wtorek, 7 października 2014

Rozdział 38



Porucznik Adam Kita zamknął pokrywę laptopa i odchylił się w fotelu, rozprostowując obolałe plecy. To była długa noc i pracowity poranek, a czekało go jeszcze tyle zajęć. Musiał się dobrze zastanowić nad kolejnym ruchem. Nie mógł sobie pozwolić na błąd. Jak dotychczas, szczęście mu sprzyjało i miał też potężnego sojusznika, który dosłownie spadł mu z nieba. Wstał, przeciągnął się i ruszył do sąsiedniego pokoju, gdzie siedziało trzech, przydzielonych mu do pomocy, ludzi.
– Panowie – zaczął od wejścia – mamy problem. Lekarka, której pilnowaliście, miała ważne informacje i prawdopodobnie dlatego zniknęła. Mamy zgodę na sprawdzenie jej karty kredytowej. Komórka jest wyłączona i nie da się jej namierzyć – uprzedził ewentualne pytania w tej kwestii – ktoś ma jakieś pomysły?
- Właściciel zgłosił kradzież samochodu, do którego wsiadła – odezwał się chłopak, któremu poprzedniego dnia Łucja sprzątnęła Katarzynę sprzed nosa. Kita uśmiechnął się do siebie w duchu, ale nie dał nic po sobie poznać. Zawadzkiemu puszczały nerwy. Super, pomyślał – Jedź z nim pogadać. Tylko grzecznie – uprzedził – I możesz delikatnie dać mu do zrozumienia, że ją śledziliśmy… Gdyby ktoś Was wypytywał o tę sprawę, to co macie zrobić? – zwróciła się do nich półgłosem.
- Natychmiast dać panu znać! – odparli chórem.
- No, to do roboty! – Kita patrzył z zadowoleniem na swój zespół. Byli młodzi, ale już nie „żółtodzioby”. Na tej sprawie wszyscy mogli się wybić. Dał im to odczuć i teraz widział ich zaangażowanie. Pozostało jeszcze dopilnować, żeby za szybko nie znaleźli Ivo, ale propozycja rezygnacji z części zarzutów w zamian za milczenie, skłoniła go do współpracy. Siedział grzecznie w areszcie i nie chciał dzwonić ani do ambasady, ani do „rodziny”.
Stefano powinien być już daleko. Kita wrócił myślami do ich spotkania. Najpierw telefon od Karoliny Lis z prośbą o pilne spotkanie w hotelu, a tam… nawet nie śmiał marzyć o takim obrocie sprawy. Dostał porywacza w bagażniku jego własnego samochodu, nieograniczony dostęp do laptopa doktor Pars i „tonę” nielegalnie uzyskanych danych o Zawadzkim, jego firmie, dyrektorze Kieciu i przetargach w szpitalu.
Kiedy pół roku wcześniej, zgłosił się do nich deweloper z informacją, że Zawadzki przygotowuje się do przejęcia jego firmy, potraktowali go rutynowo. Wyglądało to na osobiste porachunki. Pojechał się porozglądać, a wrócił z gotowym pomysłem. Wszystko przez przypadek! Oglądał po kolei wszystkie inwestycje Zawadzkiego, aż po kilku drobnych przetargach natrafił na rozbudowę szpitala. Dziwne, że wygrała firma bez doświadczenia, która wcześniej głównie  remontowała, a nie budowała. Postanowił pokręcić się po szpitalu. Od dawna pobolewało go ucho, więc poprosił miejscowego komendanta o pomoc. Miał wyraźne instrukcje: im mniej wiedzą miejscowi, tym lepiej. Informator twierdził, że wszyscy są ze sobą powiązani jakimiś układami.
- Bardzo panu dziękuję – starał się „podlizać” ordynatorowi laryngologii, do którego skierował go dyrektor Kieć – naprawdę nie chciałem robić kłopotu. Widzę, że pracujecie w trudnych warunkach i jeszcze ta budowa…
- Och, to drobiazg. Doktor Pars się panem zajmie – ordynator poprowadził go do rzędu krzeseł przed gabinetem zabiegowym – Katarzyna, pozwól tu na chwilę – zwrócił się do ładnej blondynki zakładającej opatrunek na szyję młodego, wpatrzonego w nią jak w obraz, chłopaka.
- Idę – odparła nie odwracając głowy i spokojnie skończyła pracę. – Zobaczymy się pojutrze. Zdejmę szwy, żeby nie było widać „drabinki”. Tylko żadnych gwałtownych ruchów. OK.? – zwróciła się do pacjenta przyjaznym tonem, co sprawiło, że zaczerwienił się, aż po cebulki włosów.
- Tak jest, pani doktor – wykrztusił.
- Tak? – spojrzała na Kitę przelotnie i skupiła się na ordynatorze – znowu protega? Musi poczekać.
- Pan porucznik się spieszy… – Nowak zmarszczył brwi.
- Przykro mi, ale mam za ścianą znieczulone dziecko, a pan porucznik nie wygląda na cierpiącego – spojrzała na niego bez sympatii. Zauważył, że miała niesamowite niebiesko-zielone oczy. Poczuł się nieswojo. W tym gabinecie, ona była szefem – Poza tym, skoro się spieszy, to Ty go obejrzyj – dodała beznamiętnie, jakby go wcale nie zauważyła.
- Nie spieszę się aż tak bardzo. Poczekam tutaj – Kita wskazał szybko jedno z krzeseł w poczekalni – to tylko ból ucha – Tłumaczę się, zauważył zaskoczony.
- Może pan zostać tutaj – odparła, nieco udobruchana – będę za ścianą – i nie poświęcając im więcej uwagi, ruszyła do drzwi, mijając bez słowa ordynatora.
- Przepraszam, ale widzi pan, jak to jest u nas. Straszny natłok. Wszyscy się boją znamion i chcą je usuwać na onkologii – ordynator był wyraźnie zakłopotany zachowaniem lekarki.
- Proszę iść do swoich zajęć. Widzę, że jestem w dobrych rękach – posłał przymilne spojrzenie rudowłosej pielęgniarce. Wyglądała na sympatyczną. – Czy mogę tu poczekać? – spytał, kiedy ordynator ich opuścił – Nie chciałbym przeszkadzać…
- Nie ma sprawy – machnęła ręką. Muszę tu tylko posprzątać, bo doktor zaraz wróci i robi następny zabieg – Ma straszne tempo!
- Ładna kobieta, ale dość ostra – zauważył – choć dla pacjentów miła – dodał. Za wszelką cenę chciał wciągnąć dziewczynę do rozmowy.
- O tak, w doktor kochają się wszyscy nasi pacjenci, ale w zabiegowym nikt jej nie podskoczy, nawet ordynator Nowak – stwierdziła z zadowoleniem – szkoda, że w życiu tak nie potrafi.
- Naprawdę? – spytał zachęcająco. Wolałby, co prawda rozmawiać o szpitalu, ale może do tego też dojdą…?
- Pół roku temu jaj mąż zginął w wypadku. Strasznie to przeżyła. Zresztą trudno się dziwić. Był tu chirurgiem. Mało go znałam, bo on prawie „mieszkał” na bloku operacyjnym, ale Mój Boże, młody człowiek! Nawet nie wiadomo, kto go potrącił… - paplała - Policja jakoś tak się nie przykłada… Przepraszam, pan też chyba z policji…? - umilkła nagle.
- Nie ma sprawy. Wiem jak to jest – pokręcił głową – ale jakoś się pozbierała? – zagaił znowu.
- Mówią, że chyba ordynator miał na nią chrapkę – szepnęła dziewczyna, podchodząc bliżej – ale ona go pewnie pogoniła, bo był strasznie miły, a od jakichś dwóch tygodni robi jej same przykrości. Aż mnie czasem język świerzbi, żeby coś powiedzieć! – dodała z oburzeniem – doktor jest super, zobaczy pan…
- Trudno się dziwić, że mu się spodobała – uśmiechnął się ciepło.
- A co jej po takim dziadzie? Nie dość, że żonaty, to jeszcze zapatrzony w siebie i te swoje gadżety! A to nowy telefonik, a to laptopik, a to samochodzik… - wyliczała – ciekawe, skąd ma taką kasę?
- Może z gabinetu? – nadstawił ucha. Zaczynało się robić ciekawie.
- On i gabinet? – zakpiła – nie miałby czasu na tenis i solarium – zachichotała.
- No dobrze, proszę powiedzieć, co się dzieje? – w drzwiach stanęła doktor Pars i spojrzała na Kitę, który natychmiast zerwał się z miejsca – Co pana boli i od kiedy?
                Pamiętał doskonale to badanie. Nie miał pojęcia, że przyczyną jego dolegliwości może być banalne zaciskanie zębów. Z zadziwiającą cierpliwością i dokładnością pani doktor wytłumaczyła mu, co robi źle i jak ma postępować. Przez chwilę poczuł się tak, jakby był dla niej najważniejszy na świecie. Kiedy znalazł się wreszcie na korytarzu, zdał sobie sprawę, że chciałby ją jeszcze spotkać. Nie chodziło o jej atrakcyjność, choć oczywiście była ładna, ale raczej o sposób w jaki rozmawiała, jak poświęcała mu czas. Podczas badania poczuł się wyjątkowy. Tak samo musiał się poczuć ten chłopak, pomyślał. Ona tego nie wystudiowała, ona po prostu taka była. Kiedy pracowała, robiła to z pasją.
- Ordynator Ziemowit Nowak, doktor Katarzyna Pars, doktor Robert Pars –  przeczytał nazwiska, które wypisał sobie na kartce. Postanowił poszukać informacji, zwłaszcza na temat tego pierwszego.
                Gdyby wtedy nie kazała mu poczekać, nie pogadałby z jej pielęgniarką i nie zacząłby szukać źródła dochodów doktora Nowaka. Tak wpadł na pomysł, że ordynator bierze gdzieś pieniądze, tylko gdzie? Zastanawiał się, czy nie nadać tego komuś z miejscowych, ale jakoś mu się nie spieszyło… Miał na głowie żmudne śledztwo w sprawie prezesa Zawadzkiego. Był praktycznie zdany na siebie. Prawie stracił nadzieję na powodzenie, kiedy zdał sobie sprawę, że ten facet musiał mieć dostęp do danych przejmowanych firm, przed ich przejęciem, a to oznaczało informatyka. Łatwo go znaleźli. Uzależnienie od gier sprawia, że traci się czujność w realnym świecie. Jakież było zdziwienie Kity, gdy wśród telefonów znalezionych w mieszkaniu aresztowanego, znaleźli skradzioną komórkę doktor Pars. Powoli ruszyła reakcja łańcuchowa. Kolejne odkrycia pociągały za sobą następne. Przełożony podesłał mu ludzi. Zaczynał łapać wiatr w żagle i… nagle napotkał opór ze strony, z której spodziewał się raczej pomocy. Pani doktor coś ukrywała.
                Spotkanie ze Stefano zmieniło wszystko. Facet prowadził osobistą krucjatę przeciw wrogom doktor Pars i za wszelką cenę chciał ją chronić. W pierwszej chwili Kita pomyślał, że się w niej zakochał, ale była z nim jego narzeczona, która nie tylko nie była zazdrosna, ale wręcz garnęła się do pomocy. Dopiero po dłuższym czasie zrozumiał, że chodziło o innego mężczyznę, przyjaciela Stefano, który miał wobec doktor Pars jakiś dług wdzięczności. Całe szczęście, że facet okazał się bogaty i skory do pomocy.
                Odezwała się jego komórka i „wrócił na Ziemię”.
- Stafano’s spiking. We are in Barcelona – okropny włoski akcent przy angielskich słowach. Nie musiał się przedstawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz