Mila
przyglądała się z zainteresowaniem, jak Carlo, jeden z architektów
Fabia odręcznie nanosił zmiany na plany kamienic. Lubiła z nim
pracować. Miał świetne pomysły i nie był „buldożerem” jak
czasami określała w myślach tych, którzy nie liczyli się z
historią przebudowywanych miejsc. Zlecenie też jej się podobało.
Właściciele chcieli przekształcić dwie przyległe kamienice w
niewielki hotel. Poprosili o konsultację przed podjęciem decyzji.
Zależało im na udziale Mili, ale to jej raczej nie dziwiło.
Wyrobiła sobie dobrą markę. Miała solidne wykształcenie, które
dawało jej przewagę nad innymi, a przy tym z niezwykłą lekkością
zestawiała stare wartościowe elementy z nowoczesnym wyposażeniem.
No i potrafiła współpracować prawie z każdym: z
inżynierami, architektami, a co najważniejsze, z architektami
wnętrz i dekoratorami. Fabio wykorzystywał jej zdolność do
prowadzenia mediacji, dając jednocześnie dużo swobody w
podejmowaniu decyzji. Oboje na tym zyskiwali.
-
Co o tym sądzisz? – zwrócił się do niej Carlo – Jeśli
pozbędziemy się tej ściany, powstanie ładne i przestronne
pomieszczenie. Mogą tu serwować nawet kontynentalne śniadania.
-
Zgadzam się, ale zostawimy łuk. Inaczej konserwator zabytków
nie da nam zgody – Szczupłym palcem zakreśliła na kartce
półkolistą linię.
Carlo
potarł brodę palcami i zmarszczył czoło. – Jesteś pewna? –
Nie wyglądał na zachwyconego.
-
Obawiam się, że tak – Pokiwała głową. – Pogadam z nim, ale
na wszelki wypadek, weź pod uwagę łuk.
-
Skoro ty tak mówisz, to tak musi być! – Podniósł
dłonie w geście poddania.
Roześmiała
się na ten widok. Od samego rana miała doskonały humor. Co prawda,
w trakcie pierwszego spotkania w ogromnych magazynach meblowych,
pełnych nowoczesnych mebli trudno jej się było skupić, ale jakoś
się pozbierała. Miała w brzuchu motyle, raz po raz przypominające
jej o porannym szalonym pocałunku i zapowiedzi równie
niesamowitego wieczoru. Teraz też, na samo wspomnienie, poczuła
przyjemny dreszczyk.
-
Co jest? – Carlo przyglądał jej się podejrzliwie – Masz taką
dziwną minę.
-
Tak? – Znów się roześmiała.
-
Moja żona miała taką, jak w zeszłym tygodniu powiedziała mi, że
zostanę ojcem po raz drugi – zachichotał.
-
Naprawdę? Gratuluję! – Podekscytowana, ucałowała go w oba
policzki. – Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś?
-
Jesteś dziś taka roztargniona… - Pokręcił głową.
-
Ja nie jestem w ciąży – zachichotała - Zakochałam się –
dodała konfidencjonalnie.
Carlo
wybałuszył oczy. Znał Stefano od lat.
-
W Stefano! – prychnęła, widząc jego zdumienie.
-
Aha, to w porządku – odetchnął z wyraźną ulgą i mrugnął do
niej przyjaźnie – Wiosna idzie! Może też pomyślicie o
pisklętach?
Dalsze
żarty przerwało im nadejście reprezentującego właścicieli,
szpakowatego mężczyzny z brzuszkiem. Poznali go przed godziną i
wydał im się rzeczowym i rozsądnym człowiekiem.
-
Jak sądzicie? Opłaci się ta inwestycja? – spytał uprzejmie. –
Miejsce jest doskonałe, ale jeśli przeróbki będą
kosztowne, albo, co gorsza niemożliwe… - zawiesił głos.
-
Proszę się nie martwić – Mila starała się oderwać myślami od
Stefano i zawartości jego spodni – Dopatrzyłam się już kilku
wcześniejszych przeróbek, na które konserwator się
zgodził. Poza tym, te kamienice nie są aż tak stare, jak na Turyn.
-
To wspaniale! – Zatarł ręce – Jeśli pani pozwoli, to
właścicielka jest w domu obok i chciałaby z panią zamienić dwa
słowa, a pan… – Zwrócił się do Carla – Gdyby mógł
mi pan pokazać, co wymaga największych zmian.
Mila
bez pośpiechu wyszła z kamienicy i ruszyła do wejścia budynku
stojącego obok. Mieli je z Carlem scalić i stworzyć spójną
przestrzeń... O rany, znów będzie ojcem! Przypomniała sobie
przyjęcie z okazji narodzin ich syna, jakieś trzy lata temu. Jak on
to powiedział? Pisklęta... Nagle zatrzymała się gwałtownie.
Kurde, minął tydzień, a ona nie miała okresu! Wyciągnęła z
torebki telefon i szybko przeliczyła dni w kalendarzu. Nie wzięła
ostatnich dwóch tabletek, bo je straciła razem z torebką,
ale Caterina twierdziła, że to nic takiego. Miała zrobić
tygodniową przerwę i zacząć kolejne opakowanie po miesiączce...
Cholera! Nie krwawiła. Spokojnie, spokojnie, powtarzała w myślach.
Test, wizyta u ginekologa... To może być reakcja na stres. Schowała
telefon i wzięła głęboki wdech. Nawet jeśli była w ciąży, to
co? Stefano chciał mieć dziecko. Weszła do obszernego holu i
rozejrzała się. Nie było nikogo. – Dzień dobry! – Jej głos
odbił się echem od pustych ścian.
-
Dzień dobry. Jestem tutaj – Głos dobiegał z pokoju w głębi.
Ruszyła w tamtym kierunku, nie mogąc
jednak pozbyć się myśli o ciąży. Ciekawe, jak Stefano
zareagowałby na taką wiadomość? Zatrzymała się w drzwiach do
salonu i na moment ją zatkało. W niedbałej pozie, oparta o
parapet, stała Chiara.
- Ciebie się tu nie spodziewałam –
Mila z trudem odzyskała głos.
- Dlaczego? To domy wujostwa, a
właściwie prawie moje... - zawiesiła głos.
Mila milczała.
- Nie jesteś ciekawa, o czym chcę z
tobą rozmawiać? - Chiara odepchnęła się lekko od
kamiennego parapetu i stanęła wyprostowana, krzyżując ręce na
piersiach.
- Jestem pewna, że zaraz mi to
powiesz – Mila siliła się na spokój. - Jeśli chodzi o
kamienice, to potrzebuję dwóch, trzech dni... - zaczęła.
- Och, mniejsza o kamienice! – W
głosie Chiary słychać było zniecierpliwienie – Wolę
porozmawiać o tobie, a właściwie o tobie i Stefano.
- No, to akurat nie jest temat do
rozmowy – Mila poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Miała
zamiar po prostu odejść. Niech diabli wezmą zlecenie, pomyślała,
odwracając się na pięcie.
- Nie tak szybko! Nie uciekniesz
przede mną! - Chiara nie dawała za wygraną.
- Nie uciekam. Po prostu nie mamy o
czym rozmawiać. - Wzruszyła ramionami. Kogo ja chcę oszukać? Nie
potrafię z nią rozmawiać, desperowała.
- Zależy mi na nim – rzuciła
Chiara – A ja zwykle dostaję to, czego chcę.
- Skoro tak jest, to po co ze mną
rozmawiasz? - spytała, czując, że w środku cała dygocze. Jednak
próbowała uciec. - Może warto zapytać, czego chce Stefano?
- Samo wypowiedzenie jego imienia dodało jej sił.
- Nie bądź naiwna! Nie masz ze mną
szans! - Chiara patrzyła na Milę z wyższością –
Proponuję ci pieniądze w zamian za to, że oszczędzisz mi
bezsensownego użerania się z tobą.
Mila odwróciła się bez
słowa. Chciała jak najszybciej opuścić to pomieszczenie. Czuła,
jak cała krew odpływa jej z twarzy. Czy to miała być kara?
Jeszcze tego ranka myślała, że najgorsze minęło. - Rozmawiaj ze
mną! - usłyszała za plecami gniewny głos. - Mogę mu dać rzeczy,
o których nawet nie marzył!
Zatrzymała się. Coś się w niej
zagotowało. Ta wredna baba chciała jej odebrać sens życia! - Nie
wiesz o czym on marzy – Głos Mili zabrzmiał zadziwiająco
spokojnie, wręcz zimno. - Skąd wiesz, czy ja mu tego nie dałam?
Może spełniłam jego marzenie... - zawiesiła głos i patrzyła z
satysfakcją jak twarz jej rozmówczyni się zmienia.
- Chyba nie powiesz, że... -
zachłysnęła się.
- Nic ci nie powiem. -
roześmiała się trochę sztucznie.
Rozległo się skrzypnięcie drzwi
wejściowych – Mila, jesteś tu?! - Rozpoznała pełen niepokoju
głos Luki.
- Idę! - odkrzyknęła, dziękując w
duchu, że się zjawił. Była bliska omdlenia.
- I tak go stracisz – usłyszała
jadowity szept.
- Nie sądzę – wycedziła przez
zęby. Przeżyłam takie rzeczy, że mi nie zaimponujesz, dorzuciła
w myślach.
Nie miała pojęcia, skąd znalazła
w sobie siłę, by dotrzeć do wyjścia. Niech diabli wezmą te
kamienice i ich losy, powtórzyła sobie w duchu.
Przy drzwiach czekał na nią Luca -
Gdzie Carlo? - spytała, siląc się na spokojny ton.
- Już pojechał do biura. Powiedział,
że tam się spotkacie. - Luca zmarszczył brwi – Coś się stało?
- Nie. Głowa mnie boli – Machnęła
ręką – Zatrzymaj się koło apteki.
- Nie ma sprawy. Stefano dzwonił i
prosił, żebyś na niego poczekała w biurze, bo jest na spotkaniu.
- Dlaczego nie zadzwonił do mnie? -
Przynajmniej wiem, że nie spotkał się z tą suką!
- Bo wiedział, że jesteś zajęta.
Zawsze może przekazać wiadomość przeze mnie. - Luca wydawał się
zaskoczony jej pytaniem.
Mila potarła czoło, próbując
się skupić. To było logiczne. Stefano też często tak robił,
kiedy był z Fabiem. Odbierał jego telefony i pilnował rozkładu
dnia. Teraz Luca robił to dla niej, a przynajmniej się starał. Tak
po prostu. Złapała się na tym, że szuka drugiego dna w każdej
decyzji Stefano. To był jakiś obłęd! Test. Będzie czas, żeby
go zrobić, zanim się spotkają. Wyciągnęła z torebki komórkę
i odszukała numer swojego ginekologa. Przy odrobinie szczęścia
powinno się udać, pomyślała.
Kiedy parkowali przed budynkiem, w
którym mieściły się pracownie architektów,
inżynierów i informatyków, Mila prawie odzyskała
równowagę. Luca upewnił się, że nie opuści budynku i
odjechał. Wreszcie mogła użyć testu, który zdawał się
wypalać podszewkę w jej torebce.
Zamknięta w kabinie, czekała na
wynik, zastanawiając się, czy dodatkowy paseczek w okienku
plastikowej płytki skomplikuje jej życie, czy raczej uprości?
Siedziała na klapie zamkniętej muszli klozetowej i kiwała się w
przód i w tył, wpatrując się tępo w mały prostokącik.
Przypomniała sobie słowa Alessandry. - Powinniście się pobrać.
To ostudzi zapędy tej cwaniary. Dziecko, to chyba wystarczający
powód do ponownego oświadczenia się, pomyślała. Z drugiej
strony, jak to będzie wyglądało?! - Ożeń się ze mną, bo jestem
w ciąży. - Okropność! Jeszcze wystarczy poprosić o pieniądze i
i mamy „brazylijską telenowelę”. Wzdrygnęła się.
Ktoś wszedł do łazienki. Słyszała
stukanie obcasów o posadzkę, ciche skrzypnięcie drzwi od
kabiny obok. Ja tu przeżywam katusze, a życie obok toczy się jakby
nigdy nic, przemknęło jej przez myśl. Dziewczyna za ścianą
pogwizdywała coś cicho i niepostrzeżenie wpadająca w ucho melodia
wśliznęła się do umysłu Mili. Znała to, znała...
„Come
vorrei vorrei amarti meno
e invece no, niente oltre te
e invece no, sei padrone di me...”
e invece no, niente oltre te
e invece no, sei padrone di me...”
(Jak
bardzo chciałabym, chciałabym kochać cię mniej
a tymczasem nie, nic oprócz ciebie
a tymczasem nie, nic oprócz ciebie
a
tymczasem nie, jesteś władcą mojego życia...)
Poczuła drapanie w gardle. Co się
ze mną dzieje? Stara piosenka z San Remo wytrąca mnie z równowagi?
