Rok
2014. Cortina d'Ampezzo
Schroniska,
a właściwie restauracje na stokach narciarskich zawsze są
zatłoczone, ale w godzinach lunchu znalezienie wolnego stołu
graniczy z cudem. Stefano miał swoją strategię. Ustalał miejsce i
godzinę wcześniej osobiście rezerwował stół. Jeśli
właściciel nie był skłonny do współpracy, opłacał z
góry przewidywany rachunek, obiecując sowity napiwek. Zawsze
skutkowało! Tym razem zrobił podobnie i teraz zostawiwszy Milę z
pozostałymi ruszył w kierunku toalety.
-
Stefano... - Olek i Karolina przepychali się w jego kierunku przez
tłumek młodych ludzi.
-
Stefano, musimy pogadać – pierwsza dopadła do niego Karolina.
Miała w oczach niepokój – Przed chwilą Olek widział
faceta, który miał w telefonie zdjęcie Cateriny. Rozglądał
się po sali – wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu
maszynowego.
-
Co Ty mówisz? - Stefano spojrzał najpierw na nią, a potem
utkwił pytający wzrok w Olku – Jesteś pewien?
-
Wychodziłem z WC, kiedy zauważyłem, że facet stoi i porównuje
kobiety ze zdjęciem. To była Kaśka, na pewno! - Olek uderzył się
pięścią w pierś, aż zadudniło – Chyba powinniśmy im
powiedzieć? - spojrzał w kierunku Fabia przywołującego
pozostałych.
-
Zaczekaj – Stefano myślał gorączkowo. Jeśli zrobią gwałtowny
ruch, facet się spłoszy. Z drugiej strony, nie powinni ryzykować...
Tylko, dlaczego szuka Cateriny? Szukał kogoś podobnego do niej?
Akurat tutaj? Doskonale wiedział, że takie przypadki się nie
zdarzają.
-
To co robimy? - Karolina wskazała ruchem głowy stół, przy
którym sadowiło się całe ich „towarzystwo”.
-
Na razie nic. Miejcie na oku Caterinę. Uprzedzę ochronę, że mają
uważać... - zastanowił się chwilę – Nie będziemy im psuć
zabawy. To w końcu ich „miesiąc miodowy”, ale musisz mi
dyskretnie pokazać tego typa – zwrócił się do Olka.
-
Nie ma sprawy. Karola, idź do stołu, a my zaraz przyjdziemy –
Olek odwrócił się i przez moment udawał, że zastanawia się
nad wyborem alkoholu. Po czym bez pospiechu ruszył w głąb sali.
Stefano podążył za nim. Po chwili Olek dyskretnie wskazał mu
niepozornego mężczyznę około trzydziestki, ubranego w ciemny
strój narciarski. Wyglądał jak setki innych narciarzy,
niczego charakterystycznego. Takich Stefano najbardziej nie lubił.
Gość stał przy barze, popijając piwo. Z miejsca, które
zajął dość dobrze widać było stół Fabia i Cateriny.
-
Czy może nam pani zrobić zdjęcie? - Stefano zwrócił się
do jednej z kelnerek, podając jej telefon i stanął wraz z Olkiem
tak, by musiała uchwycić faceta przy barze – jeszcze ze dwa –
mrugnął do niej z uśmiechem.
Ruszyli
do stołu, nie oglądając się za siebie.
-
Staraj się nie patrzeć w jego stronę – szepnął do Olka Stefano
i podszedł do jednego z dwóch towarzyszących im ochroniarzy.
-
Coś się stało? - Katarzyna uchwyciła porozumiewawcze spojrzenie
Karoliny i Olka – Co knujecie?
-
Nic – Karolina wzruszyła ramionami, ale widząc, że nie
przekonała przyjaciółki, zmieniła taktykę –
Zastanawialiśmy się, czy można by nakręcić jakiś filmik z
naszego pobytu? Może zrobilibyśmy „mijankę”? Tak, jak
kiedyś... - zawiesiła głos.
-
Świetny pomysł! - Fabio natychmiast podchwycił myśl – Powiemy
Stefano, żeby dał któremuś z chłopaków kamerę.
-
Ale Mila, Stefano i Ty, jedziecie z nami w „mijance” - zaznaczyła
Karolina, zerkając ukradkiem w stronę Olka.
-
Caterina, załóż jutro znowu ten biały strój od
Alessandry – poprosiła Mila, składając ręce jak do modlitwy –
Wyglądasz w nim jak księżniczka.
-
Chyba jak królowa śniegu – roześmiała Katarzyna. Dla
Ciebie wszystko, pomyślała, patrząc w błyszczące oczy koloru
ciemnego bursztynu. Pokochała tę dziewczynę, jak siostrę. Inna
sprawa, że spodnie i kurtka narciarska w kolorze olśniewającej
bieli, wyszywana w srebrne śnieżynki i ozdobiona kryształami
Swarowskiego ułożonymi na plecach w napis: Sposa (Panna
młoda) i podobny czarny strój Fabia z napisem: Sposo
(Pan młody) robiły rzeczywiście oszałamiające wrażenie. Nawet
na przyzwyczajonych do przepychu rosyjskich nowobogackich. Już sama
marka „Bogner” zdradzała zasobność portfela właścicieli.
Model na zamówienie... szkoda gadać! Katarzyna z trudem
powstrzymała ciężkie westchnienie.
-
Stefano, chodź do nas wreszcie – Fabio przywołał przyjaciela do
stołu – Jesteś tu gościem, jak my, a nie w pracy! - zażartował.
-
On nie potrafi inaczej – Twarz Mili rozjaśnił uśmiech, ale
Katarzynie wydało się, że w jej oczach czaiło się coś jeszcze,
jakiś dziwny smutek.
-
Zamawiamy? - Fabio odwrócił jej uwagę od dziewczyny.
Rumiana
kelnerka przystanęła przed ich stołem z notesem i długopisem w
gotowości.
-
Dla mnie Lasagna! - Baśka, znana z miłości do makaronu i tym razem
nie potrafiła sobie odpuścić.
