Caterina
patrzyła przez okno samochodu na szare budynki nowej części
Turynu. Nie było tu ani grama śniegu. Może to i lepiej, pomyślała,
łatwiej będzie się przestawić. Szybkie śniadanie, pożegnanie z
przyjaciółmi i z Fabiem... wszystko wydarzyło się kilka
godzin wcześniej, a wydawało jej się, że minęło kilka dni. W
drodze do domu spała. Po przyjeździe szybko wskoczyła w „normalne”
ubranie, które przy sportowych strojach z ostatniego tygodnia
wydały jej się baaardzo eleganckie. Pozostali pewnie już siedzieli
w samolocie, pomyślała z roztargnieniem. Fabio odezwał się, jak
dojeżdżali do Mediolanu.
Przed oczami stanęła jej Mila. Była
bardzo cicha. - Nie jestem taka dzielna i zdeterminowana, jak Ty –
powiedziała, kiedy się żegnały.
- Jesteś, tylko tego nie wiesz –
uściskała ją z uśmiechem.
- Caterina – ciepły głos Marco
wyrwał ją z zadumy – Muszę ominąć te roboty drogowe. Na którą
masz być w Klinice? - spytał zatroskany.
- Och, nie martw się. Nie ma
konkretnej godziny. Właściwie mam urlop, ale jest kilka dokumentów
do podpisania i... - westchnęła ciężko – Jedno spotkanie.
Pokiwał głowa ze zrozumieniem i
skupił się na drodze.
No tak, miała się spotkać ze swoim
dawnym ordynatorem, Ziemowitem Nowakiem. Jego telefon poprzedniego
dnia bardzo ją zaskoczył. Tłumaczenie, że jest z żoną i
przyjaciółmi na zakupach w Mediolanie jakoś do niej nie
przemawiało. Z drugiej strony, skoro tak mu zależało, a i tak nie
miała zbyt wiele do roboty, nie licząc spakowania kilku kostiumów
i sukienek?
Marco zaparkował w pobliżu tylnego
wejścia i wysiadł, zanim Caterina zdążyła sięgnąć po aktówkę
leżącą na tylnym siedzeniu.
- Idziesz ze mną? - spytała
rozbawiona, gdy otworzył jej drzwi.
- Odprowadzę Cię do drzwi kliniki –
odparł spokojnie.
Już
nawet nie próbowała oponować. Fabio i Stefano mieli swoje
racje, a ona swoje, ale skoro to miało im ułatwić życie?
Wzruszyła ramionami i razem weszli do budynku szpitala.
Sekretarka
profesora Vieriego powitała ją z lekkim niedowierzaniem, ale
serdecznie.
-
Dottoressa, naprawdę jestem pani wdzięczna. Już myślałam, że
będę jechała do Pani – tłumaczyła się – Profesor jest tak
podniecony tą publikacją, że nie chce ani dnia zwłoki.
-
Nic się nie martw. To dla mnie naprawdę żaden kłopot –
uśmiechnęła się do niej – Pójdę zaraz do pokoju
lekarskiego załatwić parę spraw. Powinien się tu zgłosić mój
kolega z Polski, Ziemowit Nowak – zapisała nazwisko na małej
karteczce i podała ją sekretarce – Poprosisz mnie?
-
Oczywiście! - dziewczyna rozpromieniła się, kiedy Caterina bez
zwlekania zabrała się za przeglądanie i podpisywanie aneksów
do umowy o publikację książki, którą zredagowała i
uzupełniła. Nawet nie marzyłam o czymś takim, pomyślała,
przesuwając opuszkami palców po projekcie okładki, gdzie
obok profesora Vieriego widniało jej nazwisko, jako współautorki.
Koledzy
z kliniki przywitali ją równie serdecznie. Początkowy
dystans, z jakim się do niej odnosili, szybko zastąpiła sympatia,
a czasami nawet uznanie. Kilka trudniejszych zabiegów i
„kupiła” sobie szacunek. Teraz też docenili, że przerwała
urlop, by nie musieli niczego za nią robić. Szybko zabrali się do
papierkowej roboty.
