- Nie tak szybko – Fatalny włoski
akcent przy angielskich słowach. To był najcudowniejszy, najmilszy
dźwięk, jaki Mila mogła usłyszeć. Umarłam, czy śnię, spytała
się w myślach, czując dziwną słabość.
Policyjna syrena była coraz bliżej.
- O kurwa! - W ostatnim czasie było
to chyba najczęściej wypowiadane przez Ivo słówko.
- Nie dotykaj mojej kobiety – Głos
Stefano brzmiał groźnie ale spokojnie. Na twarzy Serba pojawiła
się mała czerwona plamka lasera.
- Już to zrobiłem – Wycharczał z
mściwą satysfakcją, obserwując jak Stefano blednie.
- Non e vero! (Nieprawda!) -
Mila bezgłośnie poruszała ustami – Non e vero, amore!
- Zostaw ją! Tylko my dwaj – Głos
Stefano lekko
zadrżał.
- Tylko my dwaj – Powtórzył
Ivo, przeciągając słowa – Rzuć broń.
- Ty też.
Policyjne samochody były już
widoczne na tle lasu, ale żaden ze stojących naprzeciw siebie
mężczyzn nie odwrócił głowy w tamtą stronę. Jak na
komendę, rewolwer i paralizator przeleciały kilka metrów w
powietrzu i upadły na ziemię. Serb popchnął Milę w stronę
podnoszącego się z klęczek Marco. Zatoczyła się i upadła
niezgrabnie na twardą zmarzniętą ziemię.
Ivo pochylił się mocniej,
zaciskając dłonie w pięści. Pamiętał doskonale, jak Stefano
ogłuszył go dwoma celnymi ciosami. Ale wtedy nie
spodziewał się ataku! Zaatakował pierwszy. Wykonał
nieznaczny ruch lewą ręką i wyprowadził morderczy prawy prosty na
twarz Stefano. Ten jednak wykonał zgrabny unik i chwyciwszy dłonią
pięść Serba, drugą posłał mu szybkie uderzenie w splot
słoneczny. Odskoczył. Ivo stęknął i potrząsnął głową z
niedowierzaniem. Stefano czekał.
Na plac wbiegł porucznik Kita, a za
nim kilku ubranych na czarno policjantów. Natychmiast rzucili
się do walczących, ale Kita ich powstrzymał. Zajęli się więc
pozostałymi, rzucając tylko walczącym zaciekawione spojrzenia.
Ivo znów natarł, tym razem
trafiając Stefano w brzuch, ale ten wypuścił powietrze z płuc z
głośnym świstem i natychmiast odparował, trafiając przeciwnika w
szczękę. Odskoczył i nie pozwalając Serbowi dojść do siebie,
wymierzył mu potężne kopnięcie w kolano. Rozległo się
nieprzyjemne chrupnięcie. Padając, Ivo dostał jeszcze cios w
brzuch. Stefano nachylił się nad nim. - Mam ochotę cię zabić! -
Wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Dwóch policjantów
dopadło do zwijającego się z bólu osiłka.
- Stefano! - Mila załkała cicho.
Marco uwolnił już jej ręce, ale wciąż były zimne i
zesztywniałe. Wyciągnęła je jednak przed siebie – Stefano,
jesteś...
Dopiero
teraz zobaczył w jak opłakanym była stanie.
Ślady na nadgarstkach zsiniałych rąk, fioletowe podbiegnięcie na
policzku i ogromne zapadnięte oczy pełne łez. Słaniała się na
nogach, podtrzymywana przez Marco, który sam jeszcze nie
odzyskał pełni sił. Podbiegł do niej chcąc porwać ją w
ramiona, ale... zawahał się na ułamek sekundy. Ten
drobny gest zabolał Milę bardziej niż jakiekolwiek fizyczne
obrażenie, którego doznała. On wie, uświadomiła sobie, wie
i...
- Moja sikorka – Otoczyły ją silne
ramiona. Otulił ją swoim ciepłem i zapachem. Nagle poczuła ulgę
i jednocześnie dziwną niemoc. Wybuchnęła płaczem. - Mila,
skarbie, już po wszystkim. Już dobrze... - Gładził jej włosy,
tulił do siebie, nie wiedząc, co ma zrobić, żeby przestała. - No
już, maleńka.
Uniósł głowę, szukając
wzrokiem Fabia. Stał obok samochodu, trzymając Caterinę za ręce.
Obok na ziemi siedział Franco, obejmując się rękami. Oddychał z
trudem.
- Marco – Zwrócił się do
stojącego obok chłopaka – Dobra robota. Dzięki.
- Trafił mnie – Odparł
sfrustrowany chłopak i pokręcił głową.
- Szybka reakcja. To się liczy –
Pochwalił go Stefano – Dałeś mi potrzebny czas.
Ruszyli wolno w stronę pozostałych.
Stefano wziął wciąż szlochającą Milę na ręce. Dopiero, kiedy
Caterina objęła ją za szyję, uspokoiła się na tyle, że Stefano
mógł ją posadzić na masce samochodu i porozmawiać chwilę
z Fabiem.
- To chyba twoje? - Kita podszedł do
nich, niosąc broń Stefano – Niestety, muszę to na razie
zatrzymać. Zakładam, że masz pozwolenie?
Stefano kiwnął głową.
- Nie interesuje mnie to, czego nie
widać - Kita wskazał głową na wybrzuszenie kurtki Fabia –.
Zaraz będzie karetka – Spojrzał na Franco i tulące się do
siebie zapłakane kobiety. - Myślę, że wszyscy powinni pojechać
na Szpitala. Czy wy dwaj możecie poświęcić mi teraz pół
godziny, góra czterdzieści minut? Poślę z nimi dwóch
chłopaków, jeśli chcecie.
- Nie trzeba. Marco pojedzie – Fabio
zbliżył się do żony – Cateri, na pewno nic cię nie boli?
- Uderzyłam się
tylko w głowę. Poproszę, żeby mi zrobili tomografię, jeśli cię
to uspokoi, ale myślę, że najbardziej potrzebują tego Mila i
Franco. Naprawdę, nie wiem, jak mu się odwdzięczę – Spojrzała
na potężnego ochroniarza z sympatią.
- Ja to załatwię. Dobrze wykonał
swoją pracę – Fabio pocałował ją w policzek. Z oddali
dobiegał sygnał karetki pogotowia – Mila, okropnie wyglądasz,
ale chyba nigdy się tak nie cieszyłem na twój widok -
Nachylił się i pocałował zaskoczoną dziewczynę w czoło.
- Fabio... - Zająknęła się –
Dziękuję – Wielkie łzy znów popłynęły jej po
policzkach – Tyle ryzykowaliście dla mnie.
- Jak to w rodzinie – Obdarzył ją
ciepłym spojrzeniem.
Stefano przyglądał się temu z
dziwnym wyrazem twarzy.
Mila za żadne skarby nie chciała
pojechać do szpitala bez Stefano. Dopiero zdecydowana postawa
Cateriny i solenna obietnica, że obaj, i Fabio, i Stafano, najdalej
za pół godziny ruszą za nimi, sprawiły, że ustąpiła.
Stanowili we czwórkę dość dziwaczny zestaw. Najgorzej
wyglądała oczywiście ona, ale najgroźniejsze obrażenia miał
prawdopodobnie Franco. Zderzenie z samochodem mogło go kosztować
życie. Na razie miał problem z oddychaniem i dwa potężne
stłuczenia na ramieniu i biodrze. Znosił to jednak z podziwu godnym
spokojem. Ratownicy założyli mu kołnierz ortopedyczny i kazali
lezeć. Leżał więc i bez najmniejszego grymasu bólu znosił
jazdę po wyboistej drodze. Marco patrzył na niego z podziwem i
zazdrością. Jemu najbardziej dolegała urażona duma. Caterina
czuła tylko mdłości i lekkie zawroty głowy, co uznała za
normalne po bliskim spotkaniu z maską samochodu.
- Mam nadzieję, że nie zostało
wgniecenie – Zażartowała rozmasowując guza. Nagle spoważniała
i nachyliła się do Mili, tak, żeby pozostali jej nie usłyszeli –
Wybacz mi, ale zrobiłam coś strasznego... Myślałam, że
pojechałaś szukać tych drani... Stefano powiedział, że
rozmawiałaś z bratem i kompletnie zgłupiałam! Och, Mila,
przepraszam – Ukryła twarz w dłoniach.
- Tak myślałam – Mila zwiesiła
głowę – To nie twoja wina. Zresztą... – Westchnęła –Powinnam
dawno mu powiedzieć. Kiedy siedziałam zamknięta, miałam masę
czasu na przemyślenia i wiesz co? Przysięgłam sobie, że jeśli z
tego wyjdę, to wszystko mu powiem i postaram się wyjaśnić...
- Och, Stefano tak strasznie to
przeżył, że aż się wystraszyłam. Coś ci powiedział?
- Nie, ale... Kiedy go zawołałam...
Był taki moment... A może mi się zdawało? - Potarła dłonią
czoło – Na mój widok można się przestraszyć.
- Co ty opowiadasz? - Caterina ujęła
jej dłonie i zaczęła obracać, oglądając ślady po sznurze i
pasku – Jesteś śliczna jak zawsze, tylko taka... biedna.
- O kurde! - Marco dopiero teraz
zobaczył w pełnym świetle czerwone pręgi i otarcia – Dobrze, że
Stefano obił tego drania! Jak można zrobić coś takiego kobiecie?
- Wyglądał na wstrząśniętego.
- Och, Marco – Mila westchnęła
ciężko – Można i coś znacznie gorszego.
- Ale on chyba nie...? - Oczy młodego
ochroniarza zrobiły się okrągłe.
- Nie. Tylko mnie zbił – Odwróciła
głowę tak, by mógł zobaczyć policzek – Mam jeszcze
pewnie pręgę na plecach, ale chyba ci jej nie pokażę – Dodała
ze smutnym uśmiechem. Och, kochany dobry Marco, mam też inne pręgi,
o których nie masz pojęcia, pomyślała.
- Mila, musisz iść do psychologa jak
tylko wrócimy do domu. Mówię poważnie – Caterina
spojrzała jej w oczy – Już samo porwanie jest wystarczającym
powodem – Zawiesiła głos.
- Pójdę – Odparła potulnie,
zwieszając głowę. - Może gdybym wtedy nie przerwała terapii...?
Jak on to zniósł? - Spytała cicho
- Och, gdybyś widziała, co się z
nim działo!
- Caterina, dlaczego nie mogli jechać
z nami? - Wybuchnęła nagle.
- Mila, zaraz do nas przyjadą. Po
prostu muszą od razu ustalić pewne... fakty. - Caterina poprawiła
się niespokojnie na siedzeniu, posyłając ukradkowe spojrzenie
ratownikowi siedzącemu obok kierowcy, ale wyglądało na to, że nie
rozumie włoskiego – Wiesz, musieliśmy trochę nagiąć przepisy,
żeby tak szybko cie znaleźć – Wyjaśniła niechętnie. -
Prawdopodobnie ty też będziesz musiała złożyć zeznania.
Porucznik jest przyjacielem, ale nawet on nie stoi ponad prawem –
Rozłożyła ręce – No, ale najważniejsze, że jesteś z nami, a
Stefano jakoś sobie poradzi.
- Jak to? Co on takiego zrobił? - Nie
rozumiała, w czym problem. Przecież ją ratował! Pobił tamtego,
ale to było w jej obronie. Zresztą, widziała, że Kita powstrzymał
innych – Cateri, o co chodzi?
- Widzisz, Stefano użył broni –
Powiedziała ostrożnie, szukając wzrokiem wsparcia u Franco – Nie
jestem pewna, czy jego pozwolenie jest ważne w Polsce...
- Nie użył! Nie strzelił – Prawie
krzyknęła.
Caterina i Marco natychmiast ją
uciszyli, nie chcąc zwracać uwagi ratowników.
- Ale celował i doskonale wiesz, że
gdyby musiał, to zastrzeliłby tego kundla bez mrugnięcia okiem –
Franco włączył się nagle do rozmowy. - Zresztą, tak samo jak
każdy z nas. On miał jeszcze dodatkowy powód. Facet groził
ci bronią.
- To był paralizator – Odparła
prawie szeptem.
- Ale on tego nie wiedział – Franco
utkwił w niej poważne spojrzenie – My też nie.
Nagle wydało jej się, że świat
wokół zawirował. Stefano był gotów zabić, żeby ją
ratować! Niby zawsze w jakiś sposób to czuła, ale nigdy nie
miała tak namacalnego dowodu. Jest doskonale wyszkolonym
ochroniarzem i to należy do jego obowiązków, podpowiadał
jej rozsądek, ale serce mówiło coś innego. Ten wspaniały
mężczyzna, jej ukochany, był gotów na wszystko... dla niej.
Więc, nic się nie zmieniło! Kochał ją nadal i chciał, żeby
byli razem! Jak mogła wątpić?! Obraz wnętrza karetki nagle jej
się rozmazał i jej zmęczonym obolałym ciałem wstrząsnął
szloch.
Caterina otoczyła ją ramieniem. -
Psycholog! - Szepnęła jej do ucha - Pilnie!
Wjeżdżali na teren szpitala.
---
- Co z nią robią? - Fabio stał przy
szybie, za którą pielęgniarka obkładała brzuch Cateriny
specjalnym ochronnym fartuchem, a następnie za pomocą pilota
przesunęła jej leżankę tak, że głowę miała w ogromnym
pierścieniu tomografu.
- Proszę się nie martwić, po
prostu po takim wypadku musimy
zrobić badanie głowy, a to normalne postępowanie
przy ciąży. – Młoda lekarka mówiła dość dobrze po
angielsku. Wystukiwała jakieś dane na klawiaturze jednego z trzech
komputerów, ale na moment uniosła głowę.
- Ciąży? - Fabio poczuł nagle, że
świat wokół niego jakby się zakołysał – Ciąży? -
Powtórzył.
- O mój boże! - dziewczyna
zakryła dłonią usta – Nie wiedział pan? Pewnie żona nie
zdążyła powiedzieć. Przepraszam – Wyglądała na mocno
zakłopotaną.
Ciąża?! Będę ojcem! Cateri, moja
maleńka, moja słodka, myślał gorączkowo. Oparł dłonie o szybę,
wpatrując się intensywnie w szczupłą sylwetkę leżącą
nieruchomo w tomografie.
- Proszę pana, wszystko w porządku?
- Lekarka dotknęła jego ramienia. - Jeszcze raz przepraszam...
- Niech pani nie przeprasza –
Odparł, z trudem opanowując emocje.
Za ich plecami rozległo się ciche
pukanie i po chwili w drzwiach pojawił się Stefano. Skinął głową
lekarce i odwrócił się do Fabia.
- Co jest? - Przyjrzał mu się
uważnie – Masz taką minę...
- Wszystko dobrze. - Odparł z
roztargnieniem – Muszę najpierw porozmawiać z Ceteriną...
Zamrugał, jakby otrząsnął się z zamyślenia. - A gdzie Mila? Na
badaniach?
- Nie. Rozmawia z Kitą. Są w pokoju
na końcu korytarza. Zgodziła się zeznawać dzisiaj, jak usłyszała,
że będziemy wtedy mogli jutro wrócić do domu - Stefano
odwrócił wzrok.
- W porządku? - Fabio zmarszczył
brwi.
- Dziwnie się czuję na myśl o
powrocie – Powiedział powoli. Do tej pory wszystko wydawało mu
się takie proste i oczywiste, ale teraz w jego głowie powstał
zamęt. - Poradzę sobie... - Zrobił krok w tył, jakby chciał
odejść.
- Zaczekaj – Fabio przytrzymał go
za ramię i odprowadził w bok, żeby nie przeszkadzać lekarce,
śledzącej w skupieniu ekran monitora. - Co jest? Caterina nie chce
puścić pary z ust, ale przecież widzę, że coś się między wami
dzieje. Powiedziała ci coś o Mili. Widziałem twoją reakcję.
- Nie wiem Fabio... - Zaczął z
wahaniem – Jeśli powiem ci, że mój świat się zachwiał?
Że coś w co ślepo wierzyłem, ufałem... - Przełknął z trudem
ślinę – Że to wszystko było...
- Kurwa, chyba nie miała nikogo na
boku? - Fabio wyglądał na wstrząśniętego.
- Nie. Nic z tych rzeczy! Chociaż...
- Zawiesił głos. To też dotyczyło zaufania, a właściwie jego
braku. To też był rodzaj zdrady i... kurwa! Chodziło także o
seks! O to, co czuła będąc z nim! Gdyby chodziło o innego faceta,
po prostu by go dopadł i wyrwał mu serce, ale jak miał walczyć z
nią? - Nie wiem, Fabio – Jęknął – Nie wiem, co mam ci
powiedzieć.
- Prawdę – Silna męska dłoń
spoczęła zadziwiająco delikatnie na jego ramieniu – Powiedz mi
tyle, ile potrzebujesz. Wierz mi, że jeśli się wahasz ze względu
na mnie, to w tej chwili jestem gotów przyjąć wszystko!
- Mówisz tak, jakbyś właśnie
wygrał główny los w TotoCalcio – Jeden kącik ust zadrgał
mu w smutnym uśmiechu.
- Wygrałem coś znacznie cenniejszego
– Fabio spojrzał za szybę, gdzie leżała jego żona. Jego
ukochana ciężarna żona!
Nad drzwiami prowadzącymi do
pomieszczenia z tomografem zapaliła się mała lampka. Leżanka z
Cateriną zaczęła się powoli wysuwać z pierścienia.
- Wszystko wygląda normalnie –
Lekarka podeszła do Fabia i wyciągnęła rękę – Jeszcze raz
przepraszam i gratuluję. Może pan iść do żony – Przyłożyła
kartę magnetyczną do czytnika przy drzwiach.
- Gratulacje? - Stefano spojrzał
podejrzliwie na przyjaciela, uśmiechniętego jakby właśnie dostał
nowiutkie Ferrari.
Fabio mrugnął do niego i nie
czekając dłużej wszedł do pomieszczenia, gdzie Caterina zdążyła
już usiąść. Na widok męża jej twarz rozjaśnił szeroki
uśmiech. Wyciągnęła do niego ręce i powiedziała coś, czego
Stefano obserwujący całą scenę zza szyby nie mógł
usłyszeć. Fabio nie zważając na nikogo, objął ją i przywarł
do jej ust w długim czułym pocałunku. Stefano już miał się
odwrócić, gdy nagle zauważył, że Fabio przesuwa dłoń z
pleców Cateriny na brzuch. Ten drobny gest był aż nadto
znaczący. Tak, jego przyjaciel wygrał właśnie najwspanialszy los
w loterii życia. Czy miał prawo zakłócać mu radość? Za
żadne skarby świata by tego nie zrobił.
- Dottoressa – Skinął głową
lekarce ocierającej ukradkiem łzy i wyszedł na korytarz. Powlókł
się pod drzwi pokoju, gdzie zostawił wcześniej Milę i usiadł
obok czekającego tam Marco.
- Franco musi zostać do jutra –
Poinformował go chłopak. - Ma wstrząśnienie mózgu i
pęknięte dwa żebra.
- Wyliże się – Stefano machnął
ręką. Gdyby chodziło o niego, pewnie wypisałby się na własną
prośbę. - A ty? Co masz taka minę?
- Nic mi nie jest. - Odparł ponuro –
Tak myślę, że teraz pewnie Franco wróci i on będzie
ochroniarzem Cateriny.
Stefano mimowolnie się uśmiechnął.
Lubił tego chłopaka i trochę mu imponowało to, że mimo
osobistego zaangażowania potrafił zachować się profesjonalnie w
kontaktach ze swoją „podopieczną”. - Nie sądzę –
Powiedział spokojnie – Ja zabieram Franco. Mam co do niego swoje
plany. Poza tym będzie teraz wyłączony z pracy „w terenie”. Od
tej pory twoim bezpośrednim przełożonym będzie Luca, ale czasem
będziesz też pracował ze mną.
W oczach Marco odbiło się
zaskoczenie i radość, ale po chwili spoważniał.
- Więc, to prawda, że jesteś
wspólnikiem?
- Prawda. Starzeję się i czas się
ustatkować – Zażartował, ale bez uśmiechu.
- Kurde, Stefano-biznesmen. Nie wierzę
– Marco pokręcił głową z niedowierzaniem – Mila wie? Pewnie,
że tak – Nie czekał na odpowiedź.
- No dobra, wystarczy tego gadania –
Uciął ich rozmowę.
Zza drzwi dobiegło ich szuranie
krzeseł i po chwili Mila i Kita wyszli na korytarz.
- Skończyliśmy. Myślę, że możecie
jutro wracać. Zadzwonię jeszcze jutro około dziewiątej –
Porucznik podał Stefano rękę – Dzielna dziewczyna – Uśmiechnął
się do Mili stojącej cicho z boku – Jeszcze raz ci dziękuję –
Zwrócił się do Stefano, potrząsając jego dłoń.
- Tylko tym razem załatw sprawę do
końca – Stefano odpowiedział mu uściskiem dłoni.
Dochodziła jedenasta, kiedy wreszcie
udało im się dotrzeć do niewielkiego hotelu, w którym się
zatrzymali. Mimo późnej pory właściciel czekał na nich z
kluczem od dodatkowego pokoju. Mieli też do dyspozycji kuchnię, na
wypadek, gdyby byli głodni. Z wdzięcznością przyjęli odgrzewaną
potrawkę z kurczaka z ryżem.
- Caterina, czy masz może zapasową
bieliznę? Mój bagaż diabli wzięli – Westchnęła Mila,
kiedy wchodzili na piętro, gdzie mieściły się ich pokoje.
- Przywiozłem ci coś – Uprzedził
Caterinę Stefano, podnosząc w górę swoją torbę z
rzeczami.
- Zabrałeś moje ubrania? - Nie mogła
uwierzyć, że pomyślał nawet o tym – Jesteś niesamowity! -
Dodała z zachwytem.
- Pomyślałem, że zabrali ci
wszystko, bo bali się, że masz gdzieś schowany chip – Poczuł
się odrobinę zakłopotany jej podziwem. Kurde, przecież zawsze go
to urzekało.
- A nie miałam? - Spytała
podejrzliwie.
- Miałaś. Można było namierzyć
komórkę, laptopa i... zawahał się – Twoją torebkę.
- Więc niepotrzebnie zabrali mi
ubranie? - Wciąż nie mogła się pogodzić z tym, że rozebrali ją
nawet z bielizny.
- Nie wracaj do tego. Chodź, zrobię
ci kąpiel. Podobno mamy łazienkę z wanną – Stefano ogarnął ją
ramieniem. - Widzimy się na śniadaniu. - Rzucił do pozostałych.
Gdy znaleźli się w pokoju, postawił
torbę na stole. Ściągnął przez głowę sweter, który
założył w miejsce kurtki i rzucił go na krzesło. Zajrzał do
łazienki. – Jest wanna. Zrobię kąpiel.
Mila zdjęła kurtkę Stefano, którą
ją okrył jeszcze na placu, i powiesiła ją na wieszaku. Zajrzała
do torby. - Boże, mój ukochany sweter – Westchnęła – I
bielizna! Jak ty o tym wszystkim pamiętasz?
- Zapomniałem o piżamie. Może weź
mój T-shirt? - Odpowiedział z
łazienki.
- Mogę spać bez – Szepnęła.
Stefano zostawił ją w łazience na
dłuższą chwilę, ale wrócił niosąc smartfona i dwa
drinki. - Dobrze ci to zrobi. - Podał jej jedną szklankę.
Po chwili łazienka wypełniła się
cichą muzyką i zachrypniętym niskim głosem Louisa Armstronga.
- Muszę to z siebie zmyć –
Powiedziała cicho, odstawiając szklankę i zanurzając się na
chwilę pod wodę. Mokre włosy oblepiły jej twarz i szyję. Stefano
stał oparty o umywalkę, jakby nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.
Schylił się po leżący na podłodze dres. - Wyrzuć to! Nie chcę
tego więcej widzieć – Rzuciła z odrazą. - Śmierdzi jak ten
ohydny materac. Nie wiem, jak ze mną wytrzymaliście tyle godzin –
Sięgnęła po szampon.
Stefano bez słowa zabrał dres i
wepchnął do plastikowej torby. Mila syknęła, kiedy strużka
szamponu spłynęła jej na nadgarstek. Szybko spłukała go wodą.
- Daj mi to – Westchnął i zebrał
z jej dłoni gęsty płyn. Nałożył go na czubek jej głowy i
rozprowadził po włosach. Mila westchnęła głęboko i odchyliła
głowę, przymykając oczy. Uśmiechnął się do siebie. Uwielbiała,
kiedy mył jej włosy, ale rzadko to robił. Kiedy ostatni raz? Może
z rok temu? - Pochyl się – Polecił, nabierając w ręce wody z
wanny. Szampon nie chciał się pienić.
Mila wykonała polecenie i wtedy
zobaczył jej plecy. Od lewej łopatki na skos do prawego biodra
biegł ślad po uderzeniu, Stefano zacisnął zęby. Przez ułamek
sekundy pożałował, że jednak nie skręcił karku temu bydlakowi
Ivo. Odwrócił głowę.
- Ale mi dobrze – Cichy głos Mili
przywołał go z powrotem. Zaczął masować jej skórę,
oddzielając kolejne pasma włosów. Oddychała coraz szybciej
i płycej, aż zdał sobie sprawę, że jego dotyk ją podnieca.
Sięgnął po prysznic.
- Umyj się, a ja przyniosę suszarkę
– Powiedział, kiedy skończył spłukiwać pianę.
- Suszarkę też zabrałeś? -
Spojrzała na niego jak na cudotwórcę.
- No nie, ale widziałem, że leży w
szafie – Uśmiechnął się z zakłopotaniem – Myj się. Trzeba
iść spać.
Poczuła się odrobinę rozczarowana,
ale po chwili dziarsko zabrała się za żel. Łazienka wypełniła
się przyjemnym owocowym zapachem. Kiedy skończyła, Stefano otulił
ją ręcznikiem i wręczył obiecaną suszarkę. Sam zrzucił ubranie
i nie zważając, że z wanny nie spłynęła jeszcze woda, wszedł
tam i zaciągnął foliową zasłonkę. Po chwili rozległ się szum
prysznica.
Mila suszyła włosy pogrążając
się w myślach. Niby wszystko było OK, ale czuła w zachowaniu
Stefano jakiś dystans. Jakby cofnęli się do początku ich
znajomości. Tyle, że wtedy to było uzasadnione i nawet trochę
podniecające. Teraz... no cóż, powinna się tego chyba
spodziewać? Nie! Po prostu był zmęczony, tak jak wszyscy,
wytłumaczyła sobie. Odłożyła suszarkę, zanim Stefano skończył
brać prysznic i powlokła się do łóżka. Nałożyła czystą
koszulkę, którą jej zostawił i ostrożnie ułożyła się
na boku. Dopiero teraz poczuła, jak strasznie jest zmęczona i
obolała. Przymknęła oczy.
- Dobranoc sikorko – Materac obok
niej ugiął się pod ciężarem Stefano. Nie usłyszała, kiedy
wszedł do pokoju, ale przecież on zawsze chodził jak kot.
- Dobranoc – Wymamrotała, szukając
go po omacku.
- Chcesz się przytulić? - Spytał,
przysuwając się do niej ostrożnie.
- A ty nie?
- Tak... ale nie chciałbym cię
urazić – W jego głosie dało się wyczuć wahanie – Widziałem
twoje plecy.
Przeturlała się na niego i
przywarła ciaśniej, zakładając nogę na jego udo. Czuła pod
policzkiem, jak serce mu przyspieszyło, ale nie wykonał żadnego
ruchu.
- Jesteś na mnie zły, że dałam się
porwać? - Spytała ostrożnie.
- Co? - Teraz poczuła, ze odwrócił
głowę w jej stronę, choć w ciemnościach nie mogła tego
zobaczyć. - Jeśli już, to jestem zły na siebie, że tak łatwo
dałem się podejść. Nie jestem na ciebie zły. Chociaż... -
Zaczął, ale urwał wpół zdania. - Nie, nic. Ten SMS, to
była dobra robota. Śpij.
- Wiedziałam, że mnie znajdziesz –
Wyszeptała sennie – Po prostu wiedziałam...
Stefano leżał nieruchomo, próbując
zebrać myśli. Z jednej strony słowa pełne wyrzutów cisnęły
mu się na usta, z drugiej strony, wiedział, że wypowiedziane
pochopnie w nieodpowiednim momencie, będą miały nieodwracalne
konsekwencje. Zdusił je w sobie. Na jego piersi Mila oddychała
miarowo i głęboko. Będzie dość czasu, żeby się rozmówić,
powiedział sobie i zamknął oczy. Jednak sen nie chciał przyjść.
Obudzili się równocześnie,
kiedy rozległ się sygnał komórki. Stefano przeciągnął
się, rozprostowując stawy. - Dziś nie biegam – Stwierdził,
odchylając głowę.
- Źle spałeś? - Mila z troską
pogładziła jego szorstki policzek.
- Najpierw nie mogłem zasnąć, a
potem ty miałaś złe sny.
- Mówiłam przez sen? -
Zaniepokoiła się.
- Wołałaś mnie – Uśmiechnął
się do niej. - Uspokoiłaś się, jak ci obiecałem, że nigdzie nie
pójdę.
- Kocham cię, wiesz? - Wtuliła się
w niego z całej siły.
- Wiem...
Miała wrażenie, że ostatnie słowo
wypowiedział bez przekonania, ale zanim zebrała się na odwagę, by
ciągnąć tę rozmowę, Stefano pocałował ją w głowę i odsunął
łagodnie.
- Zbierajmy się. Za kwadrans zadzwoni
Kita z wiadomościami. - Powiedział - Powinniśmy iść na
śniadanie. Potem trzeba odebrać Franco ze szpitala. Caterina mówiła
też o spotkaniu z Karoliną. Jeśli chcemy dzisiaj wrócić do
Turynu to trzeba wstać!
Musimy to odłożyć, pomyślała. Z
jednej strony poczuła ulgę, ale z drugiej wiedziała, że to tylko
chwilowe odroczenie nieprzyjemnej rozmowy. Nie miała co do tego
wątpliwości.
Stefano się nie mylił. Załatwienie
wszystkiego zajęło im dobrych kilka godzin, tak, że z przyjaciółmi
Cateriny umówili się na obiad, żeby zaoszczędzić trochę
czasu. Oczywiście Mila musiała im wszystko opowiedzieć ze
szczegółami, podobnie, jak Caterina i Fabio. O dziwo, tylko
przez chwilę była skrępowana ich zainteresowaniem. W miarę, jak
opowiadała, stres mijał i w końcu poczuła ulgę. Wyrzuciła z
siebie całą złość na porywaczy i Zawadzkiego. Nie odważyła się
tylko opowiedzieć, w jaki sposób wyłudziła wysłanie SMS-a
do Stefano, ale na szczęście zbyt mocno się nie dopytywali. Tylko
Stefano uniknął „przesłuchania” zasłaniając się tajemnicą
zawodową.
Kiedy wreszcie dotarli do samolotu,
wszyscy byli zmęczenie i marzyli już tylko o wygodnym fotelu.
- Usiądźmy razem – Fabio wskazał
Mili i Stefano fotele zwrócone przodem do siebie – Po
starcie poprosimy o szampana – Zwrócił się do stewarda. Z
głośników sączyła się spokojna melodyjna muzyka
pochodząca z serialu „Twin Peaks”.
- Wow, ale fajnie mieć przyjaciół
z własnym samolotem – Mila nie potrafiła powstrzymać się od
zachwytów nad niewielką cessną, w której się
znajdowali – Od kiedy jest twoja? - Zwróciła się do Fabia.
- Tak naprawdę, to należy do
firmy... – Posłał szybkie spojrzenie Stefano.
- Czyli do ciebie... - Zaczęła , ale
urwała wpół zdania – O co chodzi? - Odwróciła się
do Stefano. - Co to za konszachty?
- Och, dajcie spokój. Jesteście
jak dzieci! - Caterina zganiła obu – Stefano, powiesz jej, czy ja
mam to zrobić?
- W zasadzie, to miała być
niespodzianka, ale... - Machnął ręką – Dobra, i tak jest.
Zostałem wspólnikiem Fabia. Firma należy teraz do nas. No, w
większości. Fabio, twoja kolej – Zwrócił się do
przyjaciela, wskazując wzrokiem Caterinę.
- Kochanie, wspólnie mamy
większość, do Stefano należy trochę ponad 20%, resztę mają
inni udziałowcy, w tym Alessandra – Ujął dłoń żony i
przyłożył ją do ust. - Jest pani bizneswoman dottoressa De Luca.
- To znaczy...? - Mila zamrugała
szybko i utkwiła w Stefano pytający wzrok.
- Tak naprawdę, to dzięki temu panu
latamy własnym samolotem – Fabio klepnął przyjaciela po udzie –
Trzeba było zbilansować nagły przypływ gotówki, a zmiana
strategii firmy będzie wymagała częstszego przemieszczania się.
Dalszą rozmowę przerwał im
komunikat pilota. Startowali.
Mila uparcie wpatrywała się w
okrągłe okienko. Więc Stefano wrócił na łono rodziny. Nie
mogło być inaczej. W przeciwnym razie nie byłby w stanie wyłożyć
takich pieniędzy. I chciał żeby została jego żoną. Wtedy,
zanim... Spojrzała ukradkiem w jego stronę. Nie patrzył na nią.
Siedział spokojnie pogrążony w myślach. Przyjechał cię
ratować, ryzykował własnym życiem, kołatała jej w głowie
nieśmiała myśl, a jeśli nawet nie, to zdrowiem... Ale teraz
musiał zdać sobie sprawę, że nie była odpowiednia... Boże, nie
wytrzymam tego, pomyślała z desperacją, wszystko stracone.
Stracone, lamentowała nad sobą.
- Kochani – Głos Fabia oderwał ją
od ponurych myśli – Mamy dwie ważne okazje do świętowania –
Zawiesił głos, czekając aż steward otworzy szampana i rozleje go
do kieliszków. - Po pierwsze, Mila jest z nami, cała i zdrowa
– Mrugnął do niej, wznosząc kieliszek.
Upili po łyku.
- A pozostali? - Zwróciła się
do niego Caterina, spoglądając wymownie w stronę Franco i Marco,
siedzących na tyle samolotu w dyskretnym oddaleniu.
- Są w pracy – Odparł łagodnie.
- Już nie. – Spojrzała na Milę,
szukając u niej poparcia. - Tylko po łyczku.
- Proszę – Mila zareagowała
natychmiast, składając ręce – Za moje zdrowie.
- No dobrze – Westchnął – Ale
drugi toast pijemy sami – Zniżył głos do szeptu.
Wezwany steward dołożył dwa
kieliszki i podał ochroniarzom.
- Za udaną akcję ratunkową i Milę
– Stefano wzniósł w górę kieliszek.
- Za Milę! - Odpowiedzieli nieco
zaskoczeni poczęstunkiem.
- A teraz chcieliśmy się z wami
podzielić pewną wiadomością – Fabio spojrzał na Caterinę –
Tak się składa, że znów będziemy was prosić o dyskrecję,
ale ostatnim razem przynieśliście nam szczęście, więc... –
Westchnął – Kochani, zostaniemy rodzicami.
- Och! - Mila zakryła dłonią usta.
Spojrzała na rozpromienioną Caterinę – O boże, jak wspaniale! -
Wyjąkała, z trudem hamując wybuch radości.
- Ty się domyśliłeś, prawda? -
Fabio spojrzał w oczy Stefano.
- Byłeś taki podniecony, a ta
lekarka ci gratulowała... - Odparł – Nie masz pojęcia, jak się
cieszę. - Uścisnęli się serdecznie.
Mila odpięła swój pas i
pochyliła się nad Cateriną, całując jej policzki.
- O tak, przyniesiemy wam szczęście,
zobaczysz! - Szeptała przez łzy – Wtedy, jak nam powiedzieliście
o zaręczynach, przez sekundę miałam taką myśl... przysięgam, że
tak było, a teraz się spełniła.
- Nikt jeszcze nie wie. Nawet moja
mama – Caterina również ocierała wilgotne oczy – To
dopiero pięć tygodni, może sześć... Chcemy, żeby Vanessa
dowiedziała się pierwsza... Jestem taka szczęśliwa!
- Dajmy im się nagadać – Fabio
wskazał Stefano dwa osobne siedzenia.
- Co zrobisz z Valerią? - Spytał,
upewniwszy się, że nikt ich nie usłyszy.
- Najchętniej ukręciłbym łeb tej
głupiej gęsi, ale jest matką Vanessy. - Pokręcił głową z
rezygnacją – Caterina nalega, żebym jej odpuścił.
- Wydaj ją za tego, jak mu tam?
- Ted – Prychnął – Tak zrobię,
ale nie dam jej tego, co che. Na razie polecimy na Bali. Caterina
musi odpocząć, a ty musisz załatwić swoje sprawy. Wasze –
Poprawił się.
- Lećcie. Przypilnuję wszystkiego. -
Stefano zmienił temat.
- Zabierz ją do psychologa. Caterina
już zadzwoniła do kliniki i umówiła was na jutro.
- Nas? - Chyba się przesłyszałem,
pomyślał. Fabio doskonale wiedział, jaki miał stosunek do
„grzebania w głowie”.
- Ona twierdzi, że tak będzie
lepiej.
- Lepiej? Dla kogo? - Nawet nie starał
się ukryć niechęci.
- Na pewno dla Mili. - Fabio utkwił w
Stefano poważne spojrzenie – Kochasz ją. Przecież cię znam.
Niezależnie od tego, co ci zrobiła, przemyśl wszystko na
spokojnie.
- Właśnie myślę – Z trudem
pohamował zniecierpliwienie.
- Posłuchaj, kiedy chodziło o mnie,
walczyłeś do ostatniej chwili. Teraz walcz tak samo, bo chodzi o
ciebie. Mówię poważnie. - Fabio położył mu dłoń na
przedramieniu – Kiedy ją zabierałeś do domu, powiedziałem ci,
że masz przede wszystkim chronić siebie, bo nie chcę żebyś
cierpiał, a teraz powiem ci: chroń was oboje, bo nie ma innego
sposobu.
- Będzie bolało – Odparł
najciszej jak potrafił.
- Wiem, ale w końcu przestanie –
Powiedział z przekonaniem – Tylko tego nie spieprz!
---
Luca
powitał ich na lotnisku i zabrał do domu na kolację. Nikt poza
Pietro i Andreą nie wiedział, że wylot na Bali został odroczony,
więc telefony milczały. Zjedli wszyscy razem w kuchni, jak grupa
przyjaciół, a nie jak przełożeni i pracownicy. Wkrótce
jednak zmęczenie ich pokonało i rozeszli się do swoich zakamarków
ogromnego domu. Pietro pozostał w kuchni tylko w towarzystwie
Andrei. Jego uwadze nie uszedł fakt, że Caterina piła do kolacji
wyłącznie wodę i soki, pozostawiając nietknięty kieliszek z
wyśmienitym winem. Podał swojej towarzyszce kieliszek – Szkoda,
żeby się zmarnowało – Mrugnął do niej.
- Zwłaszcza, że chyba jest okazja? –
Wyszczerzyła do niego zęby.
Wchodząc do „apartamentu”,
Stefano upuścił torbę na podłogę i spojrzał na Milę.
- Jak się czujesz? - W jego głosie
słychać było troskę.
- Już dobrze... – Odparła z
wahaniem. Ani razu nie poruszył tematu, którego tak się
bała. Czuła jednak, że jest między nimi napięcie, którego
nie da się zignorować. Postanowiła, że tym razem nie pozwoli
sobie na ucieczkę przed nieuniknionym i choć serce podchodziło jej
do gardła, odważnie spojrzała mu w oczy – Chyba powinniśmy
porozmawiać... - Zaczęła cicho, ale umilkła natychmiast pod jego
chmurnym spojrzeniem. Czarne jak węgle oczy Stefano zdawały się
przewiercać ją na wylot. Poczuła się nieswojo i spuściła wzrok.
- Nie sądzę, żeby to był
odpowiedni moment – Odparł dziwnie spokojnym i cichym głosem.
Wolałaby tysiąc razy, żeby na nią
nakrzyczał, wściekł się, nawet... uderzył? Poczuła pod
powiekami łzy, a w gardle nieprzyjemne drapanie. Nigdy jej nie
uderzył, nigdy!
- Stefano, ja... - Szept uwiązł jej
w gardle.
- Chyba oboje potrzebujemy odpoczynku
– Na jego twarzy pojawił się przelotny uśmiech – Idź pod
prysznic, ja muszę jeszcze coś zrobić.
- Dobrze – Odparła cicho i poszła
do sypialni.
Odesłał mnie, po prostu zostawił
samej sobie, lamentowała w duchu. Jest zmęczony i skołowany, słabo
kontrował rozsądek. Odesłana pod prysznic! Serce biło jej
znacznie szybciej, niż powinno w takiej sytuacji. Zobaczysz,
przejdzie mu, jak odpocznie. Takie tłumaczenie zdecydowanie bardziej
jej się podobało. Szybko zrzuciła z siebie ubranie i stanęła w
strugach ciepłej wody. Owocowy żel napełnił kabinę kojącym
smakowitym aromatem. Myła się długo i dokładnie, jakby chciała
zmyć z siebie wydarzenia ostatnich kilku dni. Gdzieś w głębi
duszy pulsowała maleńka iskierka nadziei, że Stefano wejdzie do
łazienki, zanim skończy się myć. Może się przyłączy...?
Głupia, ma do ciebie żal! Znów poczuła łzy, ale tym razem
wypłynęły swobodnie i zmieszały się ze strugami wody. Zakręciła
kran. Nadal była w łazience sama. A czego się spodziewałaś? Masz
za swoje!
Wytarła się szybko i otuliła
szlafrokiem. Z lustra patrzyła na nią smutna dziewczyna o zbyt
ostrych rysach i ogromnych oczach pełnych bólu. Siniak na
policzku przybierał zielonkawą barwę. Odsłoniła nadgarstki.
Otarcia nie były już takie czerwone, ale za to pojawiły się
drobne zasinienia. Posmarowała je balsamem, a policzek kremem. Musi
wystarczyć, postanowiła. Wytarła włosy i zawinęła je w ręcznik,
tworząc na głowie malowniczy turban.
Wyjrzała na korytarz. Przez szparę
w niedomkniętych drzwiach do pokoju Stefano sączyło się
niebieskawe światło komputera. Stanęła w progu, zastanawiając
się, co ma powiedzieć.
- Nie położyłaś się? - Uniósł
głowę znad komputera.
- Nie ignoruj mnie – Spojrzała mu w
oczy – Tęsknię za tobą.
- Przecież jestem...
- Nie ignoruj mnie – Powtórzyła
ciszej.
- Mila, proszę – Zaczął miękko,
prawie szeptem – Masz za sobą ciężkie chwile. Potrzebujesz
odpoczynku...
- Potrzebuję ciebie – Przerwała mu
z desperacją – Jesteś, wiem, ale... Jesteś tak obok! Nie wiem,
co mam zrobić! - Głos jej się załamał. Zrobię wszystko, co
zechcesz, błagała w duchu, tylko dotknij mnie jak dawniej.
- Chodź do mnie – Przymknął
laptopa i odsunął się od stołu wraz z krzesłem.
Podeszła szybko, jakby w obawie, że
się rozmyśli, ale on wyciągnął do niej dłoń i po chwili
siedziała mu na kolanach. Uniósł głowę i zajrzał jej w
oczy. - Sikorko, ja też przeżyłem szok. Zrozum, najpierw mi
zniknęłaś, potem Caterina powiedziała mi o tamtym... i w końcu
to porwanie – Ujął dłonią jej twarz i przesunął kciukiem po
ustach – Muszę to sobie poukładać.
- Kochanie, wszystko ci wyjaśnię,
wytłumaczę... Proszę! Tak strasznie się bałam, że cię stracę!
- Broda zaczęła jej drżeć – Nadal się boję...
- Ćśśś – Przytrzymał kciukiem
jej usta i przymknął oczy.
Przytuliła się do niego,
przyciągając do siebie jego głowę. Szlafrok rozchylił się na
tyle, że poczuła na skórze jego szorstki zarost. Westchnęła
głęboko.
Stefano sam nie wiedział, jak to się
stało, ale po chwili skubał wargami delikatną pierś i wdychał
odurzający zapach aksamitnej skóry. Odruchowo odszukał
brodawkę i chwycił ją zębami. Cudownie stwardniała w jego
ustach. Mila oddychała płytko, wiercąc się na jego kolanach. Tak
bardzo jej pragnął. Jego ciało nie dawało się okiełznać
rozumowi. Jakaś wewnętrzna zwierzęca siła kazała mu sięgnąć
między jej uda. Rozchyliła je z westchnieniem ulgi. Wsunął palec
między delikatne wilgotne płatki. Przeciągły jęk rozkoszy
zawibrował mu w uszach. To szaleństwo, przemknęło mu przez myśl!
Mila zagryzła dolną wargę tłumiąc
cisnące jej się na usta słowa. Podświadomie czuła, że powinna
być cicho. Jej wnętrze płonęło pożądaniem, ciało zaciskało
się boleśnie na palcu Stefano, błagając o ulgę. Kochaj się ze
mną, kochaj się ze mną, błagała w myślach. Nagle Stefano cofnął
rękę. Zamarła. Chwycił jej biodra i posadził ją na biurku obok
laptopa. Wziął urządzenie i bezceremonialnie odłożył na
podłogę. Szarpnął pasek szlafroka i rozchylił jej nogi.
Odchyliła głowę, czując na udzie ciepły oddech. Oparła stopy na
krześle obok jego ud i drżąc z emocji, czekała. Kiedy ostatni raz
tak go pragnęła? Tak, że na sam dźwięk jego głosu robiła się
mokra?
Delikatne liźnięcie prawie odebrało
jej zmysły. Zacisnęła palce na rancie biurka i wstrzymała oddech.
Kolejne liźnięcie było mocniejsze i zakończyło się dokładnie w
miejscu, gdzie skumulowały się chyba wszystkie jej żądze. Nie
była w stanie powstrzymać jęku. Natarczywy język omiatał i
drażnił jej najwrażliwszy punkt, doprowadzając ją do szaleństwa.
Spięła się w sobie i rozchyliła uda szerzej wychodząc mu
naprzeciw. Odpowiedział jej pomruk zadowolenia. Pragnie mnie!
Radosna myśl rozświetliła jej umysł tysiącem migoczących
światełek.
Tymczasem Stefano poddał się
instynktowi. Sięgnął rekami do tyłka Mili i przyciągnął go do
siebie, wpijając się jednocześnie w jej łechtaczkę. Ssał ją i
przygryzał, słuchając jej coraz głośniejszych jęków z
rosnącym podnieceniem. Wiła się i szarpała, nie panując nad
sobą, ale jego żelazne mięśnie skutecznie ją unieruchamiały.
Wreszcie poczuł, że wygina się i pręży, tracąc oddech.
- Stefano – Wydyszała – Och,
Ste-fa-no!
Smakował ją z największą
przyjemnością, chłonął jej doznania... Drżała na całym ciele,
z trudem dochodząc do siebie po gwałtownym orgazmie. Cholera, nie
potrafił jej się oprzeć i chyba wcale tego nie chciał.
- Chodź do mnie – Chwyciła go za
ramiona i pociągnęła na siebie.
- Nie – Mila patrzyła na jego
widoczną erekcję i nagle zdał sobie sprawę, co zamierza zrobić –
Nie mogę...
- Rozumiem... – Poczuła się
okropnie, ale nie dała za wygraną – W takim razie zrobię to tak
– Zsunęła się z biurka i uklęknęła przed nim.
- Mila, nie – Jego opór słabł
– Proszę...
- Pozwól mi – Podciągnęła
mu koszulkę i zaczęła całować brzuch, jednocześnie opuszkami
palców gładząc wybrzuszenie jego dżinsów – Pozwól
mi – Powtórzyła miękko.
- Muszę wziąć prysznic.
- Nie. To mi nie przeszkadza, chcę
cię takiego.
W jej głosie brzmiała desperacja.
Otrzeźwiło go to natychmiast.
- Zaczekaj, sikorko – Podniósł
ją z klęczek i posadził sobie na kolanach.
- Nie chcesz, żebym cię dotykała? -
Zamrugała szybko, żeby pokryć zmieszanie.
- W tej chwili nie. - Odparł
spokojnie – Najpierw musimy sobie wyjaśnić parę spraw...
- Ale ty mnie dotykałeś... -
Wyszeptała nie patrząc mu w oczy.
- Bo tego chciałaś. Bo oboje tego
chcieliśmy – Poprawił się – Dajmy sobie czas.
Pokiwała głową, wciąż unikając
jego wzroku.
- Chodź, zaniosę cię do łóżka
– Wziął ją na ręce jak dziecko – Jutro mamy dużo pracy.
Oczywiście, jeśli mi pomożesz, to pójdzie szybciej –
Uśmiechnął się do niej.
Znów pokiwała głową i
objęła go za szyję.
- Zrobię, co mi każesz –
Wyszeptała wprost do jego ucha.
- Zobaczymy.
- Przyjdziesz do mnie? - Spytała z
nadzieją, kiedy posadził ją na łóżku i pomógł
zdjąć szlafrok.
- A jak myślisz? - Posłał jej
spojrzenie pełne troski.
- Chyba tak...
- Tylko się umyję – Ruszył do
łazienki.
- Nie zamykaj drzwi – Poprosiła
cicho – Chcę słyszeć, że jesteś tuż obok.
Spełnił jej prośbę, czując jak
żółć podchodzi mu do gardła.
Wow, wow, wow.. nie moge znaleźć innych słów.. Kiedy można spodziewać się nastepnej części?
OdpowiedzUsuńWitaj!!!. Tak zgadzam się z komentarzem powyżej. Od siebie dodam jeszcze za Twoje opowiadania. Roksano Dziękuję!!!. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńDzięki. Postaram się na czwartek, ale nie jest łatwo, bo atmosfera mi się zagęszcza.
OdpowiedzUsuńGenialna część!:-)
OdpowiedzUsuń