-
Dla mnie też – przyłączyła się do niej ochoczo Karolina –
Jutro ostatni dzień i nie wiem, kiedy uda mi się znów zjeść
taką pyszną.
-
A ja... - Katarzyna wodziła palcem po menu – Chyba mam ochotę na
mięso – stwierdziła, wprawiając kilka osób w zdumienie –
No, co? Poproszę polędwicę wołową w ziołach – dodała,
zamykając kartę.
Pozostali
zamówili również, chichocząc i przekomarzając się
między sobą.
Mila
już zdążyła się oswoić z tym, że Caterina i jej znajomi
traktowali ją jak równą sobie. Fabio już od dłuższego
czasu traktował ją bardziej jak dziewczynę Stefano niż
pracownika. Zresztą prawie na samym początku zorientowała się, że
Stefano był dla niego kimś znacznie więcej niż ochroniarzem.
Jednak pierwszy raz byli oboje gośćmi Fabia i Cateriny, nie licząc
oczywiście ślubu. Jeśli Fabio zwracał się do nich, to wyłącznie
w sprawach błahych i przyjemnych, jak do przyjaciół.
-
Cudna ta Twoja kurteczka – Karolina pogładziła kurtkę Mili po
kapturze obszytym futrem ufarbowanym na kobaltowy odcień granatu,
wyrywając ją z zamyślenia. Cała kurtka przypominała pawie pióro,
mieniła się raz granatem, a raz malachitową zielenią.
-
Stefano jej nie lubi – skrzywiła się – Ale mnie strasznie się
spodobała. Wydałam na nią prawie całą pensję – westchnęła.
-
Nieprawda, że jej nie lubię – wtrącił nagle Stefano – Po
prostu uważam, że jest mało widoczna na stoku. Zlewa się z
czarnymi i granatowymi, a tych jest sporo.
Dziewczyny
spojrzały na niego zaskoczone, bo jeszcze przed chwilą sprawiał
wrażenie zajętego rozmową z Fabiem. Mila poczuła się trochę jak
skarcone dziecko – Ale Ty jeździsz w ciemnym stroju –
odparowała.
-
Ale to ja mam widzieć Ciebie – oświadczył z czarującym
uśmiechem.
Mila
tylko wzniosła oczy ku górze i pokręciła głową, ale
Karolina i Baśka sprawiały wrażenie zachwyconych jego słowami. Na
dokładkę Stefano nachylił się do Mili, musnął jej policzek i
mrugnął do niej z przepraszającym wyrazem twarzy. Dziewczyny były
wniebowzięte.
-
Jutro założę strój od Ciebie – stwierdziła udobruchana.
-
Boże! Te różowe spodnie? - Baśka piała zachwyty –
Wyglądasz w nich jak cukierek. Nie wiedziałam, że masz taki
świetny gust – dodała wpatrując się w Stefano z podziwem.
-
Więc jutro deska? – posłał Mili spojrzenie pełne dezaprobaty –
Przynajmniej będzie widoczna z daleka – poczuł się nagle
nieswojo pod badawczym spojrzeniem przyjaciółek Cateriny.
Na
szczęście pojawiły się dwie kelnerki z tacami zastawionymi
napojami i jedzeniem, więc krępująca rozmowa zakończyła się
sama. Stefano rzucił Mili ukradkowe spojrzenie, ale była zajęta
podawaniem talerzy. Miał dobry gust? - zastanowił się. Jedno było
pewne, Mila naprawdę wyglądała bosko w komplecie, który jej
sprezentował. Poprosił o pomoc Danielę, a ona znając zamiłowanie
Mili do kolorów, przygotowała kilka propozycji. Wybrał
jaskrawe różowe spodnie i czarną kurtkę z równie
jaskraworóżowymi wstawkami i odpowiednim futrem wokół
kaptura. Dobrał do tego lśniący czarny kask. Nie było do końca
prawdą, że kierował się wyłącznie względami praktycznymi.
Chciał też, żeby Mila czuła się pewnie przy Caterinie, Fabiu i
ich gościach. Generalnie, chciał, żeby poczuła się wyjątkowa i
doceniana. Ich trwający kilka lat związek przypominał beztroskie
narzeczeństwo: mieszkali razem w domu Fabia, zarabiali wystarczająco
dużo, żeby przyjemnie spędzać czas, oboje sporo podróżowali,
choć nie zawsze razem, bo często były to wyjazdy służbowe,
uprawiali seks i nie robili planów na przyszłość. Tak
mógłby pokrótce opisać ich relację. Z jego punktu
widzenia była idealna! Ale..., no właśnie, było jedno „ale”,
a właściwie pojawiło się, kiedy Fabio poznał Caterinę i
postanowił ją poślubić. Nagle Stefano zdał sobie sprawę, że
podświadomie on też pragnie małżeństwa... i rodziny. Własnej
rodziny, takiej z dziećmi i domem. Kiedy matka mówiła mu, że
nadejdzie czas, kiedy zapragnie się ustatkować, zbywał ją
mglistymi obietnicami i uśmiechem, ale prawda była taka, że ten
czas właśnie nadszedł.
-
Nad czym tak dumasz? - Fabio szturchnął go przyjaźnie w bok.
-
Czekam, aż dostanę odpowiedź – mrugnął do przyjaciela i zajął
się jedzeniem.
-
Nie chcę Cię martwić, ale skoro tak długo się zastanawia, to
chyba nie jest z tobą dobrze – Fabio spojrzał wymownie na spodnie
siedzącego obok niego Stefano i roześmiał się beztrosko. Mógł
sobie pozwolić na głupie docinki, wiedząc, z jak udaną parą ma
do czynienia.
Stefano
już miał „odbić piłeczkę”, kiedy do restauracji wszedł
Marco, jeden z ochroniarzy i kiwnął w jego stronę. Zostawił
talerz z niedojedzonym makaronem i przeprosił pozostałych.
-
Co jest? - rzucił podchodząc do młodego ochroniarza.