Kiedy
odezwała się jej komórka, ze zdziwieniem odkryła, że
godzina minęła jej niepostrzeżenie. Złożyła równo
przejrzane historie chorób i spięła je ogromnym spinaczem –
Ho finito! - zakomunikowała
zadowolona, że skończyła zanim przyszedł Nowak.
Idąc
korytarzem w kierunku sekretariatu, zastanawiała się, jak powinna
się wobec niego zachować. Niepotrzebnie. Na jej widok opadła mu
szczęka.
-
Dobrze wyglądasz – ocenił ją fachowym spojrzeniem.
-
Dziękuję - odparła, starając się uśmiechem pokryć zmieszanie.
Miała na sobie dopasowaną sukienkę z cieniutkiej wełny w kolorze
karmelu i botki na obcasie z krótką zamszową cholewką w
podobnym kolorze. Na biodrach zapięła pasek z metalowych ogniw z
łańcuszkiem, na którym kołysał się dyskretny emblemat
Chanel – zapraszam do siebie – otworzyła przed nim drzwi do
gabinetu.
-
Wow, masz gabinet naprzeciw Vieriego? - w jego głosie zdumienie
konkurowało z zazdrością.
-
No cóż – westchnęła – Niektórzy mówią,
że zapewniły mi to pieniądze i pozycja mojego męża, ale ja wolę
myśleć, że osiągnęłam coś sama.
-
Och, skąd ten sarkazm? - Nowak zdjął płaszcz i powiesił go na
wieszaku z giętego jesionowego drewna – Gustownie urządzony –
zauważył.
-
Dziękuję. Napijesz się czegoś? - uniosła słuchawkę telefonu.
-
Kawa z mlekiem? - uśmiechnął się szeroko, ukazując zęby.
-
Oczywiście – wcisnęła numer sekretariatu i poprosiła o dwa
cappuccino.
Przez
chwilę prowadzili niezobowiązującą rozmowę, ale kiedy sekretarka
podała im kawę i zamknęła za sobą drzwi, nagle zapadła cisza.
-
Po co przyjechałeś? - Caterina miała dość czczej gadaniny.
-
Słuchaj, wiesz, że mam swoje lata. Nie stać mnie na odejście ze
stanowiska. Oczywiście mógłbym wyjechać – zawiesił głos
– ale nie jestem wielkim operatorem, a nie dopuszczą mnie do żłobu
w żadnej liczącej się klinice. Katarzyna, ja nie mogę zaczynać
od początku! To nie dla mnie – zmarszczył brwi - Musisz mi pomóc,
proszę, – patrzył przez chwilę błagalnym wzrokiem, ale w końcu
spuścił głowę – Jeśli mi nie pomożesz, jestem skończony.
Kieć mnie usunie. – dodał cicho.
-
Ale jak mam Ci pomóc? Nie pamiętasz, że od pół roku
mieszkam w Turynie? Ziemek, ja już nie pracuję na onkologii, nawet
nie bywam w tamtym rejonie. Nie mam pojęcia, jak Ci pomóc...
-
Ty nie, ale ten Twój Włoch owszem. – przerwał jej w pół
słowa.
-
Fabio? Chyba oszalałeś! - Caterina aż zaniemówiła – On
jest ostatnią osobą, która chciałaby się w to mieszać.
Musiałam mu obiecać, że nie będę się więcej angażować w
sprawy Kiecia i Zawadzkiego. Nawet mnie nie proś, żebym rozmawiała
z nim na ten temat!
-
Szczerze mówiąc, spodziewałem się, że tak powiesz –
Nowak wyglądał na załamanego – Miałem tylko nadzieję, że
wasze źródła informacji dałyby mi jakąś szansę obrony...
Caterina
wyjęła z torebki telefon i spojrzała na Nowaka spod rzęs.
-
Może skończymy tę rozmowę przy lunchu? - spytała i nie czekając
na odpowiedź, wybrała numer – Marco? C'è
un mio amico dalla Polonia. Volevamo mangiare qualcosa fuori
ospedale. Mi prenoti due posti? Diciamo... fra mezzora?
- posłuchała przez chwilę i
rozłączyła się.
- Z kim rozmawiałaś? - Nowak
wpatrywał się w nią zaskoczony.
- Z ochroniarzem – odparła,
wzruszając ramionami – zarezerwuje nam miejsca w restauracji i za
pół godziny podstawi samochód przed wejście.
- Masz ochroniarza? - oczy Nowaka
zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Po mojej ostatniej przygodzie z
Łucją, Fabio woli być ostrożny.
- Nie wystawiłem Cię! - prawie
krzyknął.
- Nie powiedziałam tego – odparła
powoli.
- Ale pomyślałaś – Nowak wyglądał
na strapionego.
- Przez chwilę tak – przyznała –
ale wiem, że nieświadomie jej pomogłeś – dodała.
- Wiesz? - wydawał się szczerze
zaskoczony – Skąd?
- Mam swoje źródła
informacji, jak to ująłeś. Zresztą, powinieneś wiedzieć.
Przecież Ty też szukasz u mnie informacji – uśmiechnęła się
chytrze.
- No tak – zwiesił głowę
zrezygnowany – Zawsze byłaś bystra.
Dopili
kawę i Caterina oprowadziła Nowaka po klinice, przedstawiając mu
swoich kolegów. W umówionym czasie przed drzwiami
pojawił się Marco. Przywitał się ze zdumionym ordynatorem.
Caterina podała ochroniarzowi swoją aktówkę i mrugnęła do
niego porozumiewawczo.
-
Masz służbę? - Nowak wydawał się zszokowany.
-
Owszem, ale Marco to raczej „służby specjalne” - wyrecytowała
bez zająknięcia, chichocząc w duchu – Mój mąż wybrał
go specjalnie dla mnie – dodała zniżając głos.
-
Ale... - przełknął ślinę – Ty i on... mam na myśli, że jest
tylko ochroniarzem. Jezu, o czym ja mówię? - przewrócił
oczami.
-
Och, oczywiście, że my nie... - również przewróciła
oczami – Chociaż, gdybym zażądała... - przyjrzała się Marco
krytycznym wzrokiem. Jej rozmówca odetchnął głębiej. - To
powiedz mi, co się dzieje, że tak Cię przypiliło? - spytała
łagodnie, jakby mimochodem poprawiając klapę jego płaszcza.
-
Ja... - spojrzał na nią, mrugając szybko – Och, Kaśka, nie
potrafię Cię okłamać. To był pomysł Kiecia.
No
widzisz, kłamczuchu, pomyślała z satysfakcją. Lekcja u Stefano i
już Cię mam. A myślałam, że jesteś w krętactwie mistrzem
świata. - Mów dalej – Zachęciła go, kiedy rozsiedli się
na tylnym siedzeniu samochodu.
-
Słuchaj, ja nie powinienem Ci tego wszystkiego mówić... -
Zerknął nerwowo na Marco siedzącego za kierownicą.
-
Och, daj spokój. On nas nie rozumie. – machnęła ręką –
Przecież znamy się od dawna, a poza tym, jeśli mam Ci pomóc,
to muszę wiedzieć, z czym mam do czynienia.
-
Więc jednak mi pomożesz? - W jego głosie dosłyszała
niedowierzanie, ale też nadzieję.
-
Postaram się... - Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego mnie
śledzicie, kanalie. Spróbowała przywołać na twarz miły
uśmiech.
Wracając
do domu, Caterina jeszcze raz analizowała w myślach wszystko, co
jej przekazał Ziemowit. Jeśli dobrze zrozumiała, chodziło o jakiś
większy przekręt z gruntami w centrum miasta. Bardzo prawdopodobne,
że nie tylko o to, ale Nowak albo nie wiedział więcej, albo w porę
wyhamował. W każdym razie potrzebowali informacji, do których
dostęp mieli tylko politycy i to tacy „wyższego szczebla”. No,
i jeszcze wypływała jakaś kwestia firmy Zawadzkiego, ale akurat
temu facetowi Caterina nie miała zamiaru pomagać.
Marco
nie odzywał się do niej, jakby wyczuwał, że chciała się skupić.
