Mila
obudziła się gwałtownie, jakby sen nie uleciał sam, ale został
brutalnie przerwany. Uspokoiła się dopiero słysząc spokojny
oddech Stefano tuż obok swojej głowy. Jej ukochany olbrzym, jak go
czasem nazywała, spał głębokim spokojnym snem. Mocno wysklepiona
klatka piersiowa poruszała się regularnie w górę i w dół.
Patrzyła zafascynowana na pięknie wyrzeźbione mięśnie, okryte
gładką lśniącą skórą o oliwkowym odcieniu. Mogła
obserwować tylko górną część brzucha, klatkę i ramiona,
bo reszta okryta była cienką kołdrą, ale przecież znała na
pamięć każdy centymetr tego atletycznego ciała. Na jego mocno
zarysowanej żuchwie pojawił się delikatny zarost, dodający mu
nieco drapieżności. Krótko przystrzyżone gęste włosy bez
jednej oznaki siwizny sprawiały, że wyglądał młodo, wręcz
chłopięco. Mogła się jednak przekonać, jak mylący był to
obraz. Stefano potrafił być naprawdę groźny. Nie tylko w sensie
dosłownym, fizycznym, ale także ze względu na swój
niesamowity intelekt i umiejętności. Nic dziwnego, że Fabrizio De
Luca ufał mu bezgranicznie.
Stefano
odetchnął głośniej i przekręcił się na bok zarzucając rękę
na biodro Mili. Gdy tylko poczuł przez kołdrę jej ciepło,
odruchowo przygarnął ją do siebie. Zamarła w bezruchu, by go nie
obudzić. Jak mogłaby go skrzywdzić? Największą... nie, jedyną
miłość swego życia! Jak mogłam być tak naiwna i sądzić, że
to beztroskie życie będzie tak trwało i trwało, pomyślała z
goryczą.
-
Dzień dobry, sikorko. O czym tak rozmyślasz? - jego głęboki niski
głos sprawił, że poderwała gwałtownie głowę.
- O tobie – Posłała mu promienny
uśmiech – Piękny jesteś, kiedy śpisz.
- Ty jesteś piękna – odpowiedział
jej z równie szerokim uśmiechem i pociągnął kołdrę,
odsłaniając jedną z jej pełnych piersi. Obdarzył ją pełnym
zachwytu spojrzeniem, pod którym Mila stopniała jak wosk –
I jesteś piękna zawsze – dodał, nachylając się do jej ust.
Rozchyliła je delikatnie i poddała
się miękkiemu, słodkiemu pocałunkowi. Silne ramię objęło jej
szczupłe plecy i przygarnęło je do siebie. Zetknięcie miękkich,
ciepłych piersi z twardą powierzchnią umięśnionego torsu
wydobyło z obu ich gardeł zgodny jęk. Stefano sięgnął językiem
głębiej. Przez bardzo długą chwilę rozkoszował się wnętrzem
ust i delikatnym językiem. Niezmiennie zachwycało go to, jak śmiało
potrafiła go całować i pieścić, by w następnej chwili bezradnie
poddawać się jego pieszczotom. Była jak wesołe rozszczebiotane
dziecko zamknięte w ponętnym kobiecym ciele. I była cała jego!
Tylko jego.
Przerwał pocałunek i odsunął
nieco głowę, by przyjrzeć jej się z bliska. Patrzyły na niego
ogromne, lekko przymglone oczy w kolorze płynnego karmelu. Dotknął
nosem jej delikatnego wąskiego noska, pochylił głowę tak, że ich
czoła się zetknęły. Poczuł bijące od niej ciepło i nagle
wezbrała w nim chęć, by znów się zagłębić w jej ciele.
- Och, czy Ty właśnie...? -
wykrztusiła, kiedy z pleców przesunął dłoń na jej
pośladki i przygarnął je do siebie, dociskając do twardniejącego
członka.
- Tak, skarbie, właśnie o Tobie
myślę – wyszeptał wprost do jej ust. Niski tembr jego głosu
cudownie ją zniewalał.
- Czy wiesz, że w ciągu ostatnich
pięciu dni kochaliśmy się dziewięć razy? - spytała nieco
drżącym głosem.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka
skrupulatna – roześmiał się do jej ust – Prowadzisz
statystykę?
Teraz ona roześmiała się
dźwięcznie, odchylając w tył głowę. - Nie prowadzę, ale to
łatwo policzyć, skoro dobierasz się do mnie każdego ranka i
wieczora – chichotała.
- Dobieram się? - W jego głosie
zabrzmiało niedowierzanie – Tak to nazywasz?
Koniuszkiem języka przesunął
powoli po jej szyi od obojczyka, aż do kąta żuchwy. Mila wyprężyła
się i jęknęła. - Po prostu mnie zaskakujesz twoim... apetytem na
seks – wymamrotała.
- Mam wolne, mam przy sobie piękną
kobietę i w dodatku ona jest chętna, więc... - zawiesił głos,
skupiając się na skubaniu zębami jej szyi i nagiego ramienia.
Mila poczuła, że jej skóra
zaczyna płonąć, a tętno przyspiesza gwałtownie. W dole brzucha
czuła coraz wyraźniejszy ucisk. Spróbowała spokojnie się
zastanowić, co czuje na myśl o tym, że za chwilę ten podłużny
kształt zechce wniknąć do jej wnętrza. Sama myśl nie była
nieprzyjemna, ale też nie napawała jej zachwytem. To tak, jakby nie
wiedziała, na co ma się zdecydować. Powinna czuć podniecenie i
czuła je, ale z drugiej strony...
- Mila, maleńka, wróć do mnie
– Stefano uniósł jej brodę jednym palcem i zajrzał w oczy
– Nie wiem, o kim myślałaś, ale nie chciałbym być w jego
skórze – warknął groźnie, szczerząc zęby w drapieżnym
uśmiechu.
- Co? - uniosła brwi, rozbawiona jego
reakcją – Jesteś zazdrosny?