-
Przyniosłem z samochodu kamerę i... - zawahał się – Luca mówi,
że ten facet cały czas dyskretnie was obserwuje.
-
W porządku – Stefano zmarszczył brwi – Powiem im – rzucił
krótkie spojrzenie na stół, od którego przed
chwilą odszedł – Gdzie on jest?
-
Na zewnątrz.
-
Wyjdziemy za jakiś kwadrans – westchnął.
Rozstali
się i Stefano wrócił do przyjaciół. - Fabio, musimy
pogadać – zaczął, korzystając z tego, że śledzący ich
mężczyzna nie mógł zobaczyć ich reakcji.
Wychodzili
na zewnątrz, udając, że wszystko jest w porządku. Ku zadowoleniu
Stefano, Caterina nie tylko się nie przestraszyła, ale wręcz
wyrażała wątpliwości co do istnienia tajemniczego „tropiciela”,
jak go nazwała. Pozostali również zachowali spokój.
Najbardziej przejęta była Mila, ale i ona starała się opanować.
-
Porca miseria! - zaklęła gniewnie, szarpiąc zamek kurtki.
-
Daj to – Stefano usiadł na jednej z drewnianych ławek,
ustawionych na zewnątrz i przyciągnął Milę do siebie. Ostrożnie,
żeby nie rozerwać materiału rozpiął kurtkę i spróbował
ją zapiąć. Udało się za pierwszym razem – Nie denerwuj się –
powiedział półgłosem, starając się nadać mu beztroski
ton.
Mila
wstrząsnęła burzą kasztanowych loków i odrobinę zbyt
energicznie nasadziła na głowę kask. Nie miał zamiaru pozwolić
jej odejść w takim wzburzeniu.
-
Postaw tu nogę – polecił, przesuwając się do tyłu ławki i
rozstawiając szerzej uda. Materiał spodni naciągnął się na jego
pokaźnych mięśniach.
Mila
posłała mu spod rzęs spojrzenie pełne niedowierzania, ale
posłusznie wykonała polecenie. Zamierzał zapiąć jej klamry
butów? Nie myliła się. Właśnie to zamierzał zrobić i
zrobił, przytrzymując jej but udami. Zamrugała szybko, nieco
oszołomiona. Stefano, korzystając z tego, że wszyscy zajęci byli
sobą przesunął dłonią po smukłym udzie otulonym granatowymi
spodniami narciarskimi.
-
Teraz drugi - spokojny niski głos sprawił, że posłusznie uniosła
w górę nogę.
-
Nigdy tego nie robiłeś – wykrztusiła.
-
Bo nigdy nie byliśmy na nartach prywatnie, to znaczy ja bywałem w
pracy – stwierdził, dopinając kolejne klamry – To nic takiego.
Fabio zapina czasem buty Caterinie.
-
Tak, ale to co innego... - urwała nagle, gdy Stefano objął mocno
jej łydkę i powoli zsunął nogawkę spodni na but. Jego prawie
czarne oczy patrzyły na nią łagodnie. Z wrażenia zaschło jej w
gardle.
-
Nie, kochanie – odparł tak cicho, żeby nie dosłyszeli tego
stojący nieopodal Marco i Luca – To jest dokładnie to samo.
-
O matko! - Baśka złożyła ręce jak do modlitwy – Jeśli wszyscy
Włosi są tacy, to ja też chcę jednego!
-
Obawiam się, że nie wszyscy – roześmiała się Caterina –
Nawet jestem tego pewna, ale zawsze możemy poprosić Marco, żeby
zapiął Ci buty – uniosła znacząco brew.
-
Co za wstrętne baby! - w głosie Olka dało się słyszeć
frustrację – Na co dzień jesteście za równouprawnieniem,
ale damskie przywileje to chcecie zachować.
Fabio
wybuchnął śmiechem. - Dość tego gadania! Skorzystajmy z tego, że
nie wszyscy już zjedli i mamy puste stoki. Proponuję: kobiety na
przód, a my z tyłu, OK? - zawołał.
„Mijanka”,
jak ją nazwała Karolina, początkowo wychodziła im dość
nierówno, ale po kilku próbach udało się nakręcić
dość materiału na pamiątkowy filmik. Przez cały czas Marco i
Luca bacznie obserwowali stok w poszukiwaniu „obserwatora” ale
ten ulotnił się jak kamfora. W związku z tym wracali do hotelu w
doskonałych humorach, wiezieni eleganckim busem prowadzonym przez
jednego z ochroniarzy. Na wszelki wypadek Fabio postanowił, że
kolację zjedzą w hotelowej restauracji, zwłaszcza, że Alessandra
i jej mąż spędzili całe popołudnie z małym Lucą i teraz
chcieli zjeść ze wszystkimi kolację. Tym sposobem mieli malca „pod
ręką”, gdyby niania nie radziła sobie sama.
Kolacja
upłynęła im w szampańskim nastroju. Przez cały wieczór
świetnie się bawili i tylko perspektywa rychłego zakończenia
„białego tygodnia” raz po raz rzucała cień na ich wesołe
rozmowy.
-
Dzięki! Naprawdę przeszliście samych siebie. – szepnęła
Karolina do Cateriny, kiedy Fabio zajęty był rozmową ze Stefano –
I wiesz co? Jesteście najbardziej zakochaną parą jaką w życiu
widziałam. No, może z wyjątkiem Stefano i Mili, ale u nich to
chyba bardziej on, bo ona... - zawiesiła głos, a na jej twarzy
pojawił się dziwny grymas.
-
No, coś ty! - Katarzyna roześmiała się szczerze – Mila
skoczyłaby za nim w ogień.
-
Jakoś tego nie widać – upierała się Karolina.
Wracali
do pokoi zmęczeni, ale roześmiani i beztroscy.
-
Kochanie, idź do łóżka – Stefano przyciągnął do siebie
Milę, zanim otworzyła ich apartament – Musimy z Fabiem ustalić
parę spraw.
-
Poczekam na Ciebie – odparła cicho. Czuła, że sprawi mu tym
przyjemność.
-
Miałem nadzieję, że to usłyszę – szepnął jej do ucha. Omiótł
ją błyszczącym wzrokiem i dopiero, gdy zamknęły się za nią
drzwi, podszedł do Fabia i razem ruszyli do pokoju, który
zajmowali Marco i Luca.
---
Dziewczyna
o ciemnych włosach, ubrana w lekką kwiecistą sukieneczkę
siedziała, a właściwie na wpół leżała oparta o pierś
chłopaka ze zwichrzoną czupryną. Miał nachmurzoną minę.
-
Dani, gdybyś się postarał o prezerwatywy, moglibyśmy częściej
to robić – zaszczebiotała przymilnie – Przecież nie mogę
zajść w ciążę. Matka by mnie zabiła!
-
Ty też mogłabyś się postarać – stwierdził, ale twarz nieco mu
złagodniała.
-
Oszalałeś? Żeby wszyscy wiedzieli, że to robimy? – uniosła się
na łokciu i spojrzała mu w twarz.
Chciał
coś odpowiedzieć, ale rozległ się przeciągły świst i
powietrzem wstrząsnął potężny wybuch. Oboje aż podskoczyli, ale
po chwili przypadli do podłogi i czekali. Nie wyglądali na mocno
przestraszonych, jakby przywykli do tego rodzaju odgłosów.
Gdzieś w oddali odezwał się pojedynczy strzał. Dwa kolejne i
cisza. Potem jeszcze odgłos spadających z wysoka cegieł i
dachówek, i wszystko ucichło. Oboje nasłuchiwali przez
chwilę, ale od strony ulicy rozlegały się tylko ciężkie kroki.
-
Wstawaj – chłopak podniósł się pierwszy. Pociągnął
nosem i splunął na podłogę – Gdzieś się pali – stwierdził
– Pospiesz się, trzeba wracać.
-
Idę już, idę – wstała z ociąganiem, rozcierając kolano –
Jakiś kretyn zapomniał, że mamy pokój? – gderała. Od
czasu do czasu zdarzało się, że wybuchał granat, albo ktoś
strzelał. Wojna skończyła się pod koniec 1991 roku, ale do
pełnego spokoju było jeszcze daleko.
Od
strony wejścia dobiegły ich znowu kroki. Twarde buty uderzały
rytmicznie o pokrytą gruzem posadzkę. Dziewczyna przykucnęła za
stertą skrzynek, ale chłopak pociągnął ją za rękę – Nie bój
się, ONZ idzie – prychnął.
Rzeczywiście,
w drzwiach stanęło dwóch potężnie zbudowanych mężczyzn w
mundurach. Wycelowali w chłopaka, ale ten uniósł dłonie na
wysokość ramion i z nonszalancją splunął na ziemię – Nie mamy
broni – wskazał głową na dziewczynę, która również
uniosła dłonie. Jeden z wojskowych, Mulat ogolony prawie na łyso
posłał swojemu towarzyszowi krótkie spojrzenie i opuścił
broń. Bez słowa zrobił krok w stronę chłopaka, który
zdążył już opuścić dłonie. Dziewczyna patrzyła na niego
nieufnie, ale nie ruszyła się z miejsca - Što
ti radiš ovdje? (Co tu
robicie?) – spytał wojskowy po chorwacku, ale z dziwnym akcentem.
-
Ništa, ništa loše (Nic, nic złego) – odparł
chłopak.
Nagle otrzymał potężny
cios w szczękę i osunął się na ziemię z cichym jękiem. Stało
się to tak szybko, że dziewczyna nie zdążyła zareagować. Drugi
z żołnierzy chwycił ją od tyłu, wykręcając ręce.
-
Dani! – krzyknęła, ale chłopak leżał na ziemi bez ruchu –
Ne! – starała się wyswobodzić. Kiedy poczuła silna dłoń
zaciskającą się na jej drobnej piersi, dotarło do niej, o co
chodziło napastnikom - Ne želim! (Nie chcę!)
– szarpała się rozpaczliwie.
-
What a strong bitch! – zaklął jej oprawca – Give me a
belt – wysapał do swojego towarzysza.
Mulat
zarechotał, a po chwili rozległ się grzechot metalowej klamry od
wojskowego pasa.
-
Ne, ne želim! – dziewczyna walczyła z całych
sił – Ne!!!
Sprawnie
skrępowali jej ręce pasem i rozciągneli ją na ziemi, umocowując
klamrę pasa do kawałka sterczącego ze ściany zbrojenia.
-
They get fucked, I bet (Założę się, że się pieprzyli) –
krótko ostrzyżony blondyn oblizał się obleśnie i
unieruchomił dziewczynie nogi, siadając na nich. Jej krzyki zdawały
się go podniecać. Uniósł w górę sukienkę i sięgnął
do bawełnianych majtek. Gdzieś z boku rozległ się jęk.
-
Dani, pomoći! – krzyknęła w stronę
gramolącego się niezdarnie chłopaka.
Mulat,
który do tej pory stał z boku, przyglądając się wysiłkom
kolegi, podszedł do chłopaka i kopnął go najpierw w brzuch, a gdy
ten upadł, dołożył jeszcze w głowę, która opadła
bezwładnie na posadzkę.
– Quiet,
bitch! – rzucił blondyn do dziewczyny i uderzył ją w twarz.
Zaniosła się płaczem, ale nie przestała krzyczeć, podczas gdy on
rozpiął spodnie i wyciągnął z nich nabrzmiałego kutasa - Now
you will get a real man – wysapał, rozsuwając jej nogi na
boki.
-
Ne, molim te (Nie,
proszę) – łkała – Please, no!
– na widok zbliżającego się do niej sztywnego pala, jej oczy
rozszerzerzył strach – Please...
Jej
bezskuteczne próby obrony tylko rozochociły obu
prześladowców. Silna dłoń szarpnęła majtki zrywając
materiał. Ostatnia przeszkoda zniknęła, ciśnięta gdzieś w kąt
pomieszczenia. Dwa grube paluchy wcisnęły się między nogi
dziewczyny. - Aaaa! – szarpnęła krępujący ją pasek,
napinając mięśnie ramion – Neee…
-
Still wet – roześmiał się blondyn. Wysunął z niej palce
i chwycił mocno uda.
Mulat
zawtórował mu rechotem i rozpiął rozporek, czekając na
swoją kolej.
-
Neee… - potężne pchnięcie zaparło jej dech, ale po chwili
rozdzierający krzyk odbił się echem od ceglanych ścian.
Mila
zerwała się z łóżka i ogarnęła pokój
nieprzytomnym wzrokiem. To tylko sen, uzmysłowiła sobie, tylko
okropny sen. Odgarnęła kołdrę i spuściła nogi na podłogę.
Stefano jeszcze nie wrócił z narady, a ona musiała przysnąć,
czekając na niego. Wyrwana gwałtownie z głębokiego snu,
dygocząc, podeszła do barku i wyciągnęła stamtąd dwie butelki.
Zmieszała martini z wódką i poruszała szklanką na boki.
Przydałby się lód, pomyślała i schyliła się do małego
zamrażalnika w rogu lodówki.
-
Będziesz piła do lustra? – aż podskoczyła słysząc głos tuż
za plecami.
-
Kiedyś dostanę przez Ciebie zawału! - nastroszyła się –
Dlaczego się skradasz?
-
Nie skradam się, tylko cicho chodzę – Stefano wyjął jej z ręki
szklankę i upił mały łyk – Mmm, dobre to – oblizał się
koniuszkiem języka.
Mila
zarzuciła mu ręce na ramiona i zajrzała w oczy, zadzierając
głowę.
-
Co uradziliście? - spytała.
-
W zasadzie plany nie ulegają dużej zmianie – zaczął,
odstawiając szklankę na pobliski blat – Lecisz z Fabiem obejrzeć
tę starą fabrykę w Polsce, potem on leci do Genewy, a Ty tam
zostajesz z inżynierami jeszcze dzień, czy dwa. Chyba, że budynek
okaże się niewypałem. Wtedy wracasz do domu...
-
No, to wszystko po staremu – przytuliła policzek do jego ramienia
– A Caterina?
-
Tu jest zmiana – westchnął – Fabio prosił, żebym został z
nią w Turynie.
Mila
nie odzywała się przez dłuższą chwilę.
-
Może to i lepiej? - stwierdziła w zamyśleniu – Ani Ty, ani ona
nie powinniście tam lecieć. W Turynie jesteście u siebie, a tam? -
zawiesiła głos.
-
Przestań, Mila – powiedział miękko i przesunął palcami wzdłuż
jej kręgosłupa – Mnie nic nie grozi, ale Fabio będzie
spokojniejszy, jeśli zostawi ją pod moją opieką. Poza tym chyba
muszę wrócić do tej sprawy – zmarszczył brwi –
Myśleliśmy, że dali jej spokój, ale najwyraźniej nie.
-
Nie martw się o mnie – wyszeptała, wiedząc doskonale, co miał
na myśli – Mnie nikt nie zna i nie zagraża mi. Poza tym, będziemy
mieli oboje trochę czasu do zastanowienia...
-
Kochanie, ja nie potrzebuję czasu do zastanowienia. Jestem pewien
tego, co powiedziałem – uniósł w górę jej brodę i
spojrzał głęboko w oczy – Chcę, żebyś za mnie wyszła, chcę,
żebyś mi urodziła dzieci, chcę mieć rodzinę i jeśli się
zgodzisz, to pojedziemy do Twojej mamy.
-
O Boże! – westchnęła ciężko – Czy nie może zostać tak, jak
jest? Przecież jest nam ze sobą dobrze.
-
Chodź do mnie – pociągnął Milę do sypialni i usiadł na łóżku,
sadzając ją sobie na kolanach – Wiem, co się dzieje –
powiedział powoli – Nie rozumiałem tego, ale moja matka dosyć
dokładnie mi to wytłumaczyła.
Mila
wyprostowała się gwałtownie i spojrzała na niego szeroko
otwartymi oczami. Było w nich tyle samo zdumienia, co paniki – Co
takiego? - wyszeptała pobladłymi ustami.
-
Twoja mama nie zaakceptowała tego, że wyjechałaś do obcego kraju
i zamieszkałaś z mężczyzną, którego nawet nie poznała –
ciągnął spokojnym głosem – Dla mnie to był fantastyczny układ,
ale dla Ciebie... - spojrzał jej w oczy – Dopiero widząc Fabia i
podrastającą Vanessę, zdałem sobie sprawę, że gdyby ktoś
spróbował tak postąpić z jego córką, pewnie
straciłby przyrodzenie – uśmiechnął się delikatnie –
Naprawimy to – pocałował oniemiałą z wrażenia Milę w drżące
usta – Pojedziemy do Dubrownika jako narzeczeni i poproszę o
Ciebie Twoją mamę. Nie cieszysz się? Przecież wiem, że czasem
rozmawiasz z siostrą...
-
Nie – przerwała mu szybko – nie o to chodzi... ja... O Boże,
Stefano! - była bliska płaczu.
-
Hej, sikorko, co się dzieje? Nie chcesz? - wpatrywał się w nią z
niepokojem. Celowo nie wspomniał jej brata, o którego
istnieniu wiedział, choć Mila nigdy o nim nie wspomniała.
-
Nie, to znaczy... sama nie wiem – urwała, łapiąc otwartymi
ustami powietrze – Po prostu mnie zaskoczyłeś. Nigdy nie
rozmawialiśmy o ślubie, ani o dzieciach...
-
To znaczy, że nie chcesz mieć dzieci? - starał się, żeby
zabrzmiało to delikatnie.
-
Nie myślałam o tym... - na jej twarzy odmalowało się napięcie –
Nawet nie wiem, czy mogłabym...