Skręcił z głównej drogi i wtedy zauważyła w bocznym
lusterku, że samochód jadący do tej pory w pewnym oddaleniu
za nimi, gwałtownie przyspieszył. Poczuła niepokój i
spojrzała na Marco.
-
To tylko Luca – uspokoił ją.
-
Luca? A co on tu robi? Miał pracować ze Stefano.
-
Był w restauracji – odparł cicho – Na moją prośbę – dodał.
-
Myślałeś, że coś mi grozi? - zmarszczyła brwi.
-
Wolałem nie ryzykować. Trochę nam się nie podobało takie nagłe
zainteresowanie tego... doktora – odparł.
-
Nam? - posłała mu pytające spojrzenie.
-
Stefano, Luca i ja – wymienił – Odpowiadamy za Twoje
bezpieczeństwo do powrotu pana De Luca.
- Rozumiem – powiedziała powoli.
- Przepraszam, że Cię nie
uprzedziłem, ale nie było powodu do niepokoju. Nie chciałem Cię
stresować. Jeszcze raz przepraszam – wyglądał na skruszonego.
- Przeprosiny przyjęte.
Cała jej buntownicza natura w dziwny
sposób poddała się temu reżimowi. Tłumaczyła to sobie
rozsądkiem, ale prawda była inna. Fabio uważał, że tak trzeba
postąpić, a ona mu ufała. Doszła do wniosku, że nie mając
odpowiedniej wiedzy i doświadczenia, nie potrafiła należycie
ocenić ryzyka.
Zajechali przed główne
wejście, gdzie czekał już na nich Stefano.
- Jak się udało spotkanie? - spytał
zaraz po powitaniu.
- Twoje techniki są niezawodne –
zażartowała – Wystarczyło go rozproszyć i udało mi się
wyciągnąć z niego parę informacji.
Stefano pokiwał głową z uznaniem.
Caterina zdjęła płaszcz i rzuciła go na wraz z torebką na obitą
skórą ławkę w przedpokoju. Zamieniła obcasy na wygodne
balerinki i przeszła do salonu.
- Andrea, jesteś? - rzuciła w
kierunku kuchni.
- Si, arrivo! (Tak, idę) -
wesoły głos dobiegł zza drzwi.
- Przynieś nam do salonu po kieliszku
wina – spojrzała na Stefano – Albo całą butelkę . Siadaj.
Musimy pogadać, puki wszystko pamiętam – Wskazała mu jedną z
białych kanap, a sama opadła na fotel.
Stefano usiadł, opierając łokcie
na kolanach i pochylając się w przód. W skupieniu wysłuchał
słów Cateriny, zadając od czasu do czasu jakieś szczegółowe
pytanie.
- Wydaje mi się, że on nic nie wie o
śledzeniu – zakończyła.
- Albo dobrze to ukrywa – Stefano
pociągnął mały łyczek wina.
- Raczej nie – zastanowiła się –
Ale wiedział o Tobie. Wie, też o tej... dodatkowej aktywności
firmy Fabia. Myślę, że jeśli chodziło im o mnie, to tylko po to
żeby dotrzeć do któregoś z was. W każdym razie, wygląda
na to, że dobrze zrobiliśmy zostając w Turynie.
- Może tak, a może nie... - Stefano
pokiwał głową w zamyśleniu – Dlaczego nie skontaktowali się z
Fabiem? Może jednak chodzi o mnie? Gdybym poleciał, mieliby do mnie
ułatwiony dostęp i zostawiliby Cię w spokoju.
- Tak, ale oni zaczęli szukać
kontaktu wcześniej. Nie wiedzieli, kto poleci do Polski. - Nagle coś
jej zaświtało – A może wiedzieli?
- Może... - twarz Stefano nie
zdradzała żadnych emocji.
- Rozmawiałeś z Milą? Co u niej? -
zmieniła temat.
- Dobrze. Pracuje jak szalona – jego
głos przybrał cieplejszą barwę – Jutro mają robić jakieś
pomiary.
- Wiesz, ze nie chciała mi
powiedzieć, w jakiej sukni idzie? Strasznie to przeżywa –
westchnęła.
- Wiem. Ja też – przyznał
niechętnie – Ale moja matka była uszczęśliwiona. Jeśli dzięki
temu przekona się do Mili... Chociaż, wydaje mi się, że już
zrozumiała... - zawiesił głos.
- Że to ta jedyna? - uśmiechnęła
się ciepło – Raczej nie trudno się zorientować.
Stefano posłał jej szybkie
spojrzenie. Wyglądał na odrobinę speszonego jej śmiałym
stwierdzeniem. Smakowita mieszanka, przemknęło jej przez myśl.
Uwielbiała, kiedy udawało jej się wywołać na twarzy Fabia taki
nieśmiały chłopięcy uśmiech. Potrząsnęła głową, jakby
chciała się otrząsnąć z natłoku myśli - Jestem zmęczona –
westchnęła. Dopiła wino i odstawiła kieliszek – Położę się
wcześniej.
Wypite
wino rozleniwiło ją, ale nie na tyle by zrezygnowała z prysznica.
Ciepła woda miała cudownie odprężające działanie. Niech teraz
Stefano się nad tym głowi, pomyślała z rezygnacją. Nigdy nie
chciała się wplątywać w takie „układy”. Czy nie mogą mnie
zostawić w świętym spokoju? Nagle zapragnęła kojącego dotyku i
kojąco niskiego głosu Fabia.
Komórka
leżąca na komodzie zadrgała i rozległa się znajoma tęskna
melodia. Podbiegła do niej i odebrała połączenie.
- Amore?
- Finalmente mi
chiami! (Nareszcie dzwonisz!) - nawet nie starała się
ukryć radości.
- Mmm, Ti
mancavo... (stęskniłaś się za mną) – zamruczał
zmysłowo w odpowiedzi.
- Non puoi
immaginare, come (Nawet nie wiesz, jak) – spojrzała w
lustro nad toaletką i odchyliła w bok głowę, obserwując jak
włosy zsuwają się po jej szyi. Westchnęła tęsknie.
- Cateri, non
fare cosi. Sto per impazzire! (Nie rób tak, bo
zwariuję!) - głos miał nabrzmiały pożądaniem – Mi
manchi cosi tanto... Ce un dettaglio, che non vede ora...
(Tak strasznie tęsknię... a jeden szczegół wprost nie może
się doczekać) – zawiesił głos.
- Fabio, non
sottovalutare quell' dettaglio...
(Fabio, nie doceniasz tego szczegółu)
– wyszeptała z lekkim wyrzutem, zastanawiając się, jak przeszło
jej to przez gardło.
- Piccola (Maleńka) – miękki
niski tembr głosu doskonale oddawał jego stan – Ti
vorrei cosi tanto. Nuda, sdraiata sul letto, con quell' rosso sul
viso... (Pragnę
Cię tak bardzo. Nagą, wyciągniętą na łóżku, z tym
rumieńcem na twarzy...)
- Amore... - jęknęła.
- Dimmi (Powiedz
mi) – wychrypiał.
-
Non riesco a dormire
(Nie dam rady zasnąć) – czuła, jak całe podniecenie spływa jej
gorącą falą w dół.
- Ne anch'io (Ja
również)
- Allora, perché lo fai?
(Więc, czemu
to robisz?) - drżała jak liść, czekając na kolejne wyznanie.
- Perché
Ti voglio, Ti amo, Ti adoro... e Ti voglio ancora... (Bo
Cię pragnę, kocham i uwielbiam... I pragnę na nowo...)
- Sei la mia
vita (Jesteś
moim życiem)
– wyszeptała.
- A domani, tesoro. Aspetta mi (Do
jutra, kochanie. Czekaj na mnie) – usłyszała w odpowiedzi. - La
serata sarà nostra (Wieczór
będzie nasz).
Przewracała się w pościeli
przez dłuższy czas, zanim wreszcie udało jej się ułożyć w
wygodnej pozycji. Kiedy Fabio wyjeżdżał, spała na jego miejscu,
wtulając głowę w poduszkę przesyconą jego zapachem. Nigdy nie
pozwalała zmieniać pościeli, puki nie wrócił. Tym razem
wszystko miała świeżo wyprane i pachnące, ale nie tym, czego
potrzebowała.