- Jeśli myślałaś o innym facecie,
to tak – popchnął ją lekko i z szybkością dzikiego kota
zanurkował pod kołdrę – Mam zamiar całkowicie zdominować w tej
chwili Twoje myśli - zdążyła jeszcze usłyszeć spod kołdry
niski seksowny pomruk i... zaparło jej dech.
Dwunastoosobowa
barwna grupa sunęła zwartym szykiem po szerokiej idealnie
wyratrakowanej nartostradzie. Większość stanowili narciarze, ale
dwie dziewczyny z wdziękiem poruszały się na deskach.
Zatrzymali
się na obrzeżu trasy, przy krawędzi stromizny, czekając, aż
zbierze się cała ich grupka. Andrzej, który wraz z Fabiem i
Stefano zjechał jako pierwszy, podniósł grudkę zmrożonego
śniegu wielkości pięści i cisnął nią w stronę nadjeżdżającego
Olka. Ten uchylił się zgrabnie i pocisk zamiast niego, dosięgnął
Baśki.
- Och, ty! - wrzasnęła i
podjechawszy do niego na jakieś pięć metrów, schyliła się
po kolejny kawałek zbitego śniegu – A masz! - rzuciła.
Oczywiście zamiast Andrzeja, trafiła
w Fabia. Ten rzucił w kolejną nadjeżdżającą osobę. Padło na
Alessandrę, która zaśmiewając się uklęknęła nie
odpinając deski i sięgnęła po śnieg. Jedyną osobą, której
bezbłędnie udawały się uniki był Stefano. Do czasu! Na samym
końcu nadjechała Mila, która również przypięta do
deski, zjechała nieco wolniej od pozostałych. Widziała z góry,
co się dzieje, więc zamiast dojechać do innych, zatoczyła łuk
przez całą szerokość trasy, zgarniając rękawicą śnieg.
Uformowana z niego kulka trafiła Stefano prosto w pierś.
Z kilku gardeł równocześnie
wydobył się zwycięski okrzyk wojenny. Stefano strzepnął
nonszalancko resztki śniegu z czarnej kurtki połyskującej tylko
małymi emblematami pająka i pochylił głowę, jakby szykował się
do ataku. Wszyscy zamarli na chwilę, a Mila stojąca tuż przy
krawędzi stromej części trasy, spięła się gotowa do ucieczki.
- Uciekaj cukiereczku, uciekaj! –
warknął groźnie Stefano, wbijając kijki w śnieg po obu stronach
nart, gotowy do odepchnięcia się od podłoża. W jego czarnych jak
węgle oczach igrały wesołe ogniki.
Mila
z głośnym piskiem rzuciła się w dół i pomknęła naprzód,
zgrabnie wymijając nielicznych narciarzy. Stefano, ponaglany
śmiechami i pokrzykiwaniami ruszył za nią, jak rozjuszony byk.
Dopiero teraz mogli w pełni ocenić jego umiejętności. Mimo, że
Mila miała początkowo dobrych kilka metrów przewagi, dogonił
ją z łatwością. Nie atakował jednak, a jedynie zmusił ją do
zmniejszenia prędkości, tak, że dojechawszy do wypłaszczenia
trasy prawie się zatrzymała. Dopiero wtedy podjechał bliżej i
bezceremonialnie złapał ją w pół i przerzucił sobie przez
ramię, jakby nic nie ważyła.
- Stefano! - krzyknęła zaskoczona
jego zachowaniem – Postaw mnie w tej chwili.
- Najpierw wrzucę Cię w śnieg –
odparł spokojnie, wioząc ją jak schwytane jagnię.
- Nie odważysz się – zachichotała
nerwowo.
Reszta grupy nadjeżdżała śmiejąc
się i żartując.
- Tak sądzisz? - Stefano skręcił w
stronę, gdzie za taśmą ograniczającą nartostradę piętrzyły
się zwały puchu.
- Stefano, proszę – błagała,
śmiejąc się z innymi – Nie chcę w śnieg!
- OK – zatrzymał się nagle - ale w
takim razie grzecznie jedziesz na moim ramieniu aż do wyciągu.
Obejrzała się za siebie, oceniając
odległość. I tak musiałaby go prosić o pomoc, bo wytraciła
prędkość, a nie miała przecież kijków, by się odepchnąć.
No, zawsze jeszcze mogła odpiąć jedną nogę od deski, ale potem
trzeba było usiąść na śniegu, by ją z powrotem wpiąć.
- W porządku – poddała się –
Ale co Ty będziesz z tego miał? - spytała podejrzliwie.
- Och, kochanie, coś wspaniałego –
jego głos miał przyjemnie niski tembr, a po chwili Mila poczuła
delikatne klepnięcie w tyłek. Z wrażenia odjęło jej mowę.
- Puszczaj, wariacie! - wykrzyknęła
znowu, ale Stefano najwyraźniej miał własne plany, bo nawet nie
zareagował. Wciąż trzymał Milę na ramieniu, obejmując mocno jej
uda. Drugą rękę miał zajętą kijkami – Puszczę, ale w śnieżne
zaspy – zagroził.
- Nie, tylko nie to – jęknęła
zrezygnowana.
- Nie wierć się, niemożliwa
dziewczyno – Stefano znów klepnął ją w pupę, ale tym
razem tak, by inni tego nie widzieli. Następnie, mrucząc zmysłowo,
pogładził jej pośladek.
Nieczęsto doświadczała czegoś
takiego z jego strony w miejscu publicznym, więc tym mocniej to
odebrała. Siła Stefano w połączeniu ze świadomością, że w tej
chwili całkowicie od niego zależała, była potężnym
afrodyzjakiem. Z drugiej strony, obecność ludzi wokół
gwarantowała, że nie posunie się dalej. To dopiero jazda,
przyjemna myśl przemknęła jej przez głowę i spłynęła
dokładnie do miejsca, które przyciskał do siebie jej
prześladowca. Jęknęła cicho, czując, jak jej policzki robią się
ciepłe. Stefano znów sięgnął ręką do jej tyłka, ale tym
razem tylko go pogładził, już bez klepnięcia. Poczuła to znowu
gdzieś głęboko i bezwiednie zacisnęła uda.
