardło i usiadł obok niej. Na widok kawy zrobiło mu się słabo.
– Za chwilę pęknie mi głowa…
- Przykro mi, ale nie mamy tyle
czasu – odparła spokojnie – Nie jadę z Tobą do hotelu, Fabio. Za trzy godziny
mam samolot.
- Co Ty mówisz? – jej słowa
docierały do niego jakby z opóźnieniem – samolot masz jutro…
- Nie, Fabio – pogładziła go z
czułością po policzku – musimy się pożegnać teraz. – dwie ogromne łzy zalśniły
w jej oczach i potoczyły się po policzkach – Ja wyjeżdżam… - głos uwiązł jej w
gardle.
- Ale ja nie chcę… – nie
wiedział, co powiedzieć. Nagle dotarło do niego, że już zdecydowała – Caterina,
Ty nie rozumiesz…
- Mylisz się. Wiem, że to przez
Twoją żonę – wyszeptała – wszystko rozumiem…
- Daj mi to przemyśleć… - w jego
głosie brzmiała desperacja.
- Kochany, ja nie chcę
wymuszonych obietnic. Nie zbudujemy na tym szczęścia… - głos jej się załamał.
Wstała i
pocałowała go szybko w usta, a potem pobiegła do schodów. Zerwał się z miejsca
i ruszył za nią. – Odwiozę Cię! – zawołał.
- Nie! – odkrzyknęła już ze
schodów – Nie!
Patrzył
bezsilnie, jak schodzi po trapie do czekającej taksówki. Za nią szedł Antonio,
niosąc walizki. Poczuł na ramieniu dłoń i odwrócił się. Stefano przyglądał mu
się z powagą. – Nic nie zrobisz? – spytał.
- A co mogę zrobić? Nie chciała
nawet żebym ja odwiózł – wycedził przez zaciśnięte szczęki.
- Ja to zrobię – głos Stefano
zabrzmiał głucho. Ruszył w kierunku schodów – Antonio, zatrzymaj na chwilę
taksówkę – rzucił do krótkofalówki i przyspieszył kroku.
- Dziękuję – wyszeptał Fabio,
choć wiedział, że przyjaciel nie może go słyszeć.
---
- Przed czym uciekasz, Caterina?
– Stefano wciąż trzymał ją za rękę, nie pozwalając odejść.
- Uciekam? Skąd Ci to przyszło do
głowy? – spojrzała na niego, z trudem hamując łzy. W jego oczach zobaczyła
upór. Nie miał zamiaru dać się zbyć byle czym – Dobrze – powiedziała,
przełykając z trudem ślinę – powiem Ci przed czym uciekam. Kiedy straciłam
męża, myślałam, że to się już nigdy nie stanie! Ale się stało. Zakochałam się i
nie wiem, jak mam dalej żyć. Nie chciałam tego, ale serce nie pyta! Nie pyta
też, czy osoba którą kochasz, kocha ciebie…
- Caterina – Stefano chwycił jej
drugą dłoń i pociągnął do siebie, tak, że stali twarzą w twarz. Spojrzał w jej
oczy pełne łez – On Cię kocha! Wiem to. Możecie być razem…
- Nie! – szarpnęła się, ale jej
nie puścił.
- Dlaczego nie chcesz dopuścić do
siebie tej myśli? Dlaczego krzywdzisz jego i siebie? – Stefano ściskał jej
dłonie jak desperat – Jesteście dla siebie stworzeni…
- Słuchaj – głos jej drżał - Przeszłam
dość, żeby nie podnieść się z klęczek, ale ja się podniosłam. Nie wiem,
dlaczego Bóg postanowił, że nie da mi spokoju. Nic na to nie poradzę. Ale ty
mnie zostaw, bo za chwilę zacznę wołać o pomoc – odetchnęła głęboko i otarła
łzy wierzchem dłoni – Nie jestem naiwna. Nie można być ze sobą trochę, tak jak
nie można kochać trochę. To nie wyjdzie, a ja nie wytrzymam rozstania,
rozumiesz?
- Proszę Cię – wyszeptał
błagalnie – wiesz, że Fabio jest dla mnie jak brat. Wyjaśnij mi, dlaczego? Ja
znam go najlepiej. Byłem przy nim, kiedy był szczęśliwy i kiedy był na dnie
rozpaczy. Potrafię rozpoznać…
- Stefano – przerwała mu – nie
przeczę, że był ze mną szczęśliwy, ale nie możemy być razem – wysunęła dłonie z
jego rąk i rozmasowała zbielałe od ucisku kostki – wiem, jak Ci na nim zależy,
dlatego Ci powiem. Uwierz mi, że odczuwam ból, kiedy o tym myślę – przycisnęła
pięść do mostka – Po tych wszystkich latach, dla niego nadal liczy się Tiziana.
On się nie zwiąże z nikim… - z najwyższym trudem pokonała ucisk, jaki czuła w
gardle.
Stefano
stał jak oniemiały, kiedy odwróciła się na pięcie i podeszła do urzędnika przy
najbliższym okienku. - Miłej podróży – krzyknął za nią z desperacją. Spojrzała
na niego z dezaprobatą. Równie dobrze mógłby jej życzyć miłej wizyty u
dentysty. Odwróciła się, przeszła przez wąski korytarzyk między przeszklonymi
stanowiskami odprawy i po chwili zniknęła mu z oczu.
---
Gdyby odeszła
z pracy i przyjechała do kliniki, mogłaby zostać na tak długo, jak długo by
zechciała. Mogłaby zamieszkać u niego, byliby razem, poznałby ją z Alessią...
Fabio odruchowo zacisnął dłoń na lśniącej poręczy. Spojrzał w morską toń, jakby
patrzył w oczy Cateriny. Miał ochotę powiedzieć, jak bardzo jej potrzebuje, jak
mu dobrze, kiedy zaraz po przebudzeniu słyszy jej oddech, jak uwielbia leżeć
wieczorem i czekać aż przyjdzie do niego prosto spod prysznica, owinięta
ręcznikiem… Jak to się stało, że polubił to w ciągu tych kilku dni tak bardzo,
że już mu tego brakowało?
Powlókł się z
powrotem do sypialni. Przez otwarte drzwi zobaczył Concettę zmieniającą
pościel. Na jego widok zostawiła wszystko i wyszła bez słowa ze spuszczoną
głową. Dlaczego miał wrażenie, że spojrzała na niego z wyrzutem? Odszukał
poduszkę Cateriny i wtulił w nią twarz. Wdychał zapach, który na niej pozostał.
Nigdy nie było mu tak ciężko po odejściu kobiety. Nigdy, od śmierci Tiziany…
---
Katarzyna
otworzyła oczy i zorientowała się, że jest w samolocie. Musiała zasnąć ze
zmęczenia, ale dlaczego się obudziła? Aha, miała sen. Widziała jak Robert wpada
pod samochód. Chciała go ostrzec, ale była za daleko, chciała krzyknąć, żeby
się zatrzymał, ale szyba jej to uniemożliwiła. Szyba? Była w samochodzie? Nie,
była w restauracji, raczej w barze… Ale potem podbiegła do niego. Rozmawiała z
nim. Boże, we śnie on nie zginął! Coś mówił, tylko co? Zakryła oczy dłońmi i
spróbowała się skoncentrować.
- Zostaw to w spokoju! Ty się
znasz na leczeniu ludzi, a nie na łapaniu przestępców – tak powiedział.
Zaraz,
przecież to powiedział Fabio a nie Robert. Wróciła pamięcią do snu. Co było
dalej? Robert ściskał jej rękę, aż zaczęła boleć. Dotknęła lewej dłoni. Była
zimna i jakby nieswoja. Musiała zasnąć w niewygodnej pozycji i ją przycisnąć,
stąd ból. Dlaczego mam to zostawić, zastanawiała się. Skoro mi się to
przyśniło, to widocznie podświadomie o tym myślę, wytłumaczyła sobie. To tylko
głupi sen, nic nie znaczy. Przecież nie widziałam wypadku, znam go tylko z policyjnego
opisu, powtarzała sobie w myślach. Wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej,
samochód, droga, bar… powieki jej opadały… bar już widziała, zanim jej się
przyśnił, miał takie fikuśne żyrandole… otworzyła szeroko oczy. Sen uleciał bezpowrotnie. Znała ten bar,
mieścił się naprzeciw siłowni, do której chodził Robert. Przechodziła obok
dziesiątki razy, ale weszła tam tylko raz, na samym początku. Robert tam zrobił
zdjęcie Łucji. Więc tam się spotykali, na uboczu. Mogli spokojnie porozmawiać,
przekazywać sobie informacje…
Głos
pilota informujący, że za chwilę będą podchodzić do lądowania, wyrwał ją z
rozmyślań. Wyjęła z torebki lusterko i przyjrzała się podpuchniętym oczom.
Gdyby miała przy sobie jakieś krople… Ciekawe, czy Fabio doszedł już do siebie?
Wypił chyba z pół butelki whisky i rano wyglądał naprawdę kiepsko. Co Cię to
obchodzi, zganiła się w myślach. Spadnie na cztery łapy, jak kot. Jak zawsze,
zaskrzeczała jej w głowie nieprzyjemna myśl. Szybko odwróciła się do okna i
zaczęła śledzić ruch na przybliżającym się z każdą chwilą lotnisku.
Kiedy
wreszcie wylądowali, włączyła komórkę i wysłała sms-a do Karoliny i do mamy.
Nie miała odwagi sprawdzić, czy próbował do niej dzwonić, więc wyłączyła
telefon i schowała go do torebki. Idąc po bagaż, miała wrażenie, że ma
„dejavu”. O czym ja wtedy myślałam, zastanowiła się. Aha, że życie obeszło się
ze mną z wdziękiem walca drogowego. Mimowolnie się uśmiechnęła. Może w
poprzednim życiu budowałam drogi, pomyślała?
Odebranie
bagażu i dotarcie do samochodu zajęło jej trochę czasu, ale nigdzie się nie
spieszyła. Napisała mamie, że już jest w Warszawie, ale jedzie najpierw na
cmentarz, więc nie powinna się denerwować. Kiedy dotarła na grób ojca,
dochodziła trzecia i Katarzyna była naprawdę zmęczona. Usiadła na rozgrzanej
słońcem płycie i zaczęła ją gładzić z czułością. Długo wpatrywała się w zdjęcie
przystojnego mężczyzny, którego tak kochała, a potem zaczęła mówić. Najpierw o
tym, jak strasznie była zagubiona po śmierci Roberta i jak straciła wiarę w
siebie, a potem jak odzyskała ją przy Fabio i jak teraz było jej ciężko. Mówiła
i mówiła, aż zabrakło jej słów. Chwilami płakała albo śmiała się ze swoich
lęków, a potem znów płakała nad swoim losem. Nagle za plecami usłyszała szelest
i zobaczyła zbliżającą się do niej mamę. – Dziecko! – zawołała na jej widok na
wpół z radością na wpół z gniewem – czy Ty wiesz, która godzina? Od zmysłów
odchodzę… - zamilkła na widok jej zapłakanej twarzy.
Katarzyna
spojrzała na zegarek. - Jezu, jest siódma! Przepraszam – spojrzała w zatroskane
oczy mamy – nie zdawałam sobie sprawy…
- Karolina dzwoniła do mnie chyba
ze sto razy! – głos jej drżał – Co się stało?
Nie
miała zamiaru wtajemniczać mamy w swoje sprawy, ale chyba nie miała wyjścia. Z
drugiej strony, raz już wszystko powiedziała. Teraz powinno pójść jej lepiej. –
Mamo – zaczęła, kiedy doszły do samochodu – spotkałam mężczyznę mojego życia. Wiem,
że to trudne do pojęcia. Ja też myślałam, że był nim Robert, ale widocznie
niektórzy dostają drugą szansę…
REWELACJA!!!
OdpowiedzUsuńCzytałam i płakałam... I mam tylko nadzieję, że na kolejne części nie będziemy czekać długo.
Boże, brak słów, emocje, emocje, emocje, dawno tak nie miałam. Gratuluję!!!!
OdpowiedzUsuń