-
A dlaczego nie? - trącił nosem jej policzek – Jesteśmy ze sobą
ponad siedem lat. To chyba wystarczająco długo, żeby wiedzieć,
czy chce się dzieci, czy nie?
Mila
zwiesiła głowę. Wyglądała tak, jakby walczyła z samą sobą.
Stefano dał jej czas na ochłonięcie. Powoli przesadził ją na
łóżko i nachylił się nad nią, szukając ust. Odetchnęła
głęboko i objęła go za szyję - Daj mi czas – wyszeptała, nim
objął jej usta swoimi.
- Mhm – wymruczał, a
potem jego język wziął ją w posiadanie.
Całowali się
namiętnie, długo, aż do utraty tchu. Stefano pierwszy oderwał
usta od pełnych warg Mili i głośno wciągnął powietrze do płuc.
Uniósł się nieco i ściągnął przez głowę koszulkę,
pozostając tylko w dżinsach – Mam na Ciebie ochotę –
wyszeptał, rozchylając jej szlafrok tak, by dostać się do piersi.
Mila odchyliła głowę przymykając oczy w oczekiwaniu na
pieszczoty. Jej gładka, aksamitna skóra wyraźnie
kontrastowała z szorstką powierzchnią hotelowego płaszcza
kąpielowego. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego Mila tak
uwielbiała te obszerne frotowe okrycia, które szczelnie
skrywały jej fantastyczną sylwetkę. Co prawda czasem ubierała się
wieczorem nawet w pończochy, ale wiedział, że robiła to tylko ze
względu na niego. Mila robiła wiele rzeczy TYLKO I WYŁĄCZNIE dla
niego...
Przeciągnął opuszkami
palców po jej dekolcie, od obojczyka aż do zagłębienia
między piersiami. Lubiła, gdy był delikatny i cierpliwy. Okrążył
twardniejącą brodawkę i musnął ją ustami. Westchnęła cicho i
objęła jego głowę, przyciągając ją do piersi. Mimo ogromnej
przewagi fizycznej, Stefano nawet w najmniejszym stopniu jej nie
wykorzystywał, choć czasami wymagało to od niego wprost
niebywałego opanowania. Wiedział, że jeśli chciał dać swojej
kobiecie rozkosz, musiał przyjąć jej reguły gry. Koniuszkiem
języka dotknął sterczącego sutka, a potem bez pośpiechu zaczął
ostrożnie go drażnić. Paznokcie Mili ukłuły go w kark, zanim
powoli przesunęły się na głowę. Odetchnęła głęboko i
rozluźniła mięśnie. Lubił ten moment, kiedy wiedział, że jest
całkowicie odprężona. Pod wpływem pieszczot, jej i tak duże
piersi stawały się jeszcze pełniejsze i twardsze, uginały się
cudownie pod palcami. Stefano z trudem powstrzymywał się przed
zaciśnięciem dłoni. Zamiast tego, sięgnął do paska i po chwili
miał odsłoniętą drogę do kępki ciemnych kręconych włosków.
Skóra Mili pachniała i smakowała cudownie. Całował ją
tak, jakby smakował najwykwintniejsze danie. Na myśl przyszła mu
fiorentina, najszlachetniejsza
część polędwicy z manzo,
już nie cielaka, ale jeszcze nie byczka. Podana w formie steku, z
wierzchu chrupiąca, w środku aksamitnie różowa... Miał
zamiar nasycić się dziś tym odczuciem, tym ciałem, tym delikatnym
wnętrzem... Poczuł, że zesztywniał.
- Och, Mila – jęknął
chrapliwie, jakby poprzedniego dnia stracił głos i dopiero go
odzyskiwał – gdybyś wiedziała, jak na mnie działasz...
Uniosła głowę i
spojrzała na niego spod rzęs. Jej przymglony wzrok powoli
odzyskiwał ostrość. Czuła jego podniecenie, czuła, że jej
pragnie.
- Połóż się –
powiedziała.
Jej głos, choć brzmiał
słodko i delikatnie, sprawił, że Stefano potulnie wykonał
polecenie. Już dawno przestał się buntować. Tymczasem Mila
zsunęła z ramion szlafrok i zajęła się jego dżinsami. Nie
wyręczył jej, ale uniósł nieco pośladki, żeby ułatwić
jej zadanie. Roześmiała się wdzięcznie na widok jego bokserek
przypominających sporych rozmiarów namiot. Pozbyła się ich
razem z dżinsami i usiadła na twardym, podzielonym na równe
„czekoladki” brzuchu Stefano. Chwyciła jego nadgarstki i
przeniosła mu je za głowę, opierając się piersiami o jego
klatkę. Poczuł na sobie jej twarde sutki i ciepło bijące z jej
krocza przylegającego miękko do jego mięśni. Moszna skurczyła mu
się natychmiast, a jądra przycisnęły się do ciała. Podniósł
głowę i dmuchnął na szyję Mili, pozbywając się kilku kosmyków
– Mój mały wesoły ptaszek – wyszeptał do ucha
widocznego pośród gęstwiny kasztanowych loków.
Wiedział doskonale, że od penetracji wolała pieszczoty językiem
lub palcem, tym bardziej doceniał jej gest. Uniosła się w górę
i sięgnęła dłonią pod siebie, by nakierować sterczący pionowo
wzwód na swoje ciało. Stefano śledził jej powolne ruchy z
rosnącym napięciem. Kobieta klęcząca nad nim wydawała mu się
ósmym cudem świata. Jej jasne uda obejmowały go tak...
rozkosznie miękko. Pełne piersi kołysały się przy każdym jej
ruchu – Kochanie, pozwól mi się Tobą zająć –
wyszeptał, wpatrując się w złączenie jej ud.
- Nie ma mowy –
pokręciła powoli głową i naparła na wrażliwą główkę
jego członka. Stefano stęknął głucho i otworzył szerzej oczy.
Mila poruszała się leniwie w górę i w dół, za
każdym razem przyjmując go w siebie odrobinę głębiej. Jej
obrzmiałe wargi sromowe napinały się, kiedy w nią wchodził. Na
jej bladych policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Kiedy
dotarła aż do nasady, pochyliła się w przód, opierając
dłonie na potężnych mięśniach męskich ramion. Jej piersi
wysklepiły się, przyciśnięte do jego torsu. W końcu ich biodra
odnalazły wspólny rytm, a oddechy stały się szybsze i
głośniejsze. Stefano z trudem powstrzymywał się, by nie chwycić
jej bioder – Pozwól mi – wychrypiał, rozprostowując
ramiona – Chcę Cię dotykać, przytulać – zajrzał jej w oczy
i natychmiast pożałował swojej prośby. Mila patrzyła na niego
z... lękiem? – Nie bój się mnie – wyszeptał – Nie
skrzywdzę Cię, przecież wiesz.
Mila spojrzała mu
głęboko w oczy. Był w nich żar i pragnienie, i tyle ciepłych
uczuć, że nagle zapragnęła spełnić jego prośbę. Powoli
przesunęła dłonie na jego pierś, uwalniając mu ramiona. Dobre
sobie! Gdyby zechciał, mógł ją unieruchomić szybciej, niż
zdążyłaby zaprotestować – Dobrze – wyszeptała, odwracając
wzrok – Ale mów do mnie – poprosiła. Musiała wiedzieć,
że to on, że nikt inny. Przez cały czas...
Stefano ze zwinnością
kota chwycił jej biodra, spiął się w sobie i usiadł,
przytrzymując Milę tak, by wypełniający ją członek pozostał na
swoim miejscu – Moja kochana, wspaniała – szeptał gorączkowo,
pokrywając jej szyję i obojczyki pocałunkami – Nawet nie wiesz,
jaką masz nade mną władzę. Jedno Twoje słowo i zrobię, co
zechcesz – przesunął dłonie na jej plecy, przebiegł palcami
wzdłuż kręgosłupa w górę i w dół – Jesteś moim
życiem, moim oddechem... - przytrzymał jej pośladki, usadawiając
się wygodniej, po czym powoli opuścił ją na siebie, odnajdując
poprzedni rytm – Powiedz mi, czego się przestraszyłaś? Nie
jestem aż taki duży – uśmiechnął się figlarnie.
Uśmiechnęła się
blado. Słowa, które wcześniej wypowiadał tak szczerze,
poruszyły ją do głębi. Mówił jej to wiele razy, ale
zawsze robiły na niej wrażenie. Oczy jej zalśniły, zamrugała
szybko i po jej policzku spłynęła gorąca łza.
- Mila, nie! Nie płacz –
Cholera! Znów zaryzykował i to dla własnej przyjemności.
Przecież wiedział, jak zareaguje – Błagam...
- Pomóż mi –
wyszeptała bezgłośnie chwytając jego dłoń i układając ją na
swoim podbrzuszu – pomóż mi... - Dlaczego nie potrafię
czuć tego co Ty, mój kochany? Wiedziała dlaczego, i
ubolewała nad tym szczerze, ale nic nie mogła zrobić, jedynie
prosić, by zaspokoił ją inaczej. A lęk? To przez ten koszmarny
sen, pomyślała ze złością.
Jej prośba zabrzmiała
bardziej jak skarga i Stefano zdał sobie sprawę, że jego
zachowanie wytrąciło ją z równowagi i spowolniło
narastanie napięcia. Odszukał szybko jej wrażliwy punkt i zaczął
krążyć wokół niego kciukiem, jednocześnie przytrzymując
drugą ręką jej zgrabną pupę – Moja piękna – szeptał niskim
seksownym głosem, starając się panować nad narastającą w
podbrzuszu falą rozkoszy – Moja jedyna.
Wreszcie do jego uszu
dotarł cichy jęk, a pod palcami poczuł wilgoć – tak na mnie
działasz, że wariuję – Szczypał delikatnie płatek ucha i skórę
wokół niego – jesteś jak afrodyzjak, podchodzisz do mnie i
jestem gotowy... jestem Twój – Głośniejszy jęk wydobył
się z jej gardła – Kiedy na mnie siadasz... kiedy obejmujesz mnie
udami... - Kolejny jęk – chciałbym móc sprawić Ci tyle
rozkoszy, ile mi dajesz... Mila, za chwilę eksploduję i nic na to
nie poradzę – Jęknął sfrustrowany do jej szyi – Kiedy czuję
Cię na sobie... jestem w raju.
Nagle wyprężyła się,
wbijając mu paznokcie w ramiona. Odchyliła się w tył i ujrzał
jej zamglone oczy z rozszerzonymi podnieceniem źrenicami. Rozchyliła
usta próbując złapać oddech. Jej łechtaczka stała się
twarda i pulsowała. A może tylko mu się zdawało, może to jego
szczęśliwe palce wysyłały mu sygnał, że spełniły zadanie?
Stłumił w sobie chęć zaspokojenia własnych potrzeb i dał Mili
czas na dojście do siebie. Może minęła minuta, a może pięć,
kiedy wreszcie drgnęła, jakby nagle dotarło do niej, gdzie jest –
A Ty? - sapnęła. Miała tak błogi wyraz twarzy.
- Już prawie – stęknął
– ale mogę poczekać...
- M-m – pokręciła
głową i popchnęła go na łóżko. Oparła się na jego
ramionach i ruszyła naprzód, ujeżdżając go jak ogiera.
Leżał z ramionami
skrzyżowanymi nad głową, dając swojej amazonce całkowitą
swobodę, pomagając jej tylko krótkimi wypchnięciami bioder.
Musiała zdawać sobie sprawę, że jego uległość była pozorna,
ale najwyraźniej jej to nie przeszkadzało. A on? On pragnął już
tylko ulgi. Jej orgazm zawsze go fascynował. Nadchodził gwałtownie
i niespodziewanie, jak u niego. Może z powodu sposobu, w jaki go
osiągała? Nie wiedział, ale odczuwał go równie mocno, jak
ona. Kiedyś uda mi się doprowadzić Cię tam także moim fiutem.
Nie bez trudu lubieżna myśl przedarła się do jego umysłu.
Ogarniała go pierwotna żądza. Spojrzał na Milę i to co ujrzał
było kroplą przepełniającą czarę. Jej pokryta potem jasna skóra
lśniła w skąpym świetle nocnej lampki. Galopowała, przytrzymując
rękami piersi... Gwałtowny impuls przebiegł mu wzdłuż
kręgosłupa, wystrzelił do krocza, opłynął jądra i na ułamek
sekundy skumulował się w jego członku, by w następnej chwili
wybuchnąć. Stefano zacisnął z całej siły szczękę, aż mięsień
uwydatnił jego i tak mocno zarysowaną żuchwę. Potężny olbrzym
runął jak rażony piorunem. Mila ostrożnie zsunęła się z wciąż
jeszcze drgającego konwulsyjnie członka i przysiadła na piętach
oddychając ciężko, jak po biegu.
- Dziewczyno, wpędzisz
mnie do grobu – westchnął Stefano, gdy udało mu się jako tako
odzyskać oddech. Przygarnął ją do siebie i okrył ich kołdrą.
- Nie sądzę – jej
piękną twarz rozjaśnił szczery uśmiech.
- Co ja mam z Tobą
zrobić? - położył ciepłą dłoń na jej policzku i pocałował
namiętnie w usta – Czasem wydaje mi się, że jesteś ze mną
szczęśliwa, a czasem... - zawiesił głos.
- Ćśśś – przyłożyła
mu palec do ust – Nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa, jak
wtedy, kiedy powiedziałeś mi, że mnie kochasz – wyszeptała –
I to trwa do tej chwili.
Jego potężna klatka
piersiowa uniosła się ciężkim westchnieniem. Mila wtuliła mu się
policzkiem w zagłębienie między mięśniem piersiowym i ramieniem.
Leżał wsłuchując się w jej spokojny oddech. Jak to możliwe, że
we wszystkich sprawach absolutnie mu ufała i była uległa, czasem
nawet aż za bardzo, a w tej jednej, nie. Kiedy się kochali, to ona
decydowała co i jak robią. Początkowo myślał, że potrzebuje
dominacji, tak jak on, ale po pewnym czasie doszedł do wniosku, że
bardziej chodziło o sprawowanie kontroli nad tym, co się dzieje.
Nie lubiła, gdy ją przytrzymywał, to pewne. Seks nie sprawiał jej
wtedy przyjemności.
Ostrożnie, żeby nie
zbudzić swojej księżniczki, wyciągnął rękę w kierunku małej
lampki nocnej i zgasił światło. Tylu rzeczy się o niej
dowiedział, tylu rzeczy się nauczył, a wciąż pozostawała dla
niego zagadką. Zadał sobie mnóstwo trudu, by nie wypytując
jej uzyskać maksimum informacji. Słuchał uważnie jej słów,
podążał śladami, starał się jak najlepiej zrozumieć... i co?
Miał wrażenie, że doszedł do ściany, za którą było coś
dla niego nieosiągalnego. Mila nie chciała go tam wpuścić.
Dzisiaj znów ujrzał w jej oczach strach, a przecież już od
lat go nie oglądał. Na początku wydało mu się naturalne, że się
bała. Za każdym razem, gdy próbował pytać, mówiła
tylko, że to minie... i minęło. Dlaczego więc powrócił?
Cholera, że też wcześniej na to nie wpadł! Ale przecież lubiła
pieszczoty i seks oralny...
- Skarbie... - zaczął
cicho, starając się nadać swojemu głosowi jak najcieplejsze
brzmienie.
Odpowiedziało mu ciche
posapywanie. Mila spała wyczerpana.
- Czy Twoja niechęć do
ślubu ma jakiś związek z... seksem? - spytał cicho, nie
spodziewając się odpowiedzi. Rzeczywiście, nie doczekał się jej.
Wbił wzrok w sufit, obiecując sobie w myślach, że postara się to
w najbliższym czasie ustalić.
Przez twarz Mili
przeleciał ledwie zauważalny grymas, jakby go słyszała, ale spała
dalej, więc uznał, że był to tylko zbieg okoliczności.
Witaj Roksano!!!. Wracam sobie dzisiaj z pracy, po ciężkim dniu. Wchodzę do Ciebie, a tu SZOK!. Takie niespodzianki to lubię. Oczywiście część pochłonąłem od razu, i nie zawiodłem się. Część świetna, aż jestem ciekawy co dalej się wydarzy. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że jeszcze raz ale jest błąd w tytule ( przeważnie nie czytam tytułu), ale jakoś przez przypadek zauważyłem. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńDzięki. Prawdopodobnie wpisałam "o" a potem zamieniłam odruchowo na "ó" nie zwracając uwagi na ortografię. Przepraszam. Już poprawiłam.
UsuńTrochę mnie męczy ta zmiana czcionek, nie wiem czy to celowe czy nie ale prosiłabym o jakieś ujednolicenie ich ;)
OdpowiedzUsuńa ogólnie to opowiadanie cudne choć na początku w ogóle nie mogłam zajarzyć o co chodzi ;p i będę to podkreślać za każdym razem dodając komentarz, powinnaś zrobić z tych opowiadań książki, takie lekkie romanse w sam raz na letnie wieczory!
Przepraszam. Ten kretyński program do edycji tak robi. Na szablonie wszystko wygląda idealnie, a nie zawsze sprawdzam, jak to wygląda ostatecznie. Postaram się poprawić. Jeśli zaś chodzi o książki. No cóż, nie jest to takie proste. Trzeba znaleźć wydawcę, trochę zainwestować, a przede wszystkim być przekonanym, że warto. Ja to właściwie piszę tak jako hobby. Ale dzięki za baaardzo budujące słowa
UsuńWSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI 8 MARCA - WIKTOR
OdpowiedzUsuńDzięki ;)))
Usuń