Jasny poranek zbudził Milę
świergotem ptaków i pierwszymi nieśmiałymi promieniami
słońca. Przeciągnęła się leniwie i rozejrzała wokół
siebie. Była w łóżku sama, ale poduszka obok była
pognieciona i pachniała wodą kolońską Stefano. Poprzedniego
wieczora zasnęła odprężona i ukołysana łagodnym szumem
prysznica, zanim wrócił z łazienki.
Drzwi w korytarzu skrzypnęły cicho
i domknęły się z charakterystycznym stuknięciem. Czekała w
napięciu. Po chwili do sypialni wszedł Stefano. Miał na sobie
przepoconą koszulkę i luźno zwisające spodnie od dresu. - Cześć
śpiochu – Rzucił do niej, jak gdyby nigdy nic – Dawno się
obudziłaś?
- Przed chwilą, a ty? - Usiadła,
opierając się o wezgłowie łóżka.
- Już jakiś czas temu –
Odpowiedział idąc do łazienki.
Zostawił uchylone drzwi, tak, że
mogła obserwować, jak zrzuca ubranie i wchodzi do kabiny
prysznicowej. Na widok jego muskularnej figury poczuła przyjemne
ciepło rozlewające się po całym jej ciele. Odrzuciła kołdrę i
nie nakładając szlafroka weszła do łazienki. Stanęła tyłem do
lustra i przy pomocy drugiego lusterka zaczęła uważnie oglądać
swoje plecy. Ślad po pasku zbladł, dając nadzieję na rychłe
całkowite zniknięcie. Była szansa na sukienkę bez pleców.
O ile nadal wybierali się na ten bal?
Stefano zakręcił wodę i odsunął
szklaną ściankę. Woda ściekała po nierównościach jego
mięśni. Musiała użyć całej siły woli, żeby nie zacząć
zlizywać z niego tych płynących w dół strużek.
Sięgając po ręcznik, Stefano
uchwycił głodne spojrzenie Mili i natychmiast poczuł to w kroczu.
Dotykała go wzrokiem... Stwardniał. Szybko okręcił ręcznik wokół
bioder i musnąwszy lekko policzek Mili wyszedł do sypialni.
Kiedy po dłuższej chwili podążyła
za nim, miał już na sobie bokserki i dopinał spodnie. Nałożył
rozpinaną koszulę. Mila okryła się szlafrokiem.
- Mam coś dla ciebie – Podał jej
białe pudełko z iPhonem – Odzyskałem numery telefonów, a
w każdym razie te z ostatniej aktualizacji.
- Jak to zrobiłeś bez laptopa? -
Wciąż potrafił ją zaskoczyć.
- Przechowujesz te dane w chmurze.
Ściągnąłem je. Dodałem też dwa chorwackie numery, których
nie zdążyłaś zapisać. Były na bilingu – Uprzedził jej
pytanie. - Nazwałem je: Numer 1 i numer 2.
Mila obracała telefon w dłoniach. -
Rozumiem. - Sprawdzał co się ze mną dzieje, usprawiedliwiła go w
myślach - Dzwoniłam do brata. Mam brata w Dubrowniku, ale pewnie
już to wiesz. On nie jest dobrym człowiekiem, ale to moja rodzina.
- Uparcie wpatrywała się w telefon - Ten drugi numer jest do mojego
dawnego chłopaka, Daniego. Poprosiłam Slavko, żeby mi go dał.
- Czy to z nim wtedy byłaś? - Spytał
ostrożnie.
Skinęła głową. - Pomyślałam, że
mu powiem, jaki był dla mnie niesprawiedliwy. Chciałam od czegoś
zacząć – Dodała tak cicho, że ledwie to dosłyszał. Chciałam
się dowiedzieć, czy naprawdę myślał to, co mi powiedział,
dodała w duchu. – Był zaskoczony. Prawie nie pamiętał...
powiedział, że to bez znaczenia... że on zapomniał i że ja też
powinnam. Zabolało mnie to. - Wyrzuciła z siebie - On naprawdę
zapomniał...
- Nie sądzę – przerwał jej –
Myślę, że on po prostu nie chce pamiętać. Nie potrafił cię
obronić, więc wyładował na tobie frustrację. Dupek!
- Był prawie dzieckiem, jak ja –
Odparła ze smutkiem. Pragnęła jakoś go wytłumaczyć przed
Stefano - Próbowałam też uświadomić Slavko, że zrobił mi
krzywdę. On był już dorosły. Powinien był mi pomóc. Teraz
to wiem. - Pokręciła głową z rezygnacją. - Żałuję, że do
nich zadzwoniłam. Nie wiem, co sobie myślałam.
- Liczyłaś na przeprosiny –
Stefano westchnął ciężko.
- Chyba tak – Przyznała.
- A studio tatuażu?
Spojrzała na niego zaskoczona – No
tak – Pokiwała głową. Stefano znał się na rzeczy. Powinna była
to wiedzieć. – Mieli na swojej stronie internetowej tatuaż w
kształcie pieczęci. Pomyślałam, że może...?
- Takie tatuaże robią sobie czasem
wojskowi – Przerwał jej Stefano.
- Sprawdziłeś. No jasne, że tak.
Z pokoju obok sypialni dobiegł ich
cichy sygnał komórki.
- Odbiorę – Stefano ruszył do
drzwi – Potem do tego wrócimy.
Stała jeszcze chwilę, a potem
zaczęła się powoli ubierać. Nawet nie było tak źle, pomyślała.
Najważniejsze, że zaczęliśmy rozmawiać.
- Pietro zaprasza na śniadanie.
Croissanty prosto z pieca. - Stefano zajrzał do sypialni – Fabio i
Caterina już idą.
- O rany, zapomniałam zupełnie, że
oni dziś wylatują! - Poprawiła przed lustrem włosy i już miała
iść, kiedy jej uwagę przykuł zielonkawy kolor policzka. Szybko
cofnęła się do łazienki. Znalazła jakaś próbkę podkładu
koloryzującego i nałożyła na twarz. - No, lepiej – Mruknęła
do siebie.
Często jadali śniadania w kuchni,
gdzie rządził Pietro, ale rzadko wszyscy razem. Najczęściej
Caterina wychodziła pierwsza, choć czasem towarzyszył jej Stefano,
jako „ranny ptaszek”, Mila uwielbiała się wylegiwać do
ostatniej chwili, a Fabio jadał, kiedy mu przyszła ochota.
- Jak spałaś? - Caterina przyjrzała
się Mili z zatroskaniem.
- Dobrze. Jestem w domu i czuję się
tu bezpiecznie – Odparła z uśmiechem.
I dlatego prosiłaś, żebym nie
zamykał drzwi, zdawało się mówić spojrzenie Stefano, ale
je zignorowała.
- Pamiętaj, że dokładnie w południe
masz wizytę u psychologa. Udało mi się umówić cię do
Marii Gracji – Mrugnęła do niej Caterina.
- Do Marii Gracji? – Zdziwiła się,
ale też odczuła ulgę – Chodziłam do niej.
- Dlatego pomyślałam, że będzie ci
łatwiej rozmawiać właśnie z nią. Tylko tym razem, jak poprosi o
wizytę razem ze Stefano... - Caterina zawiesiła głos i zmrużyła
oczy.
- Obiecuję – Odparła szybko, ale
zaraz zmarkotniała – Tylko nie wiem, czy on zechce?
- Załatwię to. Mam wyrzuty sumienia,
że cię wyręczyłam...
Rozmawiały jeszcze dłuższą
chwilę, racząc się delikatnym ciastem nadziewanym ręcznie
ukręcanym kremem z prawdziwą wanilią i pysznym cappuccino.
Stefano ze zdziwieniem zauważył, że
Caterina i Mila jakby zamieniły się miejscami. Ta pierwsza
promieniała radością i szczęściem, podczas gdy druga sprawiała
wrażenie zgaszonej i jakby chwilami nieobecnej. Jeszcze tak niedawno
mógł obserwować pełną rezerwy i nieufności postawę
Cateriny. Na tle rozszczebiotanej i wesołej jak sikorka Mili,
wypadała wtedy dość blado. Miłość czyni cuda, przemknęło mu
przez myśl stare powiedzenie.
- Stefano – Fabio wyrwał go z
zamyślenia – Na pewno dasz sobie radę? Zabieram ci właściwie
tylko Marco...
- Wiesz, że tak.
- A z tą drugą sprawą? - Spytał
ciszej.
- A nie o to pytałeś? - Zażartował.
Stefano zaparkował samochód
przed wejściem do szpitala klinicznego.
- Nie wejdziesz ze mną? - Mila
wyglądała na zawiedzioną i zbitą z tropu.
- Nie. Muszę podjechać do matki. -
Wyjaśnił. - Mamy do załatwienia kilka pilnych spraw.
- Moglibyśmy pojechać do niej razem
po wizycie – Zaproponowała nieśmiało.
- Nie moglibyśmy. Ani ona, ani pani
De Luca nic nie wiedzą o porwaniu. Lepiej, żeby nie widziała
twojego policzka. Raczej nie uwierzyłaby, że to moja sprawka –
Dodał, próbując rozluźnić nieco atmosferę. - Tak
naprawdę, to utrzymaliśmy całą sprawę w tajemnicy, żeby nie
nadwyrężać wizerunku firmy.
- Więc jak mam rozmawiać z
psychologiem, skoro nie wolno mi mówić o porwaniu? - Spytała
zirytowana.
- Możesz. Upewnij się tylko, że ona
zachowa milczenie w tej sprawie. Poza tym, obowiązuje ją tajemnica
zawodowa, prawda? - Logika jego argumentów była
przytłaczająca.
- Pomyślałam, że może... - Posłała
mu nieśmiałe spojrzenie – Byłoby mi łatwiej z tobą rozmawiać.
- Nie potrzebujemy pośrednika, żeby
się dogadać – Zajrzał jej w oczy. - Biegnij. Przyjadę za
godzinę i podskoczymy do Danieli po sukienkę.
Poczekała, aż samochód
Stefano odjedzie i powlokła się do gabinetu na piętrze. Pamiętała
drogę.
- Witaj – Maria Gracja powitała ją
jak dobrą znajomą – Nie stój tak, chodź! –
Zapraszającym gestem wskazała swój gabinet.
- Myślałam, że będziesz na mnie
zła – Mila nieśmiało przekroczyła próg – Przerwałam
nasze spotkania i nawet się nie wytłumaczyłam.
- Nie mogę się na ciebie złościć.
To ty decydujesz, kiedy jestem ci potrzebna – Odparła, ale w jej
głosie słychać było delikatną naganę – Chociaż uważałam,
że za wcześnie się rozstałyśmy...
Mila spuściła głowę. Poczuła się
trochę jak dziecko przyłapane na spisywaniu pracy domowej.
- Pewnie masz rację – Przyznała ze
skruchą. - Przepraszam.
- No dobrze. Przeprosiny przyjęte –
Maria Gracja wskazała jej fotel – Dottoressa De Luca nalegała na
pilne spotkanie. Mówiła, że zaszły jakieś gwałtowne i
nieprzewidziane sprawy... - zaczęła zachęcająco.
Mila westchnęła ciężko.
Przynajmniej nie musiała zaczynać od początku. Nikt nie znał
całej jej historii lepiej od tej kobiety. Patrzyły na nią spokojne
brązowe oczy, okolone drobnymi zmarszczkami. Maria Gracja nie
wyglądała na swoje pięćdziesiąt lat, ale była typem
„ekologicznym”, jak sama się nazwała przy ich pierwszym
spotkaniu. Prawie bez makijażu, w luźnych lnianych spodniach i
podobnej koszuli.
- Wiem, że jestem tu z powodu
porwania i traumy, jaką powinno u mnie wywołać – Zakończyła
streszczanie ostatnich wydarzeń Mila – Ale prawda jest taka, że
wcale nie czuję żadnej traumy. To znaczy, czuję, ale nie z tego
powodu – Przełknęła głośno ślinę.
- Wody? - Ciepły głos działał
uspokajająco.
- Chętnie.
- Więc Stefano wie? - Spytała Maria
Gracja, podając Mili plastikowy kubeczek – Jak się z tym czujesz?
- Jestem zagubiona – przyznała –
Z jednej strony, odczuwam ulgę, ale z drugiej... - Ukryła twarz w
dłoniach
- Powoli. Nigdzie nam się nie
spieszy. Może opowiedz mi, jak on to przyjął?
- No właśnie, to jest ta druga
strona. Boję się, że będzie jak poprzednio, jak wtedy w
Zagrzebiu.
- Dlaczego tak uważasz? Z tego, co mi
powiedziałaś o Stefano, to on jest dojrzałym i mądrym
mężczyzną...
- Ale on... on... - Nie wiedziała,
jak ma ubrać w słowa swoje najgłębiej skrywane obawy – On nie
chce mnie dotknąć... To znaczy... Dotyka, ale nie chce... No, nie
chce się kochać! - Wybuchnęła. - Poprzednio też tak było, jak
wszystko opowiedziałam. Dokładnie tak samo – Załamała ręce.
- Nieprawda. Przypomnij sobie. - Maria
Gracja wyglądała na zupełnie spokojną – Tamten chłopak cię
zostawił, ale to był młody człowiek. Nie poradził sobie z
informacjami, które otrzymał. Poza tym, byliście ze sobą
zbyt krótko. Teraz jest inaczej. Stefano cię zna i kocha.
Myślę, że po prostu cierpi. Daj mu czas. - Zastanowiła się nad
czymś – Rozmawialiście o tym?
- Zaczęliśmy. Dziś rano – Wbiła
wzrok w czubki swoich butów – Caterina już mu wszystko
powiedziała.
- Wcale nie. Powiedziała mu to, co
usłyszała od ciebie. Teraz ty musisz mu wyjaśnić, co czujesz i
dlaczego wcześniej z nim nie rozmawiałaś.
- Nie wiem, czy potrafię –
Wyszeptała – To takie trudne, spojrzeć mu w oczy...
- Nie masz innego wyjścia. Jeśli ci
na nim zależy to walcz! On o ciebie walczył.
- A ty nie mogłabyś? - Uniosła
głowę i spojrzała na Marię Grację z nadzieją – Wyjaśniłabym
ci, z czym mam problem...
- Wiem i dlatego uważam, że musisz
to załatwić sama. To intymne sprawy między wami dwojgiem.
- Nie porozmawiasz z nim? Naprawdę? -
Mila poczuła się tak, jakby ktoś wytrącał jej spod nóg
podparcie.
- Porozmawiam. Jeśli on tego będzie
chciał. I jeśli ty się zgodzisz. - odparła – Ale najpierw ty!
Mila wychodziła z gabinetu z
ociąganiem. Mimo wszystko, odczuwała niewielką ulgę. Po drodze do
wyjścia próbowała w myślach ułożyć sobie początek
rozmowy: Stefano, nie możemy uciekać od tego tematu... Nie, to nie
tak! Stefano, kocham cię i nie chciałam cię zranić, ale nie
wiedziałam, jak zacząć... Kurde, i dalej nie wiem! Stefano, muszę
ci powiedzieć wszystko, nie tylko to, co wie Caterina...
- Mila! - Stefano wołał przez
uchyloną szybę samochodu. Nie mógł podjechać przed same
drzwi, gdzie stał samochód dla niepełnosprawnych.
Podeszła raźnym krokiem,
energicznie otworzyła drzwi i szybko wsiadła do środka.
- Stefano, uważam, że powinieneś
porozmawiać z Marią Gracją – Powiedziała bez namysłu, jakby
się bała, że chwila zwłoki może ją powstrzymać.
- Ja? - Trudno powiedzieć, czy w jego
głosie więcej było zdziwienia czy niechęci. - Dlaczego?
- Proszę. – Dodała, zerkając na
niego z ukosa. - Bardzo mi na tym zależy.
Nie odpowiedział.
- Zobaczymy – odparł z wahaniem.
- Jak się czuje twoja mama? -
Zmieniła temat.
- Jest bardzo podniecona balem. Jedzie
do Mediolanu już dzisiaj - Po raz pierwszy, odkąd wrócili do
Turynu, Stefano poruszył temat balu – O której my możemy
pojechać? - spytał.
- O jedenastej pojadę do Marii Gracji
- zaczęła – Proponowała mi porę lunchu, ale mam wtedy fryzjera
i kosmetyczkę, więc chyba możemy jechać dopiero około
czwartej...
- W porządku. Może być. - Zgodził
się. - Luca pojedzie z nami. Zamówiłem nam pokój w
tym samym hotelu, żebyśmy nie musieli się spieszyć.
Zaparkowali przed elegancką witryną,
gdzie na prostym czarnym pudełku stały niebotycznie wysokie
pantofelki Louboutin'a.
- Mila! - Daniela, zasuszona
właścicielka sklepu, powitała ich szerokim uśmiechem –
Wspaniale wyglądasz! Stefano, szczęściarzu! - Mrugnęła do niego
znacząco i pociągnęła Milę do przebieralni.
Stefano
rozsiadł się wygodnie na niskiej miękkiej kanapie. Ostatni raz
siedział tu czekając na Caterinę. Kto by przypuszczał, że ich
życie potoczy się tak nieoczekiwanie? No, w każdym razie
częściowo... Jego komórka zadrgała, więc wyciągnął ją
z kieszeni i wszedł w wiadomości. Na wyświetlaczu ukazał się
krótki tekst po angielsku: „Przesyłka zlokalizowana.
Podjąć?”.
Siedział przez chwilę, wpatrując
się w wiadomość bez emocji. „Nie, ale nie zgubić” odpisał i
schował telefon.
Zza niewielkiej ścianki doszły go
podekscytowane głosy i ciche okrzyki zachwytu. Wstał i zrobił krok
w tamtą stronę.
- O nie! - Jedna z asystentek Danieli
zagrodziła mu drogę – Panu nie wolno tam wejść. Kawy?
- Chcę żebyś mnie zobaczył dopiero
tuż przed balem – Zawołała szybko Mila. - Już kończymy.
Wrócił na kanapę i
cierpliwie poczekał, aż Mila, przebrana w swoje dżinsy, wyjdzie z
przebieralni. Sukienka w pokrowcu z czarnej satyny powędrowała do
bagażnika samochodu. Stefano podał Danieli kartę kredytową.
- Powinnam sama za to zapłacić –
Mila skrzywiła się z zakłopotaniem – Oddam, jak odzyskam karty.
- Z funduszu reprezentacyjnego –
Stefano machnął lekceważąco ręką.
Mila wspięła się na palce i
pocałowała go w policzek. Daniela szepnęła coś jednej z
asystentek i zajęła się płatnością.
- Musimy jeszcze podjechać do sklepu
po laptopa – Spojrzał na zegarek.
- To od firmy – Daniela wręczyła
Mili elegancką papierową torebkę przewiązaną satynową wstążką
– A to dla ciebie – Oddała Stefano kartę.
- Mogłabym używać na razie jednego
z firmowych komputerów... - Mila przyglądała się zdjęciu
cieniutkiego białego laptopa, widocznemu na pudełku, które
trzymała na kolanach.
- Chcesz powiedzieć, że zamiast tego
cacka wolisz coś ważącego trzy kilogramy i zaśmieconego przez
chłopaków „wesołymi filmikami”? - Rzucił jej rozbawione
spojrzenie. Nie pozwoliła schować pudełka do bagażnika. - Jeśli
mam odzyskać to, co straciłaś z tamtym laptopem, to wolę od razu
instalować to tutaj – dodał, stukając palcem w tekturę pudełka.
- Nowa komórka, nowy laptop...
Może zdołam znaleźć jakiś plus nawet w tej sytuacji? -
Pogładziła swojego iPhona z czułością.
- Jesteś niemożliwa – Roześmiał
się – No, czas na jakieś jedzenie. Umieram z głodu! - Od chwili,
gdy wyjechali z domu minęło kilka godzin, a u Danieli wypił tylko
szybką kawę.
- Właśnie miałam zaproponować,
żebyśmy zjedli w domu – Rozpromieniła się – Zamówiłam
wszystko, bo Pietro był dziś na targu. Co powiesz na frittatę?
- Taką z warzywami i salsicią?
- Przyjrzał jej się podejrzliwie. Dawno nie gotowała.
Pokiwała energicznie głową.
Wiedziała doskonale, jak lubił zapiekane z pikantną kiełbasą
warzywa, zalane masą jajeczną. Poprosiła, by Pietro zajechał po
drodze do piekarni i wziął kawałek białej pizzy z rozmarynem i
ciabattę na oliwie.
- Dawno nie jedliśmy tylko we dwoje –
stwierdził.
Dojazd do domu nie zajął im wiele
czasu. Torby z zakupami znaleźli pod drzwiami łączącymi ich
apartament z resztą domu. Mila, upewniwszy się, że sukienka wisi
bezpiecznie w garderobie, rzuciła się w wir prac kuchennych,
pozostawiając Stefano w towarzystwie swojego nowego laptopa.
Siedział przy biurku, popijając
małymi łykami zimne Peroni, jasne niezbyt mocne piwo. Z
kuchni dolatywały coraz smakowitsze zapachy, tak, że trudno mu się
było skupić. Brakowało mu tego. Tych wspólnych posiłków,
tylko we dwoje. Tego krzątania się po kuchni, tego oczekiwania, aż
dzwonek kuchenki wezwie ich do stołu, widoku kobiety szykującej
jedzenie. Jak ona to nazwała? Atawizm? Pierwotna cecha przetrwała
gdzieś w zakamarkach genomu. Wstał i cicho jak kot podkradł się
do aneksu kuchennego. Oparł się o futrynę i śledził z zachwytem,
jak Mila kołysząc biodrami miesza coś w szklanej misce. Odwrócona
do niego tyłem, nieświadoma, że jest podglądana, nuciła pod
nosem, jakby odprawiała jakieś zaklęcia. Nagle uniosła dłonie w
górę i chwyciła dwa talerze stojące na półce nad
jej głową, odwróciła się gwałtownie i o mało nie
upuściła ich z wrażenia.
- Chryste, chcesz, żebym dostała
zawału? - wykrzyknęła na widok Stefano.
- Wyglądasz, jak bogini ogniska
domowego – odparł z zachwytem – Już dłużej nie wytrzymam! To
tak pachnie...
- Bo już jest gotowe – Roześmiała
się dźwięcznie.
Usiedli przy podwyższonym blacie
kuchennym na nowych stołkach barowych.
- Wiem już, dlaczego je zamówiłaś
– Stefano rozsiadł się wygodnie – Będziemy tu częściej
jadać?
- A chciałbyś? - Spytała, stawiając
między nimi półmisek z parującą frittatą.
- Tęsknię za takim życiem. Nie ma
sensu udawać, że nie. - Przyznał – To był jeden z powodów
mojej decyzji.
Mila w milczeniu nakładała im
porcje na talerze. Nie była pewna, czy mówiąc o decyzji,
miał na myśli oświadczyny, czy powrót na łono rodziny. A
może jedno i drugie? Czekała, ale Stefano nie kontynuował.
- Nie wiedziałam, że przyjąłeś
spadek – zaczęła ostrożnie. - Twoja mama jest pewnie zachwycona?
- Sama zobaczysz. Mmm, ale to dobre! -
Jego wzrok wyrażał zachwyt w czystej postaci – Kobieto, gotuj
tak, a będę ci jadł z ręki!
- Kiedy podjąłeś decyzję? - Nie
dała się zbić z tropu.
- Trudno powiedzieć – Odłożył na
bok widelec i sięgnął po szklankę z piwem. Upił mały łyk. -
Długo o tym rozmawialiśmy z Fabiem, ale chyba ostateczna decyzja
zapadła na ślubie... albo zaraz po nim. Chciałem ci zrobić
niespodziankę.
Czyli jednak jest związek,
przemknęło jej przez myśl, jedno wynika z drugiego, to jasne.
Stefano się ustatkował, a w każdym razie chciał to zrobić. Wbiła
wzrok w swój talerz.
- Wiesz, że chodziliśmy do tej samej
szkoły. Traktował mnie trochę jak brata, bo mieszkaliśmy
niedaleko...
- Wiem. Opowiadałeś mi. - Westchnęła
– Miałeś fajne dzieciństwo.
- To prawda. Szkoda, że kosztem matki
– Teraz on westchnął ciężko – Nie mówmy o tym.
Poproszę o dokładkę – Posunął prawie pusty talerz w stronę
Mili.
Nałożyła sporą porcję już
chłodniejszej zapiekanki na podstawiony talerz. Tyle razy powtarzał,
że w jego domu nie będzie kłamstwa. W jego domu! Domu, który
chciał stworzyć... z nią. Poczuła się jak ostatnia szmata.
- Chciałabym czasem cofnąć czas –
Powiedziała cicho. - Gdybym wiedziała to, co teraz, postąpiłabym
inaczej.
- Niestety, nie mamy takiej władzy –
Odparł ze smutnym uśmiechem – Czasem warto użyć wyobraźni.
- A co, jeśli wyobrażenie jest zbyt
przerażające? - wyszeptała.
- Nie wiem. - Po raz pierwszy od
bardzo długiego czasu, spojrzał na nią, nie jak na swoją sikorkę,
ale jak na kobietę doświadczoną przez los. - Spotkam się z tą
psycholog – stwierdził w końcu – Skoro to ma ci pomóc? -
Zawiesił głos.
- Dziękuję – Spojrzała na niego
zaskoczona, ale zaraz jej twarz rozpromienił uśmiech. - Jesteś dla
mnie najlepszy na świecie! - Zsunęła się ze stołka i obeszła
szybko blat, a potem zarzuciła mu ręce na szyję.
Przyciągnął ją do siebie. Siedząc
na wysokim stołku miał głowę odrobinę niżej niż ona. Wtulił
twarz w jej szyję i wciągnął do płuc powietrze przesycone
zapachem jej ciała i słodkich owocowych perfum. Miała tak
niewiarygodnie gładką i miękką skórę na szyi, że nie
mógł się oprzeć.
- Co robisz? - Szepnęła oszołomiona
jego zachowaniem. Jeszcze przed chwilą chciał dokładkę jedzenia,
a teraz ono stygło na talerzu.
- Biorę sobie deser – Wyszeptał
wprost do jej ucha i delikatnie ugryzł wrażliwy płatek skóry.
Westchnęła głośno w odpowiedzi i otarła się biodrem o jego udo.
Wciąż skubiąc wargami jej szyję i
obojczyk, sięgnął dłonią do guzików bluzki. Odpiął dwa
i rozchylił materiał. Pod jasnobłękitnym grubym trykotem odkrył
czarną koronkę stanika. Podniecające zestawienie, pomyślał,
przesuwając palcem po skórze wzdłuż ażurowego wzorku.
Odchylił materiał i przeciągnął ustami po skórze.
- Ależ ja lubię to miejsce –
Wtulił twarz w jędrną pierś. Rozchylił mocniej ubranie, zsunął
satynowe ramiączko i sięgnął dłonią do uwolnionej krągłości.
Mila jęknęła cicho, kiedy przesunął kciukiem po brodawce. - Też
to lubisz – Uśmiechnął się do ciemnoróżowej aureoli ze
sterczącym pośrodku wzgórkiem, przybierającym coraz
wyraźniejszy kształt. Liznął go, okręcając wokół
językiem, cofnął głowę i obserwował jak twardnieje. Mila drżała
w oczekiwaniu. Zbliżył usta do jej ciała powoli, bardzo powoli...
Słyszał jej przyspieszony oddech. Uwielbiał ten krótki
moment, kiedy jej pożądanie było tak duże, że mógł je
wyczuć niemal każdym zmysłem. Wygięła się, podsuwając mu lewą
pierś i drżąc na całym ciele. Objął ustami tyle, ile zdołał i
zaczął ssać.
- Ooo! O tak... o tak! - jęczała –
Uwielbiam to!
Jedną ręką przygarnął do siebie
jej tyłek, ustawiając ją między swoimi udami, drugą odszukał
prawą pierś. Wyłuskał ją zgrabnie ze stanika i zaczął
ugniatać. Jęki Mili stawały się coraz głośniejsze i coraz
bardziej chaotyczne. Jej ciało poruszało się w jednostajnym
rytmie, jakby się kochali. Biodra falowały między jego nogami,
ocierając się raz po raz o udo. Czuł napierającą na spodnie
erekcję, ale nie miał zamiaru z niej skorzystać. Wystarczająco
upajał go nagły wybuch niekontrolowanego pragnienia, jakie w niej
wyzwolił. On? To bez znaczenia! Chciała, żeby ją zaspokoił i
tylko to się liczyło. Czuł jej pożądanie, podświadome reakcje
jej ciała. Zacisnął zęby. Mila krzyknęła, ale zamiast szukać
ucieczki, chwyciła jego głowę i przyciągnęła do siebie.
Wypuścił obolały sutek i sięgnął po drugi, powtarzając te same
pieszczoty.
- O nie, nie, nie wytrzymam! -
jęczała, wijąc się konwulsyjnie. Trzymał ją mocno przy sobie,
nie pozwalając się ruszyć. Nagle dotarło do niego, że nie
próbowała tego kontrolować. Poddała się. Poddała? Ścisnął
mocniej jej pośladek, po czym przesunął rękę wzdłuż
przedziałka w dół, między uda. Pogładził miejsce, gdzie
pod dżinsami spodziewał się wilgotnego ciepłego wnętrza. Prawie
osunęła się oszołomiona. Jak to możliwe? Dlaczego? Zakręciło
mu się w głowie.
- Ja... ja... do-cho-dzę –
Wydyszała nagle i poczuł cały jej ciężar, kiedy oparła się o
jego ramiona. Chwycił ją wpół i przytulił. Łkała
cichutko, desperacko próbując opanować drżenie. Starała
się ustać na nogach.
- Zostaw – Szepnął i uniósł
ją w górę, sadzając sobie na kolanach. Kołysał ją jak
dziecko, gładził włosy, całował delikatnie szyję i dekolt.
- Miałam orgazm – Wyszeptała,
jakby zaskoczona tym faktem.
- Wiem.
Uspokajała się powoli. Ostrożnie
nałożyła stanik na swoje miejsce i otuliła się bluzką,
zapinając jeden z guziczków. Stefano śledził jej starania z
zagadkowym uśmiechem. - Nakarmisz mnie? - spytał wreszcie.
- Że co? - Odchyliła się w tył i
spojrzała mu w oczy. - Jest zimne...
- Nie szkodzi. - Rozchylił nieco
usta.
Figlarny uśmiech pojawił się na
jej pięknej twarzy. Odkroiła widelcem kawałek zapiekanki i podała
Stefano. Chwycił go trochę drapieżnie, przytrzymując widelec
zębami. Roześmiała się. Nigdy tego nie robili. Owszem, próbowali
swoich potraw, jak chyba wszyscy Włosi, ale nie karmili się
nawzajem.
- Smakuje jeszcze lepiej –
Stwierdził zadowolony.
- Ty naprawdę chcesz wszystko zmienić
– Odkroiła kolejny kawałek i nabiła go na widelec.
- Nie, ale chcę spróbować
czegoś nowego. - Miałem nadzieję, że zrobię to razem z tobą,
dodał w myślach.
- Jesz mi z ręki – zachichotała.
- Przecież mówiłem... -
Przełknął ostatni kawałek – Zrobię nam kawę.
Przez kilka minut krzątali się
oboje po kuchni, ocierając się o siebie, kiedy musieli się wymijać
na niewielkiej przestrzeni. Jakby nic się nie wydarzyło, jakby byli
szczęśliwą parą, która jak co dzień, spożywa wspólny
posiłek.
- Co teraz? - spytała, sadowiąc się
z filiżanką przy uprzątniętym z talerzy i sztućców
blacie. Czuła jak tętno jej przyspiesza.
- Skończę instalować ci programy i
odzyskamy to, co się da. Spróbuj sobie przypomnieć, czy
rozsyłałaś gdzieś projekty i inne rzeczy zapisane tylko na dysku.
- Wyliczał. - Zadzwoń i poproś, żeby ci odesłali. Zobaczę, co
się da zrobić z twoją skrzynką mailową... Oczywiście, jeśli
się zgadzasz.
- Miałam na myśli, co z nami? -
odparła niepewnie – Wcześniej rozmawialiśmy... to znaczy, ty
chciałeś wiedzieć, czy ja... - Kurde, oświadczyłeś się,
pomyślała w popłochu, ale nie odważyła się wypowiedzieć tego
na głos.
- Zapomnij o tym na razie – rzucił
lekceważąco. Nie naciskam, przecież wiem, że potrzebujesz czasu.
Teraz przynajmniej wiem, dlaczego, pomyślał z goryczą. - Jeśli
czujesz się na siłach, to porozmawiamy wieczorem – dodał.
- Jasne – Starała się, żeby
zabrzmiało to naturalnie. - Wieczorem.
Dlaczego tak trudno nam rozmawiać,
zastanawiała się, siadając na łóżku? Stefano kończył
brać prysznic. Dobrze im szło, puki rozmawiali o pracy, ale każde
nawiązanie do minionych wydarzeń działało jak zaciągnięcie
ręcznego hamulca. To moja wina, powtarzała w myślach, jak mogłam
nie zaufać człowiekowi, który dał mi tak wiele? Bo bałaś
się go stracić? Ale przecież jest tutaj, nie odwrócił
się... Ale już nie chce się żenić. Ale to nie ma znaczenia...
„Żaden porządny facet nie weźmie takiej!” Zabrzmiały jej w
uszach słowa matki. Nie! Nie prawda! On tak nie myśli! Nie chce się
kochać! To tylko na razie... Miała wrażenie, że chaotyczne myśli
zaraz rozsadzą jej czaszkę.
Wejście Stefano przerwało jej
ponure rozważania. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy, a gdy
się odwrócił, żeby zgasić światło w łazience, zauważyła
na jego umięśnionych plecach kilka kropel wody. Wciąż był w
formie, wciąż przyciągał wzrok. Może nawet bardziej, niż
kiedyś?
- Wskakuj do łóżka, mała! -
Prześliznął się po niej wzrokiem.
Powoli zsunęła z ramion szlafrok.
Oczom Stefano ukazała się satynowa szara koszulka na ramiączkach
spływająca miękko po idealnych kobiecych kształtach.
- Prezent od firmy – Wyszeptała, z
zadowoleniem łapiąc jego łakome spojrzenie. - Miała być na
jutro, ale nie mogłam się oprzeć.
- Mocno rozpraszający ten prezent –
Szybko wskoczył pod kołdrę i przyciągnął ją do siebie –
Specjalnie to założyłaś, żebym się nie mógł skupić –
Stwierdził domyślnie.
Leżeli przytuleni, przy zgaszonym
świetle. Stefano gładził czule jej bok i biodro.
- Czego mam się jutro spodziewać u
twojej pani psycholog? - spytał w końcu. - Chcesz, żebym z nią
rozmawiał o czymś konkretnym?
- Więc naprawdę pójdziesz? Ze
mną, czy sam?
- Po twojej wizycie, w porze lunchu.
Rano mam sporo pracy. - Umilkł na chwilę – Opowiedziałaś jej
wszystko? Wolałbym wiedzieć... Wiesz, że lubię być dobrze
poinformowany.
- Ona wie prawie wszystko. O nas też.
To znaczy... wie, z czym sobie nie radzę... - Czuła, że robi jej
się gorąco.
- Będzie ze mną rozmawiać o nas?
Mam na myśli seks. – W głosie Stefano dało się słyszeć
niedowierzanie.
- Przecież w tym problem – odparła
niechętnie. - Odkąd wiesz, nie kochamy się.
- Wcześniej też nie robiliśmy tego
codziennie – stwierdził wymijająco. - Skoro masz z tym problem,
to dlaczego mi nie powiesz, co jest nie tak? Dlaczego nie
powiedziałaś mi, że masz za sobą takie doświadczenia? Nie
zmuszałbym cię...
- Nie zmuszałeś – przerwała mu
szybko – Chciałeś tego, a ja czasami też.
- Ale ja nie chcę, żebyś się
poświęcała. Jest mi dobrze, kiedy to robisz inaczej. Nie chcę
nawet myśleć, że kiedy to robiłem, przypominało ci się...
kurwa, Mila! Tak nie wolno! - Brakło mu słów – Wiesz, jak
się poczułem? Jakbym też cię krzywdził...
- Nigdy! Stefano, nigdy mnie nie
skrzywdziłeś, przysięgam! - Głos jej drżał – Nie wiedziałeś
przecież.
- Bo moja kobieta nie raczyła mi
powiedzieć, dlaczego nie lubi seksu. Za to, opowiedziała wszystko
obcej babie, która teraz rozłoży na czynniki pierwsze nasz
związek. - Starał się zachować spokój, ale w jego głosie
pobrzmiewał żal – Powiedz mi przynajmniej, czy nie jest czasami
„wojującą feministką” i nie potraktuje mnie jak brutalnego
samca?
- Nie. Ona jest w porządku. Już
dawno chciała z tobą porozmawiać. Mówiła, że muszę ci
powiedzieć...
- Wytłumacz mi w takim razie jedną
rzecz – Choć było ciemno, czuła na sobie jego badawcze
spojrzenie – Skoro poszłaś do niej po poradę i ona ci doradziła
szczerość, to dlaczego się wycofałaś? Dlaczego, do diabła, nie
przyszłaś z tym do mnie?
- Bo już dwa razy próbowałam...
- wydusiła z siebie – Jak byłam na studiach, spotkałam chłopaka,
ale nie potrafiłam się przemóc i pójść z nim do
łóżka. Chciałam, żeby mi dał więcej czasu, ale on
nalegał, więc mu powiedziałam... - Pociągnęła nosem – Napisał
mi kartkę, że to go przerasta. Nawet nie chciał rozmawiać.
- Kurwa, ale dupek – Zaklął pod
nosem i przygarnął ją do siebie. - Nie płacz. Przepraszam, że
się wściekam. No, nie płacz już, proszę.
Pod wpływem jego łagodnego głosu
uspokoiła się na tyle, by mówić dalej. Otarła łzy
wierzchem dłoni i odetchnęła głęboko. - Na ostatnim roku
zaczęłam się spotykać z chłopakiem z prawa. Byłam starsza i on
był starszy. Podobał mi się. Kochaliśmy się i jakoś dawałam
radę. Na początku nie było przyjemnie, ale... No, w każdym razie,
przez jakiś czas nam się udawało. Po pół roku postanowiłam
mu powiedzieć. Pomyślałam, że jak będzie wiedział, to może
czasem zrezygnujemy z seksu i porobimy inne rzeczy... - Wtuliła
twarz w pierś Stefano, jakby szukała u niego schronienia.
Otoczył ją ramieniem i zaczął
gładzić po plecach. Nie musiała kończyć. Facet pewnie nie miał
ochoty rozwiązywać jej problemów. - Kochanie, to z nimi było
coś nie tak. Po prostu zwierzyłaś się nieodpowiednim facetom.
- Nie! Mylisz się! To ja jestem
nieodpowiednia. Nawet moja własna matka to wiedziała – Jej
plecami wstrząsnął szloch – Przewidziała, że jak komuś
powiem, to on odejdzie. Dlatego postanowiłam, że tobie nie powiem.
Za bardzo cię kochałam, żeby ryzykować... A potem Maria Gracja
się uparła. Ale ja wiedziałam, że nie wolno mi tego zrobić, że
muszę to zachować dla siebie. - Urywany szloch nie pozwolił jej
mówić dalej.
- Głuptasie. Dlaczego miałbym cię
odtrącić? Przecież tego nie chciałaś. - Tulił ją i głaskał,
starając się uspokoić – Za wrześnie zaczęliśmy - stwierdził
w końcu - Porozmawiam jutro z tą psycholog, tylko nie płacz. Jakoś
się z tym uporamy.
Uwielbiam to opowiadanie ��cudowne �� już nie moge sie doczekać kolejnej części, kiedy możemy się spodziewać?
OdpowiedzUsuńMyślę, że za tydzień. Czwartek lub piątek. Pozdrawiam;)))
UsuńWitaj. Super część. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńNic dodać, nic ująć.
OdpowiedzUsuń