- Wreszcie mogę Cię dotykać bez
przeszkód – stwierdził bardzo z siebie zadowolony Stefano.
Między nogami odczuwała przyjemne
drżenie, a na twarzy kolejną falę gorąca. Co się z nim dzieje,
zdumiała się. Owszem, zdarzało mu się publicznie okazywać jej
uczucia, ale zwykle nie robił tego przy kolegach. Odszukała ich
wzrokiem. Zachowywali się spokojnie i dyskretnie, jak zwykle, ale
mogłaby przysiąc, że w tej chwili gapili się właśnie na nich.
- Wiem, co robisz. Nie przeszkadza Ci,
że to się dzieje na oczach Luki i Marco? - wysapała zjadliwie.
- Niech się trochę poślinią –
odparł lekko – Zresztą zafundowałaś im taką ucztę w klubie
dwa dni temu, że już nic ich nie zdziwi – roześmiał się.
- Ja tylko tańczyłam – odparła,
czując, że się czerwieni. Faktycznie, przy „La vida loca”
trochę ją poniosło, ale wszyscy świetnie się bawili – Jesteś
o to zły? - spytała podejrzliwie, przełkając głośno ślinę.
- Żartujesz? - znów pogładził
jej opięte różowym materiałem pośladki – W życiu się
tak nie ubawiłem, patrząc, jak chłopaki próbują zachować
kamienne twarze. No cóż, kochanie, w tańcu jesteś po
prostu... czystym seksem – dokończył ściszając głos.
- O boże! - jęknęła – Trzeba
mnie było powstrzymać!
Odpowiedział jej cichy gardłowy
pomruk, a potem szczery wesoły śmiech.
Dojechanie do wyciągu zajęło im
jakieś dwie minuty. Jadąc na górę przekrzykiwali się i
żartowali z siebie nawzajem. Na końcowej stacji Paulo, mąż
Alessandry spojrzał tęsknie na wąską, biegnącą wokół
pionowej poszarpanej skały trasę.
- Kusi Cię? - Fabio klepnął go po
ramieniu.
- A Ciebie nie? - Paulo wyszczerzył
zęby w szerokim uśmiechu.
- Chyba każdego – Andrzej włączył
się do rozmowy – Stefano, pojedziemy czarną? Opuścić ją to
świętokradztwo!
- Nie zostawimy dziewczyn samych –
Fabio z wahaniem popatrzył na Stefano, jakby szukając u niego
potwierdzenia. Gołym okiem widać było, że dla niego to tez
wyzwanie.
- Fabio, nie wygłupiaj się! –
Caterina obdarzyła męża czułym spojrzeniem – Zostaw nas pod
opieką chłopaków i jedźcie na górę. Tofana to
Tofana. Być tu i nie zrobić czarnej trasy to świętokradztwo –
powtórzyła za Andrzejem.
- My sobie powoli zjedziemy niżej i
będziemy was obserwować – zawtórowała jej Mila.
- Co myślisz? - Fabio posłał
Stefano pytające spojrzenie.
- Chyba możemy tak zrobić – odparł
powoli – Są w grupie. Luca i Marco zostają...
- Zgoda – kiwnął głową Fabio.
Pięć kobiet w towarzystwie
ochroniarzy poczekało, aż ich mężczyźni dojadą wyciągiem
prawie na samą górę, po czym powolutku ruszyły w dół.
Mila wysforowała się naprzód, przypuszczając, że Stefano
będzie jechał jako pierwszy. Właśnie wyjechała zza zakrętu, gdy
nagle tuż przed nią, nie wiadomo skąd pojawił się narciarz w
ciemnym stroju. Zajechał jej drogę tak, że nie miała jak go
wyminąć.
Caterina wyjeżdżając zza zakrętu
zmartwiała. Widziała wszystko, jak w zwolnionym tempie: ciemno
odziany narciarz podjeżdża szybko tuż pod nogi Mili, ona hamuje
gwałtownie, skręca, a następnie koziołkuje dwa razy zanim
wreszcie pada, jak długa. Jadący obok Luca zareagował
błyskawicznie, rzucając krótką komendę do Marco i ruszając
za Cateriną do leżącej nieruchomo dziewczyny. Dopadli do niej
równocześnie.
- Mila! Santo celo! -
głos Cateriny drżał – Możesz się ruszać?
- Chyba tak... - odparła słabym
głosem. Czuła się nieco oszołomiona. Spróbowała
przekręcić się na bok, ale dopiero wtedy uświadomiła sobie, że
wciąż ma przytwierdzoną do nóg deskę. Chciała odpiąć
wiązanie, ale zakręciło jej się w głowie.
- Leż bez ruchu – poleciła
Caterina, a Marco i Baśka zajęli się wiązaniami. Luca przez cały
czas stał obok, rozglądając się uważnie.
- To chyba ten – Karolina wskazała
mu szybko oddalającą się ciemną sylwetkę – Przypadek? -
spytała półgłosem.
- Nie wiem – odparł spokojnie i
uniósł głowę obserwując cztery szybko powiększające się
sylwetki sunące czarną trasą, jedna za drugą – Nie pojadę za
nim. Nie mogę – powiedział z kwaśną miną.
Karolina podążyła za jego
wzrokiem, a potem odwróciła się i wypięła się z nart.
- Popatrz na mnie – Caterina starała
się ocenić stan Mili - Możesz usiąść? - spytała.
- Chyba tak... – spróbowała
przywołać na twarz blady uśmiech. Ostrożnie uniosła głowę i
przy pomocy Marco i Cateriny usiadła, podciągając nogi.
Za plecami Marco rozległ się
charakterystyczny chrzęst nart sunących po ubitym śniegu i zza
zakrętu wyłonił się Stefano, a za jego plecami pozostali. Jechał
z zawrotną prędkością, ale wyhamował natychmiast wyrzucając
spod nart pióropusz śnieżnego pyłu. Niemal w tej samej
chwili wypiął się z nart i padł na kolana.
- Mila! - jego głos pełen był
niepokoju – Co się stało? Boli Cię coś?
Znów spróbowała się
uśmiechnąć, ale zamarła widząc w jego oczach przerażenie.
