Mila łkając zbierała swoje rzeczy
do walizki. Kiedy się obudziła i odkryła, że jest sama w
hotelowym pokoju, ogarnął ją niepokój. Wspomnienie tego, co
wydarzyło się w nocy, sprawiło, że wpadła w panikę. Krótki
list od Stefano, leżący na biurku, niewiele wyjaśniał, ale
przynajmniej wiedziała, czego od niej oczekiwał w tej chwili.
Zadzwoniła do Luki. Ten zjawił się prawie natychmiast. Wiedział
tyle, że Stefano musiał nagle gdzieś pojechać, a oni mają
wrócić do domu.
Jeszcze raz rozłożyła kartkę z
hotelowej papeterii.
„ Sikorko, nie chcę cię
budzić, a nie mogę czekać do rana. Zresztą, pewnie nie wstaniesz
przed południem. Wybacz, że tak cię zostawiam, ale muszę coś
załatwić. Zadzwoń do Luki, on wie, co robić. Nie czekaj na mnie
wieczorem. Nie wiem, kiedy wrócę. Zadzwonię, jak będę
mógł. Kocham cię, Stefano.”
Co to miało znaczyć? Nie wie, kiedy
wróci? Nie czekaj...? Nie chciał jej, ale nie wiedział jak
jej powiedzieć, że ma odejść. Jak mogło być inaczej? Przybłęda
z taką przeszłością! I w dodatku go zraniła. Zraniła jego męską
dumę, jego uczucia, podeptała wszystkie ich wspólne lata...
- Powinien mnie wyrzucić z domu jak
Slavko – Rzuciła do swojego odbicia w lustrze – Zasłużyłam na
to!
W takim wypadku, nie napisałby, że
kocha, podpowiadał jej rozsądek. Odruch! Napisał to na osłodę.
Bzdura! Nigdy tak nie robił! Czuła, że głowa jej pęka.
Jak mogła spojrzeć mu w oczy?
Mogła? Był zszokowany, kiedy odkrył prawdę. Potem próbował
ratować sytuację, ale przecież widziała jego twarz!
Ile razy zadzwoniła? Osiem?
Dziewięć? Nie odbierał. Nie zadzwonił. Wcześniej też tak
bywało... Ale to było zanim poznał, jaka jest!
Domknęła walizkę. Przypięła do
wysuwanej rączki torbę z nowym laptopem. Druga walizka stała już
na korytarzu. Nie dotaszczę tego do garażu, przemknęło jej przez
myśl. Zostawiła bagaże i narzuciła na ramiona płaszcz. Otworzyła
drzwi prowadzące do części domu należącej do Fabia i Cateriny.
Wróć! Cały dom należał do nich. Ona nie miała tu niczego,
a w nowym domu Stefano nie było dla niej miejsca. Z trudem
powstrzymała łzy. Przechodząc obok pokoju Concetty usłyszała
muzykę „Do you belive in life after
love...”. Trudno o lepszy komentarz do tego, co czuła w
tej chwili. Czy wierzyła? Ciężar w piersi prawie uniemożliwiał
jej oddychanie. Oparła się o ścianę, czekając aż ten stan
minie.
Dotarcie do budynków
mieszczących się za domem nie zajęło jej wiele czasu. Wystarczyło
przejść przez część „reprezentacyjną” i wyjść tylnym
wyjściem. Podczas nieobecności właścicieli istniało niewielkie
ryzyko napotkania kogokolwiek. Otworzyła automatyczne drzwi i wyjęła
z szafki ściennej swoje kluczyki. Niewielka biała Lancia stała
samotnie obok pustego miejsca. Zwykle stała tam prywatna Alfa
Stefano, ale nie tego dnia.
Drzwi garażu zamknęły się za nią
z cichym trzaskiem. Na myśl, że prawdopodobnie wyjeżdża z niego
po raz ostatni, przeszył ją dreszcz. Spędziła w tym domu
najszczęśliwsze chwile swojego życia. Łzy przesłoniły jej obraz
drogi, drogi, którą znała jak swój własny pokój.
Czuła się tu bezpieczna, kochana i... szczęśliwa.
- Dlaczego pozwoliłeś mi go poznać?
- Załkała spoglądając w górę – Dlaczego? O ile lżej
byłoby mi żyć, nie wiedząc, że taka miłość istnieje!
Z trudem upchnęła walizki w
bagażniku. Już miała odjechać, ale zawahała się. Wróciła
do mieszkania. W koszu z brudną bielizna odszukała koszulkę
Stefano. Przytuliła ją do piersi, jak dziecko. Niech mam choć to,
pomyślała, puki nie straci zapachu... Wpakowała koszulkę do
torebki i po raz ostatni rzuciła okiem na znajome kąty. To koniec?!
Szlochając wsiadła do samochodu i
ruszyła do bramy. Dojechawszy, drżącymi rękami wcisnęła pilota.
- Wybierasz się gdzieś? - Luca
otworzył drzwi do Lancii od strony pasażera i nie pytając o zgodę
rozsiadł się na siedzeniu.
- Jadę na wizytę do psychologa –
wykrztusiła, bezskutecznie próbując otworzyć bramę. Szybko
otarła łzy.
- Z walizkami?
- Szpiegujesz mnie?
- Chronię.
- Chronisz? Na czyje polecenie?
- Stefano.
Oparła się o fotel i odchyliła
głowę przymykając oczy. Luca wyłączył silnik.
- Nie wiem, o co chodzi, ale dostałem
polecenie, żebyś nie opuszczała domu. Mam cię pilnować, aż do
jego powrotu.
- Gdzie on jest? Nie odbiera
telefonów... - Utkwiła w ochroniarzu gniewny wzrok.
- Nie wiem, ale... - Zawahał się.
- Tak?
- To musi być coś naprawdę ważnego,
skoro zabrał broń i ubrał się jak na wojnę. W takich przypadkach
odłączamy telefony.
- Cooo? - Natychmiast jej gniew
ustąpił miejsca przerażeniu. - Postaraj się z nim skontaktować,
błagam – wyszeptała pobladłymi wargami.
- Wiesz doskonale, że nie „złapiemy”
go, jeśli sam tego nie zechce – Luca przyjrzał się Mili
podejrzliwie – Nie wiem, co kombinujesz, ale powiem ci jedno. Jeśli
facet z taką pozycją i pieniędzmi, facet który powinien
teraz rozstawiać po kątach tych wszystkich ludzi... – Spojrzał
wymownie w okna biurowej części domu – zachowuje się jak skaut,
a jego kobieta pakuje w tym czasie walizki, o coś jest nie tak! Co
wy wyprawiacie? Jak De Luca się ustatkował, to teraz wy się
będziecie szarpać?
- Luca, jak ty nic nie rozumiesz... -
zaczęła.
- Nie rozumiem i nie chcę rozumieć!
- warknął – Wiem, że nigdzie się stąd nie ruszysz, puki on nie
wróci. Takie dostałem polecenie. Koniec!
Wcale już nie była pewna, czy chce
się gdziekolwiek ruszać. Na pewno chciała, żeby Stefano wrócił
bezpiecznie do domu.
---------
Stefano zatrzymał samochód
przed paskudnym betonowym budynkiem przypominającym bunkier.
Sprawdził jeszcze raz na GPS. Wszystko się zgadzało. Wyłączył
silnik i czekał. Po jakichś dwóch minutach w drzwiach
budynku ukazał się mocno zbudowany mężczyzna o nieco azjatyckich
rysach i śniadej cerze. Miał na sobie coś w rodzaju munduru bez
żadnych oznaczeń. Równie dobrze mógł być wojskowym,
co i turystą, biorącym udział w wyprawie surwiwalowej. Obrazu
dopełniały wypłowiałe mocne buty.
- Witaj, Nikołaj - Stefano wysiadł z
samochodu i podszedł do mężczyzny, rozkładając szeroko ręce. -
Jestem wzruszony, że pofatygowałeś się osobiście.
-
Zawsze chciałem zobaczyć Albanię, a skoro zapłaciłeś za bilet…
- Wzruszył ramionami – Swoją drogą, sporo cię to kosztuje.
Mogłeś kazać go sprzątnąć. Poszłoby na porachunki, biorąc pod
uwagę, że handluje kobietami i prochami. Mogłem ci przysłać
filmik. Na życzenie nawet z wypruwaniem flaków albo
kastracją.
-
Zabić go? – spytał z odrazą Stefano – Nieee. Będzie żył,
ale zadbam, żeby życie od tej chwili było dla niego nieznośne, a
poza tym potrzebuję informacji. Jak je dostanę, to znajdziesz
jeszcze jednego i z tamtym ty porozmawiasz, ale dopiero po mnie, OK.?
-
Trzeba było od razu tak mówić. – Ucieszył się Nikołaj –
Chciałeś film. Kamera już ustawiona.
-
No, to chodźmy. Przyleciałem tylko na parę godzin.
Weszli
do mrocznego pomieszczenia i Stefano musiał chwilę poczekać, żeby
wzrok mu przywyknął. Wnętrze domu było dokładnie tak obskurne,
jak się zapowiadało. Jedynym umeblowaniem była kamera na trójnogu
i kilka drewnianych skrzynek. Na jednej z nich siedział związany
mężczyzna z jutowym workiem na głowie. Na dźwięk kroków
poruszył się niespokojnie. Miał na sobie wymięty garnitur i
eleganckie buty pokryte jasnym pyłem. Lewy rękaw marynarki i
koszuli rozcięto, tak, że widać było tatuaż w kształcie
pieczęci. Stefano wziął jedną ze skrzynek i ustawił ją
naprzeciw mężczyzny tak, aby go nie zasłaniać, ale żeby jego
samego kamera nie obejmowała.
-
Zostawisz nas? – Zwrócił się do Nikołaja – To dość
osobista sprawa. Poza tym, za jakąś godzinę przyjedzie tu parę
osób i nie sądzę, żebyś miał ochotę się z nimi spotkać.
-
Było mi miło poznać cię osobiście. Czekam na dalszy ciąg
zlecenia – odparł przyjaznym tonem i wyszedł, wcześniej podając
Stefano rękę.
Stefano
zdjął z głowy mężczyzny zasłonę i przyjrzał mu się uważnie.
Wiedział, że ma 52 lata, ale dobrze się trzymał. Jasne włosy
doskonale maskowały siwiznę. Dwudniowy zarost sprawiał, że
wyglądał prawie na swój wiek, ale gdyby się ogolił, byłoby
lepiej. Knebel uniemożliwiał mu poparcie słowami tego, co wyrażał
jego wściekły wzrok.
-
Słuchaj i nie przerywaj – Głos Stefano był lodowato spokojny –
Wyjmę ci knebel, żebyś mógł mi odpowiadać na pytania. Ty
nie zadajesz pytań. Zrozumiałeś?
Mężczyzna
zmarszczył brwi.
-
To może inaczej. Mogę cię zabić, przestrzelić ci kolana, albo
strzelić w brzuch i zostawić. W promieniu pięćdziesięciu
kilometrów nie ma żywej duszy, więc zdechniesz tu w
męczarniach. – Beznamiętny ton zupełnie nie odzwierciedlał
tematu przemowy, ale chyba właśnie dlatego odniósł
zamierzony skutek, bo mężczyzna kiwnął głową. Stefano wyjął
mu knebel.
-
Co to, kurwa… - Zaczął więzień.
Stefano
bez słowa wyciągnął zza pasa broń, odbezpieczył i przyłożył
do kolana przesłuchiwanego. Ten zamarł.
-
Świetnie. Widzę, że się rozumiemy. Nie mówię dobrze po
angielsku, więc uważaj. Służyłeś w Dubrowniku. Mały oddział.
Mieliście pilnować porządku w mieście. Zgadza się?
-
Tak, dwa lata – W głosie mężczyzny słychać było zaskoczenie.
-
Pamiętasz, jak w ’93 razem z kolegą pobiliście chłopaka i
zgwałciliście dziewczynę?
-
Co? Nie wiem o czym mówisz? Ja nie…
-
Zła odpowiedź – Przerwał mu Stefano – Sprawdziłem. Było was
ośmiu, a jedynym blondynem w oddziale, który ma taki tatuaż
jesteś ty. Przypomnij sobie, bo od tego zależy, co z tobą zrobię.
Chcę wiedzieć, jak się nazywa kolega, z którym wtedy byłeś.
Jest dwóch kolorowych, więc się waham, którego zabić.
-
Czego chcesz? - Głos przesłuchiwanego zadrżał.
-
Po pierwsze, powiesz do kamery, jak bardzo ci przykro, że to
zrobiłeś. Potem poniesiesz karę i naprawdę będzie ci przykro. No
i jeszcze nazwisko kolegi. Tego chcę.
-
Ja tego nie zrobiłem – Upierał się.
-
Przypomnę ci. Szczupła szatynka. Związaliście ją paskiem. Twój
kolega wsadził jej lufę pistoletu…
Stefano
stał oparty o maskę samochodu i obserwował, jak dwa dżipy
wspinają się górską drogą. Widać już było wojskowe
emblematy na drzwiach. Sięgnął do wnętrza auta, wyciągnął
szarą teczkę i wyszedł im naprzeciw. Z pierwszego pojazdu
wyskoczył żołnierz i otworzył tylne drzwi. Stefano czekał. Z
samochodu wysiadł niewysoki, ale dobrze zbudowany mężczyzna w
mundurze. Zdjął ciemne okulary i podał adiutantowi. Rzucił jakąś
komendę i ruszył przed siebie.
-
Witam generale – Stefano skinął głową – Dziękuję, że tak
szybko pan zareagował. Tu są zdjęcia i dokumenty, o których
mówiłem. Oczywiście zdjęcia córki pana ministra
zostały usunięte z jego laptopa i poczty mailowej. – Zwłaszcza,
że sam je tam wsadziłem, dopowiedział w myślach.
-
Jesteśmy panu zobowiązani. Gdzie ten handlarz? – Generał
przeglądał z zainteresowaniem zawartość teczki – Ile albańskich
kobiet wywiózł?
-
Trudno to stwierdzić jednoznacznie, ale w ciągu ostatniego roku
ponad trzydzieści. Do tego dochodzą narkotyki. – Ty skorumpowany
gnoju, gdyby nie zdjęcia tej rozpuszczonej imprezowiczki, to palcem
byś nie kiwnął, pomyślał. – Ma pan tu wszystko: droga
przemytu, kierowca i odbiorca. Oczywiście sami na to wpadliście –
Zaznaczył.
-
Oczywiście. To gdzie on jest?
Stefano
wskazał głową budynek. – Ma paskudną ranę uda, ale założyłem
mu opatrunek. – Patrzył, jak generał wskazuje swoim podwładnym
drzwi budynku. – Panie generale, prawie zapomniałem powiedzieć,
że nikt się o niego nie upomni. Ma fałszywe dokumenty, a ja będę
zobowiązany, jeśli nie wyjdzie z więzienia przez najbliższe
dwadzieścia lat, albo i dłużej.
-
Może pan być spokojny – Generał wyciągnął do niego dłoń –
Postaramy się.
---
Tego ranka Mila obudziła się
wyjątkowo wcześnie. Miała za sobą długą noc pełną męczących
snów. Kilkakrotnie sprawdzała, czy Stefano przypadkiem nie
wrócił. W pewnej chwili wydało jej się, że słyszy silnik
jego Alfy, ale doszła do wniosku, że to przywidzenie, więc znów
zapadła w dziwny letarg. Wydawało jej się, że słyszy jak Valeria
się śmieje, potem, jak ciemnowłosa dziewczyna mówi, że
Stefano jej się oświadczył. Zrywała się z niepokojem i znów
zasypiała.
Usiadła na łóżku i
spojrzała na częściowo rozpakowane walizki. Po tym jak Luca
zawrócił ją sprzed bramy, wróciła potulnie do ich
mieszkania. Później znów dopadły ją wątpliwości.
Jeszcze raz spróbowała zadzwonić. Czy to możliwe, że
próbował odszukać jej gwałcicieli? Zrobiło jej się słabo.
A jeśli ich znajdzie, to co? Co im zrobi? Poczuła mdłości. Cicho
zsunęła nogi na podłogę. Miała iść do łazienki, kiedy
zorientowała się, że ktoś przymknął drzwi do sypialni. Wyjrzała
ostrożnie. Na podłodze zauważyła metalową walizkę z szyfrem, w
której Stefano przewoził czasem broń i sprzęt
elektroniczny. Wrócił!
Na palcach podkradła się do jego
pokoju. Spał w ubraniu na skórzanej kanapie, która
zstąpiła jego pojedyncze łóżko, kiedy się wprowadziła.
Czasem używał jej, gdy pracował do późna. W pierwszym
odruchu chciała podbiec i całować jego pokrytą zarostem twarz,
ale po chwili spuściła głowę i wycofała się do sypialni.
- Luca, wiesz, gdzie jest Mila? -
rzucił do telefonu Stefano. Wciąż miał na sobie pomięte ubranie.
Dopiero po wylądowaniu w Mediolanie uruchomił swoją komórkę,
ale było zbyt późno, a może zbyt wcześnie, żeby oddzwonić
do Mili. Luca poinformował go krótko, że próbowała
opuścić dom. Znalazł ją w sypialni zwiniętą w kłębek pod
kołdrą. Początkowo chciał wziąć prysznic i dołączyć do niej,
ale był zbyt wyczerpany. Położył się na kanapie w gabinecie i
zasnął dokładnie w tej samej chwili. Rano znalazł puste, ale
jeszcze ciepłe łóżko.
- Wyszła do parku jakieś dwadzieścia
minut temu. Zdaje się, że poszła do altany. - W głosie Luki dało
się słyszeć niepokój – Stefano, co się dzieje?
- Wszystko w porządku – Nie miał
zamiaru nikogo wtajemniczać w swoje prywatne sprawy.
Poranek był chłodny, ale
zapowiadała się piękna pogoda. W porównaniu z niegościnnym
krajobrazem albańskich gór, okolice Turynu, z ich pierwszą
marcową zielenią jawiły się jak bajkowa scenografia. Odetchnął
pełną piersią i ruszył we wskazanym mu przez ochronę kierunku.
Miał poczucie, że jego życie wraca na właściwe tory. Może ta
psycholog nie była taka głupia? Może on też potrzebował
silniejszych bodźców, żeby ujrzeć pewne sprawy pod
właściwym kątem? Z daleka dostrzegł kurtkę Mili przy wejściu do
ażurowej altany. Na jego widok cofnęła się do środka.
- Chcę porozmawiać – zatrzymał
się jakieś dwa metry od wejścia.
- Nie dam rady, kiedy będziesz na
mnie patrzył – Głos jej drżał.
- Więc każde z nas zostanie tu,
gdzie jest, zgoda?
- Zgoda – odparła po namyśle.
- Przepraszam, że musiałem tak nagle
wyjechać. Pewnie wolałabyś inne zakończenie balu? - zaczął
niepewnie.
- Nie, chyba nie... W sumie, to chyba
lepiej, że zostałam sama. Tylko myślałam... - Jak miała
powiedzieć, że umierała ze strachu, że ją odtrącił?
- Nie chcę żebyś odchodziła –
Uprzedził ją. - Wiem, że miałaś prawo tak pomyśleć, ale ja cię
nie zostawiłem. Potem sobie uświadomiłem, że tych kilka słów,
które napisałem jest bez sensu, ale już nie mogłem użyć
komórki, a poza tym, spałaś.
- Luca ci powiedział. Boże, zrobiłam
z siebie idiotkę – Ukryła twarz w dłoniach, choć Stefano nie
mógł jej widzieć.
- Wcale nie! - zaprzeczył natychmiast
– Po prostu byłaś zdezorientowana. Mila! Kiedy wreszcie
zrozumiesz, że nie pozwolę ci odejść? Zmieniłaś moje życie!
Sprawiłaś, że zacząłem myśleć o przyszłości, o rodzinie. To
dla ciebie te wszystkie decyzje, to dla ciebie te zmiany... Nie
widzisz tego?
- Stefano, ja nie prosiłam... nie
zasłużyłam nawet... - Głos jej się łamał.
- Nie mów tak! Popełniłaś
błędy. Ja też. - przyznał – Ale żyjemy i jesteśmy razem.
Jesteśmy?
Nie odpowiedziała, a tylko wydała
jakiś nieartykułowany dźwięk, ale przyjął to za twierdzenie.
- Powiedziałaś, że jesteś
nieodpowiednia, że czujesz się nie na miejscu..., ale kiedy na
ciebie patrzyłem, to wśród tych wszystkich ludzi właśnie
ty byłaś najbardziej na miejscu i najbardziej odpowiednia. Wszyscy,
z którymi rozmawiałem byli pod twoim wrażeniem!
- Ciągle gdzieś znikałeś, a twoja
mama powiedziała mi, że zabroniłeś mnie angażować do
konkursów... - Pociągnęła nosem – Pomyślałam, że się
mnie wstydzisz.
- Oczywiście, że nie! Po prostu
miałem trochę obowiązków. A mamie powiedziałem,
że sama mnie o to poprosiłaś. Chciałaś wywijać
nogami na krzesłach, czy pokazywać wszystkim majtki? Przecież
sama powiedziałaś, że zależy ci na jej opinii. Była zachwycona!
- Nie wiedziałam... - chlipnęła –
To znaczy, powiedziała coś takiego, ale nie byłam pewna. Zrobiłeś
to w moim imieniu?
- Po prostu znam ją lepiej niż ty.
- Ale ja... - Słowa z trudem
przechodziły jej przez gardło – To, co się stało potem...
Słuchaj, czy ten wyjazd miał związek ze mną?
Nie był jeszcze gotów, by jej
powiedzieć. A może tak?
- Muszę cię zobaczyć – stwierdził
kategorycznie i wtargnął do altany, zanim zdążyła zaprotestować
– Chcę cię pocałować. - Musiał się przekonać.
Spojrzała na niego wylęknionym
wzrokiem. Popchnął ją na ażurową ściankę i przywarł do niej
całym ciałem. Pociągnął za włosy i objął drżące spękane
wargi. Poczuła, jak eksploruje językiem wnętrze jej ust i...
poddała się. Całował ją zachłannie, gorączkowo, jakby nie mógł
się nasycić. Brakowało jej tchu, brakowało jej woli, była jak
ogłuszona jego natarczywością i pożądaniem. Więc tak bardzo jej
chciał? Mimo tego, co się stało? Nie czuł obrzydzenia?
- Kocham cię... pragnę... -
wychrypiał bez tchu, odrywając się na moment od jej ust. Zdążyła
wziąć haust powietrza i znów zaatakował. Pochłaniał ją,
ssał i kąsał bezlitośnie. Przyłączyła się. Początkowo
nieśmiało, potem coraz bardziej otwarcie. - Chcę się kochać –
wydyszał nagle.
- Tutaj? - Jej głos zabrzmiał
piskliwie. Była zszokowana.
- Tutaj. Gdziekolwiek. Natychmiast!
- Ktoś może zobaczyć... -
wyjęczała.
- Nic mnie to nie obchodzi. Chcę,
żebyś wiedziała, że cię kocham i pragnę, i chcę wiedzieć, że
nie odejdziesz.
- Stefano, nie chcę odchodzić. -
odparła słabym głosem – Zrobię wszystko, co zechcesz.
Wszystko! Kocham cię nad życie.
Chwycił ją w ramiona. Uniósł
jej brodę i zajrzał w oczy.
- Nie ma takiej rzeczy, której
bym dla ciebie nie zrobił – wyszeptał dziwnie poważnym tonem.
- Chryste, Stefano – Zadrżała pod
wpływem jego słów – Nie odpowiedziałeś mi. Zabrałeś
broń! - Nagle ogarnął ją niepokój.
- Dopadłem tego drania – powiedział
niskim, twardym głosem – Tego drugiego też dopadnę.
Mila poczuła, że grunt usuwa jej
się spod nóg. Była przerażona. Ciemne oczy Stefano lśniły
dziwnym blaskiem, źrenice miał szerokie, ogromne...
- Chyba go nie zabiłeś? - wyszeptała
pobladłymi wargami. Czuła w ustach słodki smak. Zapadała się w
nicość. Wydało jej się, że Stefano woła ją gdzieś z daleka.
Czekam na więcej
OdpowiedzUsuńWitaj Roksano!!!. Przepraszam, że wczoraj od razu nie napisałem komentarza, ale opowiadanie czytałem przed pracą. Przeczytałem je 2x i już nie miałem czasu na pisanie komentarza. Roksano troszkę nie wiem co mam pisać, bo przecież wiesz, że bardzo lubię Twoje opowiadania. Jako dzisiaj jest Święto Pracy to chciałem Ci podziękować za pracę i serce które wkładasz w pisanie. Dzięki temu my czytelnicy mamy chwilkę czasu tylko dla siebie, czytając opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Wiktor
Uwielbiam to! Mam nadzieję, że w ramach majowki dodasz szybciej część :-) taka mała uwaga. Od dluzszego czasu zauważyłam, że piszesz zle "póki" :-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam je, codziennie sprawdzam czy jest kolejna część :) mam nadzieje że szybciej dodasz :)
OdpowiedzUsuńCześć,
OdpowiedzUsuńgenialne, cudowne,
brak mi słów!:):):)
Droga Roksano moze dodasz jakis kawalek dla tegorocznych maturzystów:)
OdpowiedzUsuńA jak chodzi o Twoje opowiadania to sa rewelacyjne :) Weronika
Bardzo Dobrze się czyta Ciebie :) Pozdrawiam NataliaO
OdpowiedzUsuńWitajcie Kochani! Mam za sobą majówkę bez internetu. Było super! Już kończę kolejny rozdział. Będzie chyba w czwartek rano.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, co mogłabym zadedykować maturzystom, ale może ten 14 rozdział? Dość gorący będzie...;))) Pozdrawiam wszystkich i dzięki za komentarze.
PS. Z tym "póki" mam problem, bo komputer raz mi poprawia a raz nie. Nie zawsze wyłapię, bo obie formy są w słowniku i nie podkreśla, ale dzięki za uwagę.