Kompletnie mi odbiło!
Odgłos spuszczanej wody i
równoczesne trzaśnięcie drzwi sprawiły, że aż
podskoczyła. Spojrzała na test. Jedna kreska. Jedna! Sprawdziła na
zegarku. Osiem minut, a wystarczyło pięć... Z głośnym sykiem
wypuściła powietrze z płuc. A więc los chciał, żeby wszystko
było oparte na wolnej woli, bez przymusu... Przełknęła ślinę.
Może to i lepiej? Upchnęła wszystko do torebki i ostrożnie
uchyliła drzwi. Była w łazience sama.
„Come
vorrei vorrei amarti meno
e invece no, niente oltre te...”
e invece no, niente oltre te...”
Nuciła pod nosem, myjąc
ręce.
-----------------
Stefano stał już przy drzwiach,
kiedy Benedetta podeszła do niego i położyła mu na ramieniu dłoń.
Odwrócił się i ucałował ją w oba policzki.
- Dziękuję – szepnęła z
uśmiechem – Mogłam kogoś wynająć, ale nie lubię, jak obcy
dotykają moich osobistych rzeczy.
- Mamo, przecież wiesz, że zawsze ci
pomogę. Wystarczy telefon... - Jego spojrzenie pełne było ciepła
i miłości.
- Mój mały chłopiec –
westchnęła – Tak bym chciała, żebyś był szczęśliwy.
- Jestem – Rozciągnął usta w
szczerym uśmiechu.
- Wiesz, co mam na myśli. -
Pogłaskała jego gładko ogolony policzek - I chciałabym dożyć
wnuka – dodała cicho.
- Pracuję nad tym – Poczuł się
odrobinę zakłopotany. Matka potrafiła go przejrzeć, jak nikt
inny. Na szczęście, nie była zachłanna, jak większość matek
włoskich „mammone” - Chcę powiedzieć Mili o domu... -
zawiesił głos.
Benedetta przyglądała mu się z
uwagą. Miał dziwne uczucie. Z jednej strony chciał już wyjść,
skryć się przed nią, ale z drugiej... Gdzieś w głębi duszy
nosił niepokój.
- Obawiasz się jej reakcji? - Pytanie
trafiło w sedno. Uniósł głowę zaskoczony. - Niepotrzebnie
– powiedziała ze spokojem. - Stefano, nie jestem głupia. Widzę,
że coś się dzieje między wami. Mila nie miała na palcu
pierścionka, który ci dałam. - W jej głosie dało się
wyczuć nutkę zawodu - Ale wiem, że się kochacie. Ja nigdy nie
zaznałam czegoś tak wspaniałego... Może dawno temu, na samym
początku – Otarła ukradkiem łzę.
- Właściwie mi nie odpowiedziała...
- Nie bardzo wiedział, jak wytłumaczyć matce całą sytuację, bez
wciągania jej w szczegóły.
– Na twoim miejscu byłabym
spokojna. Po prostu zapytaj ją znowu. - Wzruszyła ramionami –
Kobiety takie są. Pokaż jej, że może na tobie polegać, że
zapewnisz jej dom. Kocha cię.
- Mam nadzieję – wykrztusił przez
ściśnięte gardło.
- Mnie nie oszukacie. Widzę, jak na
siebie patrzycie. Jakby wcale nie było tych lat, jakbyście się
poznali wczoraj. – dodała weselej – No, idź już – Popchnęła
do lekko w stronę drzwi.
Wsiadając do samochodu spojrzał w
lusterko. Po twarzy błąkał mu się uśmiech. Czuł przyjemny
dreszczyk emocji, na myśl o niespodziance jaką przygotował dla
Mili. Tak naprawdę, miała to być niespodzianka dla nich obojga.
Przed pracą zdążył jeszcze kupić potrzebne rzeczy...
Przyjemne rozmyślania przerwał mu
sygnał SMS-a.
„1. Propozycja przyjęta.
2.Przesyłka zlokalizowana, do podjęcia za trzy dni”.
Uśmiechnął się do siebie. Zdaje
się, że wszystko zaczynało się wreszcie układać po jego myśli.
Bardzo liczył na Nikołaja. Już od pewnego czasu chciał mu
zaproponować stałą posadę w nowotworzonej części firmy. Fabio
nie miał zastrzeżeń. Ostateczna decyzja zapadła po osobistym
spotkaniu. Przypadli sobie do gustu. Dla przyzwoitości, odczekał
dobę i złożył propozycję. Nikołaj postąpił tak samo, zanim
się zgodził. No i drugi „ptaszek” się znalazł. - To dobra
wróżba – powiedział do siebie i zapuścił silnik.
Przyjemny niski dźwięk był muzyką dla jego uszu.
- Jaka jesteś rozśpiewana. „Come
vorrei vorrei volerti meno. Come si fa? Bella come sei...” (Jak
chciałbym, chciałbym pragnąć cię mniej. Jak to zrobić? Jesteś
taka piękna...) – zanucił.
- Przyczepiła się do mnie dzisiaj ta
melodia! Dokąd mnie zabierasz? - Mila domknęła za sobą drzwi
samochodu i pocałowała Stefano w policzek.
- Jak ci powiem, to nie będzie
niespodzianki – Uśmiechnął się chytrze i podał jej papierową
torebkę z logo Chanel.
- Prezent? - Zdziwiła się.
- Tak. Zawiąż sobie oczy –
polecił. - Najpierw musimy ustalić reguły.
- Reguły? - rzuciła podekscytowana.
- Mhm. Chciałbym czegoś spróbować,
ale żeby się udało, musisz mi całkowicie zaufać. Powiedzmy... na
dwie godziny.
- Ufam ci. Zawsze ci ufałam...
- Chodzi mi o takie zaufanie... -
Szukał słów – Całkowite. Bezwzględne. Masz robić
dokładnie to, czego zażądam. – Obniżył głos. - Teraz zasłoń
sobie oczy.
- Och! Reguły. - Już sama zapowiedź
ją podnieciła. - Hasła bezpieczeństwa też?
Stefano nie odpowiedział od razu.
Właściwie wcale o tym nie pomyślał. Nie potrzebowali żadnych
haseł, ale skoro tak ją to kręciło? Spojrzał na jej zaciśnięte
uda. - Taaak – powiedział powoli – Wybierz sobie słowo, którego
użyjesz, gdybyś chciała mnie powstrzymać – Celowo nadał
swojemu głosowi niskie głębokie brzmienie.
Mila zawiązała szal z tyłu głowy.
Zastanawiała się przez chwilę, oddychając przez otwarte usta –
Zamek – wyszeptała przejęta.
- Zamek? - powtórzył – No
tak! Już raz tego użyłaś – uśmiechnął się do siebie.
O rany, wcale nie miała zamiaru użyć
go wtedy jako hasła. Naprawdę widziała zamek. A on zapamiętał
ich rozmowę sprzed kilku lat! - Święte nieba, pamiętasz wszystko,
co ci mówię? - spytała z niedowierzaniem.
- Dlaczego cię to dziwi? Zapamiętuję
ważne rzeczy, a ty jesteś dla mnie ważna. Najważniejsza –
Poprawił się. Jechał niezbyt szybko, wybierając nieco okrężną
drogę. - No dobrze, wróćmy do reguł. Masz spełniać moje
polecenia bez sprzeciwu. Wolno ci się odzywać tylko, kiedy ci
pozwolę, albo o coś zapytam. Zrozumiałaś? - W jego głosie
zabrzmiała groźba, ale Mila odebrała ją, jak grzeszną obietnicę.
- Zrozumiałam! - pisnęła – Czy
mam do ciebie mówić „tak panie”?
- Chyba jednak nie zrozumiałaś –
Głos miał seksownie niski, nabrzmiały pożądaniem. O kurwa, ale
to podniecające, przemknęło mu przez myśl. Właśnie sobie
uświadomił, że mu stanął. - Potem się z tobą policzę.
- Przepraszam – szepnęła. Wierciła
się niespokojnie, nasłuchując odgłosów ulicy. Kiedy
samochód się zatrzymał, była tak podekscytowana, że
całkiem zapomniała, gdzie jest i uderzyła głową o szybę.
- Spokojnie kochanie, poczekaj tu i
nie podglądaj – Wysiadł z samochodu, przeskoczył kilka schodków
i otworzył szeroko drzwi do domu, blokując je, by się nie
zamknęły. Wrócił do samochodu i pomógł jej wysiąść.
- Wezmę cię na ręce – powiedział, zamykając drzwi do auta.
Mijający ich ludzie przyglądali im
się z uśmiechem. Wyglądali, jak para nowożeńców,
przekraczająca po raz pierwszy próg nowego domu.
- Gdzie jesteśmy? - Mila łowiła
docierające do niej hałasy.
- Wszystko w swoim czasie. Ty naprawdę
mnie prowokujesz tym swoim nieposłuszeństwem – szepnął jej do
ucha.
Umilkła natychmiast. Stefano niósł
ją w górę, potem zamknęły się za nimi drzwi. Kawałek
przeszedł po prostym, potem znów po schodach w górę.
Wokół nich panowała całkowita cisza. Kroki odbijały się
echem od ścian. Nie miała pojęcia, gdzie jest. W domu nie, w
hotelu też nie, myślała gorączkowo.
- Postawię cię na podłodze. -
powiedział nagle i po chwili dotknęła stopami podłoża – Stój
grzecznie, chcę cię rozebrać.
Mila poruszyła się niespokojnie,
ale tym razem powstrzymała się od słów. Stefano powoli
rozpiął guziki jej bluzki i zsunął ją razem z płaszczykiem,
który na sobie miała. Po chwili poczuła, że sięgnął do
tyłu i rozpiął guzik. Spódnica gładko zjechała w dół.
Usłyszała pomruk zadowolenia. Specjalnie zamieniła rajstopy na
pończochy. Opłaciło się!
- Zrób krok do tyłu i usiądź
– Usłyszała jego seksownie niski głos tuż przed sobą. Wykonała
polecenie. Zdjął ostrożnie jej krótkie kozaczki na obcasie.
- Ręce do przodu. To nam nie będzie potrzebne – Odpiął stanik.
Popchnął ją lekko, tak że padła na materac. - Teraz ręce w górę
– polecił.
Poczuła, jak materac obok niej ugina
się pod jego ciężarem. Podciągnął ją w górę i założył
pętlę z miękkiego sznura najpierw na jeden, a potem na drugi
nadgarstek. Zadrżała.
- Nie jesteś związana – powiedział
natychmiast – Możesz w każdej chwili wysunąć ręce,o tak –
poruszył jej dłońmi - Ale nie chcę, żebyś to robiła. Zgoda?
- Zgoda – szepnęła bez tchu. -
Jesteśmy tu sami – upewniła się.
- Kochanie, do trzech razy sztuka.
Miarka się przebrała! – Położył ciężką dłoń na jej
dekolcie i powoli przesunął po jej ciele w dół, między
piersiami, po brzuchu, aż do spojenia.
Wyprężyła się pod tym dotykiem,
zaciskając jednocześnie palce na sznurze.
- Chcę wiedzieć, czy cię to
podnieca? – Władczy ton doskonale podkreślał jego słowa. -
Odpowiedz.
- Nie wiem, co? – jęknęła,
zaciskając odruchowo uda.
- To, że nie przestrzegasz reguł i
będę musiał dać ci klapsa, albo nawet kilka... Odpowiedz mi!
- Tak.
- Co tak?
- Podnieca mnie to! - wydyszała.
- Tak myślałem – stwierdził z
zadowoleniem. Zrzucił z siebie kurtkę i koszulę. Wcześniej pozbył
się butów i skarpet. - Rozsuń nogi. Chcę wiedzieć, jak
bardzo się podnieciłaś.
Niski tembr jego głosu i władczy
ton sprawił, że zareagowała natychmiast. Z drugiej strony, pokusa
odrobiny nieposłuszeństwa była taka silna, a wizja wymierzanej
kary cielesnej, taka podniecająca... Dotyk sznura na rękach
sparaliżował ją na ułamek sekundy, ale to minęło. Teraz czuła
przyjemne rozpieranie między nogami i narastające pragnienie
wypełnienia, ale Stefano się nie spieszył. Gładził palcem
koronkę majtek, sunąc za każdym razem nieco niżej. Mila oddychała
coraz szybciej i płycej. Wreszcie poczuła, jak jego palce zahaczają
o gumkę i po chwili miała na sobie jedynie samonośne pończochy.
- Jaka jesteś mokra. - Dwa palce
wsunęły się do jej wnętrza, sprawiając, że jęknęła głośno,
próbując jednocześnie złączyć uda. Nie mówić bez
pytania? Zgoda, ale jednak... - Szeroko skarbie! – Wydyszał. -
Jedną ręką pieścił jej łechtaczkę i obrzmiałą, ociekającą
wilgocią szparkę, podczas gdy drugą rozpiął spodnie i wyciągnął
na zewnątrz twardy wzwód. Widok leżącej przed nim,
całkowicie oddanej i potulnej Mili był tak podniecający, że
zaczął się obawiać o swoje możliwości. Weź się w garść,
zganił się w myślach. Palce miał mokre od jej soków.
Chwycił miękkie uda i zmusił do podciągnięcia w górę
kolan. - Powiesz mi, jak będziesz blisko – warknął.
- Tak, powiem... – wyjęczała.
Wszedł w nią powoli, jednym płynnym
ruchem. Natychmiast odpowiedziała mu wypchnięciem bioder i
przeciągłym jękiem. Oboje zamarli na chwilę w bezruchu, jakby się
upajali tym zespoleniem. - Ale mi w tobie dobrze - Stefano odetchnął
głęboko i wycofał się. Oparł się na rękach po obu stronach jej
szyi i zaczął gwałtownie pracować biodrami. Pięć... dziesięć...
dwadzieścia... liczył w myślach, starając się opanować
narastające podniecenie. Mila wiła się i prężyła pod nim bliska
ekstazy. Jej rozchylone usta łapały szybkie, płytkie oddechy...
- Oooooch! - Wygięła się,
odchylając głowę.
Stefano znieruchomiał. Mila nadal
się poruszała, próbując zmusić go do działania.
- Błagam! - skamlała. Było jej
wszystko jedno. Pragnęła doświadczyć spełnienia, które
wydawało się tak bliskie.
- Nie ruszaj się skarbie. – Dotarł
do niej jego schrypnięty głos. - Nie ruszaj się!
Ale ona właśnie chciała się
ruszać! - Och!
Stefano wysunął się gwałtownie,
wciskając jednocześnie jej biodra w materac.
- Trzymaj się – wychrypiał,
chwytając ją za nogi. Nagle obrócił ją na brzuch. - Nie
słuchasz mnie! Tyłek w górę – warknął.
Wsunął jej pod biodra coś
miękkiego, sprężystego... poduszkę? Leżała, dysząc z emocji.
Była tak blisko... Co teraz? Klapsy? Miała w głowie zamęt.
Najpierw usłyszała głośne plaśniecie, a dopiero potem poczuła
piekący ból - Ałła!
- Bolało? - cichy, niski głos
zabrzmiał tuż obok jej ucha. Poczuła ciepły oddech na karku i
twardy kształt dociskający się do jej obolałego pośladka.
- Tak. - jęknęła.
- Przyjemne? - Wyprostował się.
- Tak. - wyszeptała. Co mogła
poradzić na to, że właśnie tak to odczuła?
- Podoba mi się ślad mojej ręki na
twojej pupie – Stefano pogładził zaczerwienione miejsce. - To za
to, że byłaś nieposłuszna, a to... - Cofnął rękę i wymierzył
klapsa w drugi pośladek – Za to, że mi nie powiedziałaś... -
krzyknęła głośno - Chciałaś dojść, chociaż ci nie
pozwoliłem.
Czekał na sprzeciw, albo chociaż na
użalanie się nad sobą, ale się nie doczekał.
- Przepraszam, już nie będę –
Cichy szept zabrzmiał tak słodko...
Pochylił się i zaczął delikatnie
całować zaróżowione pośladki. Mila wciągnęła powietrze
z głośnym sykiem. Obnażył zęby i przyszczypał skórę.
Wypięła się mocniej. Czuł, że musi ją mieć. Teraz.
Natychmiast! Pragnął jej, jak powietrza. Podciągnął w górę
krągłe biodra. - Dalej skarbie, zróbmy to – wychrypiał,
wchodząc w ją bez trudu. Była miękka i mokra. Zagłębienie jej
pleców lśniło od potu. Czysta rozkosz. - Krzycz, jeśli
chcesz. Nikt nie usłyszy...
Krzyknęła przeciągle, czując, że
narasta w niej pulsująca fala rozkoszy. Stefano poruszał się
mocnymi zdecydowanymi ruchami, wydając przy każdym pchnięciu
gardłowe stękniecie. Zwykle kochał się cicho, ale tym razem go
poniosło. Od czasu do czasu, wymierzał lekkiego klapsa to w jeden,
to w drugi pośladek. Były słabsze niż dwa pierwsze, ale
wywoływały dokładnie taki sam efekt. Mila odchodziła od zmysłów.
- Dalej sikorko, chcę zobaczyć, że
ci dobrze. – wychrypiał. - Chcę usłyszeć.
Słowa dotarły do niej i zadziałały
jak katalizator. Tego potrzebowała, przyzwolenia.
- Teraz – jęknęła – Teraz!
Teeeraaaaaz! - Jej głośny krzyk odbił się od ścian.
Wbił się jeszcze raz, ostatni, i znieruchomiał, czując, jak potężna fala przetacza się przez jego wyprężone ciało. Uporczywe skurcze jąder zmusiły go do poruszenia biodrami. Więc to tego szukali: ona – uległości, on – dominacji. Zawsze dążyli do uzupełnienia się, choć sobie tego nie uświadamiali. Teraz, kiedy wreszcie odkryli swoje prawdziwe natury, tworzyli doskonałą całość. Odetchnął głęboko i ostrożnie przetoczył się na bok, pociągając ją za sobą. Dyszeli.
Wbił się jeszcze raz, ostatni, i znieruchomiał, czując, jak potężna fala przetacza się przez jego wyprężone ciało. Uporczywe skurcze jąder zmusiły go do poruszenia biodrami. Więc to tego szukali: ona – uległości, on – dominacji. Zawsze dążyli do uzupełnienia się, choć sobie tego nie uświadamiali. Teraz, kiedy wreszcie odkryli swoje prawdziwe natury, tworzyli doskonałą całość. Odetchnął głęboko i ostrożnie przetoczył się na bok, pociągając ją za sobą. Dyszeli.
- Fantastycznie – westchnęła z
rozmarzeniem. Tak cudownie było nie myśleć, tylko czuć. Bez
skrępowania, bez hamulców, wiedząc, że on odczuwa taką
samą rozkosz...
- Jesteś uzależniająca – szepnął
jej do ucha, pokrywając pocałunkami spoconą szyję i kark.
- Ale nie idź na odwyk –
zachichotała.
- Teraz, kiedy wiem, jak się z tobą
bzykać? Nie zamierzam! - Sięgnął w górę i uwolnił jej
nadgarstki.
- Mogę już patrzeć? - spytała
nieśmiało.
- Jeszcze nie, ale reguły już nie
obowiązują. Chcę cię o coś spytać. Nie musisz mi odpowiadać,
ale pamiętaj, że było mi naprawdę dobrze i twoja odpowiedź tego
nie zmieni. - Dał jej chwilę, żeby dobrze go zrozumiała – Chcę
się tak kochać. - ciągnął - Nie zawsze muszę zadawać ci ból.
Bardziej zależy mi na dominacji.
- W porządku. Pytaj – Chyba
wiedziała, co nie dawało mu spokoju.
- Czy kiedy się kochaliśmy, mam na
myśli „teraz”... Czy przypomniało ci się tamto? - zadał to
pytanie spokojnie, ale wiedziała doskonale, że w głębi duszy nie
był spokojny.
- Nie. Ani przez chwilę! – odparła
z mocą – Nawet kiedy mnie wiązałeś. Zawahałam się, ale to był
odruch. Nie myślałam.
Otoczył ją ramionami i przytulił
do siebie, wdychając zapach jej włosów. Czuła go w sobie i
na sobie. Czuła go tak blisko, jakby stopili się w jedną całość.
Wydało jej się, że ich serca biją jednakowym przyspieszonym
rytmem.
Leżeli tak dobrych kilka minut,
zanim Stefano rozluźnił uścisk, odsunął się i jednym wprawnym
ruchem zdjął jej z oczu zasłonę. Zamrugała kilka razy, zanim
obraz wyostrzył się na tyle, że poznała wnętrze. - O ja cię...!
- głos uwiązł jej w gardle. Usiadła gwałtownie.
Witaj!!!. WOW,WOW,WOW!!!!. Roksano Ty to umiesz rozpogodzić taki pochmurny dzień. Jednak w tym opowiadaniu nie tylko "momenty" są. Rewelacja. Pozdrawiam Wiktor
OdpowiedzUsuńDzięki Wiktor! Zawsze mogę na Ciebie liczyć ;)))
UsuńRoksano bo ja zawsze czekam na następną część. Wiesz faceci nie są najlepsi w wyrażaniu uczuć i emocji.
UsuńCudooowne! Aż brak słów..:))
OdpowiedzUsuńsuper,kiedy cd?
OdpowiedzUsuń