Stefano ściągnął rękawiczkę i ostrożnie odchylił kciukiem jej
dolną wargę – Boli? - spytał dziwnie miękkim głosem.
- Nie... - oblizała się koniuszkiem
języka i dopiero teraz poczuła w ustach lekkie pieczenie, a po
chwili metaliczny smak. Musiałam rozciąć wargę , pomyślała i
zamknęła oczy.
- Nic chyba nie złamała, ale jest
oszołomiona – Caterina położyła mu dłoń na ramieniu.
- Dzięki bogu! - westchnął,
obejmując Milę ramieniem – Chodź do mnie – Uniósł ją
ostrożnie i posadził sobie na kolanach, tuląc do siebie, jak
dziecko – Na pewno nic Cię nie boli?
- Nie, ale trochę mi się kręci w
głowie... Au! - jęknęła, unosząc prawą rękę – Ramię...
- Pokaż – Caterina ostrożnie
obmacała jej prawy bark, podczas gdy pozostali próbowali
odtworzyć całe zajście – Wydaje mi się, że to tylko
stłuczenie, ale lepiej będzie wrócić do hotelu –
powiedziała w końcu.
- Też tak myślę – Stafano zgarnął
trochę śniegu i zrobiwszy z niego kulkę, przyłożył ją Mili do
nieco już opuchniętej wargi.
- Pojadę z Wami – Caterina wstała
i spojrzała na Fabia i przyjaciół – Wy zostańcie. Szkoda
ostatniego dnia, a ja będę spokojniejsza, jak pojadę z Milą.
Chyba zdrowo oberwała – dodała – Luca pojedzie z nami, OK? -
uprzedziła ewentualne protesty ze strony męża.
- Ja też pojadę – Alessandra
spojrzała wymownie na swój biust – Mój mały smok
pewnie domaga się jedzenia.
- Boże, tyle kłopotu przeze mnie –
lamentowała Mila.
- To nie Twoja wina – Caterina
pogładziła z czułością jej kask – I tak masz szczęście.
Facet wyglądał na dość dużego.
- Zabiłbym drania – wycedził przez
zaciśnięte zęby Stefano i jakoś nikt nie wątpił w prawdziwość
jego słów.
Mila, ubrana w miękki szary dres
leżała na kanapie wsparta o poduszkę. W fotelu obok usadowiła się
Caterina. Stefano zamówił im do pokoju owocową herbatę,
drobne kanapeczki i owoce. Na prośbę Cateriny zgodził się wrócić
na stok do Fabia i pozostałych, choć uczynił to z niechęcią i
dopiero wtedy, gdy Mila oświadczyła kategorycznie, że czuje się
dobrze i zostaje w hotelu tylko ze względu na jutrzejszy wylot do
Polski.
- Dzięki, że ze mną zostałaś.
Szkoda tylko, że zmarnowałam Ci ostatni dzień – Mila spuściła
wzrok, wpatrując się w swoje dłonie.
- Nie wygłupiaj się – przerwała
jej Caterina – Teraz przynajmniej pojeżdżą bez obawy, że nagle
zza rogu wyskoczy wielki zły wilk i mnie zje – roześmiała się –
Poza tym... - zawahała się – Chciałam z Tobą pogadać.
Mila podniosła wzrok na swoją
rozmówczynię. Twarz Cateriny miała łagodny wyraz, ale oczy
pełne były troski. Jak mogła sądzić, że uwadze kogoś tak
bystrego, jak ona, umknie to, co się działo między nią i Stefano.
- Chyba wiem o czym – wyszeptała.
- Mila, jeśli nie chcesz, to
oczywiście nie muszę... Pomyślałam jednak, że czasem warto
podzielić się problemami z kimś... starszym? - uśmiechnęła się
zachęcająco.
Nagle Mila poczuła, że coś w niej
pęka, że musi wyrzucić z siebie okropną tajemnicę skrywaną
przez lata. Jej oczy wypełniły się łzami. Zamrugała szybko,
chwytając jednocześnie zaskoczoną Caterinę za rękę.
- Cateri, ja... ja tak strasznie się
boję – wyjąkała – I nie wiem, co robić! Stefano chce, żebym
za niego wyszła... a ja... ja nie mogę – wybuchnęła płaczem.
Ten nagły wybuch kompletnie zbił
Caterinę z tropu, wstała z fotela i przesiadła się na kanapę,
obok Mili. Objęła ją ramieniem i podała jedną z papierowych
serwetek leżących na tacy z kanapkami. Mila wytarła nos,
uspokajając się na tyle, żeby usłyszeć słowa Cateriny.
- Mila, głuptasie, o czym Ty mówisz?
- spytała – Dlaczego niby nie możesz za niego wyjść? Skoro ja
mogłam wyjść za Fabia... Poza tym, jesteście razem tyle lat.
- To nie to samo! On chce mieć
rodzinę, dzieci... - załkała znowu – Nie, to niemożliwe! -
ścisnęła dłoń Cateriny z desperacją – Ja nie mogę dać mu
dziecka! Nie mogę! W ogóle nic nie mogę... Ja nie mogę być
jego żoną.
- Mila! - tym razem w głosie Cateriny
słychać było konsternację – Co Ty pleciesz, dziewczyno? Już
jesteście jak małżeństwo...
- Nie! – przerwała gwałtownie
unosząc głowę – nie... - zawahała się. Nie wytrzymam dłużej,
pomyślała z desperacją – Ty nie wiesz... ja... Och, Caterina! -
wybuchnęła – Ja nie powiedziałam mu czegoś o sobie – ukryła
twarz w dłoniach – On mnie zostawi – wyszeptała. A najgorsze,
że będzie miał rację, dodała w myślach.
- Mila, kochanie – Caterina gładziła
łagodnie jej plecy – Stefano Cię kocha i nie sądzę, żeby Twoje
wyznanie to zmieniło. Jasne, że lepiej by było, gdybyś była z
nim szczera od początku, ale...
- Nie! - Mila gwałtownie uniosła
głowę – Nie mogę mu powiedzieć, nie mogę! - załkała – A
najgorsze jest to, że czego bym nie zrobiła... będzie źle!
- Na miłość boską, Mila! Co
takiego mogłaś zrobić? - Palce Cateriny zacisnęły się na jej
ramionach – Powiedz mi! Nie mogę patrzeć, jak rozpaczasz.
Lodowata
łapa zacisnęła się na gardle Mili, nie pozwalając jej wydobyć
słowa. Nagle dotarło do niej, w jak beznadziejnym położeniu się
znalazła.
- To było w '93, zaraz po wojnie...
mieszkaliśmy w Dubrowniku... na Stulina, między Stolna
cerkva a Sveti Stepan - mówiła cicho, przez
zaciśnięte gardło, ale w miarę, jak przywoływała wspomnienia,
przychodziło jej to coraz łatwiej – Dani, mój chłopak,
znalazł taki opuszczony dom na Crljeviceva, koło murów...
zakradaliśmy się tam... - na jej twarzy pojawił się blady uśmiech
– Miałam prawie szesnaście lat, był maj, a ja byłam
zakochana... - zarumieniła się lekko, ale po chwili ściągnęła
brwi – Jednego wieczoru do tego domu wpadło dwóch
żołnierzy... nie naszych... i oni... - umilkła, oddychając szybko
– oni... - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Boże! - Caterina zasłoniła dłonią
usta – Skrzywdzili Cię? - spytała cicho.
Mila potrząsnęła na potwierdzenie
głową i wbiła wzrok w zaplecione na kolanach dłonie – Pobili
Daniego, a mnie... związali mi ręce... nie mogłam nic zrobić.
Płakałam i prosiłam... krzyczałam... - łzy płynęły jej po
policzkach – Ten pierwszy nic sobie z tego nie robił. On chyba
nawet chciał, żebym krzyczała...
Caterina objęła ją ramieniem i
przyciągnęła do piersi. Zaczęła się kołysać, jakby chciała
uspokoić dziecko. Mila westchnęła głęboko, ale łzy wciąż
płynęły. Dopiero po dłuższej chwili uspokoiła się na tyle, by
mówić dalej.
- Nie miałam pojęcia, że to może
tak boleć... wcześniej z Danim nie bolało... - załkała - Ale nie
to było najgorsze...
Na twarzy Cateriny odmalowała się
zgroza. Jeśli gwałt na młodziutkiej dziewczynie nie był
najgorszy, to co?
- Ten drugi był Mulatem... dużym –
Mila głośno przełknęła ślinę – Jak go zobaczyłam, to
zaczęłam wrzeszczeć jak opętana, a wtedy on wyjął pistolet i
włożył mi lufę... tam – przymknęła oczy. Wspomnienia wróciły
tak wyraźne i realne...
- Shut
up, bitch! -
warknął. Zimna,
twarda lufa ucisnęła jej obolałe krocze. Krzyk zamarł jej na
ustach, a strach rozszerzył oczy.
Zaczęła się trząść, kiedy Mulat
cofnął rękę z pistoletem i chwycił swego potężnego fiuta.
Zamknęła oczy i zacisnęła zęby. Strach spotęgował jeszcze ból.
Pchnięcia były mocne, tak, że nie była w stanie powstrzymać
jęków. Odwróciła na bok głowę i zagryzła wargi. Po
chwili poczuła w ustach metaliczny smak. Czuła jak łzy płyną jej
po policzkach.
- Do
you
like
it?
- dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że to pytanie
do niej. Otworzyła oczy. Nad sobą miała spoconą, wykrzywioną
obleśnym uśmiechem twarz. Pokręciła głową. W odpowiedzi uderzył
ją w policzek - Do you
like
it?
- powtórzył, unosząc dłoń.
- Yes – szepnęła
bezgłośnie, drżąc z bólu i przerażenia.
- What?!
- warknął znowu – Louder!
- Yes! – jęknęła.
- Do you want
more? - chwycił jej uda i rozwarł szerzej. Mila
krzyknęła boleśnie i próbowała się cofnąć, ale chwyt
był mocny. Jej oprawca wyszczerzył zęby – Say „yes”!
- polecił.
- Ye..es – załkała.
- Good – roześmiał się
chrapliwie z wyrazem triumfu na twarzy – I want to see, you like
it.
Nachylił się nad nią i zaczął
pieprzyć z całej siły. Na przemian łkała i jęczała, aż do
chwili, gdy znieruchomiał wydając głuchy pomruk. - Was it good?
- spytał, chwytając dłonią jej drobną twarz. Mila płakała, nie
mogąc wydobyć z siebie ani słowa.- Answer! Was it good?
- krzyknął.
- Ye...es – wydukała z
trudem – Yes, yes, yeees! - szlochała.
Caterina z całej siły przycisnęła
Milę do serca – Chryste, Mila... - brakło jej słów.
Siedziały tak w milczeniu, płacząc
i tuląc się do siebie.
- Cateri, ja nie chciałam –
wyszeptała w końcu – Ale tak strasznie się bałam... tak
strasznie... Myślałam, że mnie rozerwie i wykrwawię się tam na
śmierć, albo mnie zastrzeli! - podniosła na Caterinę zapłakane
oczy – A tak bardzo chciałam żyć – powiedziała cicho.
- Mila. Kochana moja. – słowa
więzły Caterinie w gardle – Oni Cię tak strasznie skrzywdzili.
Boże, byłaś prawie dzieckiem! - wzniosła oczy ku górze –
Jak Ty to wszystko przeżyłaś?
- W czasie wojny wiele kobiet to
spotkało – odparła cicho – Kiedy odeszli, Dani wstał i
wyprowadził mnie stamtąd... Dom obok się palił, a ja nie miałam
siły iść – otarła łzy wierzchem dłoni – Pamiętasz, jak Ci
powiedziałam, że Stefano mnie uratował? Wtedy w Trogirze, jak
podpalili mój sklep... to wszystko wróciło... te
wspomnienia... Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Gdyby nie on... -
urwała i odchyliła głowę do tyłu, przymykając oczy – Matka
zabroniła mi komukolwiek o tym mówić, ale Slavko, mój
brat, się dowiedział. Dani się upił i wykrzyczał mu, że jestem
dziwką – dodała z gorzkim uśmiechem – Wyrzucił mnie z domu.
Powiedział, że taka kurwa, która pieprzyła się z
„czarnuchem” nie będzie z nim mieszkać pod jednym dachem... że
na pewno urodzę czarne dziecko.
- Mila, proszę –
Caterina ścisnęła jej dłoń – Przecież Cię zgwałcili! Jaki
miałaś na to wpływ?
- Matka miała rację – Mila
ciągnęła dalej, jakby nie słyszała słów Cateriny –
Mężczyźni tego nie rozumieją...
- Nie, Mila, mylisz się. Stefano by
zrozumiał – w głosie Cateriny słychać było głęboką wiarę.
- Też tak myślałam. Na początku
nie, ale po jakimś czasie... chciałam mu powiedzieć... nawet kilka
razy – wypuściła głośno powietrze z płuc – Pamiętam, jak
mnie spytał, czy nie lubię jego pasa? Takiego skórzanego,
wojskowego... - odruchowo chwyciła się za nadgarstek – Prawie się
zdecydowałam. Jednak coś mnie powstrzymało, a przecież on...
Teraz jest już za późno – dodała z rezygnacją.
- Nie! O Boże, dziewczyno! On Cię
tak strasznie kocha. Myślę, że wariuje czekając na Twoją zgodę.
Nie dręcz go. Po prostu mu powiedz!
- Och, Caterina – Mila westchnęła
ciężko – To nie jest takie proste – pokręciła głową.
Wiedziała, że Stefano pochodzi z jednej z najstarszych rodzin w
Turynie, nawet chyba starszej niż rodzina De Luca. Jego matka była
prawdziwą damą, a ojciec... To było zaaranżowane małżeństwo i
on ciągle ją zdradzał, ale ona wciąż z nim była, udając, że
wszystko jest OK. Stefano nienawidził tego zakłamania. - On
nienawidzi kłamstwa! – Mila spojrzała Caterinie w oczy. - Dlatego
poszedł do wojska. Trudne do wyobrażenia! Jedyny syn, spadkobierca,
idzie na wojnę. Dopiero po śmierci ojca zdecydował się wystąpić
ze służby... Matka go ubłagała. Jednak nawet wtedy nie chciał
mieć z rodziną nic wspólnego. Został ochroniarzem i
współpracownikiem Fabia. Takiego go poznałam. Grzecznego,
prawego chłopaka, który zarabia na siebie chroniąc innych. –
uśmiechnęła się smutno.
- On Cię kocha – Caterina
pogładziła delikatnie blady policzek Mili – Nie masz innego
wyjścia. No, chyba, że za niego wyjdziesz i nigdy mu tego nie
powiesz, ale przecież Twoja rodzina wie. Co się stanie, jeśli on
dowie się od kogoś innego?
Mila ukryła twarz w dłoniach –
Czasem przychodzi mi do głowy taka myśl... – zaczęła, ale
umilkła, walcząc z samą sobą – ...że byłoby lepiej, gdyby się
dowiedział. Wszystko jedno jak – rzuciła - Nienawidzę samej
siebie, za to, że go okłamuję!
- Nie okłamujesz go. Po prostu nie
możesz się zdobyć na wyznanie. To, co przeżyłaś... I jeszcze
wyrzucili Cię z domu. Chryste panie, dwudziesty wiek! - Caterina
załamała ręce – A Ci dranie?
- Kiedy Slavko mnie wyrzucił,
pomyślałam, że nie mam nic do stracenia i pójdę na skargę
do jednostki. Myślałam, że może by ich ukarali? – ciągnęła
ze smutkiem – Na szczęście przygarnęła mnie moja starsza
siostra i odesłała do rodziny swojego męża, do Zagrzebia. Zresztą
– machnęła ręką – Kto by mi uwierzył? Nawet nie wiem jak się
nazywali. Pamiętam tylko tatuaże i jak wyglądali... wtedy –
nagle jej twarz stężała – Chciałam, żeby ponieśli karę.
Przeklinałam ich! Może byłoby mi lżej, gdybym wiedziała, że też
cierpią, ale... nic takiego się nie stało – W jej głosie znów
pojawił się smutek.
- Próbowałaś rozmawiać o tym
z psychologiem? - spytała niepewnie Caterina.
- Kilka lat temu. – zastanowiła się
chwilę - Miałam koszmary, ale teraz jest lepiej. Kiedy o tym śnię,
nie jestem już uczestnikiem, tylko obserwatorem – Czuła, że już
prawie panuje nad emocjami – Z innymi rzeczami też zaczęło się
poprawiać, ale doszliśmy do momentu, którego nie dało się
przejść bez udziału Stefano i się wycofałam – westchnęła
ciężko.
- Minęło wiele lat... - Caterina
przyglądała jej się z uwagą – Stefano jest dobrym obserwatorem.
Nigdy nie pytał o Twoją przeszłość?
- Uratował mnie dwa razy. Pamiętasz?
- na myśl o Stefano jej pełne usta wygięły się w ciepłym
uśmiechu – To jest ten drugi raz. Kiedy go zobaczyłam, coś we
mnie wstąpiło. Przyciągał mnie – zarumieniła się delikatnie -
To wszystko, co stało się potem... Pomyślałam, że to znak,
przeznaczenie. A on był taki cierpliwy, niczego ode mnie nie chciał.
To był pierwszy facet, który... dał mi wolną rękę. No,
nie wiem, jak Ci to powiedzieć, ale on się dostosował do mnie. Nie
musiałam niczego udawać – zmarszczyła czoło, próbując
zebrać myśli – Jasne, że starał się dowiedzieć, dlaczego taka
jestem. Myślę, że ma całe pliki informacji na mój temat,
ale TEGO nie ma w żadnych dostępnych źródłach... - dodała
z wahaniem.
Rozległo się pukanie do drzwi i
obie aż podskoczyły z wrażenia. W przerwie między skrzydłem, a
futryną ukazał się Luca. - Przepraszam, ale pan De Luca dzwoni do
pani, dottoressa. Chyba będą niedługo wracać.
- Dziękuję Ci – Caterina machnęła
ręką w jego stronę – Zostawiłam telefon u siebie.
Prawie w tym samym
momencie odezwała się komórka Mili, elektroniczna wersja
„Mission
Impossible”
wypełniła pokój. Mila uśmiechnęła się z zakłopotaniem –
To Stefano – szepnęła, zanim spojrzała na ekran wyświetlacza.
- Maleńka, jak się czujesz? -
usłyszała w słuchawce – Spałaś? Nie chciałem dzwonić, żeby
Cię nie obudzić.
- Wszystko w porządku, siedzę z
Cateriną u nas – do jej uszu dotarło ciche westchnienie ulgi –
Nic mnie już nie boli, zjadłam kanapkę – wyliczała.
Caterina wstała cicho i wykonała
ruch ręką, jakby odbierała telefon, wskazując na drzwi. Mila
skinęła jej głową.
- Już jestem sama – dodała po
chwili – Caterina zostawiła u siebie komórkę.
- Wiem. Fabio się
zdenerwował, ale Luca już mu wszystko przekazał – w głosie
Stefano słychać było troskę – Na pewno dobrze się czujesz? Tak
myślę, że może nie powinnaś jutro lecieć?
- Kochanie, nic mi nie jest. Poza tym,
to komfortowy lot prywatnym samolotem. Za nic na świecie z niego nie
zrezygnuję – starała się, żeby zabrzmiało to wesoło.
- Kocham Cię – odparł po prostu –
Niedługo będę.
Jeszcze jakiś czas siedziała,
wpatrując się w komórkę. Czym sobie zasłużyłam na
takiego mężczyznę, zadała sobie w duchu pytanie, na które
nie spodziewała się uzyskać odpowiedzi. Z korytarza dobiegł ją
przytłumiony odgłos zamykanych drzwi, a po chwili ciche pukanie.
- Caterina? - Mila odłożyła komórkę
na stolik.
- Przyniosłam Ci krople do oczu –
wyciągnęła przed siebie dłoń z małą buteleczką –
pomyślałam, że Ci się przydadzą. Jak chcesz, to Ci zakropię.
Mila ochoczo uniosła głowę.
- Dziękuje, że mnie wysłuchałaś –
szepnęła, mrugając szybko – Lżej mi teraz.
- A widzisz? – Caterina pogładziła
jej ramię – Gdybyś zdobyła się na wyznanie prawdy Stefano...
Mila potrząsnęła głową –
Jeszcze nie teraz – wyszeptała. Kogo ja oszukuję, dodała w
myślach?
Caterina westchnęła ciężko. -
Pójdę się pakować. Jutro trzeba będzie wcześnie wstać –
stwierdziła bez entuzjazmu.
- Szybko minęło – podchwyciła
Mila, wypuszczając głośno powietrze przez nos.
- No, ale za trzy dni lecę z Fabiem
na Bali – twarz Cateriny rozświetlił ciepły uśmiech – Mam
nadzieję, że wszystko się ułoży. Myśl o balu, który Cię
czeka. To wasze pierwsze wielkie wyjście! Ja przed naszym pierwszym
balem myślałam, że umrę z newów, ale potem było super!
Mila spojrzała na nią wzrokiem
pełnym smutku. Gdyby tak można było cofnąć czas, pomyślała. I
co, zaskrzeczała jej w uszach nieprzyjemna myśl, powiedziałabyś
mu? Oczywiście, że nie. Nie mam w sobie dość odwagi, uświadomiła
sobie. A jeśli on chciał ogłosić ich zaręczyny? Ta myśl
wywołała w niej panikę!
- Ej, nie rób takiej miny! -
Caterina mrugnęła do niej wesoło – Ja nie znałam prawie nikogo,
za to mnie oglądali wszyscy! Zwłaszcza kobiety – Dodała z
przekąsem – Wy się znacie tyle lat i wiesz więcej o rożnych
towarzyskich układach i układzikach, niż ja, Fabio i Stefano razem
wzięci – zażartowała – Poza tym, jesteś jego jedyną ukochaną
kobietą od lat i wszyscy o tym wiedzą – Dorzuciła.
- W takim razie ja też się popakuję
– Mila spróbowała się uśmiechnąć – Muszę dobrze
rozdzielić ubrania: co jedzie ze mną, a co ze Stefano.
- Nie zapomnij zamówić
fryzjera i kosmetyczki – Caterina uniosła w górę palec –
Masz nas godnie reprezentować – Przykazała jej z filuternym
uśmiechem – No, głowa do góry!
Na pożegnalną kolację Caterina i
Fabio wybrali Ristorante Lago Pianozes, mimo
że hotel Cristallo, w którym mieszkali oferował
wykwintniejszą kuchnię i bardziej eleganckie wnętrza. Oboje
chcieli jednak, by wszyscy czuli się swobodnie. Restauracja położona
była trochę na uboczu, nad uroczym jeziorkiem, które teraz
skute lodem i przyprószone śniegiem, wyglądało romantycznie
i tajemniczo. Brzeg po przeciwnej stronie oświetlony był
pojedynczymi światełkami okien nielicznych, rozrzuconych
nieregularnie domów. Mogli podziwiać widok z okien, wzdłuż
których ustawiono połączone stoły.
- Namawiam Paula, żebyśmy kupili tu
dom – westchnęła w pewnej chwili Alessandra – Moglibyśmy
przyjeżdżać tu także latem.
- Zawsze możemy poprosić Marię Rosę
– Paulo spojrzał wymownie na Stefano.
- Nie sądzę by miała obiekcje –
odparł dość obojętnym, choć uprzejmym tonem.
- Masz tutaj dom? - Karolina aż
zaniemówiła.
- Moja matka ma – odparł spokojnie.
Czuł, że ta rozmowa idzie w zdecydowanie nieodpowiednim kierunku –
Jest zbyt mały, żeby pomieścić nas wszystkich, a poza tym
prawdopodobnie udostępniła go jakimś swoim przyjaciołom –
zakończył dyskusję.
Mila
siedziała wyjątkowo cicho, przyglądając się rozbawionemu
towarzystwu. Z jednej strony czuła ulgę, po rozmowie z Cateriną, z
drugiej... No cóż, problem pozostał nierozwiązany.
- Jesteś zmęczona? - Stefano
nachylił się do jej ucha, odgarniając niesforny kosmyk włosów.
- Nie, tylko mi żal, że już
wyjeżdżamy – odparła cicho, nie patrząc mu w oczy – No i nie
będziemy się widzieć przez kilka dni.
- Konkretnie, to trzy – jego głos
emanował ciepłem – Nie dąsaj się już. Będę czekał
cierpliwie.
Podniosła głowę i przyjrzała mu
się uważnie. Czyżby rozważał zmianę decyzji? Mogli dalej być
po prostu parą?
- Stefano, nie zagarniaj Mili tylko
dla siebie – Karolina przyglądała im się z figlarnym uśmiechem.
- Zostaw ich w spokoju – ofuknęła
ją Baśka – Będziesz mogła się nagadać jutro, a dzisiaj niech
się sobą nacieszą.
Mila posłała jej zakłopotane
spojrzenie, czując, że się rumieni, ale po chwili roześmiała się
wesoło. Stefano, mimo że nie drgnął mu ani jeden mięsień na
twarzy, miał w oczach identyczne zakłopotanie. Mam Cię, pomyślała
z rozbawieniem.
- No, kochani – Caterina uniosła w
górę wąski kieliszek z Limoncello – Za wasz udany
lot i za nasz udany lot za trzy dni – spojrzała na męża z wiele
obiecującą miną.
- Za lot! - zawtórowali unosząc
kieliszki.
Powrót do hotelu trwał dobre
dwadzieścia minut i Mila zdążyła zapaść w coś w rodzaju
drzemki. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że była naprawdę
wyczerpana. Zmęczenie fizyczne było niczym, w porównaniu z
ciężarem psychicznym.
Stefano przez cały czas nie
odstępował swojego „biednego rannego ptaszka” jak ją nazwał
po wypadku na nartostradzie. Kiedy wysiedli z samochodów,
bezceremonialnie wziął ją na ręce i po prostu zaniósł do
windy. Nie protestowała, pragnąc jak najszybciej znaleźć się w
pościeli i jego silnych opiekuńczych ramionach.
- Przytul się do mnie – ułożył
ją na sobie, podciągając jej udo w górę, kiedy już
znaleźli się w łóżku – Nic Cię nie boli?
- Nie – zamruczała sennie –
Stefano...?
- Mhm?
- Przepraszam Cię, ale nie mam dziś
siły... - wyszeptała przytulając policzek do jego klatki.
- Nie ma sprawy – prawie ujrzała
jego ciepły uśmiech – Wystarczy, że mam Cię blisko. Chociaż,
gdybyś jednak zmieniła zdanie... - zawiesił głos. Ujął jej dłoń
i położył na swoim podbrzuszu, przesuwając ją powoli w dół.
Poczuła nabrzmiały podłużny kształt. Nie był całkiem twardy,
ale wystarczyłaby drobna pieszczota. Westchnęła głęboko, ale nie
wykonała żadnego ruchu. Po chwili przesunął jej dłoń w górę,
na swoje ramię – Dobranoc, sikorko.
- Dobranoc – w jej głosie dosłyszał
wahanie. Wstrzymał oddech – Stefano?
- Tak skarbie.
- Myślę, że nie powinieneś mnie
prosić o rękę – wyrzuciła z siebie nagle – Ja się nie nadaję
na żonę.
- A możesz mi podać choć jedną
przeszkodę? - spytał dziwnie spokojnie.
Mila milczała przez dłuższą
chwilę. Czuła, jak serce jej przyspiesza. Prawie czuła, jak uderza
o ścianę klatki piersiowej. Wzięła głęboki wdech, żeby się
uspokoić - Twoja matka wolałaby kogoś takiego jak Caterina –
powiedziała niepewnie.
- Zupełnie mnie to nie interesuje.
Poza tym, chyba nie masz racji. Była zachwycona, kiedy jej
powiedziałem, że będziemy na balu zamiast Fabia i Cateriny –
odgarnął włosy z jej twarzy – Nie rozmawiajmy dzisiaj o tej
sprawie. Powinnaś się przespać.
- Tak... ale ja nie chciałabym
wyjeżdżać wiedząc, że jestes na mnie zły. Stefano, nie wiem,
jak Ci to powiedzieć – jęknęła. W jej głosie było napięcie.
- Ćśśś, nic nie mów. Śpij
– pocałował ją w czubek głowy – Potem mi powiesz. Dam Ci tyle
czasu, ile będziesz potrzebowała.
Witaj!!!. Przepraszam bardzo, że do poprzedniej części nie odpowiedziałem. Życie- zaganiany byłem. Opowiadanie naprawdę fajne, dobrze się czyta. Czekam na kolejne części. W którymś komentarzu ktoś namawiał Cię do opublikowania książki. Przychylam się do tego. Rozumiem, że wydanie erotyka to nie jest prosta sprawa. Czytam troszkę opowiadań i w innych tego typu opowiadaniach po wycięciu scen erotycznych nic nie zostanie( nie ma nic treściwego), a u Ciebie nawet po wycięciu tychże scen powstanie świetna książka np. kryminał. Fajną fabułę opowiadania mają, szczegółowe opisy miejsc, odczucia-reakcje ludzi. Twoje opowiadania powiedziałbym są adresowane do starszych( może nie wszystkich) i bardziej wybrednych odbiorców( czytelników) bo mają poza opisami seksu jeszcze jakiś przekaz. Czym więcej seksu i to ostrego i wulgaryzmów to opowiadania adresowane są do młodszych (podstawówka- gimnazjum) czytelników( chłopców). Mogłabyś pomyśleć o wydaniu książki, bo naprawdę opowiadania warte są wydania. Pozdrawiam i czekam na kolejne części. Wiktor
OdpowiedzUsuńWow! No, po prostu mnie zamurowało. Dzięki.
UsuńA mnie także, że tak dużo mi się pisać chciało. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuń