Mila siedziała skulona w kącie słabo
oświetlonego pomieszczenia. Twardy brudny materac brzydził ją
okropnie, ale dawał przynajmniej izolację od podłoża. Kiedy ją
prowadzili schodami w dół zdała sobie sprawę, że zamkną
ją w piwnicy budynku. Jedyne okienko z przeraźliwie brudną szybą
umieszczono tuż pod sufitem. Mogła przez nie wyjrzeć tylko
podskakując, ale gruba warstwa kurzu i tak pozwalała jedynie
zorientować się, czy jest dzień, czy noc. Świtało albo było już
rano. Straciła rachubę czasu. Od chwili, gdy ją porwali minęło
pewnie z piętnaście godzin, a jej wydawało się, że wieczność.
Zatrzymali ją w drodze na lotnisko i wyciągnęli z samochodu. Skąd
mogła wiedzieć, że to nie policja? Facet był w mundurze, miał w
rękach coś, co przypominało radar. Jak się okazało potem,
paralizator. Dotknęła mostka. Jeszcze trochę bolał. Najgorsze
było to, że odebrali jej wszystko, nawet ubranie! Na myśl, że
dwaj obcy faceci rozebrali ją do naga, korzystając z tego, że jest
nieprzytomna, zrobiło jej się niedobrze. Dotknęła miękkiego
dresu, który miała na sobie. Był za duży, ale nowy i
ciepły, podobnie jak koc, którym ją okryli. Przynajmniej
mnie nie zgwałcili, próbowała się pocieszać w myślach.
Rozległ się cichy zgrzyt zamka i w
drzwiach pojawił się jeden z porywaczy. Miał w rękach butelkę
wody mineralnej i foliową torebkę z kanapką. Bez słowa wszedł do
pomieszczenia, zabrał pustą butelkę leżącą na podłodze obok
materaca i postawił na jej miejscu pełną, a kanapkę położył na
materacu.
- I don't want
to eat - Powiedziała cicho.
- You must eat
– W jego głosie nie było złości. Miała nawet wrażenie,
że było mu jej żal.
- I must go to
the toilet – spojrzała na
niego prosząco.
- OK - Pokiwał głową i wskazał jej
drzwi.
Wstała szybko, ale zakręciło jej
się w głowie. Oparła się o ścianę i po chwili ruszyła do
wyjścia. Za jej „więzieniem” był korytarz rozszerzający się
w drugie, większe pomieszczenie. Stała w nim stara wygnieciona
kanapa, krzesło i stolik zastawiony butelkami, plastikowymi
naczyniami. Pod stolikiem leżało puste opakowanie po pizzy. Obok
stał czajnik elektryczny. Na końcu korytarza były schody wiodące
w górę. Rolę ubikacji pełniła klitka z muszlą klozetową
bez deski i okropnie brudną umywalką. W dyktowych drzwiach nie było
szyby, ani klamki.
- Go – Facet wskazał głową
drzwi.
Weszła i przymknęła nędzną
dyktową barierę, próbując zachować jakieś pozory
intymności. Tego gościa prawie się nie bała. Zauważyła, że
gapił się na jej tyłek, kiedy go mijała. Przez chwilę nawet
zaświtała jej myśl, że gdyby zaatakowała go znienacka, może
dałaby radę uciec? Tylko, co dalej? Na górze mógł
być ten drugi, wielki, silny i brutalny. Nie uderzył jej, ale czuła
przed nim respekt. Mówił po polsku z dziwnym miękkim
akcentem. Może Rosjanin? Starała się nie dotykać niczego, poza
rolką szorstkiego papieru toaletowego w kolorze brudnego różu.
Nagle gdzieś wysoko skrzypnęły
drzwi.
- Ivo? - Spytał pilnujący jej facet.
- Ta. Cjo tu rjobisz? - Spytał ten
drugi i po chwili usłyszała na schodach ciężkie kroki.
- Dziewczyna chciała do kibla.
Mila szybko podciągnęła dres i
drżącymi rękami odkręciła kran. Wola była lodowata, ale z
przyjemnością obmyła ręce i twarz. Osuszyła je papierem
toaletowym. Ivo? Serbskie imię. Cholera! To ten sam facet! Ten,
któremu odebrali Caterinę! Sparaliżował ją strach.
- You finish?
- Spytał zza drzwi ten, który ją przyprowadził do łazienki.
W innych warunkach jego beznadziejny angielski pewnie by ją
śmieszył.
- Yes. Thank you
– Odparła potulnie, otwierając drzwi. Starała się nie patrzeć
na stojącego z tyłu osiłka. Mijając pierwszego z mężczyzn
zauważyła w jego tylnej kieszeni komórkę. Jeden ruch i...
Nie! Nie w obecności Ivo. Zbyt mocno się go bała.
- Eat! - Usłyszała, kiedy
ponownie znalazła się na materacu – You must eat!
Potrząsnęła głową i
odsunęła od siebie kanapkę. I tak nie dałaby rady niczego
przełknąć. Strach zaciskał jej na gardle swoją lodowatą łapę.
Porywacz pokręcił tylko głową i zamknął drzwi.
Kiedy została sama wróciła
myślami do Stefano. Jego słowa dawały jej nadzieję. „ Zabiorę
cię do domu”. Co on zrobiłby na jej miejscu? On nigdy by się na
nim nie znalazł! Dlaczego uparła się jechać sama wypożyczonym
samochodem, zamiast poczekać, aż reszta ekipy skończy pracę? Bo
chciała zobaczyć jak najprędzej Stefano! Łzy popłynęły jej po
policzkach. Wyciągnij mnie stąd, szlochała i błagała w myślach,
boję się, boję się... Jej mądry i odważny ukochany tyle razy
mówił, że najważniejsze w chwili zagrożenia jest
opanowanie strachu, a ona nie potrafiła! Byłby o to zły? Nie, on
nigdy nie był na nią zły. Najwyżej się martwił, albo był
smutny. Róg koca moczył jej policzek nasiąkając słonymi
łzami. Łkała, nie mogąc się uspokoić. A co, jeśli Stefano nie
da rady spełnić ich żądań? Co się z nią stanie? A co będzie,
jak dostaną to, czego chcieli? Wypuszczą ją? Wypuszczą i wróci
do swojego bezpiecznego świata, do swojego ukochanego... Próbowała
sobie wyobrazić jego twarz, jego uśmiech... Nie zostawi jej tu. Na
pewno nie!
Obudziła się nagle, czując, że
ktoś jest w pomieszczeniu.
- Wstawaj! - gniewny głos Zawadzkiego
wyrwał ją ze snu. Skuliła się, jak wylęknione zwierzątko.
Przez piwniczne okienko sączyło się
światło, tworząc na obdrapanej ścianie jaśniejszą plamę.
Musiała być pełnia dnia, przemknęło jej przez myśl. Obok
Zawadzkiego stał Ivo, a w rękach miał... sznur! Mila zesztywniała
ze strachu.
- Nie wiąż mnie – Wyjąkała –
Nie ucieknę. Nic nie zrobię...
Zawadzki kiwnął głową do
stojącego obok osiłka. Ivo podszedł do Mili i ze złym uśmiechem
chwycił jej rękę.
- Nie wiąż mnie! - Wyła, szarpiąc
się.
Silny krótki cios poniżej
mostka odebrał jej dech i zamroczył na krótką chwilę, ale
wystarczająco długą, by wykręcić jej ręce do tyłu i skrępować
ciasno sznurem.
- Twój przyjaciel chyba nie
zrozumiał, co powiedziałem o policji – Zawadzki mówił
powoli, starannie dobierając angielskie słowa.
- Niemożliwe! - Płakała – Na
pewno nikomu nie powiedział!
- Przekonamy się – Jego głos
brzmiał złowrogo – Postaw ją – Rzucił do klęczącego obok
Mili Ivo. Ten bez najmniejszego trudu wykonał polecenie.
Zawadzki wybrał numer i ustawił
telefon na „głośnomówiący”.
- Jestem – Głos Stefano zabrzmiał
dopiero po trzecim sygnale.
Ivo chwycił Milę za włosy i
pociągnął tak, że krzyknęła z bólu.
- Mila? - W głosie Stefano zabrzmiał
niepokój – Jesteś tam?
- Spytaj go – Syknął Zawadzki –
Spytaj o policję.
- Stefano, czy zawiadomiłeś policję?
- Wyjąkała drżącym głosem.
- Nie! Nie rozmawiałem z nikim! -
Odparł natychmiast – Co się dzieje?
- Auuuu! – Krzyknęła, czując jak
sznur nagle wpił się w jej nadgarstki – Nie rób tak!
- Mila! Co się dzieje? - Tym razem
Stefano nie potrafił zachować spokoju – Ty draniu, nie rób
jej krzywdy! Obiecałeś!
- Jeśli dotrzymasz warunków –
Głos zawadzkiego brzmiał zimno i spokojnie.
- Dotrzymuję. To ty jesteś nie fair.
Miała być dobrze traktowana. - Stefano z trudem odzyskiwał
panowanie nad sobą – Nie zawiadomiłem nikogo. Mam pierwsze
informacje. Dostaniesz je, jak porozmawiam z Milą.
- Dostanę je i wtedy porozmawiasz.
- Chcę wiedzieć, że nic jej nie
jest.
- Stefano, proszę, daj im to –
Załkała, kiedy poczuła, jak łapa Ivo sunie po jej tyłku.
Pociągnął za sznur nie pozwalając uciec od niechcianego dotyku –
Ivo, nie dotykaj mnie! - Krzyknęła, mając nadzieję, że Stefano
usłyszy to imię.
- Zostaw ją w spokoju – Wysyczał
Stefano – Wysyłam ci maila.
- Czekam – Rzucił do telefonu
Zawadzki i rozłączył się – Zostaw ją – Powiedział do Serba,
który wydawał się ubawiony przerażeniem Mili – Na
razie... – Dodał ciszej.
- Do zobaczenia, mała – Ivo
popchnął ją na materac.
Caterina siedziała w zaparkowanym na
wzniesieniu samochodzie i obserwowała przez lornetkę drogę
wylotową z miasta. Obok niej na siedzeniu leżała kartka z listą
samochodów należących do Zawadzkiego i Łucji. Najwięcej
problemów sprawiały jej dostawcze wany, ale miała nadzieję,
że Zawadzki będzie się poruszał swoim Porsche albo samochodem
Łucji. Dzwonił do Stefano co trzy godziny, ale najwyraźniej miał
komórkę stale przy sobie i nie wiadomo było, kiedy będzie
telefonował z miejsca przetrzymywania Mili. W końcu doszli do
wniosku, że jedynym sposobem będzie obserwowanie go, więc wysłali
do miasta Franco, ale musiał się z Zawadzkim rozminąć.
- Caterina! - Głos Fabia dotarł do
niej równocześnie z dźwiękiem otwieranych drzwi – Miały
być zablokowane!
- Przepraszam. Coś się stało? -
Spytała, widząc jego poruszenie.
- Zawadzki właśnie zadzwonił do
Stefano. Był z Milą. Twierdzi, że Stefano zawiadomił policję –
Zmarszczył brwi – Jest tam ten Serb, Ivo.
- O cholera! – Caterina wcisnęła
się mocniej w siedzenie – Myślałam, że siedzi.
- My też – Przyznał Fabio –
Zadzwoń do tego policjanta. To decyzja Stefano – Uprzedził jej
wątpliwości.
- Ile mam mu powiedzieć? - Spytała,
szukając w kontaktach prywatnego numeru porucznika Kity.
- Tyle, żeby nam pomógł –
Fabio spojrzał jej w oczy – Stefano już prawie „ominął”
zakaz.
- Chociaż jedna dobra wiadomość –
Westchnęła.
- Trzeba się pospieszyć, bo jest też
zła – Przyznał – Zawadzki przelał sporo kasy do Argentyny.
Spojrzał na męża z niepokojem. To
mogło oznaczać ucieczkę z kraju, a to z kolei mogło oznaczać, że
zamierzał zniknąć, a jeśli tak, to miał w nosie los Mili.
- Pani doktor? Witam – Usłyszała
zaskoczony głos porucznika – Dawno się nie widzieliśmy!
- Niestety obawiam się, że mamy
szansę na spotkanie szybciej, niż byśmy chcieli – zaczęła.
Przekazała mu prawie wszystko, co
wiedziała o porwaniu Mili, pomijając oczywiście jej osobiste
problemy ze Stefano i nie precyzując, jakich informacji zażądał
Zawadzki.
- Zdaje się, że to my niechcący
skomplikowaliśmy wam sprawę – Stwierdził zafrasowany, kiedy
skończyła – Wystąpiliśmy do prokuratury o zatrzymanie
Zawadzkiemu paszportu i właśnie dzisiaj dostał wezwanie. Cholera!
Dam mu dyskretnego obserwatora. Tej jego dziennikarce też, ale boję
się, że... Cholera! Czemu dopiero teraz o tym wiem? - Spytał z
wyrzutem.
- Jest tam ten Serb, który miał
mnie odebrać od Łucji – Odparła – Myślałam, że siedzi.
- Zgodził się współpracować
i wyszedł za kaucją – Przyznał z niechęcią Kita – Nic nie
mogłem zrobić.
- No, to mamy jasność –
Stwierdziła z przekąsem.
- Przypuszczam, że jak poproszę o
stenogram z podsłuchu, który ma założony Zawadzki, to
niczego się nie dowiem – Zmienił temat – Musimy czekać, aż
się ruszy do tej porwanej dziewczyny...
- Ma na imię Mila. Stefano
powiedział, że przesłał Zawadzkiemu sporo danych, więc jeśli
dotrzyma słowa, to za dwie godziny pojedzie do niej z komórką,
żeby mogli porozmawiać. - Jeśli dotrzyma słowa... - Kita zawiesił
głos – Musimy czekać.
---
Mila została sama. Leżała w
niewygodnej pozycji, nasłuchując z niepokojem, co się dzieje za
drzwiami.. Wydawało jej się, że Zawadzki rozmawia z kimś po
angielsku, potem, że Ivo kłóci się z drugim porywaczem. Z
niemałym trudem wstała i podeszła do drzwi, ale głosy już
ucichły i w oddali trzasnęły drzwi. Wyszli? Wróciła na
materac. Uklękła, starając się choć trochę rozluźnić sznur.
Stefano, mój kochany, uratuj
mnie, powtarzała jak mantrę. Przysięgam, że będę ci ufać, będę
ci mówić wszystko! Tylko mnie tu nie zostawiaj na pastwę
tego potwora. Och, gdybym mogła jakoś dać ci znać, gdzie
jestem... Na korytarzu rozległy się ciche kroki. Zamarła.
Klucz zazgrzytał w zamku. W drzwiach
ukazała się niepozorna postać pierwszego z porywaczy. Musiała
wyglądać żałośnie, bo na jego twarzy pojawiło się współczucie
– Nie bój się – Podszedł do niej i sięgnął do sznurka
krępującego jej ręce. Z niemałym trudem rozsupłał więzy,
mamrocząc coś pod nosem.
Teraz albo nigdy! Postawiła wszystko
na jedną kartę.
- Proszę, nie zostawiaj mnie z Ivo
samej – Podniosła na niego zapłakane oczy – On mi zrobi
krzywdę. Wiem to – Łkała, odwracając się na klęczkach w jego
stronę.
Próbował się cofnąć, ale
chwyciła jego dłoń i przycisnęła do ust.
- Proszę, zadzwoń do mojego chłopaka
i poproś, żeby robił, co każe szef. Tak się boję! - Błagaj,
jesteś w tym dobra, powtarzała sobie w myślach. Mężczyzna mógł
być w jej wieku. Przycisnęła twarz do jego uda. Dżinsy były
niezbyt czyste i śmierdziały tytoniem, ale stłumiła w sobie
obrzydzenie – Ty jesteś dobry. Ty mnie nie skrzywdzisz, prawda? -
Wciąż klęcząc, uniosła głowę.
Jej porywacz wydawał się
zaskoczony, ale w jego oczach było też coś innego...
- Tylko jeden SMS – Skamlała –
Gdybym mogła go poprosić...
- Tu nie ma pola – Powiedział
powoli, odbierając jej nadzieję.
- Ty wyślij! - Uczepiła się
kurczowo jego spodni. - „Rób, co karzą. Proszę!” Podpisz
„Tit”, to taki mały żółty ptaszek. On będzie wiedział.
Tylko tyle!
Nie od razu udało mu się uwolnić z
kurczowo zaciśniętych dłoni dziewczyny. Prawie biegiem rzucił się
do drzwi.- Jeśli już muszę to zrobić, to niech to będzie z tobą!
– Rzuciła za nim z desperacją.
Odgłos zamykanych drzwi był jak
policzek. Wszystko na nic! Jestem beznadziejna! Nawet tego nie
potrafiłam, wyrzucała sobie w myślach. Plama światła na ścianie
zamigotała, jakby ktoś przeszedł obok okienka. Mila podbiegła do
ściany i wspięła się na palce. Idiotko, coś ty sobie myślała?
Seks za SMS-a? A gdyby się zgodził? Zrobiłaby to? Przeszył ją
dreszcz odrazy. Chyba wolałaby umrzeć! Tylko Stefano, tylko on!
Drzwi za jej plecami skrzypnęły.
Odwróciła się powoli.
- Daj mi numer – Jej porywacz stał
z telefonem w dłoni, zerkając nerwowo za siebie.
Zawahała się.
---
Stefano zatrzymał samochód na
poboczu i wziął do ręki komórkę. Po trzecim sygnale
przesunął po ekranie palcem.
- Thank you
– Chłodny i uprzejmy ton Zawadzkiego wskazywał, że już opanował
nerwy, które puściły mu przy ostatniej rozmowie.
- You welcome
– Równie chłodno odpowiedział Stefano –
I'd like to talk to Mila.
- Next time
- No – Stefano
tracił cierpliwość. Jeśli mieli dotrzeć do Mili, to tylko za
pośrednictwem Zawadzkiego. Kiedy godzinę wcześniej dostał SMS-a z
nieznanego numeru z Polski omal nie dostał zawału. Pierwszą myślą
było, że jakimś cudem Mila ukradła telefon, ale zaraz potem
zrozumiał, że to niemożliwe. Na wszelki wypadek nie odpowiadał,
by jej nie zdradzić. Natychmiast spróbował namierzyć numer.
Nadaremnie! „Prepaidową” kartę bez dostępu do internetu
włożono prawdopodobnie do jakiegoś kiepskiego modelu telefonu.
Mógł tylko zlecić Luce systematyczne sprawdzanie rozmów
z tego numeru, ale jak dotąd nikt nigdzie nie dzwonił. - Chcę
rozmawiać z moją dziewczyną – Powiedział powoli – Jeśli
chcesz mieć opinię dla klienta, zadzwoń za godzinę i daj mi ją
do telefonu.
- Trzy godziny. Co z Kieciem? Zostało
ci 40 godzin.
- Nie martw się, zdążę. Dwie
godziny. - Wycedził przez zęby – I ten Serb ma się trzymać z
daleka.
- Zobaczymy – W głosie Zawadzkiego
słychać było napięcie. - Potrzebny mi paszport.
- Tego nie było w umowie. - Stefano
starał się, żeby zabrzmiało to obojętnie. Od prawie trzech
godzin wiedział, że jego rozmówcy zatrzymano dokumenty. -
Kup sobie nowy.
- Podaj mi adres sklepu, to zamienię
Ivo na kogoś innego – Zaproponował trochę zbyt szybko.
- Zgoda. Podam ci za dwie godziny –
Stefano uśmiechnął się do siebie. Za dwie godziny będziesz miał
więcej zmartwień, niż tylko brak paszportu, pomyślał mściwie.
Niech tylko ta kanalia trzyma się z daleka od Mili.
Kiedy się rozłączył, na ekranie
jego komórki pojawiła się informacja o nieodebranym
połączeniu.
- Luca? - Rzucił do zestawu
głośnomówiącego, manewrując jednocześnie kierownicą, by
włączyć się do ruchu.
- Nie uwierzysz! Zamówili pizzę
z tego numeru i podali adres! Fabio i reszta już tam jadą!
- Dzięki bogu! Dawaj go! - Wcisnął
odruchowo pedał gazu – Przeklęty gruchot! - Zaklął.
---
Mila krążyła po swoim więzieniu
niczym drapieżnik zamknięty w zbyt ciasnej klatce. Trzy, cztery,
pięć..., liczyła kroki. Nagle do jej uszu dotarł wściekły głos
Ivo. Przeklinał! Stanęła w miejscu, nasłuchując. Kłócili
się o coś. Rozległy się ciężkie kroki. Coraz głośniejsze.
Odskoczyła od drzwi i rzuciła się na materac, wciskając w kąt.
Skrzydło odskoczyło od futryny i walnęło w ścianę. Ivo wpadł
do pomieszczenia jak burza.
- Ty prieklata kurwa! - Wrzasnął.
Tuż za jego plecami ukazał się drugi mężczyzna. Miał podbite
oko, a z wargi sączyła się krew. Mila struchlała. - Teraz nic ci
uż nje pomożje!
Złapał ją za bluzę od dresu i
poderwał w górę, jakby nic nie ważyła. Ciężka łapa
wymierzyła jej siarczysty policzek. Krzyknęła i osłoniła rękami
głowę. Ivo rzucił ją na materac i zaczął rozpinać pasek od
spodni.
- Zostaw ją! - Drugi z porywaczy
bezskutecznie próbował go powstrzymać.
- Zabije kurwe, a patom ciebje!
- Serb zamachnął się na swojego towarzysza.
- Wynośmy się stąd – Odparł
tamten przytomnie, odskakując na bezpieczną odległość – Dzwoń
do szefa i spadamy!
- Ty dzwoń! Ja zabieram to! -
Wskazał roztrzęsioną Milę.
Jednym szarpnięciem wysunął ze
szlufek pas, złożył go na pół i zamachnął się.
- Auuu! - Rozpaczliwy krzyk przeszył
powietrze, kiedy twarda skóra spadła na bok i plecy Mili.
Ivo chwycił ją za włosy i wcisnął
twarzą w materac. Kolanem przygwoździł ją tak mocno, że nie
mogła oddychać. Wykręcenie rąk i skrępowanie ich paskiem zajęło
mu chwilę. - I'm going to fuck you tonight -
Chwycił mocno jej pośladek. Chciała krzyknąć, ale nie mogła
nabrać powietrza.
- Szefie, jest problem – W głosie
drugiego z porywaczy wyraźnie słyszała zdenerwowanie, a nawet
strach.
Z tego, co zrozumiała, to zadzwonili
po pizzę. Tylko, co z tego? Policzek pulsował jej bólem.
Zaraz..., zadzwonili z tej samej komórki, z której
wysłany był SMS! O boże, Stefano, powiedz, że sprawdziłeś ten
telefon, błagała w myślach. Ivo wciąż klęczał na jej plecach,
utrudniając oddychanie. Czuła, że kręci jej się w głowie. Ten
drugi wciąż rozmawiał, ale nie mogła już wyłowić nawet
pojedynczych słów. W końcu się rozłączył i poczuła, że
ciężar znika z jej pleców. Odetchnęła, z trudem łapiąc
powietrze.
Ivo poprowadził ją, a właściwie
powlókł korytarzem, nie zważając na to, że się potyka o
własne nogi. Drugi z porywaczy szedł przodem. Domyśliła się, że
ma sprawdzić, czy droga do samochodu jest wolna. Po chwili wszyscy
troje znaleźli się na ogrodzonym siatką sporym placu przed
brzydkim „klockowatym” budynkiem z prefabrykatów, który
do niedawna był jej więzieniem. Z jednej strony piętrzyły się
jakieś porzucone materiały budowlane, z drugiej, przy siatce rósł
szpaler niewielkich choinek. Brama była częściowo wyłamana, tak,
że jedno jej skrzydło zwisało smętnie, oparte o siatkę. Wszystko
oświetlała przykręcona
nad wejściem słaba żarówka, przysłonięta
prymitywnym kloszem z grubego szkła.
- Uwaga! - Ivo chwycił mocniej Milę
i sięgnął za plecy, wyciągając paralizator.
- Attenti, ha la
pistola! (Uwaga, ma broń) –
Rozpoznała głos Marco.
- Non
e la pistola... (To nie pistolet) –
Próbowała odkrzyknąć, ale Ivo chwycił ją ramieniem za
szyję, zduszając głos.
Zauważyła, że jakiś cień zbliżył
się do nich z boku. Wydało jej się, że słyszy odgłos
szarpaniny. Nie mogła zobaczyć, jak Marco rozprawia się z
pierwszym z porywaczy, bo potężny Serb pociągnął ją ze sobą w
drugą stronę, kierując się do zaparkowanej koło choinek
furgonetki. W bezpiecznej odległości, kryjąc się i kuląc
poruszały się dwa inne cienie. To Fabio i Franco starali się
odciąć porywaczowi drogę do auta. Mila nagle zdała sobie sprawę,
że jeśli zaciągnie ją do samochodu, to najpewniej uda mu się
ujść. Zebrała się w sobie i zatopiła zęby w przedramieniu
swojego oprawcy. Gruby materiał bluzy sprawił, że ugryzienie jej
nie uwolniło, ale odwróciło na moment jego uwagę.
- Kurwa! - Syknął wściekle Ivo,
kiedy zorientował się, że Franco przemknął przed bramą i stanął
obok furgonetki. Przyłożył paralizator do piersi Mili i czekał.
Wszystko stało się jasne! Dwaj
potężnie zbudowani mężczyźni stali naprzeciw siebie, mierząc
się groźnym wzrokiem. Fabio powoli ruszył w stronę leżącego na
ziemi drugiego porywacza, porzuconego przez Marco. Młody ochroniarz
ustawił się między wciąż trzymającym przy sobie Milę Ivo, a
budynkiem. Kompletny pat!
Nagle usłyszeli dźwięk silnika, a
po chwili na tle ciemnej ściany lasu pojawiły się światła
samochodu. Przyspieszone oddechy czterech mężczyzn zdradzały, że
żaden z nich nie wie, kto nadjeżdża.
Mila desperacko próbowała
uwolnić choć jedną dłoń, ale nadgarstki miała zdrętwiałe i
nie czuła już palców. Wiedziała, że za kilka chwil
rozstrzygnie się jej los.
Franco stojący najbliżej bramy
pierwszy rozpoznał markę samochodu. Porsche Cayenne znajdował się
na szczycie listy floty Zawadzkiego. Posłał Fabiowi niespokojne
spojrzenie i spiął się w sobie, gotów do skoku, gdyby
nadarzyła się okazja. Paralizator w kształcie pistoletu przy
piersi dziewczyny powstrzymywał ich jednak skutecznie. Czarny SUV
wjechał na pełnym gazie i zatrzymał się o jakieś pięć metrów
od Ivo. Serb roześmiał się głośno i już miał zrobić krok w
kierunku samochodu, gdy nagle w bramę wjechało wynajęte przez
Fabia Audi Q7. Miało zgaszone światła, więc nikt nie zwrócił
na nie wcześniej uwagi. Wszyscy spojrzeli zaskoczeni w tamtą
stronę.
Teraz wypadki potoczyły się jak
błyskawica. Zza kierownicy wyskoczyła Caterina i trzasnęła z
rozmachem drzwiami, blokując skutecznie wyjazd z placu. Ryk
wściekłości wyrwał się z piersi Ivo, gdy nagle silnik Porsche
zawył i samochód ruszył na wstecznym wprost na drugie
skrzydło bramy, na tle którego widoczna była szczupła
sylwetka Cateriny. Fabio i Franco krzyknęli jednocześnie, rzucając
się w jej stronę, ale to ochroniarz stojący bliżej przyjął na
siebie cały impet uderzenia, osłaniając Caterinę własnym ciałem
i wpychając ją na maskę zaparkowanego w bramie Q7. Marco,
korzystając z zamieszania rzucił się do Serba, który jednak
nie stracił orientacji i błyskawicznym ruchem zmienił ustawienie
paralizatora. Niedokładnie przyłożony sprzęt trafił chłopaka w
ramię, oszałamiając go na moment, a wtedy Ivo dotarł do
furgonetki wlokąc za sobą bezskutecznie próbującą stawić
opór Milę.
Tracąc oddech, resztkami
świadomości, zdążyła zobaczyć samochód Zawadzkiego
wyłamujący skrzydło bramy, Fabia dopadającego do Cateriny i Marco
na klęczkach... Wydawało jej się, że gdzieś daleko wyje
policyjna syrena.
Eat to jeść.
OdpowiedzUsuńDzięki, wiedziałam, że mogę na Was liczyć ;)))
UsuńWitaj Roksano!!!. Dzięki za super część!. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńTo grzech zakończyć w takim momencie :(
OdpowiedzUsuńZgadam się, to grzech kończyć w takim momencie. Fantastyczna część, jak każda zresztą. Kiedy możemy spodziewać się kolejnej? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPrawda jest taka, że fakt udają ci się te opowiadania, przeczytałam wszystkie
OdpowiedzUsuń