Budynek starej fabryki okazał się
doskonały, więc Fabio upoważnił kancelarię Karoliny do
załatwienia formalności, myślała, jutro poleci do Genewy na
spotkanie z szejkiem, a wieczorem... Och, wieczorem... Przymknęła
oczy rozpływając się w błogim oczekiwaniu.
Stefano
pozamykał wszystkie otwarte dokumenty i witryny, wylogował się
zgodnie z obowiązującymi procedurami i wyłączył komputer, nie
zapominając o odłączeniu go od sieci. Pomieszczenia biurowe już
dawno opustoszały, więc nie zapalał górnego światła.
Jedynym oświetleniem była niewielka lampka na jego biurku, ale
nawet ona nie była mu potrzebna. Rozkład pomieszczeń miał w
głowie, a do pisania nie potrzebował wzroku. Jego telefon zamrugał
dwa razy, nie wydając żadnego dźwięku. Sprawdził SMS-y.
„Jestem
w hotelu, w łóżku. Wszystko OK. Kocham Cię”
Przymknął oczy, przywołując obraz
kasztanowych włosów rozrzuconych na poduszce. Miał taką
ochotę posłuchać jej ciepłego głosu.
„Zmęczona?” - wystukał szybko
i wcisnął „wyślij”.
Po dłuższej chwili telefon zaczął
intensywnie migać, a na wyświetlaczu pojawił się napis „Tit”
(Sikorka).
- Jeszcze nie śpisz? - Spytał,
zdając sobie sprawę, że głos go zdradza. Cieszył się, że
zadzwoniła.
- Nie chce mi się spać. Myślę o
Tobie – Odpowiedziała powoli, przeciągając słowa.
- Mmm, uwielbiam, jak mi to mówisz
– Zsunął się na obrotowym krześle, odchylając oparcie – Czy
to przyjemne myśli?
- Och, teraz tak – Westchnęła
zmysłowo – Chociaż... - Zawiesiła głos.
- Tak? - W jego głosie pojawiła się
czujność.
- Myślałam o wielu rożnych rzeczach
– Zaczęła wymijająco – Ale teraz nie mogę się skupić na
niczym innym, niż... no wiesz – Jej głos znów nabrał
przyjemnej ciepłej barwy.
- Zdajesz sobie sprawę, co ze mną
robisz w tej chwili? - Spytał, zerkając na swoje coraz bardziej
opinające się spodnie.
- Wiem... to może Ty mów do
mnie? – Wyszeptała i pozwoliła mu słuchać swojego
przyspieszonego oddechu.
- Przywieźli dziś stołki barowe,
które zamówiłaś – Rozmawiając z nią, nie musiał
panować nad głosem – Są obite białą skórą...
Wyobrażałem sobie twój śliczny tyłeczek na tym stołku...
Jak uklęknę, to mam głowę dokładnie na wysokości twojej... -
Zawiesił głos chłonąc ciche westchnienie – Ta skóra jest
taka miękka... a i tak Twoja jest delikatniejsza – Z namaszczeniem
wypowiadał kolejne słowa.
- Ja wolę myśleć o twoich
umięśnionych pośladkach na tym miejscu – Jej głos emanował
podnieceniem – Niech pomyślę... twarde i napięte, kiedy klęczę
między twoimi udami... mam cię w ustach...
Nagle poczuł, że zaschło mu w
gardle, a spodnie za chwilę go wykastrują. - Kurwa, Mila! –
Wyjęczał chrapliwie – Wiesz, że łamiemy zasady... - Zawsze
pamiętaj, że nie wiesz, kto tego słucha. To były jego własne
słowa.
Odpowiedział mu cichy gardłowy
śmiech – Przecież ja nie użyłam żadnego słowa... nawet
takiego niewinnego, jak... il limone (cytryna)
– limonata, pomyślał, mokre,
głębokie pocałunki, w jej wykonaniu, mistrzostwo świata – la
fragolina (poziomka)
– Wyliczała powoli, dając mu czas na przywołanie obrazu jej
szeroko rozwartych ud, jej zapachu i smaku, kiedy sięgał językiem
do najwrażliwszych miejsc – il fi...
- Mila, błagam – Przerwał jej
głosem, który nawet dla niego brzmiał... nieprzyzwoicie
erotycznie. Wiedział doskonale, że nie miała na myśli owocu.
Odruchowo położył dłoń na pokaźnych rozmiarów wzwodzie -
Jestem w biurze i jeśli spróbuję teraz dotrzeć do sypialni,
to obawiam się, że zrobię sobie krzywdę.
- Stefano, wiesz, że jestem mokra?
Twój głos... jak pomyślę o tym, że mnie dotkniesz... że
ja cię dotknę... - Jęknęła – Cała płonę...
- Moja maleńka – Dyszał –
Uwielbiam powitania, uwielbiam, jak do mnie wracasz.
- Och, przywitam cię! - Jej
podniecenie było wręcz namacalne – Zostańmy w łóżku
cały dzień... i noc... ile wytrzymamy...
- Wezmę cię w każdy możliwy sposób
– Rozpiął zamek spodni i westchnął z ulgą – Dlaczego mi to
robisz? Muszę czekać dwie noce...
- Przecież możesz się rozłączyć...
– Wychrypiała – Och, uwierz mi, że też cierpię. - Dodała
szybko - Mam w sobie ogień!
- Ugaszę go – Wyjęczał. Choćbym
miał sam spłonąć, dodał w myślach.
Potrafiła słowami doprowadzić go
do takiego stanu, że potem wystarczył jej dotyk, jej słodkie
usta... Cholera, jak to możliwe, że ta dziewczyna tak na mnie
działa? Zadał sobie to pytanie wiele razy, próbował panować
nad sobą... Próbował. Właśnie tak. Podejmował nieudolne
próby! Lubił seks już wcześniej, kurde, kto go nie lubi,
ale seks z nią był taki inny, taki intensywny i...
- Stefano? - Jej cichy aksamitny głos
bardziej poczuł niż usłyszał.
- Mila, potrzebuję Cię. Pragnę. –
Miał wrażenie, że kolejne porcje wyrzucanej do krwi adrenaliny
lada moment odbiorą mu głos – Jak. Powietrza. Teraz!
Ze słuchawki dobiegł go jej
perlisty śmiech – Kocham cię i nie mogę się doczekać – Jej
głos nadal brzmiał miękko i intensywnie, ale też wesoło.
- Chyba Cię uduszę – Stęknął,
poprawiając się na krześle.
- Bardzo proszę – Zachichotała –
Ale wtedy nie możesz liczyć na to, że się tobą zajmę.
- Jak zostaniesz moją żoną, to nie
puszczę Cię już nigdzie samej. – Kończąc zdanie już wiedział,
że popełnił błąd.
Po drugiej stronie zapanowała cisza.
- Mila? - Nastrój diabli wzięli
– Mila, przepraszam.
- Nie. W porządku – Jej głos
brzmiał poważnie.
- Mila, kocham cię i nie potrafię
przestać o tym myśleć.
- Wiem.
- Nie denerwuj się. Porozmawiamy jak
wrócisz. Dobrze sikorko?
- Dobrze – odparła potulnie.
- Kocham cię. Bardzo.
- Ja ciebie też.
Pozdrawiam wszystkich Czytelników z Wielkiej Brytanii. Wybaczcie mój nędzny angielski ;)
OdpowiedzUsuńCudowne. Piszesz w taki sposób, że chce się więcej i więcej..Czekam na kolejną część. ;)
OdpowiedzUsuńBędzie jutro. Już prawie gotowa ;)
OdpowiedzUsuńWitaj!!!. Dziękuję Ci za rozdział opowiadania. Ciekawi mnie jaki "przekręt" Kiecia i Zawadzkiego tym razem wymyśliłaś?. Ale tego dowiem się z pozostałych części, oj chyba będzie się działo jak zawsze w Twoich opowiadaniach. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuń