Za kierownicą srebrnego passata siedziała ciemnowłosa kobieta, obok na
rozłożonym siedzeniu drzemała druga, a tył zajmował śpiący mężczyzna. Jechali
szybko, ale pusta dwupasmowa droga na to pozwalała. GPS poinformował ich, że do
celu mają nieco ponad pięćdziesiąt kilometrów i o jedenastej dwadzieścia będą
na miejscu.
Trochę za wcześnie, stwierdziła
Mila, zerkając na niewielki wyświetlacz, możemy się zatrzymać na kawę. – A niech
jeszcze pośpią – powiedziała do siebie, zerkając z ciepłym uśmiechem na swoich
pasażerów.
Katarzyna, leżąca
obok niej, spała niespokojnym snem. Była blada i Mila zerkała na nią z
niepokojem. Domyślała się, że Stefano skontaktował się z Fabiem, ale reakcję
Katarzyny trudno było przewidzieć. Rozumiała to, choć sama pewnie nie miałaby
takich dylematów. Ona nie pragnęła niczego poza byciem blisko swego ukochanego.
Stefano był całym jej światem.
- Dlaczego właściwie przyjechaliście? – wyszeptała Katarzyna. Miała otwarte
oczy i przypatrywała się Mili uważnie.
- Nie spisz? – zdziwiła się Mila - Stefano strasznie się zdenerwował, jak
zobaczył, kto się loguje do tej skrzynki – odparła – jego informator jest
Polakiem i od razu założył mu podsłuch na komórkę Zawadzkiego. Łucji zresztą
też.
- To nielegalne, prawda? – spytała Katarzyna, wiedząc, że odpowiedź musi
być twierdząca – Dużo ryzykowaliście dla mnie…
- Nie tak znowu – odparła Mila z lekceważeniem – ludzie robią gorsze
rzeczy. Ten facet to gangster! Mieliśmy zawiadomić policję, ale czas naglił, a
nie wiedzieliśmy, komu zaufać. Do Zawadzkiego dzwonił ktoś z tego numeru od
sms-ów, Ty nie odbierałaś telefonu… Najbardziej spanikował, jak nagle zniknęłaś
mu z ekranu. Dobrze, że to tylko wyładowana bateria.
- Śledził mnie? Za pomocą telefonu? – Katarzyna dopiero teraz zrozumiała
sens tego, co powiedziała Mila – No, nieźle. Więc Stefano ogłuszył tego Serba i
udawał, że sam nim jest? Ale skąd wiedział dokąd jechać?
- Informator mu powiedział. Wystarczyło wpisać współrzędne w GPS.
Wiedzieliśmy też, że ma na imię Ivo, bo tak się do niego zwracał Zawadzki. Jak
wylądowaliśmy, już na nas czekał wynajęty samochód i wszystkie potrzebne
informacje – zaśmiała się cicho – Wiesz, że Stefano po raz pierwszy pozwolił mi
się przyglądać swojej pracy? Kiedy powalił tamtego gościa, siedziałam w
samochodzie z paralizatorem. Byłam zabezpieczeniem – dodała z dumą.
- Długo jesteście razem? – spytała Katarzyna, przyglądając się Mili. Doszła
do wniosku, że pasują do siebie, choć miała okazję widzieć ich razem tylko
przez chwilę. Od razu jednak zauważyła, że Mila była całkowicie oddana Stefano.
Słuchała go, jakby był nie tylko jej chłopakiem, ale opiekunem, nauczycielem…
Jednocześnie Stefano, którego miała okazję obserwować podczas krótkich wakacji
na jachcie, stawał się przy Mili kimś zupełnie innym. Nie miała pojęcia, że
potrafił taki być. Chociaż ich ostatnia rozmowa na lotnisku mogła sugerować, że
dla bliskich ma miękkie serce.
- Osiem lat – odparła tymczasem Mila – Pojechałam za nim do Turynu, a
właściwie, to sam sobie mnie przywiózł z Trogiru – zachichotała.
- Jesteś Chorwatką? – zdziwiła się Katarzyna - Świetnie mówisz po włosku.
Teraz rozumiem, dlaczego Łucja dała się wyprowadzić w pole. Stefano pewnie mówi
po chorwacku?
- Owszem, ale niewiele i okropnie – Mila mrugnęła do Katarzyny i pokręciła
głową – znacznie łatwiej mnie przyszło nauczyć się włoskiego, niż nauczyć
Stefano chorwackiego. Zresztą słyszałaś, jak mówi po angielsku. Akurat języki
nie są jego mocną stroną. Za to w innych sprawach jest po prostu geniuszem.
Gdybyś widziała, jak on się potrafi bić! – rozmarzyła się – A poza tym, jest
takim doskonałym organizatorem i ma instynkt. Zna się na ludziach, jak nikt
inny…
- Mówisz o nim, jakby potrafił chodzić po wodzie – zaśmiała się Katarzyna i
spojrzała na śpiącego Stefano, a potem na Milę – bardzo go kochasz, co?
- Uratował mnie – w oczach Mili widać było autentyczne uwielbienie – i to
nie raz! Poszłabym za nim wszędzie…
Katarzyna poczuła się
dziwnie. Słowa Mili wzruszyły ją do głębi, ale jednocześnie nie mogła się
pozbyć myśli, że sama by tak nie potrafiła – Dokąd my właściwie jedziemy? –
spytała, zmieniając temat.
- Do Warszawy.
- To wiem, ale chyba nie będziemy się ukrywać w Warszawie? To znaczy, ja
nie będę się ukrywać – poprawiła się.
- Nie, chyba nie. Mamy oddać samochód, a potem pociąg do Berlina, bo nie ma
kontroli granicznej, a nie chcemy nikogo informować, dokąd pojechałaś…
- Tak gadacie, że nie można spać – Stefano przetarł oczy i przeciągnął się,
wydobywając ze swoich stawów głośne trzeszczenia. – Mila, zjedź na jakąś
stację, to wypijemy kawę. Jak się czujesz? – zwrócił się do Katarzyny.
- Lepiej. Już mnie nie mdli. Gorący prysznic potrafi zdziałać cuda!
Zastanawiam się, czy Wy trochę nie przesadziliście z tą ostrożnością? W domu
zostały nierozpakowane walizki. Wystarczyło je zabrać…
- A jeśli ktoś obserwuje mieszkanie? – Stefano odpowiedział jej pytaniem.
- Będziesz mi musiał pożyczyć pieniędzy, bo karty przecież nie mogę użyć.
Zresztą oddałam ją Kicie – westchnęła.
- Widzę, że już Ci lepiej, bo zaczynasz się martwić takimi drobiazgami –
ucieszył się.
Z niewiadomych
przyczyn Stefano nie chciał, aby rozmawiały o celu ich podróży. Katarzyna
wyczuła to instynktownie. Po latach pracy na onkologii, nauczyła się wyłapywać
drobne gesty, słowa i półsłówka, które wskazywały, że pacjent nie chce o czymś mówić.
Teraz wyraźnie odczytywała intencje Stefano, choć pewnie wcale nie chciał, by
to robiła. Czyżby jednak planował zabrać ją do Włoch? Jeśli tak, to musiał
sobie zdawać sprawę, że nigdy nie zgodziłaby się przyjąć gościny u Fabia. Nie
po tym, jak się rozstali… Postanowiła, że przy najbliższej okazji, zapyta go
wprost. Mila skręciła tymczasem na stację benzynową. Wysiedli z samochodu i
ruszyli do baru. Sierpniowy poranek był jeszcze dość chłodny, choć dzień
zapowiadał się pięknie.
Już dawno powinnam
siedzieć w poradni, pomyślała Katarzyna, patrząc na grupki ludzi stojących przy
niewielkich stolikach. Większość w pośpiechu spożywała śniadanie, raz po raz
popijając z papierowych kubeczków. W wejściu uderzył ją zapach podgrzewanych
kanapek i hot-dogów, pomieszany z aromatem kawy – Chyba nie jestem głodna.
Poproszę tylko wodę – stwierdziła, z trudem hamując nieprzyjemne drgania w
żołądku i robiąc „w tył zwrot”.
- Nigdzie nie idziesz sama – Stefano ujął ją delikatnie pod ramię – Po
pierwsze, jeszcze działają te przeklęte leki, po drugie, nie jesteś tu
bezpieczna – dodał, widząc jej minę.
Znajdowali się na
zatłoczonej stacji, więc Katarzyna uznała, że najlepiej będzie odłożyć dyskusję
na później. Skoro przeleciał taki szmat drogi i zadał sobie tyle trudu, to
widocznie miał ku temu powód. Jak ja się z tego wszystkiego wyplączę,
zastanawiała się. Zawiadomienie rejestratorki w jej gabinecie nie wchodziło w
grę. Zresztą, Stefano zabrał jej telefon, aby odruchowo go nie odebrała. Odbudowanie
zaufania pacjentów, zajmie jej pewnie mnóstwo czasu, o ile w ogóle będzie
możliwe. Grafik zabiegów też poważnie ucierpi…
- Martwisz się? – spytała Mila, kiedy Stefano wyszedł na zewnątrz, aby
spokojnie porozmawiać z dala od zgiełku, jaki panował w barze.
- Mam wrażenie, że moje życie legło w gruzach, ale tym razem, dosłownie –
Katarzyna zamknęła oczy i wsparła czoło na dłoniach – Kiedy straciłam męża,
myślałam, że gorzej już nie będzie, potem okazało się, że to jednak możliwe…
Teraz, to już jak jazda w dół, bez hamulców. Aż boję się pomyśleć, co jeszcze
mogę stracić…
W odpowiedzi Mila
odchyliła bluzkę i pokazała ramię z blizną wielkości połowy dłoni – Podobną mam
na ręce, ale zakryłam ją rękawem – powiedziała – Też wtedy myślałam, że to
koniec. Mogłabym je usunąć operacyjnie, ale nie chcę. Wolę, żeby mi
przypominały chwile, które odmieniły mnie i moje życie. Babcia wytłumaczyła mi,
że gdyby nie ten pożar, nie byłabym ze Stefano… - zamyśliła się – spotkało mnie
dużo złego, ale też dużo dobrego. I tak mam więcej szczęścia, niż większość moich
znajomych.
Nadejście Stefano
przerwało tę konwersację - Wszystko gotowe! – stwierdził i zapraszającym gestem
wskazał samochód – zmiana planów, samolot czeka.
- Samolot? A odprawa paszportowa? Nie wpuszczą mnie bez tego – Katarzyna
zatrzymała się gwałtownie – Musimy porozmawiać. Nie podoba mi się to wszystko.
Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, dokąd mam wyjechać i kto za to wszystko
płaci? Nie jestem świadkiem w sprawie mafii, więc nie sądzę, by policja…
Stefano przyłożył
palec do ust i wskazał samochód. Nie wsiadła jednak, tylko wskazała Mili
przednie siedzenie, a sama stanęła naprzeciw Stefano – Jak już mówiłam, nie
sądzę, by policja za to płaciła, Ty też nie, więc kto? – spytała. Miała pewne
podejrzenia, a im bardziej Stefano się opierał, tym bardziej utwierdzała się w
przekonaniu, że za wszystkim stał Fabio - Poza tym, chcę wiedzieć, dokąd jadę!
- Proszę Cię, uwierz mi, że w tej chwili nie ma to znaczenia. Im mniej
wiesz, tym lepiej – Stefano próbował ją uspokoić, ale tym razem nie dała się
zbić z tropu.
- Nie, Stefano – powiedziała stanowczo – muszę wiedzieć, co się wokół mnie
dzieje.
- No dobrze – odparł z rezygnacją – Nie będę ukrywał, że korzystam z
kontaktów Fabrizia, ale wszystko dzieje się za jego zgodą – uniósł rękę,
widząc, że Katarzyna próbuje mu przerwać – Muszę Ci pomóc, a to jest jedyny
sposób. Gdyby nie ja, nie tkwiłabyś w tym… Źle oceniłem sytuację i tego
policjanta. Chciałaś mu oddać dokumenty, a ja Cię powstrzymałem. To moja wina!
Teraz to naprawię.
- Ale mieszasz do tego człowieka, który mnie nie chce! – czuła, jak gardło
jej się zaciska.
- Nieprawda, Caterina! – Stefano ujął jej dłoń – To też moja wina.
Myślałem, że już dojrzał do bycia z kimś…. Wybacz mi! Powinienem go
powstrzymać, ale myślałem, że jesteście dla siebie stworzeni… że jest gotów…
Nie chciałem, żebyś cierpiała… Dopiero Mila otworzyła mi oczy…
- Więc dlaczego znów mnie w to wciągasz!? Myślisz, że łatwo mi się pogodzić
z faktem, że zależę właśnie od niego? – spytała. Miała żal do Stefano, że nie
powiedział jej tego wcześniej, choć wiedziała, że gdyby to zrobił, nie
zgodziłaby się nawet wsiąść do samochodu. Teraz było za późno.
- Caterina, nie miej skrupułów! – Stefano spojrzał jej głęboko w oczy –
gdyby nie Ty, Vanessa nie miałaby szans. Powinienem zabrać jej ten napój,
widząc, że są osy. Jeśli ich nie widziałem, to co ze mnie za ochroniarz? –
przyznał z niechęcią - A jeśli chodzi o Fabia, to zastanów się, co powiedziałby
córce, gdyby coś Ci się teraz stało? Że nie pomógł Ci, kiedy tego
potrzebowałaś? To tylko głupie pieniądze! Ty ryzykowałaś dla niej karierę –
dodał żarliwie.
- A Fabio? Co on na to? - spytała cicho.
- Był tak zaskoczony tym, co mu powiedziałem, że dopiero teraz przekazał mi
wiadomość o samolocie. Chcesz się z nim spotkać? – Stefano uśmiechnął się
blado.
- Nie – odparła szybko Katarzyna. Kłamiesz, kłamiesz, znowu kłamiesz!
Przysłoniła oczy rzęsami. Bała się, że spojrzenie ją zdradzi. Tęskniła… - Jedźmy
już.
---
Lotnisko w Modlinie
było znacznie mniejsze od Okęcia, ale za to nowy pawilon z metalu i szkła
sprawiał niesamowite wrażenie. Tym razem Katarzyna nie była zaskoczona, gdy
przed wejściem już czekał na nich człowiek, który natychmiast odebrał od
Stefano kluczyki od samochodu i przeprowadził ich przez hol, wprost do jednego
z okienek odprawy. Podali mu dokumenty. Urzędnik wpisał do komputera dane
Stefano i Mili, a następnie obejrzał dowód Katarzyny i oddał jej go z uśmiechem
– Życzę miłej podróży. Samolot już czeka – przyjrzał się Katarzynie z
zaciekawieniem i wskazał niewielką biało-granatową cessnę zaparkowaną jakieś
pięćdziesiąt metrów od szklanej ściany pawilonu.
Pewnie się zastanawia,
kim jestem, pomyślała. Prywatny samolot, brak kontroli… Ilu ludzi może sobie
pozwolić na taki luksus? Ona chętnie zamieniłaby go na swoje dotychczasowe
żałosne życie… A może wcale nie? Ależ
byłby rozczarowany, gdyby usłyszał prawdę…
- Proszę tędy – mężczyzna otworzył im przeszklone drzwi i poprowadził
wprost do samolotu. Popychał przed sobą wózek z dwiema walizkami należącymi do
Stefano i Mili, i niewielką torbą Katarzyny.
Przy schodkach czekał
na nich jeden z członków załogi, szczupły mężczyzna, chyba indyjskiego
pochodzenia, w białym mundurze. Przywitał ich z przesadną grzecznością i
zaprosił na pokład, a sam zajął się bagażem. Katarzyna pokonała kilka schodków
i znalazła się we wnętrzu samolotu. Był większy niż ten, którym lecieli do
Turynu i sprawiał wrażenie jeszcze bardziej luksusowego. Ruszyła na tył i
usiadła w miękkim fotelu. W powietrzu unosił się delikatny korzenny zapach,
pomieszany z czymś, co znała i co przyprawiło ją o skurcz żołądka.
- Caterina, chodźmy się dowiedzieć czegoś więcej – Stefano ruszył do kabiny
pilotów. Poszła za nim, rozglądając się z zaciekawieniem po wnętrzu samolotu.
Było przestronne ale jednocześnie przytulne. Zaokrąglone fotele pokryto
kremowym welurem. W połączeniu z ciemnym lśniącym drewnem stolików, stanowiły
bardzo elegancki zestaw. Przypominały pokój obok sterówki Stelli Mariny, gdzie
spędziła kilka godzin przy komputerze, szukając informacji. Westchnęła ze
smutkiem i stanęła za plecami Stefano, który otwierał właśnie drzwi do kabiny –
A Ty co tu robisz? – wykrzyknął zaskoczony.
Katarzyna wspięła się
na palce, zaskoczona jego reakcją i ujrzała ciemną czuprynę wyłaniającą się zza
pleców Sterano, a potem poczuła korzenny lekko gorzkawy zapach i… zakręciło jej
się w głowie.
- Caterina! – głos docierał do niej jakby z oddali, czyjeś silne ręce
podtrzymały ją i pozwoliły utrzymać się na nogach, które nagle stały się
dziwnie miękkie. Czy on nie miał litości? Powinna być wdzięczna za pomoc, ale
nie potrafiła. Śniła o chwili, gdy go ujrzy, a teraz błagała w myślach, by to
było przywidzenie. Jak miała przeżyć to spotkanie?
- Abbiamo il
permesso di decollo, ma in questa situazione… (Mamy pozwolenie na
start, ale w tej sytuacji…) – w głosie Fabia brzmiała niepewność.
- Non e
niente. Mi serve solo un po di aqua (To
nic. Potrzebuję
tylko trochę wody) – Katarzyna odchyliła głowę na oparcie fotela, w którym
posadził ją steward.
- Sei sicura? (Jesteś pewna?) –
Mila kucnęła obok fotela Katarzyny, a widząc twierdzące kiwnięcie głową,
spojrzała na Fabia i Stefano. – Non ha
mangiato nulla. Da ‘sta mattina ha le nauseae. (Nic nie jadła. Od rana ma
nudności).
- Gesu Cristo, Caterina! – na
twarzy Fabia odmalowało się zaskoczenie pomieszane ze strachem.
- Non ti
preoccupare. E colpa di farmaco, che mi hanno dato. (Nie martw się. To
wina leku, który mi podano) – nie jestem w ciąży, dodała w myślach, ale nie
powiedziała tego głośno.
- Cosi male
pensi di me? (Tak źle o
mnie myślisz?) – w oczach Fabia odmalował się ból. Jakimś sposobem wyczuł jej
myśli?
- Pensaci, che cosa ha passato! (Pomyśl, przez
co przeszła!) – Mila
spojrzała na Fabia z wyrzutem.
- Nie, Mila, on ma rację. Nie zasłużył na takie traktowanie. Wybacz mi –
wyszeptała Katarzyna po włosku, kierując ostatnie słowa wprost do Fabia. Co
zrobił złego, poza tym, że pozwolił by się w nim zakochała?
Samolot toczył się po
płycie lotniska i steward poprosił, by zapięli pasy. Mila niechętnie zajęła
miejsce na tyle samolotu, zerkając co chwila w kierunku Katarzyny, naprzeciw
której usadowił się Fabio. – Zostaw ich – Stefano nachylił się do niej i
szeptał jej wprost do ucha – dawno nie widziałem Fabia tak przejętego. Zostaw
ich...
Katarzyna dopiła
ostatni łyk wody i oddała szklankę stewardowi, który natychmiast się oddalił.
Startowali. Przymknęła oczy, nie mogąc znieść natarczywego spojrzenia Fabia. – Dovrei ringraziarti. Sei un uomo generoso…
(Powinnam Ci podziękować. Jesteś hojnym człowiekiem…) – zaczęła.
- Tu non devi niente (Ty nie
musisz niczego) – przerwał jej natychmiast, jakby jej słowa go zraniły, ale
zaraz umilkł. W jego oczach widziała troskę i jakieś dziwne ciepło…
– Perche sei venuto? (Dlaczego przyjechałeś?)
– wyszeptała, kiedy samolot oderwał się od płyty lotniska i przestała odczuwać
nieprzyjemne drgania podwozia.
- Mi mancavi... (Tęskniłem...) – ujął
jej dłoń i nakrył swoją. Była chłodna i taka delikatna. Myśl, że ktoś próbował
skrzywdzić Caterinę, teraz dotarła do niego jakby na nowo. Kiedy Stefano
zadzwonił do niego w nocy z prośbą o pomoc, nie mógł uwierzyć własnym uszom.
Teraz, na widok bladej twarzy i zmęczonych oczu pełnych smutku, wezbrała w nim
złość. - E colpa mia! (To moja wina!) – wybuchnął – Non dovevo lasciarti andare... (Nie powinienem pozwolić Ci
odejść...) Non te ne andrei piu, da
nessuna parte (Już nigdzie więcej nie pójdziesz).
- Fabio, zwolnij! – drugi raz nie wpadnę w tę samą pułapkę, nie pomylę
wdzięczności z miłością, postanowiła. Cokolwiek powie, nie mogę ulec jego
urokowi... – Mówisz tak, bo się przestraszyłeś, ale ja nie chcę… Ja nie
mogę… - Boże, co mam Ci powiedzieć,
Fabio?
- Zabieram Cię do Barcelony, Caterina – uśmiechał się do niej łagodnie,
gładząc jej dłoń - a potem do Turynu…
Czuła się, jak
odurzona. To szaleństwo, on nie mówi poważnie, to niemożliwe! Przecież
powiedział, że nie chce związku, że nie chce zobowiązań… Tak bardzo chciała
wierzyć w to, co usłyszała teraz. Przez jej zmęczone ciało przebiegł dreszcz,
potem drugi…
Fabio wstał i sięgnął
do schowka po koc. Jak urzeczona
patrzyła na jego dłonie, otulające ją troskliwie miękkim materiałem. Na
nadgarstku połyskiwało zapięcie bransoletki. Spojrzała mu głęboko w oczy,
szukając w nich odpowiedzi… Uklęknął obok fotela i ujął jej drobną twarz w
dłonie – Zostań ze mną – poprosił – zostań na bardzo, bardzo długo…
Przymknęła oczy, tuląc
się jednocześnie do jego dłoni. Wystarczy powiedzieć, że się zgadza i wszystko
będzie, jak na Stelli Marinie, pomyślała… - Fabio, zastanów się nad tym dobrze
– powiedziała słabym głosem, jakby mówienie stało się nagle ciężarem ponad jej
siły – niebezpieczeństwo czasem nie pozwala nam jasno myśleć… To, co
powiedziałeś brzmi poważnie… To jest poważne…, dla mnie…
Z głośników sączyła
się cicha muzyka i nagle do Katarzyny dotarły słowa:
“…All by myself
Don't wanna live
All by myself
Anymore
When I was young
I never needed anyone
Making love was just for fun
Those days are gone…”
Don't wanna live
All by myself
Anymore
When I was young
I never needed anyone
Making love was just for fun
Those days are gone…”
Słuchała, jak pełen
smutku męski głos skarży się na samotność i czuła, że serce jej się ściska.
- Tak,
Cateri’, właśnie tak się czuję – Fabio jakby czytał w jej myślach – Dla mnie to
też jest poważne – powtórzył – Kocham Cię – Patrzył jej w oczy z tak bliska, że
obraz rozmywał się coraz bardziej… - Nie płacz, Cateri’ – otarł jej wilgotny
policzek. Zamrugała gwałtownie i pochyliła głowę. Ich czoła zetknęły się, a po
chwili poczuła delikatne pocałunki na mokrych od łez policzkach.
- Przecież mówiłeś, że nie chcesz takiego związku... że nie chcesz
zobowiązań... Co się zmieniło przez te kilka dni? – miała tak po prostu
uwierzyć, że zmienił zdanie?
- Nie wiem, co się zmieniło i nie wiem kiedy – odparł szczerze. Może już w
Wenecji, a może dopiero ostatniego wieczoru, gdy tak bardzo sobie zaufali?
Wiedział jedno, nie potrafiłby o niej zapomnieć, nawet gdyby minęły wieki –
Myślę, że chciałem związku i chciałem Ciebie, ale nie potrafiłem tego
powiedzieć... Dopiero, kiedy dotarło do mnie, że odeszłaś... – spuścił wzrok,
jakby mówienie o uczuciach sprawiało mu trudność – To była obrona... Cateri’,
nawet dojrzałego mężczyznę można zranić, kiedy się zakocha...
- Bałeś się, że Cię skrzywdzę? – oczy Cateriny zrobiły się ogromne – Bałeś
się zakochać? Fabio, przecież wiedziałeś, że ja też się zakochałam, że nie
mogłabym Cię skrzywdzić! Musiałeś wiedzieć...
- Nie mogłem uwierzyć, że to możliwe. Spędziliśmy razem tylko kilka dni...
– rozłożył ręce w geście bezradności – nie mogłem uwierzyć nawet sobie... Gdyby
nie Alessandra...
Słowa Fabia
wprowadziły w sercu Katarzyny kompletny zamęt. Tak bardzo go pragnęła i jednocześnie
tak bardzo się bała. Gdyby ta rozmowa odbywała się cztery dni wcześniej, w
innych okolicznościach..., ale wydarzenia ostatnich dni, tak mocno wpływały na
jej postrzeganie rzeczywistości... Westchnęła ciężko. Fabio, wciąż klęcząc obok
jej fotela, oparł głowę na jej ramieniu. Ogarnął ją jego odurzający zapach,
jego ciepło... Kiedy był przy niej, czuła się ukojona i dziwnie spokojna.
- Co teraz będzie? – spytała cicho, tak, by tylko Fabio to usłyszał –
Chcesz, żebym zamieszkała z Tobą?
- Bardzo! – przytulił się do niej, obejmując jej talię – jeśli chcesz nadal
pracować, a znając Ciebie, nie wyobrażam sobie innej opcji, to właściwie
wszystko już omówiliśmy. Teraz tylko wprowadzimy to w życie. I tak na razie nie
możesz wrócić do szpitala.
- Wiem, ale tam zostało moje mieszkanie, dom, tyle spraw... – poczuła, że
świat wokół niej staje na głowie.
- Kochanie, nie pamiętasz, że potrafię zorganizować wszystko? – już czuł
jej zgodę – Gdy tylko ten policjant się zgodzi, pojedziemy razem. Zabierzesz
wszystko, co zechcesz. Ja się wszystkim zajmę, domem, mieszkaniem, wszystkim. Pozwól
mi być swoim mężczyzną.
- Moim mężczyzną... – powtórzyła jak echo. Głos miała miękki i pełen
ciepła. Jego ulubiony.
- Muszę Ci tylko coś opowiedzieć, coś o Tizianie. Wtedy zrozumiesz…
Jeszcze, jeszcze, jeszcze błaaaagam
OdpowiedzUsuńZapraszam do czytania innych moich opowiadań: "Chcę/nie chcę Adama" i "Czas na miłość", gdzie piszę "Moje marzenie". To opowiadania, których akcja dzieje się w latach 90-tych. Polecam ;-)))
OdpowiedzUsuńJestem cały czas z nimi na bieżąco :)
OdpowiedzUsuńCóz, można powiedzieć, nie zawsze komentuję, to pewnie wynik lenistwa, ale masz ogromny dar, potencjał!
OdpowiedzUsuńPiękne, piękne, piękne!
Te zwroty w języku włoskich dodają czaru opowiadaniu. Gratulujęm kolejny raz i czekam na więcej. Dziekuję i pozdrawiam. Ania
Kocham to opowiadanie<3 niesamowite tak samo jak " Moje marzenie" cuda:) pozdrawiam Bina
OdpowiedzUsuń